-Czy ty i Damon...Łączy was coś? - Zapytała nagle,jakby ta informacja dotarła do niej dopiero teraz.
-Tak - Przytaknęłam - Ale zakochałam się.A potem straciłam kontrolę - Tłumaczyłam się przed nią gorączkowo.
-Dobra nie tłumacz się - Uspokoiła mnie - Alex...Wy nie możecie...Przecież...
-Wiem - Wydukałam z łzami w oczach - Wiem,ale...Jest już za późno - Szepnęłam,a Will widząc mój załamany stan od razu mnie przytuliła chcąc dodać mi tym otuchy.Rozpłakałam się przed nią,bo nie widziałam już wyjścia z sytuacji.
-Ciii...będzie dobrze.Znajdziemy jakiś sposób - Głaskała mnie po włosach.
-Nie znajdziemy - Mówiłam beznajdzieinie - John się domyślił.Na pewno wie coś więcej,O mój Boże.. - Zaszlochałam jeszcze bardziej.Will próbowała mnie uspokoić.Głaskała mnie po włosach szepcząc,że będzie dobrze,ale ja nie byłam w stanie w to uwierzyć.
-Słuchaj,Zack na pewno coś wymyśli.Jestem tego pewna - Powiedziała myśląc pewnie,że podbuduje mnie tym,ale przeraziły mnie jej słowa i spanikowałam jeszcze bardziej niż kilka sekund temu.Odskoczyłam od niej jak oparzona i złapałam się za głowę.
-Nie,nie,nie...Żaden Zack ani nikt inny nie może się o tym dowiedzieć - Zaprotestowałam automatycznie.
-Myślisz,że Zack mógłby Cię wyzdradzić? Przecież to twój kumpel - Zaznaczyła ostatnie słowa.
-Wiem,ale...nie mam pojęcia komu mogę ufać.
-Jemu na pewno możesz - Zapewniła mnie kładąc swoją ręke na moim ramieniu.
-Sama już nie wiem,przerasta mnie to wszystko.
-Nie martw się,znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji.
Usiadłam zmęczona tym wszystkim na łóżko,a Will dołączyła do mnie.Wiedziałam,że mogę jej ufać i szczerze mówiąc? Cieszę się,że nie skrytykowała mnie,a zamiast tego wyciągnęła ręke i postarała się w jakiś sposób mi pomóc.Poza tym ulżyło mi,że jednak ktoś z zewnątrz się dowiedział o moim problemie.
***
Szedłem korytarzem ciagnąc za sobą swoją walizkę.Czułem na sobie spojrzenia dziewczyn i szepty na mój temat.
Kilka osób chichotało myśląc zapewne,że jestem głuchy i nic nie słyszę,cóż...Były w dużym błędzie,słuch miałem doskonały.
-Dzień dobry Panie Salvatore - Przywitała mnie uczennica z którą się minąłem na korytarzu.
-Dzień dobry Chelsey - Posłałem jej sympatyczny uśmiech,a ta zachichotała pod nosem.Zmarszczyłem lekko brwi zastanawiając się,czy uśmiechanie się do uczennic,nie wysyła im dwuznacznych sygnałów.No cóż...Chciałem być tylko miły,z resztą jak zawsze.
Czasami czułem się na korytarzu dla wampirów jak jakaś gwiazda na czerwonym dywanie.Co wydawało się dziwne.Doszedłem do drzwi,otworzyłem je i znalazłem się w pokoju.W moje oczy od razu rzucił się Rick,który szykował się pewnie na trening,bo miał na sobie swój sportowy strój.Zdobyłem się na przyjacielski uśmiech i odłożyłem swoją ciężką walizkę koło mojej komody.
-Cześć stary - Powitałem go,a ten westchnął ciężko.
-Mam złe wieści - Palnął na starcie powodując pytający wyraz mojej twarzy.
-Co się stało? - Uniosłem brwi.
-John tu był - Oznajmił - Damon...
