niedziela, 3 czerwca 2018

Rozdział 15

Rozchyliłam swoje ociężałe powieki,spostrzegawszy,że nastał już dzień,przez niewielkie okna z kratami wpadało światło z zewnątrz.Skrzywiłam się,czując ból na całym ciele.Miałam zesztywnione plecy i strasznie zdrętwiały kark.Spanie na drewnianej ławie bez poduszki i jakiegokolwiek prześpieciardła czy też koca,było udręka.Czego innego mogłam się spodziewać? To więźienie,zimny loch dla nieposłusznych istot.Odczuwałam silne pragnienie,chciałam się czegoś napić i byłam głodna,ale w pierwszej kolejności chciałam zaspokoić pragnienie.
-Alex obudziłaś już się? - Zapytał Damon.
-Tak - Odparłam leniwym głosem.
-Za chwilę powinni przyjść strażnicy - Oświadczył - Pewnie przyniosą nam wodę i jakieś jedzenie.
-Mam nadzieję,strasznie chce mi się pić - Jęknęłam zgodnie z prawdą.
Jakieś niecałe pięć minut później do lochów ktoś wszedł,ale nie byli to strażnicy.Podeszłam do krat słysząc zbliżające się kroki.
-Bonnie! - Krzyknął Damon z ulgą w głosie,a ja wychyliłam się bardziej i też ją zobaczyłam,a zaraz za nią blondwłosą Caroline.
-Czołem trenerze - Zasalutowała z humorem Caroline.
-Jak się tu dostałyście? - Zapytał oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
-Moc Bonnie nam pomogła.Uśpiła strażnika jakimś zaklęciem,którego się nauczyła z zakazanej księgi czarów. - Wyjaśniła blondynka.
-Nie miałyśmy wyboru - Wzruszyła ramionami Bonnie i nie czekając na nic otworzyła kluczami kraty,które więziły Damon'a.Wampir automatycznie wyszedł przejmując z ręki czarownicy klucze,a następnie zmierzając w moją stronę. - Musimy się pośpieszyć,strażnicy mogą tu być lada chwila - Uprzedziła nas Bonnie.Damon otworzył moje kraty,a ja pośpiesznie opuściłam celę.Wampir bez wahania przyciagnął mnie do siebie i wtulił w swój tors.Przytuliłam się do niego nieco uspokajając się i uświadamiając sobie,że czuję się trochę bezpieczniej.Obie dziewczyny znacząco na siebie zerknęły,a potem przeniosły swoje oczęta na nas.
-A więc to prawda - Zaczęła Bonnie. - Jesteście razem.
-O kurcze,jesteście jak Romeo i Julia - Stwierdziła z entuzjazmem Car,a Bonnie dała jej lekkiego kuksańca.
-Caroline - Zmierzyła ją karcącym wzrokiem.
-Z taką różnicą,że wy macie inne zakończenie - Dodała próbując się jakoś wykaraskać z swojego poprzedniego komentarza.
-Caroline - Powtórzyła Bonnie dając jej znak,aby się zamknęła.
-Bon-bon ma rację,musimy iść zanim przyjdą strażnicy. - Powiedział Damon i chwycił moją ręke.Zdałam sobie sprawę,że ta dwójka naprawdę musi się porządnie lubić,skoro Bonnie,a raczej jak ją nazwał po swojemu Damon,,Bon-bon" przyszła go uratować i przy okazji mnie.Wampir pociągnął mnie za sobą i powędrowaliśmy do wyjścia zaraz za dziewczynami.Cały czas trzymał moją rękę,jakby bał się,że mnie straci na zawsze.Minęliśmy nieprzytomnego strażnika,który leżał przy drzwiach wejściowych do lochu.
-Oh,no to sobie pośpisz trochę biedaczku. - Zaśmiała się ironicznie wampirzyca patrząc na nieprzytomnego strażnika.
-Mamy jakiś plan? - Odezwałam się w końcu.
-Musimy was gdzieś przechować - Oznajmiła Bonnie. - Chodźcie za mną.Czarowica szybkimi ruchami wyszła z akademii.Poczłapaliśmy wszyscy za nią i o dziwo zorientowałam się,że zbliżamy się do lasu ulokowanego jakieś kilkanaście metrów za akademią.To był ten sam las do którego kiedyś szłam z Caroline i Bonnie,a zakończyło się to tak,że spotkałyśmy tam Damon'a,który uratował nam tyłki i nie zgłosił nikomu tego incydentu.Ciekawie,czy zrobił to ze zwględu na mnie,czy na Bonnie,która jak widać,była jego dobrą przyjaciółką i w dodatku ładną przyjaciółką.Była niższa ode mnie i miała o wiele ciemniejszą karnację niż ja.Posiadała też bardziej gęściejsze włosy i nieco bardziej pełniejsze usta.Zdecydowanie nie można było powiedzieć o niej,że jest brzydka,wręcz przeciwnie,była naprawdę dość atrakcyjna,ale nie wyglądała na pustą dziewczynę,raczej sprawiała wrażenie miłej.
-Bon-bon,dokąd nas prowadzisz? - Jeknął niezbyt zadowolony Damon,który nadal trzymał moją ręke.
-W bezpieczne miejsce. - Odburknęła za nią Caroline.
-Las raczej nie wydaje się bezpieczny - Skwitował Damon.
-To tylko kilka godzn - Zakomunikowała uspokajająco Bonnie.
Doszliśmy jakieś pół godziny później do niewielkiej drewnianej chatki,przypominającą siedzibę jakiejś starszej kobiety.Była na końcu lasu przy wąskim strumyku płynącym obok niej.Damon spojrzał znacząco na mnie,a ja nie kryłam lekkiego zaniepokojenia tym widokiem.Bonnie ruszyła do drewnianych drzwi i bez wahania zapukała czekając cierpliwie aż ktoś nam otworzy.
-Kto tu mieszka? - Zapytałam go bezgłośnie.
-Reina - Odparł.- Czarownica.
-Czarownica? - Popatrzyłam pytająco na swojego chłopaka,a stare drewniane drzwi uchyliły się.Wszyscy wbili swoje oczęta w kierunku kobiety,która w nich stanęła.Dopiero po chwili zorientowałam się,że wyglądała na staruszkę i faktycznie nią była.
-Witajcie - Odezwała się staruszka dość ochrypłym głosem.
-Witaj Rein'o - Bonnie uścisnęła jej ręke,a ta uśmiechnęła się do niej jak i do całej naszej reszty.
-Wejdźcie proszę do środka - Zaprosiła nas zachęcającym tonem głosu.Każde z nas powoli i z lekką niepewnością weszło do środka jej chatki.Gdy przechodziłam obok kobiety,ścisnęłam mocniej ręke Damon'a,jakbym bała się,że owa staruszka mi coś zrobi.Damon nie zareagował na mój mocniejszy ścisk,był zajęty rozglądaniem się po chatce,która wydawała się całkiem przytulna w wewnątrz.Posiadała kominek i dwa szerokie fotele,na którym mogły spokojnie zmieścić się dwie szczupłe kobiety.Mała niewielka starodawna kuchnia i raczej średniej wielkości okna.Dach był zrobiony z drewna jak większość rzeczy w domku.
-Więc...które z was miało problem? - Kobieta zamknęła powoli drzwi i mozolnym krokiem ruszyła w stronę wolnego fotelu.
-Damon i Alex - Odpowiedziała za nas Bonnie.Kobieta usiadła wygodnie na fotelu.
-Przepraszam,ale muszę usiaść...Mam już swoje lata - Narzekała jak to starsi ludzie zazwyczaj.
-W porządku - Szepnęła wyrozumiale Bonnie.
-Więc? Damon Salvatore - Powiedziała znacząco i popatrzyła na niego,a ten lekko spuścił głowę. - Zakochałeś się w pół wilkołaku? 
-Mało powiedziane - Odparł na słowa staruszki.
-Musimy im pomóc.Grozi im śmierć - Zakomuikowała zmartwiona Bonnie.
-Jest kilka wyjść,ale nikt nie wie jaki one mogą mieć wpływ na przyszłość - Uprzedziła nas staruszka.
-Co to oznacza? - Zapytałam ostrożnie.
-Że wszystko ponosi ryzyko.Żadne wyjście z tej sytuacji nie jest stu procentowo bezpieczne.
-Jakie wyjścia nam polecasz? Tylko błagam,coś sensownego - Rzucił nieco leniwie Damon.
-Eliksir zapomnienia lub ucieczka z zaświatów.Żadne wyjście nie jest bezpieczne - Ostrzegła Reina.
-To wyjście nie jest dobre - Skrytykował Damon z niezadowoloną miną.
-Profesor wolfey mówiła kiedyś o lekarstwie na wampiryzm i wilczych ziołach.Wie Pani coś o tym?
-Oczywiście,że wiem.Takie lekarstwa tworzą zazwyczaj czarownice,wilcze zioła są bardziej dostępne,osłabiają wilkołaka,lecz w dużej ilości mogą zabić lub pozbawić go mocy jakiej posiada.To niebezpieczne substancje dla takich istot jak wy - Spojrzała na Damon'a.
-Gdybym wzięła wilcze ziele...Przestałabym być.. - Zawiesiłam.
-Ani mi się waż - Zaprotestował Damon. - Nie będziesz ryzykowała życiem.
-Damon,to moje życie i moja decyzja - Przypomniałam mu.
-Powiedziałem "Nie" - Syknął donośnym tonem głosu,a staruszka przeniosła swój wzrok na mnie.
-Naprawdę to rozważasz? - Zapytała mnie łagodnymc tonem Rein'a.
-Tak,a jeśli nie to...To ucieczkę z zaświatów. - Oświadczyłam nieco pewniej.
-To niebezpieczne. - Powiedziała przejęta Caroline.Trochę zdziwiło mnie to,ta dziewczyna lubiła ryzyko.
-Jeśli tu zostaniemy,zdemaskują nas. - Starałam się racjonalnie myśleć.
-Alex,oni już to zrobili - Powiedział wampir jakbym nie zdawała sobie z tego sprawy.
-Więc jaki inny pomysł masz? - Zapytałam automatycznie Damon'a.
-Nie mam - Syknął z lekką ironią w głosie - Ale coś wymyślimy,bez obaw.
-Jestem ! - Odezwał się męski głos pukający do drzwi chatki Rein'y. - Rein'a? Jesteś tam? - Zawołał.
-Wejdź - Zaprosiła go nie opuszczając swojego fotela.Drzwi otworzył sam Rick.
-Jak długo już tu jesteście? - Zapytał wpatrując się w nas jak w stado duchów.
-Od jakichś dwudziestu minut? - Powiedziała ironicznie Car,chyba nie była zadowolona,że Rick pojawił się dopiero teraz. - Spóźnił się trener,a prosiłam być na czas. - Jeknęła teatralnie wampirzyca trzepocząc swoimi rzęsami. 
-Wybacz - Szepnął Rick i zerknął na Damon'a. - Wymyśliliście coś? 
-Raczej marnie nam idzie - Marudził Damon.
-Musimy stąd wiać,jeszcze dziś. - Zarządziłam stanowczo.
-Chcesz uciec? To nie wyjście. - Zaprzeczył Damon.
-Lepszego wyjścia z tej sytuacji nie ma.Ma rację - Przyznała Bonnie.
-A co będzie potem? Pomysł nie jest najlepszy - Wytknął mi wampir.
-Damon,nie mamy czasu.Trzeba podjąć jakąś decyzję. - Alarick sprowadził nas na Ziemię.
-Nie pozwolę znów jej zniknąć - Wampir sprzeciwił się na słowa Rick'a.
-Pozwól jej podjąć decyzję. - Poprosił Alarick.
-Nie mów mi co mam robić,Rick - Uniósł się lekko Damon.
-To może zacznij myśleć racjonalnie - Oddał mu tym samym tonem Rick. - Wiesz,że możecie zginąć?
-Odkryłeś amerykę. - Odfuknął. - Cholera,Rick! Myślisz,że to jest takie łatwe?! - Syknął wampir.
-Przestańcie! - Krzyknęłam,a oboje ucichnęli przenosząc nagle swój wzrok na moją postać. -Nie możecie się kłócić.
-Ma rację.Kłótnie nic nam nie dadzą. - Zgodziła się ze mną Bonnie.
-To moje życie,podejmę decyzję sama. - Zaapelowałam,a wszyscy odetchnęli z ulgą,prócz mojego chłopaka.
Zjedliśmy skromny posiłek u Rein'y i zaspokoiliśmy pragnienie.Potem tak jak zarządziłam,poszliśmy wszyscy w głąb lasu,dokładnie w to miejsce,które zazwyczaj służyło jako pole portalu.Bonnie swoim zaklęciem mogła przeleportować mnie na Ziemię,tylko w ten sposób mogłam być bezpieczniejsza.Szłam tym razem obok Bonnie i Caroline,które jak się wydawało,popierały moją decyzję.Damon wlekł się wraz z Alarick'iem za nami.Przyjaciel mojego chłopaka,starał się mu wytłumaczyć,że powinien uszanować moją decyzję,jednak mina Damon'a wskazywała na to,że nie bardzo jest zadowolony z moich kroków jakie zamierzam wykonać.
-I o to jesteśmy - Odezwała się Bonnie. - Pożegnaj się z Damon'em.Nie wiadomo kiedy się znów zobaczycie - Uśmiechnęła się pocieszająco,a ja ruszyłam do Damon'a.Alarick odszedł kilka metrów od nas,abyśmy mieli trochę sekund dla siebie.Caroline rozmawiała o czymś z Bonnie,wszyscy udawali,że nie zwracają na nas uwagi,jednak w rzeczywistości było inaczej.
-Nie bądź zły,proszę - Szepnęłam do niego widząc jego poważny wyraz twarzy.
-Nie jestem. - Zaprzeczył pół głosem. - Po prostu to wszystko dzieje się za szybko.
-Wiem,ale nie mamy na to wpływu. - Powiedziałam zawiedziona całą sytuacją.
-Uważaj na siebie - Powiedział z zasadniczym tonem głosu. - Nie chcę żeby coś ci się stało.
-Będzie dobrze,obiecuje Damon - Zapewniłam,chociaż nie byłam w stu procentach pewna swojej obietnicy.
-Nie obiecuj - Rzucił z lekkim gniewem w głosie. - Nie wiesz jak będzie.
-Bądźmy dobrej myśli. - Szepnęłam.
-Kocham Cię - Pokonał dystans między nami i wbił się w moje usta.
-Mm ja też cię kocham - Powiedziałam po oderwaniu się od jego ust.
-Mam nadzieję,że jak wszystko się skończy to...Wciąż będziesz mnie kochać,tak jak teraz - Szepnął.
-Zawsze będę cię kochać. - Upewniłam go z lekkim uśmiechem na twarzy.
Pożegnanie nie trwało długo.Odeszłam kilka kroków dalej.Bonnie rzuciła zaklęcie,poczułam znów powiew wiatru,błysk jasnego światła i boom.Zniknęłam czując ciepło okrywające całe moje ciało.Po otwarciu oczu ujrzałam przed sobą mój dom.Dom,gdzie mieszkała Kathy i Tata.Ruszyłam niepewnie w stronę drzwi.Nadal byłam roztargniona emocjonalnie.Martwiłam się o Damon'a i o całą sytuację,która nas dotyczyła.Doszłam do werandy i nagle poczułam coś w wewnętrznej kieszeni mojej kurtki.Sięgnęłam do kieszeni i zdumiona zawartością,wyjęłam maluśką buteleczkę wielkości kciuka oraz nie dużą kopertę na której ktoś napisał moje imię.
Czy to mogło być od Damon'a? Dziwne,kto i kiedy mógł by wsadzić mi do kurtki te dwie rzeczy? Z koperty wyjęłam kartkę,zauważyłam,że jest na niej kilka słów,zapewne były skierowane do mnie.Zaczęłam dociekliwie czytać list.