-Czego chciał? - Skrzywiłem się na słowa mojego przyjaciela.
-Podejrzewa coś o Tobie i Alex.Powiedział...Że masz do niego pójść,chce z Tobą pogadać.
-Cholera,dobra.Oganrnę to potem.Jestem umówiony z Alex i muszę się z nią zobaczyć - Rzuciłem pośpiesznie.
-Damon...- Chciał chyba zacząć swoje kazanie i dawanie dobrych rad,ale powstrzymałem go.
-Rick - Wtrąciłem - Porozmwiamy potem,muszę iść - Nie czekając na jego wypowiedź,opuściłem pokój i szybkim tempem powędrowałem do altanki,gdzie umówiłem się z Alex.Ku mojemu zdziwieniu kiedy zbliżałem się do altanki,ujrzałem męską postać opierającą się o balustradę.Przyjrzałem się uważniej,wiedziałem juz kto tam stał.To był nikt inny,jak John.Pewnym krokiem ruszyłem w jego stronę,a gdy już doszedłem,postanowiłem zatrzymać się jakieś dwa metry od niego.
-Damon,damon,damon... - Powtórzył z szatańską intrygą w głosie.
-Dlaczego tutaj jesteś? - Spytałem,ale w odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech John'a.
-To samo pytanie,mógłbym zadać Tobie,czyżnie? - Powieidział po czym odwrócił się w moją stronę.
-Tak się składa,że oprócz mnie nikt tu nie przychodzi - Palnąłem bez zastanowienia a oczy John'a zamrugały kilka razy.Przekrzywił lekko głowę przygladając mi się,jakby chciał wyczytać ze mnie coś więcej. - Więc? Co tu robisz? - Spytałem ponownie.
-Chyba się spóźniłeś - Szepnął mrużąc podejrzliwie oczy.
-Co masz na myśli?
-Czytałeś kiedyś...Romea i Julię? - Spytał pewnym siebie tonem głosu.O co mu chodziło? Pokręciłem głową myśląc nad tym,gdzie jest Alex.Pewnie nie przyszła,bo zobaczyła tu John'a...No tak.Od zawsze wiedziałem,że jest intelignetną dziewczyną. - No wiesz,ta historia....Dramat o zakazanej miłości.Pewnie kojarzysz - Stwierdził nie spuszczając ze mnie wzroku - Kojarzysz?
-Jakie to ma znaczenie? - Spytałem wyraźnie znudzony rozmową z John'em.Nigdy za nim nie przepadałem.
-Dwie osoby,które nigdy nie powinny się w sobie zakochać... - Zaczął opowiadać z ekstytacją w głosie - I nagle bum,pojawia się między nimi coś,co jest zakazane.Czyż to nie smutne,że ich romans się kończy tak tragicznie? - Był sarkastyczny i teatralnie próbował pokazać,że go to rusza,ale znałem go i wiedziałem,że za tą grą kryje się ironia,która w środku go bawiła.
-Nie czytam melanchonijnych romansów - Burknąłem.
-A może powinieneś? - Wyczuwałem w jego głosie fałszerstwo - Wiesz jak kończy się ten dramat? - Uśmiechnął się szyderczo,a ja gniewnie wbiłem w niego wzrok zaciskając mocno pięści u rąk.Zdałem sobie sprawę,co ma na myśli i do czego zmierza.
-Nie musisz kończyć - Warknąłem.
-Daj mi te przyjemność - Powiedział swobodnie i dość uprzejmie,ale nadal wiedziałem,że to tylko gra.
-Przyjemność? - Prychnąłem pod nosem,ale mój wyraz twarzy znów stał się poważny.
-Powiedzenia tego,co czeka Ciebie i Alex - Walnął prosto z mostu,a złość we mnie zaczęła narastać.
-Tknij ją,a rozszarpię ci gardło na strzępy! - Zagroziłem mu groźnym głosem powstrzymując się od tego aby zaatakować.