Alex 

Wiem,że sytuacja jest trudna i tak naprawdę nie mam pojęcia jak może ona się zakończyć,ale chciałabym żebyś wiedziała o tym,że daje ci lekarstwo na pozbawienie się wilkołaczej natury.Możesz z niego skorzystać.Wtedy John nie będzie mógł cię zgładzić,będziesz bezpieczna.Damon nie ma pojęcia o tym,co ci przekazałam.Pewnie nie byłby zadowolony z mojej propozycji,ale ja tylko chcę pomóc.Decyzja należy do Ciebie.Zrobisz z nią,co tylko zechcesz.

Bonnie


Przeczytałam jeszcze kilka razy list,który zapiął mi dech w piersiach.Niespodziewałam się po Bonnie takiej pomocy.Z jednej strony się cieszyłam,ale z drugiej strasznie się bałam.Decyzja mogła być nieodwracalna,ale najgorsze było to,że to ja musiałałam ją podjąć.
Schowałam obie rzeczy z powrotem do kieszeni i po uspokojeniu,zdobyłam się na krok w stronę drzwi.Wcisnęłam dzwonek,czekając aż ktoś mi otworzy.Po uchyleniu drzwi,ujrzałam Kathy z uśmiechniętym wyrazem twarzy.Przez chwilę stałam w bez ruchu czując narastające emoje i myśli,które otulały mój każdy skrawek ciała.Musiałam wyglądać jak jakaś mała bezradnie zagubiona dziewczynka,bo wzrok Kathy nabrał troski i współczucia jakby przed nią stała naprawdę mała zagubiona dziewczynka.
-Kochanie - Szepnęła z współczuciem widząc,że mam zaszklanione oczy łzami. - Chodź tu - Poprosiła.
-Mhm - Mruknęłam i mozolnie weszłam do środka.Kathy zamknęła drzwi i nie czekając na nic,przytuliła mnie mocno,a potem odsunęła od siebie dopytując się,co się stało.Zaczęłam jej opowiadać wszystko,nie obeszło się bez płaczu.Emocje wzięły górę,więc było więcej płaczu niż słów jakie tam padły,ale czułam się lepiej.Kathy zawsze dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia.Była prawie jak matka,chociaż nigdy nią nie była to sekundami miałam wrażenie,jak to jest mieć mamę.