-Zabawne - Zaśmiał się diabelsko - Czyli jednak miałem rację - Był opanowany i spokojny,to mnie wkurzało jeszcze bardziej.
-Nie waż się jej dotykać - Warknąłem wściekły,ale to rozbawiło John'a.
-O tym akurat nie ty decydujesz - Rzucił nie przestając się szyderczo uśmiechać.
-Zniszczę cię,jeśli zrobisz jej krzywdę! - Fuknąłem płonąc z złości jaką czułem do John'a,ale i do siebie.Czułem się przechytrzony tym,że ten skurwysyn jakimś sposobem się dowiedział o mnie I Alex.Myślałem,że wszystko idzie jak z płatka,że wszystko jest pod kontrolą,tymczasem ku mojemu zdziwieniu było zupełnie inaczej.Cholera jasna,mam ochotę rozerwać go na strzępy.
-Na twoim miejscu wycofałbym się z tej relacji.Masz jeszcze szanse.
-Pieprz się do jasnej cholery - Burknąłem i odszedłem od Johna idąc w kierunku,z którego wcześniej tu przyszedłem.
-Tak się składa,że oprócz mnie nikt tu nie przychodzi - Palnąłem bez zastanowienia a oczy John'a zamrugały kilka razy.Przekrzywił lekko głowę przygladając mi się,jakby chciał wyczytać ze mnie coś więcej. - Więc? Co tu robisz? - Spytałem ponownie.
-Chyba się spóźniłeś - Szepnął mrużąc podejrzliwie oczy.
-Co masz na myśli?
-Czytałeś kiedyś...Romea i Julię? - Spytał pewnym siebie tonem głosu.O co mu chodziło? Pokręciłem głową myśląc nad tym,gdzie jest Alex.Pewnie nie przyszła,bo zobaczyła tu John'a...No tak.Od zawsze wiedziałem,że jest intelignetną dziewczyną. - No wiesz,ta historia....Dramat o zakazanej miłości.Pewnie kojarzysz - Stwierdził nie spuszczając ze mnie wzroku - Kojarzysz?
-Jakie to ma znaczenie? - Spytałem wyraźnie znudzony rozmową z John'em.Nigdy za nim nie przepadałem.
-Dwie osoby,które nigdy nie powinny się w sobie zakochać... - Zaczął opowiadać z ekstytacją w głosie - I nagle bum,pojawia się między nimi coś,co jest zakazane.Czyż to nie smutne,że ich romans się kończy tak tragicznie? - Był sarkastyczny i teatralnie próbował pokazać,że go to rusza,ale znałem go i wiedziałem,że za tą grą kryje się ironia,która w środku go bawiła.
-Nie czytam melanchonijnych romansów - Burknąłem.
-A może powinieneś? - Wyczuwałem w jego głosie fałszerstwo - Wiesz jak kończy się ten dramat? - Uśmiechnął się szyderczo,a ja gniewnie wbiłem w niego wzrok zaciskając mocno pięści u rąk.Zdałem sobie sprawę,co ma na myśli i do czego zmierza.
-Nie musisz kończyć - Warknąłem.
-Daj mi te przyjemność - Powiedział swobodnie i dość uprzejmie,ale nadal wiedziałem,że to tylko gra.
-Przyjemność? - Prychnąłem pod nosem,ale mój wyraz twarzy znów stał się poważny.
-Powiedzenia tego,co czeka Ciebie i Alex - Walnął prosto z mostu,a złość we mnie zaczęła narastać.
-Tknij ją,a rozszarpię ci gardło na strzępy! - Zagroziłem mu groźnym głosem powstrzymując się od tego aby zaatakować.
-Zabawne - Zaśmiał się diabelsko - Czyli jednak miałem rację - Był opanowany i spokojny,to mnie wkurzało jeszcze bardziej.
-Nie waż się jej dotykać - Warknąłem wściekły,ale to rozbawiło John'a.
-O tym akurat nie ty decydujesz - Rzucił nie przestając się szyderczo uśmiechać.