***


Moje myśli stanęły w martwym punkcie.Chciałem pomóc mojemu przyjacielowi i Alex,ale brakowało mi już pomysłów,jakie ta para mogłaby zaakcpetować.Staliśmy wszyscy jak słupy soli wpatrując się w jedną postać jakiej nie spodziewaliśmy się tu.John,tak to był on.Kilka sekund temu wyłonił się spośród drzew i zmierzał w stronę Damon'a.Jak nas tu znalazł? I dlaczego ta cisza była tak bardzo niepokojąca? Zerknąłem ostrożnie na Bonnie.Była w szoku.Stała nieruchomo i patrzyła na poczyniana John'a.Chyba czuła się bezsilnie,to pokazywał jej wyraz twarzy.Caroline stała zaraz za nią z wściekłym wzrokiem,którego wbiła w John'a.
-Gdzie ona jest ? - Zapytał łagodnie,chociaż za tym niewinnym głosem kryła się szatańska intryga.
-Nie twój interes - Odburknął Damon.
-Zabawne - Uśmiechnął się szyderczo podchodząc do Damon'a. - Zapytam jeszcze raz,Gdzie ona jest?
-Daleko od ciebie - Syknął Damon.
-Gdzie jest dziewczyna!? - Automatycznie uniósł głos.Bonnie drgnęła z przerażenia.Zaś Damon i Caroline stali sztywno.
-Nie powiem ci.Nigdy - Wysyczał mój przyjaciel.
-Damon,znałeś ryzyko i nadal je znasz.Naprawdę chcesz stracić to wszystko co masz,przez te głupią dziewuchę? - Zapytał z lekkim szyderczym uśmieszkiem.Bonnie zerknęła na Caroline znaczącym wzrokiem,a potem obie popatrzyły na mnie.
-Nie waż się nigdy tak o niej mówić - Warknął wampir z byczym wzrokiem.
-Dlaczego? Mam rację i ty o tym wiesz.Alex jest nic nie znaczącym zerem.Jest słaba i krucha.Nie poradzi sobie...
-Przestań! - Krzyknął Damon i popchnął John'a,a ten upadł całym swoim tyłem na ziemie.
-Aa - Mocno uderzył o grunt krzywiąc się przy tym.
-Nigdy nie mów o niej w ten sposób. - Powiedział wściekły,a John szybko wstał na równe nogi,zapominając o bólu.
-Myślisz,że mnie pokonasz!? - Ryknął i w wampirzym błyskawicznym tempie pojawił się przy Damon'ie.
-Mogę próbować - Odburknął.
-Jesteś świetnym trenerem w naszej akademii.Wiedziałeś i wiesz,że nie mogę cię zabić.Nie mogę również cię stracić.Akademia potrzebuje kogoś takiego jak ty,jesteś ważny dla nas.Rozumiesz? Dlatego właśnie to Alex powinna nie żyć ,nie ty. - Powiedział John,a Damon stanął w zamyśleniu,jakby rozmikniał każde słowo John'a. - To tylko miłość,głupia ślepa miłość.Ona niesie ból i złudne szczęście,które nie trwa wiecznie.Kończy się kiedyś,rozumiesz? Musisz z tego zrezygnować.Zabije ją,jeśli nie pozbędziesz się swoich uczuć do niej.Naprawdę chcesz tego dla niej? Wiiem,że jesteś egoistą,ale...To Alex.Jeśli tak bardzo ją kochasz,to zrobisz wszystko,by ją ocalić. - Po tych słowach John odsunął się od mojego przyjaciela,a ja wyczułem aurę poddania się ,która otoczyła Damon'a.Czy to możliwe,że był już bezsilny? Co chciał zrobić i dlaczego twarz John'a była prawie usatysfakcjonowana? 
-Szukałeś sposobu,jak ją uratować od tego bagna w które ją wciągnąłeś.Teraz masz szansę. - Znowu podszedł bliżej Damon'a.
-Obiecaj mi jedną rzecz. - Szepnął Damon. - Nie tkniesz jej nigdy więcej.Zostawisz ją w spokoju - Poprosił.
-Damon co ty chcesz zrobić? - Zapytała z paniką i niepokojem Bonnie.
-Masz moje słowo.Nie tknę jej - Obiecał z chytrym uśmieszkiem John.
-Bonnie...Alarick - Zwrócił się do nas z błagalnym wzrokiem. - Chorńcie ją,proszę.
-Damon...Przed czym mamy ją chronić? - Zapytałem zaniepokojony.
-Przede mną - Wyrzucił to ledwo z siebie,a w jego oczach mignęło coś na wzór łez.
-Damon,nie waż się tego robić! - Krzyknęła Bonnie,a ja już wiedziałem,co Damon zamierza za chwilę zrobić.
-Nie mogę być egoistą.Nie mogę myśleć zawsze o sobie - Mówił zdesperowany. - Muszę zrobić to dla niej.
-Jeśli to zrobisz,możemy nigdy cie nie odzyskać! - Histeryzowała Bonnie. - Damon,proszę! 
-Damon ona ma rację.Wyłączenie człowieczeństwa pogorszy sytuację - Starałem się mówić opanowanym tonem głosu.
-Nie pozwólcie,żeby on ją zranił.Błagam,nie pozwólcie na to - Mówił łamiącym głosem.
-To jej nie zostawiaj samej! - Wrzasnęła Bonnie. - Damon,ona cie potrzebuje! Alarick cię potrzebuje,Ja cię potrzebuje! 
-Opamiętaj się Damon.Proszę,nie rób tego - Prosiłem chociaż wiedziałem,że nic już nie wskóram.
-Nie mogę bez niej żyć.Rozumiecie? - Boleśnie szepnął z łzami w oczach. - Kocham ją,chce dla niej jak najlepiej.
-Znajdziemy inny sposób. - Zapewniła Bonnie.- Ale proszę...Nie rób tego - Wyszeptała prawie,że bezsilnie.
-Przepraszam...Przepraszam... - Zamknął oczy.Bonnie z wszystkich sił pędem podbiegła do niego chwytając go za ramiona.Potrząsnęła nim jak tylko mogła prosząc żeby otworzył oczy,żeby się opamiętał.
-Damon,proszę...Nie! - Krzyknęła,gdy ten otowrzył oczy.Odepchnął Bonnie tak mocno,że leciała wprost na drzewo.W szybkim wampirzym tempie zdołałem ją złapać,by ta mogła uniknąć bolesnego upadku.Pomogłem jej się podnieść na równe nogi,a Car podbiegła do nas,by sprawdzić czy wszystko w porządku.Na szczęście Bonnie była cała.Natomiast Damon? Ruszył w stronę John'a który z triumfalnym uśmiechem odszedł z nim w głąb lasu.Zniknęli nam tak po prostu z oczu.Wiedziałem,że Damon nie czuł już nic.Straciliśmy dobrą stronę Damon'a.Tak łatwo przyszło mu to zrobić.Tylko co będzie dalej? Jak powiedzieć o tym Alex? 


***

Przez kilka minut staliśmy jak wryci,patrząc na miejsce z którego Damon i John odeszli.Próbowałam go powstrzymać,dlaczego mi się nie udało? Przecież Damon to mój przyjaciel,dlaczego mnie nie posłuchał? Z moich rozmyśleń wyrwała mnie moja przyjaciółka.
-Bon? Powiedz coś - Poprosiła zamartwiona moją ciszą.
-Nie wiem co powiedzieć.Zawaliłam - Pokręciłam niezadowolona głową.
-Nie mogliśmy nic zrobić - Wzruszyła ramionami. - Nie martw się,odzyskamy go.
-To nie wygląda dobrze.Wyłączył człowieczeństwo,co będzie dalej? - Spytałam mając nadzieję,że Caroline coś wymyśli.
-Nie wiem,ale wymyślimy coś.Odzyskamy go - Powiedziała pół głosem.
-Idźcie do akademii.Ja muszę wydostać się z zaświatów. - Oświadczył nagle Rick.
-Jak to? Niby dokąd chcesz pójść? - Zapytała Caroline skupiąc swój wzrok na Ricku.
-Do Alex.Ktoś musi ją powiadomić. - Wyjaśnił. - Bonnie,przeniesiesz mnie?
-Nie wiem czy dam radę.Zaklęcie jest wyczerpujące,im większe zdolności,tym trudniej jest.
-Wiem,rozumiem...Ale proszę.Spróbujmy. - Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadziei.
-Dobrze,spróbuje Rick - Przytaknęłam niepewnie.


***

Wzięcie lekarstwa było faktycznie jedynym sposobem na to,aby wyjść z obecnej sytuacji.Nie mogłam rozmyślać przez cały dzień o tym.Po obiedzie i przedstawieniu swojego planu Kathy,poszłam od razu do swojego pokoju.Jak dawno w nim nie byłam,gdy tylko przekroczyłam drzwi pokoju,poczułam ciepłe otulające mnie wspomnienia.Uśmiechnęłam się lekko,zdjęłam kurtkę wyciągając jednocześnie z niej buteleczkę wielkości kciuka w której znajdowało się lekarstwo na pozbawienie mnie moich wilkołaczych zdolności.Przez dobrą minutę wgapiałam swoje oczęta w buteleczkę i jej zawartość. Decyzja mogła już nastąpić.Nie będe czekać.Nigdy nie lubiłam bycia tym czymś,co w jakimś stopniu zniszczyło mi trochę moje życie.Byłam inna,odstawałam od normalnego świata,nie miałam możliwości żyć jak inni ludzie przecież zawsze chcałam być normalna,nie życzyłam sobie bycia istotą nadnaturalną.Może mojemu chłopakowi to nie spodoba się w stu procentach,ale w każdym bądź razie...Robiłam to dla nas.Dla mnie i dla Damon'a.Musi to zaakceptować.Pogodzić się z tym,że miłość wymaga poświęceń i zaangażowania,które trzeba włożyć.
-Teraz albo nigdy. - Powiedziałam pół głosem do siebie,otworzyłam powoli i ostrożnie wieczko buteleczki.Wzięłam głęboki wdech przypominając sobie poraz kolejny osobę dla której to robiłam.Byłam gotowa,uniosłam butelkę i w szybkim tempie ją wypiłam.Poczułam gorzkawy smak i jakieś zioła,które również musiały być w lekasrtwie.Odłożyłam opróżnione szklane maleńkie naczyńko na komodę.Stałam przez kilka sekund w miejscu,czekałam na jakąś reakcję ciała i umysłu.Nic się nie stało.Usiadłam na łóżku i czując nagły przypływ zmęczenia,wygodnie ułożyłam się,a potem? Zamknęłam oczy i chyba powoli i mozolnie odpływałam w krainę morfeusza,w krainę w której miałam inny świat,czasami taki jaki chciałam.
Ocknęłam się gdy ktoś zapukał do drzwi moich czterech ścian.Wstałam pół przytomnie i poprawiłam włosy.
-Proszę. - Odezwałam się,a drzwi otworzyła Kathy.
-Ktoś do ciebie.Czeka na dole. - Poinformowała mnie.
-Kto to? Tata? - Rzuciłam jej pytające spojrzenie.
-Nie,tata kończy dyżur za 2 godziny.Jakiś mężczyzna tam czeka.
-Już idę. - Ominęłam pośpiesznie Kathy i zeszłam po schodach w szybkim tempie na dół.Miałam nadzieję,że zobaczę Damon'a,tak naprawdę jedynym facetem,który przyszedł mi wtedy do głowy,był właśnie mój Damon,ale niestety nie zobaczyłam go wtedy w holu.Ujrzałam Alarick'a,ujrzałam również niepokojące czarne myśli,które od razu kawałek po kawałku ułożyły mi szary scenariusz w mojej głowie.
-Rick? Co tu robisz? - Spytałam zaniepokojona. - Gdzie jest Damon? 
-Alex...Damon,on... - I wtedy zaczął.Powoli i łagodnie opowiadać mi całą historię.Z każdym słowem moje nogi uginały się coraz bardziej,jakby co sekundę każdy ich skrawek stawał się watą.Jedną ręką chwyciłam za komodę.To cud,że nadal stoję,że jeszcze się nie przewróciłam. - Wydaje mi się,że wyłączył człowieczeństwo,ze względu na Ciebie.Chciał cię w ten sposób chronić. - Moje oczy zaszklaniły się od łez,a na czole pojawił się niewielki pot,całe ciało zaczęło drżyć,a serce znacznie przyśpieszyło swój rytm.
-To nie może być prawda. - Pokręciłam przecząco głową,nie chciałam dopuszczać do siebie myśli,że straciłam Salvator'a.
-Alex...Chcieliśmy go powstrzymać,ale nie mogliśmy. - Wzruszył ramionami patrząc na mnie współczującym wzrokiem.
-Byliście tam? - Wymamrotałam z smutkiem.
-Tak,widzieliśmy to.Bonnie,caroline i ja.
-Dlaczego nic nie zrobiliście? - Spytałam spokojnym tonem głosu starając się sobie to wszystko poukładać.
-To działo się szybko,to była jego decyzja. - Tłumaczył pośpiesznie.
-Że kurwa co? - Wysyczałam automatycznie. - Dlaczego go nie powstrzymaliście Rick!? - Krzyknęłam w końcu.
-Alex...
-Rick do jasnej cholery! Byłeś tam! Pozwoliłeś swojemu przyjacielowi tak po prostu to wyłączyć!
-Próbowaliśmy! - Uniósł ton,zapadła chwila ciszy. - Podjął te decyzję,bo chciał dobrze dla Ciebie.
-Nie mogę uwierzyć,że to się dzieje. - Schowałam twarz w dłoniach.
-Hej,hej...Odzyskamy go - Rick chwycił moje nadgarstki odsłaniając ręce którymi zakryłam twarz.
-Obiecaj mi to. - Poprosiłam łamiącym się głosem.
-Obiecuje. - Rick mnie przytulił ,a ja dałam upust emocjom uraniając kilka słonych łez.
-Rick... - Odsunęłam się od niego.
-Tak? 
-Ja...Wzięłam lekarstwo - Wyznałam z lekkim lękiem w głosie.
-Jakie lekarstwo? - Spojrzał na mnie pytająco.
-Lekarstwo na pozbycie się zdolności wilkołaczych.
-Że co zrobiłaś? - Zapytał po chwili milczenia.
-Rick...Będe człowiekiem. - Poinformowałam stojąc i bacznie patrząc na reakcję mojego trenera.


***

Wróciłam z Caroline do akademii,ale nie poszłam do naszej sypialni.Od razu pobiegłam do pokoju Damon'a.Moja przyjaciółka chciała iść ze mną,ale wolałam załatwić to sama.Zszokowana i nadal przerażona tym wszystkim,wkroczyłam na jego piętro,nie zważając już na to,że nie powinnam tego robić.Szłam korytarzem omijając istoty,które raczej nieprzychylnie na mnie patrzyły.Dochodząc do jego pokoju,chwyciłam za klamkę i z wielką pewnością otworzyłam te cholerne drzwi,których nie powinnam była przekraczać,ale miałam już na to wylewkę.Musiałam wyjaśnić te całą głupią i denerwującą sytuację.Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam coś,co zaparło mój dech w piersiach.
-Danielle... - Leżała tam nie żywa z rozszarpanym gardłem na strzępy.Kałuża krwi w której leżała robiła mocne przerażenie. - Nie,nie...Tylko nie to - Przeklnęłam kilka razy pod nosem,a potem poczułam ogromny smutek na widok,który tkwił nadal przed moimi oczami.Kto ją zabił? I dlaczego leżała właśnie w pokoju Damon'a i Alarick'a? - Damon? Jesteś tu?? ? - Odpowiedziała mi cisza.Kilka razy jeszcze zdołałam  zawołać jego imię,ale nie uzyskałam odpowiedzi.Sprawdziłam łazienkę,ale nie znalazłam tam mojego przyjaciela,natomiast znalazłam na biurku coś,co mogło być pewnym śladem,jakąś wskazówką,dzięki której mogliśmy złapać trop.
-List... - Szepnęłam i wzięłam kartkę w swe obie ręce i nie czekając już na nic rozwinęłam ją zaczynając dokładnie czytać.

Wyłączył człowieczeństwo,ale tak będzie lepiej dla wszystkich.W nim nie może być dobra,pokory i poświęcenia dla innych.Damon od zawsze był egoistą i wyrafinowanym sprytnym sukinsynem.
Nikt nie może tego zmienić.Nawet jakaś zwykła nic nie znacząca dziewucha,która sprawiła,że włączył swoje człowieczeństwo.Na szczęście dostał szansę na lepsze życie,bo ma potencjał i nie powinien go marnować dla jakiejś głupiej miłości.Moim zadaniem jest przestrzegać regulaminu w szczególny sposób i chronić istoty przed ich błędami.Damon zabłądził przez Alex,to jej wina,że stało się,co się stało,wyłączenie człowieczeństwa było najlepszym wyjściem.Odpuście i nie szukajcie go ani nie próbujcie go odzyskać,bo marne wasze szanse.Uratowałem mu życie,dałem mu nową szansę,którą wykorzystał,bo nie jest byle kim,nie mogłem pozwolić mu się zmarnować.Nie odzyskacie go.Już nigdy więcej.Musicie się z tym po prostu pogodzić.

John

Zadrżałam czując ciepłą łzę spływająca po moim policzku.To wszystko było bardzo dobijające.
Schowałam list po jego przeczytaniu do tylnej kieszeni w dżinsach i w szybkim tempie wyszłam z pokoju.Musiałam powiadomić dyrekcję o tym,co stało się Danielle.Tylko nasuwało się nadal nie rozwiązane pytanie...Kto ją zabił? I dlaczego akurat była w pokoju Alarick'a i Damon'a? Jedno jest pewne.Musimy odzyskać Damon'a z powrotem,musimy wszystko uporządkować,to nie będzie koniec.Będziemy walczyć do utraty sił,musimy go znaleźć i sprowadzić do punktu w którym był naszym przyjacielem,w którym dbał o drugiego i w którym cokolwiek czuł.Nie możemy tak po prostu pozwolić mu odejść,ale...Jeśli go nie znajdziemy,co się stanie z każdym z nas? Świat bez Damon'a ulegnie zmianie,zmianie która będzie bezpośrednio dotyczyć mnie,Alarick'a,Alex i tych którzy dobrze go znali.Nie chcę dopuszczać do siebie myśli,że mogę już więcej nie zobaczyć swojego przyjaciela,co gorsze? Że mogę nigdy go nie odzyskać.Musimy go przywrócić,musimy zrobić wszystko,co w naszej mocy,by odkręcić to,co się stało.Ale jak naprawić coś,gdy nie wiesz jak zacząć? Jak pomóc,gdy sam potrzebujesz pomocy? Jak znaleźć racjonalny sposób,by nikt nie ucierpiał? Szykuje się walka,walka...Która na zawsze odmieni w małym stopniu nasze życie.Będziemy inaczej postrzegać świat,ale najgorsze jest chyba to,że to wszystko wymaga zmiany naszej postawy,więc czym musimy się stać,by wygrać i przetrwać? 