-Zniszczę cię,jeśli zrobisz jej krzywdę! - Fuknąłem płonąc z złości jaką czułem do John'a,ale i do siebie.Czułem się przechytrzony tym,że ten skurwysyn jakimś sposobem się dowiedział o mnie I Alex.Myślałem,że wszystko idzie jak z płatka,że wszystko jest pod kontrolą,tymczasem ku mojemu zdziwieniu było zupełnie inaczej.Cholera jasna,mam ochotę rozerwać go na strzępy.
-Na twoim miejscu wycofałbym się z tej relacji.Masz jeszcze szanse.
-Pieprz się do jasnej cholery - Burknąłem i odszedłem od Johna idąc w kierunku,z którego wcześniej tu przyszedłem.
***
-Damon - Zatrzymałem go na korytarzu prowadzącego do naszego pokoju.Czułem,że jest zły i trząs się z wściekłości.
-John chyba zna prawdę - Fuknął zły.
-O cholera,co powiedział? - Spytałem,ale mój przyjaciel ominął mnie i poszedł pośpiesznie do pokoju.
-Kurwa,że też on musi o tym wiedzieć! - Zaczął przeklinać pod nosem.Wszedłem za nim do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Czyli rozmawiał z tobą - Zauważyłem całkiem spokojnie.
-Tak,wyobraź sobie,że czekał w altance.Dokładnie tam,gdzie zawsze spotykałem się z Alex! - Mówił sflustrowany.
-Co ci dokładnie powiedział?? - Wypytywałem.
-Porównał nas do Romea i Julii,wyobrażasz sobie? - Uniósł się rozjuszony.
-Ale nie powiedział ci bezpośrednio,że o was wie.Może to tylko podejrzenia,nie denerwuj się tak - Starałem się go uspokoić.
-Rick,co ty chrzanisz? To głupia gra słów,ale on wie,jestem tego pewny - Syknął przez zęby.
-Sytuacja nie wygląda ciekawie.Damon...Dogadaj się z nim - Próbowałem doradzić,chociaż sam nie wiedziałem,czy moje rady są dobre.Po minie mojego kumpla można było wyczytać to,że nie bardzo spodobała mu się ta rada.
-Dogadać? - Spojrzał na mnie jak na ostatniego idiotę.
-Damon,John może cię zniszczyć,może warto byłoby iść na jakiś kompromis? - Próbowałem ratować swojego zdania.
-Kompromis? I kto na tym ucierpi? Na pewno Alex i Ja,więc nie dziękuje,schowaj się z takimi radami - Warknął.
-Chciałem tylko pomóc - Unoosłem ręce w geście poddania się.
-Nieważne,muszę zobaczyć się z Alex - Rzucił na jednym oddechu,chciał się z nią widzieć,za wszelką cenę.
-Teraz? Nie wiem czy to dobry pomysł...John...
-Nie intersuje mnie ten gnojek i te pieprzone zasady - Burknął - Muszę się z nią zobaczyć - Postanowił rządnie.
-Nie siedź za długo.Postaram się wymyślić jakiś plan B - Oznajmiłem,ale mój przyjaciel bez odpowiedzi opuścił nasz pokój.
-John chyba zna prawdę - Fuknął zły.
-O cholera,co powiedział? - Spytałem,ale mój przyjaciel ominął mnie i poszedł pośpiesznie do pokoju.
-Kurwa,że też on musi o tym wiedzieć! - Zaczął przeklinać pod nosem.Wszedłem za nim do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Czyli rozmawiał z tobą - Zauważyłem całkiem spokojnie.
-Tak,wyobraź sobie,że czekał w altance.Dokładnie tam,gdzie zawsze spotykałem się z Alex! - Mówił sflustrowany.
-Co ci dokładnie powiedział?? - Wypytywałem.
-Porównał nas do Romea i Julii,wyobrażasz sobie? - Uniósł się rozjuszony.
-Ale nie powiedział ci bezpośrednio,że o was wie.Może to tylko podejrzenia,nie denerwuj się tak - Starałem się go uspokoić.