______________________________________________________________________________________________________________




To ostatni rozdział z Opowiadania IN A TRAP OF LOVE.Druga część opowiadania,już niebawem.

Kolejna Część Opowiadania
 "In a trape of Darkness"
Zapraszam do czytania :-)












































czwartek, 10 maja 2018

Rozdział 14 cz2

Stała jak wryta.Dopiero po jakiejś krótkiej chwili dostrzegłam,że zamrugała oczami i złapała oddech.
-Czy ty i Damon...Łączy was coś? - Zapytała nagle,jakby ta informacja dotarła do niej dopiero teraz.
-Tak - Przytaknęłam - Ale zakochałam się.A potem straciłam kontrolę - Tłumaczyłam się przed nią gorączkowo.
-Dobra nie tłumacz się - Uspokoiła mnie - Alex...Wy nie możecie...Przecież...
-Wiem - Wydukałam z łzami w oczach - Wiem,ale...Jest już za późno - Szepnęłam,a Will widząc mój załamany stan od razu mnie przytuliła chcąc dodać mi tym otuchy.Rozpłakałam się przed nią,bo nie widziałam już wyjścia z sytuacji.
-Ciii...będzie dobrze.Znajdziemy jakiś sposób - Głaskała mnie po włosach.
-Nie znajdziemy - Mówiłam beznajdzieinie - John się domyślił.Na pewno wie coś więcej,O mój Boże.. - Zaszlochałam jeszcze bardziej.Will próbowała mnie uspokoić.Głaskała mnie po włosach szepcząc,że będzie dobrze,ale ja nie byłam w stanie w to uwierzyć.
-Słuchaj,Zack na pewno coś wymyśli.Jestem tego pewna - Powiedziała myśląc pewnie,że podbuduje mnie tym,ale przeraziły mnie jej słowa i spanikowałam jeszcze bardziej niż kilka sekund temu.Odskoczyłam od niej jak oparzona i złapałam się za głowę.
-Nie,nie,nie...Żaden Zack ani nikt inny nie może się o tym dowiedzieć - Zaprotestowałam automatycznie.
-Myślisz,że Zack mógłby Cię wyzdradzić? Przecież to twój kumpel - Zaznaczyła ostatnie słowa.
-Wiem,ale...nie mam pojęcia komu mogę ufać.
-Jemu na pewno możesz - Zapewniła mnie kładąc swoją ręke na moim ramieniu.
-Sama już nie wiem,przerasta mnie to wszystko.
-Nie martw się,znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji.
Usiadłam zmęczona tym wszystkim na łóżko,a Will dołączyła do mnie.Wiedziałam,że mogę jej ufać i szczerze mówiąc? Cieszę się,że nie skrytykowała mnie,a zamiast tego wyciągnęła ręke i postarała się w jakiś sposób mi pomóc.Poza tym ulżyło mi,że jednak ktoś z zewnątrz się dowiedział o moim problemie.


***

Szedłem korytarzem ciagnąc za sobą swoją walizkę.Czułem na sobie spojrzenia dziewczyn i szepty na mój temat.
Kilka osób chichotało myśląc zapewne,że jestem głuchy i nic nie słyszę,cóż...Były w dużym błędzie,słuch miałem doskonały.
-Dzień dobry Panie Salvatore - Przywitała mnie uczennica z którą się minąłem na korytarzu.
-Dzień dobry Chelsey - Posłałem jej sympatyczny uśmiech,a ta zachichotała pod nosem.Zmarszczyłem lekko brwi zastanawiając się,czy uśmiechanie się do uczennic,nie wysyła im dwuznacznych sygnałów.No cóż...Chciałem być tylko miły,z resztą jak zawsze.
Czasami czułem się na korytarzu dla wampirów jak jakaś gwiazda na czerwonym dywanie.Co wydawało się dziwne.Doszedłem do drzwi,otworzyłem je i znalazłem się w pokoju.W moje oczy od razu rzucił się Rick,który szykował się pewnie na trening,bo miał na sobie swój sportowy strój.Zdobyłem się na przyjacielski uśmiech i odłożyłem swoją ciężką walizkę koło mojej komody.
-Cześć stary - Powitałem go,a ten westchnął ciężko.
-Mam złe wieści - Palnął na starcie powodując pytający wyraz mojej twarzy.
-Co się stało? - Uniosłem brwi.
-John tu był - Oznajmił - Damon...
-Czego chciał? - Skrzywiłem się na słowa mojego przyjaciela.
-Podejrzewa coś o Tobie i Alex.Powiedział...Że masz do niego pójść,chce z Tobą pogadać.
-Cholera,dobra.Oganrnę to potem.Jestem umówiony z Alex i muszę się z nią zobaczyć - Rzuciłem pośpiesznie.
-Damon...- Chciał chyba zacząć swoje kazanie i dawanie dobrych rad,ale powstrzymałem go.
-Rick - Wtrąciłem - Porozmwiamy potem,muszę iść - Nie czekając na jego wypowiedź,opuściłem pokój i szybkim tempem powędrowałem do altanki,gdzie umówiłem się z Alex.Ku mojemu zdziwieniu kiedy zbliżałem się do altanki,ujrzałem męską postać opierającą się o balustradę.Przyjrzałem się uważniej,wiedziałem juz kto tam stał.To był nikt inny,jak John.Pewnym krokiem ruszyłem w jego stronę,a gdy już doszedłem,postanowiłem zatrzymać się jakieś dwa metry od niego.
-Damon,damon,damon... - Powtórzył z szatańską intrygą w głosie.
-Dlaczego tutaj jesteś? - Spytałem,ale w odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech John'a.
-To samo pytanie,mógłbym zadać Tobie,czyżnie? - Powieidział po czym odwrócił się w moją stronę.
-Tak się składa,że oprócz mnie nikt tu nie przychodzi - Palnąłem bez zastanowienia a oczy John'a zamrugały kilka razy.Przekrzywił lekko głowę przygladając mi się,jakby chciał wyczytać ze mnie coś więcej. - Więc? Co tu robisz? - Spytałem ponownie.
-Chyba się spóźniłeś - Szepnął mrużąc podejrzliwie oczy.
-Co masz na myśli? 
-Czytałeś kiedyś...Romea i Julię? - Spytał pewnym siebie tonem głosu.O co mu chodziło? Pokręciłem głową myśląc nad tym,gdzie jest Alex.Pewnie nie przyszła,bo zobaczyła tu John'a...No tak.Od zawsze wiedziałem,że jest intelignetną dziewczyną. - No wiesz,ta historia....Dramat o zakazanej miłości.Pewnie kojarzysz - Stwierdził nie spuszczając ze mnie wzroku - Kojarzysz? 
-Jakie to ma znaczenie? - Spytałem wyraźnie znudzony rozmową z John'em.Nigdy za nim nie przepadałem.
-Dwie osoby,które nigdy nie powinny się w sobie zakochać... - Zaczął opowiadać z ekstytacją w głosie - I nagle bum,pojawia się między nimi coś,co jest zakazane.Czyż to nie smutne,że ich romans się kończy tak tragicznie? - Był sarkastyczny i teatralnie próbował pokazać,że go to rusza,ale znałem go i wiedziałem,że za tą grą kryje się ironia,która w środku go bawiła.
-Nie czytam melanchonijnych romansów - Burknąłem.
-A może powinieneś? - Wyczuwałem w jego głosie fałszerstwo - Wiesz jak kończy się ten dramat? - Uśmiechnął się szyderczo,a ja gniewnie wbiłem w niego wzrok zaciskając mocno pięści u rąk.Zdałem sobie sprawę,co ma na myśli i do czego zmierza.
-Nie musisz kończyć - Warknąłem.
-Daj mi te przyjemność - Powiedział swobodnie i dość uprzejmie,ale nadal wiedziałem,że to tylko gra.
-Przyjemność? - Prychnąłem pod nosem,ale mój wyraz twarzy znów stał się poważny.
-Powiedzenia tego,co czeka Ciebie i Alex - Walnął prosto z mostu,a złość we mnie zaczęła narastać.
-Tknij ją,a rozszarpię ci gardło na strzępy! - Zagroziłem mu groźnym głosem powstrzymując się od tego aby zaatakować.
-Zabawne - Zaśmiał się diabelsko - Czyli jednak miałem rację - Był opanowany i spokojny,to mnie wkurzało jeszcze bardziej.
-Nie waż się jej dotykać - Warknąłem wściekły,ale to rozbawiło John'a.
-O tym akurat nie ty decydujesz - Rzucił nie przestając się szyderczo uśmiechać.
-Zniszczę cię,jeśli zrobisz jej krzywdę! - Fuknąłem płonąc z złości jaką czułem do John'a,ale i do siebie.Czułem się przechytrzony tym,że ten skurwysyn jakimś sposobem się dowiedział o mnie I Alex.Myślałem,że wszystko idzie jak z płatka,że wszystko jest pod kontrolą,tymczasem ku mojemu zdziwieniu było zupełnie inaczej.Cholera jasna,mam ochotę rozerwać go na strzępy.
-Na twoim miejscu wycofałbym się z tej relacji.Masz jeszcze szanse.
-Pieprz się do jasnej cholery - Burknąłem i odszedłem od Johna idąc w kierunku,z którego wcześniej tu przyszedłem.



*** 

-Damon - Zatrzymałem go na korytarzu prowadzącego do naszego pokoju.Czułem,że jest zły i trząs się z wściekłości.
-John chyba zna prawdę - Fuknął zły.
-O cholera,co powiedział? - Spytałem,ale mój przyjaciel ominął mnie i poszedł pośpiesznie do pokoju.
-Kurwa,że też on musi o tym wiedzieć! - Zaczął przeklinać pod nosem.Wszedłem za nim do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Czyli rozmawiał z tobą - Zauważyłem całkiem spokojnie.
-Tak,wyobraź sobie,że czekał w altance.Dokładnie tam,gdzie zawsze spotykałem się z Alex! - Mówił sflustrowany.
-Co ci dokładnie powiedział?? - Wypytywałem.
-Porównał nas do Romea i Julii,wyobrażasz sobie? - Uniósł się rozjuszony.
-Ale nie powiedział ci bezpośrednio,że o was wie.Może to tylko podejrzenia,nie denerwuj się tak - Starałem się go uspokoić.
-Rick,co ty chrzanisz? To głupia gra słów,ale on wie,jestem tego pewny - Syknął przez zęby.
-Sytuacja nie wygląda ciekawie.Damon...Dogadaj się z nim - Próbowałem doradzić,chociaż sam nie wiedziałem,czy moje rady są dobre.Po minie mojego kumpla można było wyczytać to,że nie bardzo spodobała mu się ta rada.
-Dogadać? - Spojrzał na mnie jak na ostatniego idiotę.
-Damon,John może cię zniszczyć,może warto byłoby iść na jakiś kompromis? - Próbowałem ratować swojego zdania.
-Kompromis? I kto na tym ucierpi? Na pewno Alex i Ja,więc nie dziękuje,schowaj się z takimi radami - Warknął.
-Chciałem tylko pomóc - Unoosłem ręce w geście poddania się.
-Nieważne,muszę zobaczyć się z Alex - Rzucił na jednym oddechu,chciał się z nią widzieć,za wszelką cenę.
-Teraz? Nie wiem czy to dobry pomysł...John...
-Nie intersuje mnie ten gnojek i te pieprzone zasady - Burknął - Muszę się z nią zobaczyć - Postanowił rządnie.
-Nie siedź za długo.Postaram się wymyślić jakiś plan B - Oznajmiłem,ale mój przyjaciel bez odpowiedzi opuścił nasz pokój.


***

Will jakieś 5 minut temu zniknęła w celu pogadania z Zack'iem.Ja w tym czasie ostrożnie wyszłam z pokoju i poszłam od razu do windy.Zjechałam na parter i zatrzymałam się sztywnie patrząc na schody należące do wampirów.Miałam cichą nadzieję,że ujrzę Damon'a,ale zamiast niego zobaczyłam Alarick'a,mojego trenera.Oboje znacząco spojrzeliśmy na siebie.
-Alex... - Kwinął głową abym zanim podążyła,po czym wyszedł z budynku.Ruszyłam w jego ślady uświadamiając sobie,że Rick kieruje się na boisko,na którym trenuje mnie i inne istoty.Zatrzymał się z ciężkim oddechem.Podeszłam niepewnie stając zaraz obok niego.
-Gdzie on jest? - Powiedziałam drżącym głosem,bojąc się odpowiedzi Alarick'a.
-Poszedł chyba szukać Ciebie,ale..Zanim się z nim spotkasz...- Zaczął powoli.Zerknęłam na niego niepewnie - John z nim rozmawiał - Wyznał,a ja podskoczyłam z przerażenia - Podejrzewamy,że wie o was.Alex...Musicie to skończyć - Poczułam jakby Rick chciał rozwalić mój cały świat,ale pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy,że takie słowa delikatnie mnie niszczyły - Tak będzie lepiej.
-Więc o wszystkim wiesz,Damon ci powiedział? - Spytałam głupio,przecież to było jasne.
-Wiem,ale zachowałem te inforamcję dla siebie - mówił opanowanym głosem.
-Wiesz,że to nie jest takie łatwe - Zaznaczyłam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Ale wykonalne - Uniósł lekko głos.Spojrzałam na niego marszcząc lekko czoło - Czego oczekiwałaś? Alex wybierasz między życiem a śmiercią,podobnie jak twój chłopak.Nie ma nad czym się zastanawiać.Lepiej skończcie z tym,dla własnego dobra - Mówił głośniej.
-Mam iść na łatwiznę? - Oburzyłam się - Rick,ja kocham go.Myślisz,że tak po prostu rzucę to wszystko?! 
-Jeśli tego oczekuje John,powinnaś to wykonać,zanim ogłosi to całej akademii.
-Nie wierze - Pokręciłam głową - I ty to mówisz? Jesteś za nim? - Pytałam z irytacją.
-Nie Alex,jestem za wami i chcę dla was jak najlepiej - Tłumaczył się,ale nie przyjmowałam już do wiadomości jego słów.Myślałam,że Rick pomoże nam w sposób korzystny dla nas,a nie dla John'a - Daj sobie pomóc.Nie stawiaj oporu,bo...
-Bo co? Powiedziałeś kiedyś,że trzeba walczyć o swoje! - Przypomniałam mu urażona tym jak się teraz zachowywał.
-Tak,ale nie w takiej sytuacji! Alex...Jeśli nie odetniesz się od niego,masz pewną śmierć - Powiedział zrezygnowanie,a ja miałam wrażenie,że cały świat osuwa mi się spod nóg.Jeśli Rick nie widzi nadziei,to czy ja mam prawo ją mieć? 
-To dlatego złożyłeś te pismo,żebym była podróżniczką? - Palnęłam oskarżycielsko paraliżując na kilka sekund Rick'a. - Chciałeś żebym była na ziemi,bo oczekiwałeś tego,że Damon i ja będziemy osobno,czyż nie!? - Krzyknęłam prowokacyjnie,a Rick wziął głęboki oddech - Tylko dlatego złożyłeś papiery,wmawiając,że jestem dobra,że robię postępy,że nadaje się idealnie na tę pieprzoną podróżniczkę,a to wszystko po to żebym była daleko od niego! - Wrzasnęłam gniewnie,a Rick przymierzył się by coś powiedzieć.
-Alex daj mi wyjaśnić... - Zaczął i gdy położył ręke na moim ramieniu,odsoczyłam od niego jak oparzona.
-Nie,nie dotykaj mnie - Burknęłam robiąc kilka kroków w tył tym samym tworząc dystans między mną a moim trenerem.
-Nic nie rozumiesz - Stwerdził łagodnie,a ja zaczęłam rozkminiać,jak Rick w takich chwilach umiał być tak opanowany?
-Okłamałeś mnie - Obwiniłam go z złością,ale i ze smutkiem oraz zawiedzeniem w oczach.
-Pomyślałaś przez chwilę dlaczego? - Patrzył na mnie uważnie.
-Nie chcę wiedzieć - Ominęłam Rick'a.
-Alex,poczekaj - Zawołał za mną.
-Zostaw mnie w spokoju ! - Rzuciłam na odczepne i pędem wróciłam do akademii.Byłam wkurzona,a raczej mocno wkurwiona.Myślałam,że Rick naprawdę docenia moje starania i postępy,tymczasem bodźcem do dania mi roli podróżniczki,była sama miłość do Damon'a.Jak mam czuć się z tym dobrze? Weszłam do windy,ale nie pojechałam nią na 6 piętro,lecz na 10.