-Rick,co ty chrzanisz? To głupia gra słów,ale on wie,jestem tego pewny - Syknął przez zęby.
-Sytuacja nie wygląda ciekawie.Damon...Dogadaj się z nim - Próbowałem doradzić,chociaż sam nie wiedziałem,czy moje rady są dobre.Po minie mojego kumpla można było wyczytać to,że nie bardzo spodobała mu się ta rada.
-Dogadać? - Spojrzał na mnie jak na ostatniego idiotę.
-Damon,John może cię zniszczyć,może warto byłoby iść na jakiś kompromis? - Próbowałem ratować swojego zdania.
-Kompromis? I kto na tym ucierpi? Na pewno Alex i Ja,więc nie dziękuje,schowaj się z takimi radami - Warknął.
-Chciałem tylko pomóc - Unoosłem ręce w geście poddania się.
-Nieważne,muszę zobaczyć się z Alex - Rzucił na jednym oddechu,chciał się z nią widzieć,za wszelką cenę.
-Teraz? Nie wiem czy to dobry pomysł...John...
-Nie intersuje mnie ten gnojek i te pieprzone zasady - Burknął - Muszę się z nią zobaczyć - Postanowił rządnie.
-Nie siedź za długo.Postaram się wymyślić jakiś plan B - Oznajmiłem,ale mój przyjaciel bez odpowiedzi opuścił nasz pokój.
***
Will jakieś 5 minut temu zniknęła w celu pogadania z Zack'iem.Ja w tym czasie ostrożnie wyszłam z pokoju i poszłam od razu do windy.Zjechałam na parter i zatrzymałam się sztywnie patrząc na schody należące do wampirów.Miałam cichą nadzieję,że ujrzę Damon'a,ale zamiast niego zobaczyłam Alarick'a,mojego trenera.Oboje znacząco spojrzeliśmy na siebie.
-Alex... - Kwinął głową abym zanim podążyła,po czym wyszedł z budynku.Ruszyłam w jego ślady uświadamiając sobie,że Rick kieruje się na boisko,na którym trenuje mnie i inne istoty.Zatrzymał się z ciężkim oddechem.Podeszłam niepewnie stając zaraz obok niego.
-Gdzie on jest? - Powiedziałam drżącym głosem,bojąc się odpowiedzi Alarick'a.
-Poszedł chyba szukać Ciebie,ale..Zanim się z nim spotkasz...- Zaczął powoli.Zerknęłam na niego niepewnie - John z nim rozmawiał - Wyznał,a ja podskoczyłam z przerażenia - Podejrzewamy,że wie o was.Alex...Musicie to skończyć - Poczułam jakby Rick chciał rozwalić mój cały świat,ale pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy,że takie słowa delikatnie mnie niszczyły - Tak będzie lepiej.
-Więc o wszystkim wiesz,Damon ci powiedział? - Spytałam głupio,przecież to było jasne.
-Wiem,ale zachowałem te inforamcję dla siebie - mówił opanowanym głosem.
-Wiesz,że to nie jest takie łatwe - Zaznaczyłam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Ale wykonalne - Uniósł lekko głos.Spojrzałam na niego marszcząc lekko czoło - Czego oczekiwałaś? Alex wybierasz między życiem a śmiercią,podobnie jak twój chłopak.Nie ma nad czym się zastanawiać.Lepiej skończcie z tym,dla własnego dobra - Mówił głośniej.
-Mam iść na łatwiznę? - Oburzyłam się - Rick,ja kocham go.Myślisz,że tak po prostu rzucę to wszystko?!
-Jeśli tego oczekuje John,powinnaś to wykonać,zanim ogłosi to całej akademii.
-Nie wierze - Pokręciłam głową - I ty to mówisz? Jesteś za nim? - Pytałam z irytacją.