***

Wskoczyłem na balkon pokoju Alex i za pomocą uchylonego okna,dostałem się do środka pokoju.
Rozejrzałem się i ku mojemu zdziwieniu,nie zastałem Alex tu.Skrzywiłem się na jej nie obencość i Usiadłem zrezygnowanie na łóżku.
W pierwszym momencie,postanowiłem,że poczekam,w końcu chciałem się z nią zobaczyć,ale słysząc głos Danielle od razu skoczyłem na równe nogi i w błyskawicznym tempie znalazłem się na balkonie na wszelki wypadek,gdyby Danielle tu weszła.Z wyskiego balkonu dostrzegłem Rick'a,który wracał z treningu.Wydawał się dość zamyślony.Porozglądałem się ostrożnie i po upewnieniu się,że teren jest czysty.opuściłem balkon,skacząc na ziemię.Rick podskoczył z strachu,a potem lekko pokręcił głową.
-Damon? Byłeś u Alex - Zgadł,no cóż...Znał mnie na wylot.
-Tak,ale nie zastałem jej w pokoju - Wzruszyłem ramionami.
-Rozmawiałem z nią - Zaczął - Chyba jest na mnie zła - Zmarszczyłem czoło na jego słowa.
-Coś ty jej powiedział? - Spytałem nie spuszczając z mojego przyjaciela wzroku.
-No właśnie...Chodź opowiem ci wszystko - Kiwnął głową w geście abym poszedł za nim.
-Czy to coś złego? - Zapytałem idąc za plecami Rick'a.
-Miałem plan.I w sumie zrealizowałem go - Przyznał niechętnie - Alex miała być podróżniczką...tylko dlatego aby być daleko od Ciebie - Wyznał ciężko,a ja zatrzymałem się,podobnie jak Rick.Uderzyłem w niego swoim niedowierzającym i poirytowanym spojrzeniem.
-Że co zrobiłeś? - Syknąłem.
-Jest podróżniczką...
-Wiem - Przerwał mi szybko - Chcesz mi powiedzieć,że ona się tego domyśliła? 
-Tak i chyba jest na mnie zła...Ale chciałem dla was jak najlepiej - Próbował wyjaśnić.
-Trochę schrzaniłeś to.Przeprosisz ją później,teraz lepiej powiedz,czy mamy jakiś plan - Wymieniliśmy się spojrzeniami.
-Najpierw musimy porozmawiać z John'em,a raczej...Ty musisz - Podkreśił ostatnie dwa słowa.
-I co mam mu niby powiedzieć? - Zaśmiałem się kpiąco - Nie mam zamiaru go o nic prosić - Zaprotestowałem.
-Sytuacja cię zmusi - Oboje powędrowaliśmy do akdemii.
-Dobra,muszę się czegoś napić - Rzuciłem - Chodźmy do kafejki,a potem pogadam z John'em.
-Lepiej się pośpiesz,on nie będzie czekał - Uprzedził mnie Rick,zawsze był tym bardziej odpowiedzialniejszym.
-Słusznie - Usłyszeliśmy John'a stojącego przed windą do której mieliśmy zamiar wejść.
-Pan ciekawski się pojawił - Powiedziałem z sarkazmem,a John uśmiechnął się znacząco.
-Przemyślałeś moją propozycję? - Odezwał się swobodnym tonem,a Rick posłał mi pytające spojrzenie.
-Jest do bani - Stwierdziłem oschle.
-Masz czas do północy.W przeciwnym razie twoja Alex trafi do lochu,a stamtąd...Sam już wiesz - Zaśmiał się szyderczo.
-Nie waż się jej tknąć - Zawarczałem.
-Nie ty o tym decydujesz,wiesz? - Ironicznie się zaśmiał,a ja drgnąłem aby mu przywalić,ale ręka Rick'a mnie powstrzymała.
-Daj spokój Damon,on chce cię tylko sprowkować - Starał się sprowadzić mnie na ziemie.Wiedział,że John mnie prowokuje.
-Ukarz mnie,ale od niej trzymaj się daleko! - Fuknąłem z wymalowaną wściekłością na twarzy.
-Jeśli chcesz ją chronić,lepiej zaakceptuj moją propozycję - Szepnął patrząc to na mnie to na Rick'a.
-Damon... - Rick lekko chwycił mój łokieć starając się mieć kontrolę nad moim ciałem,które przybrało agresywną pozycję.Miałem ochotę walnąć Johno'wi - Nie warto,uspokój się - Mówił łagodnie próbując mnie uspokoić.
-Czekam - Powiedział John omijając nas szerokim łukiem.
-O czym on do jasnej cholery mówił? - Alarick żądał wyjaśnień.
-Złożył mi propozycję wycofania się z tej relacji - Walnąłem prosto z mostu.
-Ale dał ci szanse.Może warto z niej skorzystać? 
-Oszalałeś? Mam Odpuścić miłość do Alex? Nie ma mowy - Poszedłem do windy,a Rick zaraz za mną.
-Damon,grozi jej śmierć,rzekł bym,że nawet Wam grozi śmierć.Pomyślałeś o tym?
-Rick,jestem pewny,że jest inny sposób - Winda się zamknęła i jechaliśmy nią w górę.
-Inny sposób? A widzisz go? Bo ja jakoś nie potrafię go zobaczyć - Syknął zniecierpliwiony moją upartością.
-Zawsze jest jakieś wyjście - Stwierdziłem i po otwarciu maszyny,ruszyliśmy korytarzem do kafejki w której ujrzałem Alex.Siedziała z Zack'iem i Will.Gestykulowała rękoma próbując im coś wyjaśnić.Rick i ja usiedliśmy przy barze,cały czas patrzyłem na Alex,która po chwili też mnie zobaczyła.Uśmiechnęła się blado,a Will i Zack wstali i pewnym krokiem ruszyli w naszą stronę.
-Wiemy o was - Wyznała Will stając jakiś metr przede mną i Rick'iem.
-I o tym,że John też wie - Dodał Zack.
-Muszę z nią pogadać - Ominąłem te dwójkę kierując się do Alex.Nie powinienen był z nią rozmawiać,ale miałem już w dupie te zasady. - Alex - Usiadłem przy jej stoliku,a ta smutna spuściła wzrok,widziałem jej bezsilność na twarzy i w pozycji jej ciała.
-Damon - Szepnęła drżącym głosem - My nie możemy...
-Ciii...Nie dbam już o to - Chwyciłem jej obie ręce,zamykając w żelaznym,ale jednocześnie delikatnym uścisku.
-On wie,co zrobimy? - Spytała z bezsilnością w głosie.
-Coś wymyślimy,okey? Przejdziemy przez to razem - Zapewniłem ją.


***
-Nie powiemy nikomu - Obiecała Will - Chcemy jej dobra i szczęścia.
-To miłe z waszej strony,ale... - I wtedy zza zaplecza dużej meblościanki,służącej do eksponowania alkoholi,wyszła barmanka,od razu dostrzegła Alex siedzącą z Damon'em.Skrzywiła się lekko i pytająco spojrzała na Will,zacka i w końcu na mnie.
-Co do cholery? - Zdziwiła się barmkanka.
-Jeśli coś piśniesz,wyprujemy ci flaki żywcem - Zagroziła Will,a Zack zdumiony wypowiedzią swojej koleżanki kiwnął zmuszony głową na poparcie jej morderczego zamiaru.Westchnąłem ciężko patrząc na przerażoną już teraz barmankę.
-Oni mieli na myśli dyskrecję - Starałem się załagodzić sytuację.
-Zaraz zaraz,ta dwójka to przecież trener Damon i ta pół wilkołaczka,która została podróżniczką,tak? - Patrzyła na nas chcąc się upewnić,czy dobrze myśli.Wszyscy kiwnęliśmy głowami,a Will złapała oddech by znów coś powiedzieć.
-Niech Pani uda,że nic Pani nie widziała,jasne? - Powiedziała stanowczo.
-Rozumiem,że chcecie chronić przyjaciół,ale...
-Nie ma żadnych Ale - Przerwała jej will z lekką irytacją w głosie. - Zachowaj to dla siebie miła kobieto - Rzuciła z nutką sarkazmu.Nikogo oprócz nas nie było w kafejce,więc jedyną nową osobą,która teraz wiedziała,była barmanka phoebe.
-Dobrze - Odparła potulnie - Napijecie się czegoś? - Zaproponowała rozkojarzona całą sytuacją.
-Poproszę orzechowego sheik'a - Zażądała księżniczkowatym tonem wilczyca.
-Ja poproszę to samo - Dopowiedział Zack nieco grzeczniejszym tonem.
-Robi się - Rzuciła z lekkim niezadowoleniem na twarzy idąc na tył baru.
-Tak to się robi - Na twarzy Will wymalował się zwycięski uśmiech.
-Bravo,udało ci się - Pochwalił Zack.
-Słuchajcie...To nie koniec problemów.John nadal wie i może wykorzystać to niekorzystnie wobec Damon'a i Alex - Uprzedziłem ich.


***
-Idź do pokoju,przyjdę gdy się ściemni - Obiecał mi Damon.
-Dobrze - Oboje wstaliśmy od stołu spoglądając na trójkę naszych znajomych.
-Chyba nas zaakceptowali - Stwierdził i przybliżył się do mnie dając mi delikatnego całusa w policzek.
-Chyba tak - Uśmiechnęłam się lekko i złapałam kontakt wzrokowy z Will dając znak,żebyśmy już wyszły.
-My śmigamy - Zakomunikowała Will - Zack,chodź - Szturchnęła go i ominęła Damon'a kierując się ze mną do wyjścia.Posłałam swojemu ukochanemu wampirowi ostatni uśmiech i zaraz po tym ruszyłam za Zack'iem i Will.
-Nie sądziłem nigdy,że ty i Damon możecie być razem - Zdziwił się Zack,gdy weszliśmy oboje do mojego pokoju.Will musiała pójść na dodatkowe zajęcia z profesor Gorgins,jej zaległości w nauce,zmuszały ją do tego,więc zostałam sama z moim kumplem.
-Masz rację,nikt by tego nie podejrzewał - Przyznałam mu rację i położyłam się zmęczona na łóżku.
-Ale wiesz,Damon to dupek...Nie chcę,żeby cię zranił - Wyznał siadając na krześle przy moim biurku.
-Nie jest taki zły jak się wydaje - Szepnęłam z lekkim rozbawieniem w głosie.Znałam go lepiej niż Zack,więc mogłam śmiało stwierdzić,że pozory bardzo myliły. - Poza tym,nie masz pojęcia jaki potrafi być romanytyczny.
-Nawet nie chcę się domyślać - Zaśmiał się pod nosem. - Ale...wiesz,że to niebezpieczne? - Powiedział poważniej.
-Zdaje sobie z tego sprawę,ale...Jeśli się zakochasz,nie jest łatwo zrezygnować z osoby,którą kochasz.
-Nie wiem jak to jest - Wzruszył ramionami.
-Jeszcze zdążysz kogoś poznać - Zapewniłam go.Jakieś pół godziny później,Zack widząc moje zmęczenie,opuścił mój pokój.Szybkim tempem,wskoczyłam pod prysznic,ubrałam piżamę i zmęczona weszłam pod kołdrę,zasypiając w kilka minut.Damon chyba się zjawił,bo czułam jego obecność,nawet gdy spałam.Momentami dotyk,jakieś pocałunki na moim poiczku,spałam bezpieczniej i spokojniej,gdy on tu był.Obudziłam się przed jedynastą,ale nie było już wampira.Wstałam z łóżka i poszłam zamknąć uchylone szklane drzwi na balkon,przez które pewnie tu wszedł,zresztą nie pierwszy raz.Uśmiechnęłam się delikatnie i wróciłam do łóżka.

***

John,ja i Alarick spotkaliśmy się w pobliżu altanki,tam gdzie zawsze spotykałem się z Alex.
Nie chciałem podjąć się propozycji John'a.Zbyt bardzo kochałem Alex,by tak nagle zostawić ją dla głupiego kaprysu tego gnojka.
-Jesteście - Zawołał zadowolony John myśląc pewnie,że zgodzę się na jego propozycję.
-Tak jak się umawialiśmy - Powiedział Rick,staneliśmy od tego potwora jakieś dwa metry.
-A Więc - Jego wzrok mnie otoczył,dźgnęła mnie lekka wściekłość na tego otoż osobnika - Jaka jest twoja decyzja?
-Nie wchodzę w to - Powiedziałem pewnie - Kocham Alex i nie zrezygnuje z miłości do niej - Oświadczyłem bez wahania.
-Jesteś odważny - Przyjrzał mi się z zainteresowaniem i jakąś szatańską intrygą w oczach. - Ale też trochę naiwny.Miałeś wyłączone człowieczeństwo,pojawia się głupia dziewczyna z ziemi i tracisz głowę,ha? - Uniósł się kpiącym śmiechem,a ja zacisnąłem pięści z złości. - Wpadłeś jak śliwka w kompot,rozumiesz? - Uśmiech nie opuszczał jego twarzy,odnosiłem wrażenie,jakby był ucieszony tym,że ja i Alex moglibyśmy być skazani na śmierć.- Włączyłeś człowieczeństwo,przez nią,mam rację? - Szepnął.
-Nawet jeśli,to jakie ma to znaczenie? - Zapytałem cichym warknięciem.
-Takie,że wina może leżeć po jej stronie - Wysyczał szatańsko próbując nastawić mnie przeciw Alex.
-Jak śmiesz!? - Rzuciłem się na niego popcyhając go mocno na ziemie.
-Ah! - Jeknął z bólu uderzając plecami o schody altanki.
-To nie jej wina! - Chwyciłem go za kołnierz jego koszuli pociagając z ziemi na równe nogi.
-Damon - Zawołał Alarick próbując ostudzić atmosferę.
-Nie waż sie jej tknąć! - Wysyczałem trzymając go za ubrania.Przez twarz Johna przemigneła panika i jednocześnie złość,że w tym momencie byłem górą. - Jeśli spadnie jej choć jeden włos z głowy,zabije cię z zimną krwią! - Warczałem przez zęby.
-To lepiej zrób to teraz,bo Alex w pokoju nie jest sama - Wycedził przez zęby,a ja puściłem go gwałownie sprawiając,że John znów upadł na ziemię.Spojrzałem bezsilnie i z lekką paniką na Alarick'a.Posłałem mu nadziejne spojrzenie.
-Leć do niej,ja się nim zajmę - Zapewił mnie,a ja nie czekając na nic, zmarwiony o Alex,pobiegłem wampirzym błyskawicznym tempem do jej pokoju,do którego dostałem się przez balkon.Ujrzałem tam Danielle i dwóch strażników,którzy chwycili ją i skuli kajdankami.
-Alex! - Zawołałem przerażony i cały w strachu o jej los.Ruszyłem ku strażnikom,ale trzeci którego wcześniej nie zauważyłem,chwycił mnie i mocnym ruchem wyłożył mnie na podłogę,unieruchamiając moje ciało jakimś zastrzykiem w łytkę.
-Damon! - Powiedziała z paniką w głosie.Wiedziałem,że chciała mi pomóc,ale nie umiała.
-Panowie to jakaś pomyłka - Lamentowała Danielle - Uwolnijcie ją! - Zażądała.
-John zgłosił złamanie zasady piątej.Przykro nam,ale takie mamy reguły - Objaśnił automnatycznie strażnik.
-Dajcie jej wyjasnić,to na pewno jakiś błąd - Upierała się Danielle.
-Wyjaśni na przesłuchaniu - Fuknął drugi strażnik. - A teraz odsuń się Danielle,musimy ją zabrać.
-Nie! Proszę,nie! - Krzyknęła przerażona Alex ,ale strażnicy zignorowali jej wołanie i wytargali ją siłą z pokoju,a najgorsze było to,że nie mogłem nic na to poradzić.Opadałem z sił,czułem jak wszystko zamazuje mi się przed oczami i już wiedziałem,że wstrzyknięto mi dużą substancję werbeny,substancji,która mnie osłabiała,lecz w ogromnej ilości,mogła nawet zabić.Byłem totalnie bez sił.


***

Gdy zeszliśmy do lochów znajdujących się pod akademią,przypomniałam sobie,że poznałam tutaj właśnie Caroline i Bonnie.Uśmiechnęłam się blado,ale po chwili ocnknełam się z rozmyśleń przypominając sobie,jak zimno tutaj jest.Dwaj strażnicy,prowadzili mnie pewnym i szybkim krokiem,nie miałam szans ucieczki.Doszliśmy do jednej z cel,która była zabezpieczona kratami.Jeden z strażników pilnował mnie,a drugi otworzył zwinnie kraty spoglodając na mnie sztywym i poważnym wzrokiem.
-Miłej nocy - Zaśmiał się szyderczo strażnik wpychając mnie gwałtownie w głąb celi,po czym szybko zamknął kraty na klucz.
Usiadłam na drewnianej ławie trzęsąc się z zimna.Strażnicy opuścili teren lochów,zapadła cisza,zostałam sama.Westchnęłam ciężko próbując powstrzymać tysiące myśli tłumiące się w mojej głowie.Martwiłam się o Damon'a,tak bardzo się martwiłam.Siedziałam tam sama jakieś 5 minut,góra 8.Nagle usłyszałam,że ktoś wchodzi do lochów.Podskoczyłam podchodząc do krat,by móc dosgtrzec kto tu się dostał.I w momencie gdy zobaczyłam znajomą mi twarz,zamarłam.Dwóch strażnikłów wnosiło tu pół przytomnego Damon'a i umieścili go w sąsiednim lochu za grubą ceglaną scianą,która odgradzała jego cele od mojej.
-Damon! - Wychrypiłam wystraszona,jego głowa lekko drgnęła,posłał mi pół przytomne spojrzenie.
-Alex - Wymamrotał słabym głosem.Musieli dać mu werbenę,jego stan był znacznie osłabiony skoro strażnicy musieli go podtrzymywać,nie mógł stać o własnych siłach. - Ni..c ci nie jest? - Wydusił ledwo z siebie.
-Wszystko w porządku - Powiedziałam nieco bardziej pewnie,nie chciałam żeby się martwił o mnie.
-Przepraszam - Szepnął zmęczony i bez sił.Strażnicy wnieśli go do celi,więc znikł mi z pola widzenia.Był za ścianą obok.
-Damon? - Zawołałam pół głosem jakieś 20 minut później. - Jesteś tam? 
-Tak... - Odparł i wydawało mi się,że chyba nieco lepszym głosem niż wcześniej.
-Jak się czujesz? - Spytałam zmartwiona.
-Lepiej,werbena już powoli przestaje działać - Wyznał. - Przepraszam cię,nie chciałem...
-Damon,to nie tylko twoja wina. - Przerwałam mu - To również moja wina.
-Mogłem temu zapobiec - Powiedział zawiedzionym głosem.
-Nie mogłeś - Zaprzeczyłam.
-Mogłem,ale jestem egoistą,zakochanym egoistą - Steknął niezadowolony z tego,co powiedział.
-Nie jesteś egoistą. - Sprzeciwiłam się - Nigdy nie byłeś,być może inni tak twierdzą,ale ja mam inne zdanie,jasne?
-Alex,nie znałaś mnie wcześniej...I chyba nie polubiłabyś mnie,gdybym nadal miał wyłączone człowieczeństwo.
-Dlaczego? 
-Bo byłem nieznośny,samolubny,egoistyczny.Nie dbałem o nikogo,byłem potworem. - Wyjawił z lekką odrazą w głosie.
-Kiedy włączyłeś człowieczeństwo? - Spytałam nagle.
-Wtedy,gdy pojawiłaś się w moim życiu Ty - Odparł po chwili milczenia.Zapadała cisza,tym razem o wiele dłuższa.

________________________________________________________________________________________________________________