-Nie Alex,jestem za wami i chcę dla was jak najlepiej - Tłumaczył się,ale nie przyjmowałam już do wiadomości jego słów.Myślałam,że Rick pomoże nam w sposób korzystny dla nas,a nie dla John'a - Daj sobie pomóc.Nie stawiaj oporu,bo...
-Bo co? Powiedziałeś kiedyś,że trzeba walczyć o swoje! - Przypomniałam mu urażona tym jak się teraz zachowywał.
-Tak,ale nie w takiej sytuacji! Alex...Jeśli nie odetniesz się od niego,masz pewną śmierć - Powiedział zrezygnowanie,a ja miałam wrażenie,że cały świat osuwa mi się spod nóg.Jeśli Rick nie widzi nadziei,to czy ja mam prawo ją mieć?
-To dlatego złożyłeś te pismo,żebym była podróżniczką? - Palnęłam oskarżycielsko paraliżując na kilka sekund Rick'a. - Chciałeś żebym była na ziemi,bo oczekiwałeś tego,że Damon i ja będziemy osobno,czyż nie!? - Krzyknęłam prowokacyjnie,a Rick wziął głęboki oddech - Tylko dlatego złożyłeś papiery,wmawiając,że jestem dobra,że robię postępy,że nadaje się idealnie na tę pieprzoną podróżniczkę,a to wszystko po to żebym była daleko od niego! - Wrzasnęłam gniewnie,a Rick przymierzył się by coś powiedzieć.
-Alex daj mi wyjaśnić... - Zaczął i gdy położył ręke na moim ramieniu,odsoczyłam od niego jak oparzona.
-Nie,nie dotykaj mnie - Burknęłam robiąc kilka kroków w tył tym samym tworząc dystans między mną a moim trenerem.
-Nic nie rozumiesz - Stwerdził łagodnie,a ja zaczęłam rozkminiać,jak Rick w takich chwilach umiał być tak opanowany?
-Okłamałeś mnie - Obwiniłam go z złością,ale i ze smutkiem oraz zawiedzeniem w oczach.
-Pomyślałaś przez chwilę dlaczego? - Patrzył na mnie uważnie.
-Nie chcę wiedzieć - Ominęłam Rick'a.
-Alex,poczekaj - Zawołał za mną.
-Zostaw mnie w spokoju ! - Rzuciłam na odczepne i pędem wróciłam do akademii.Byłam wkurzona,a raczej mocno wkurwiona.Myślałam,że Rick naprawdę docenia moje starania i postępy,tymczasem bodźcem do dania mi roli podróżniczki,była sama miłość do Damon'a.Jak mam czuć się z tym dobrze? Weszłam do windy,ale nie pojechałam nią na 6 piętro,lecz na 10.
***
Wskoczyłem na balkon pokoju Alex i za pomocą uchylonego okna,dostałem się do środka pokoju.
Rozejrzałem się i ku mojemu zdziwieniu,nie zastałem Alex tu.Skrzywiłem się na jej nie obencość i Usiadłem zrezygnowanie na łóżku.
W pierwszym momencie,postanowiłem,że poczekam,w końcu chciałem się z nią zobaczyć,ale słysząc głos Danielle od razu skoczyłem na równe nogi i w błyskawicznym tempie znalazłem się na balkonie na wszelki wypadek,gdyby Danielle tu weszła.Z wyskiego balkonu dostrzegłem Rick'a,który wracał z treningu.Wydawał się dość zamyślony.Porozglądałem się ostrożnie i po upewnieniu się,że teren jest czysty.opuściłem balkon,skacząc na ziemię.Rick podskoczył z strachu,a potem lekko pokręcił głową.
-Damon? Byłeś u Alex - Zgadł,no cóż...Znał mnie na wylot.
-Tak,ale nie zastałem jej w pokoju - Wzruszyłem ramionami.
-Rozmawiałem z nią - Zaczął - Chyba jest na mnie zła - Zmarszczyłem czoło na jego słowa.
-Coś ty jej powiedział? - Spytałem nie spuszczając z mojego przyjaciela wzroku.
-No właśnie...Chodź opowiem ci wszystko - Kiwnął głową w geście abym poszedł za nim.
-Czy to coś złego? - Zapytałem idąc za plecami Rick'a.
-Miałem plan.I w sumie zrealizowałem go - Przyznał niechętnie - Alex miała być podróżniczką...tylko dlatego aby być daleko od Ciebie - Wyznał ciężko,a ja zatrzymałem się,podobnie jak Rick.Uderzyłem w niego swoim niedowierzającym i poirytowanym spojrzeniem.
-Że co zrobiłeś? - Syknąłem.
-Jest podróżniczką...
-Wiem - Przerwał mi szybko - Chcesz mi powiedzieć,że ona się tego domyśliła?
-Tak i chyba jest na mnie zła...Ale chciałem dla was jak najlepiej - Próbował wyjaśnić.
-Trochę schrzaniłeś to.Przeprosisz ją później,teraz lepiej powiedz,czy mamy jakiś plan - Wymieniliśmy się spojrzeniami.
-Najpierw musimy porozmawiać z John'em,a raczej...Ty musisz - Podkreśił ostatnie dwa słowa.
-I co mam mu niby powiedzieć? - Zaśmiałem się kpiąco - Nie mam zamiaru go o nic prosić - Zaprotestowałem.
-Sytuacja cię zmusi - Oboje powędrowaliśmy do akdemii.
-Dobra,muszę się czegoś napić - Rzuciłem - Chodźmy do kafejki,a potem pogadam z John'em.
-Lepiej się pośpiesz,on nie będzie czekał - Uprzedził mnie Rick,zawsze był tym bardziej odpowiedzialniejszym.
-Słusznie - Usłyszeliśmy John'a stojącego przed windą do której mieliśmy zamiar wejść.
-Pan ciekawski się pojawił - Powiedziałem z sarkazmem,a John uśmiechnął się znacząco.
-Przemyślałeś moją propozycję? - Odezwał się swobodnym tonem,a Rick posłał mi pytające spojrzenie.
-Jest do bani - Stwierdziłem oschle.
-Masz czas do północy.W przeciwnym razie twoja Alex trafi do lochu,a stamtąd...Sam już wiesz - Zaśmiał się szyderczo.
-Nie waż się jej tknąć - Zawarczałem.
-Nie ty o tym decydujesz,wiesz? - Ironicznie się zaśmiał,a ja drgnąłem aby mu przywalić,ale ręka Rick'a mnie powstrzymała.
-Daj spokój Damon,on chce cię tylko sprowkować - Starał się sprowadzić mnie na ziemie.Wiedział,że John mnie prowokuje.
-Ukarz mnie,ale od niej trzymaj się daleko! - Fuknąłem z wymalowaną wściekłością na twarzy.
-Jeśli chcesz ją chronić,lepiej zaakceptuj moją propozycję - Szepnął patrząc to na mnie to na Rick'a.
-Damon... - Rick lekko chwycił mój łokieć starając się mieć kontrolę nad moim ciałem,które przybrało agresywną pozycję.Miałem ochotę walnąć Johno'wi - Nie warto,uspokój się - Mówił łagodnie próbując mnie uspokoić.
-Czekam - Powiedział John omijając nas szerokim łukiem.
-O czym on do jasnej cholery mówił? - Alarick żądał wyjaśnień.
-Złożył mi propozycję wycofania się z tej relacji - Walnąłem prosto z mostu.
-Ale dał ci szanse.Może warto z niej skorzystać?
-Oszalałeś? Mam Odpuścić miłość do Alex? Nie ma mowy - Poszedłem do windy,a Rick zaraz za mną.
-Damon,grozi jej śmierć,rzekł bym,że nawet Wam grozi śmierć.Pomyślałeś o tym?
-Rick,jestem pewny,że jest inny sposób - Winda się zamknęła i jechaliśmy nią w górę.
-Inny sposób? A widzisz go? Bo ja jakoś nie potrafię go zobaczyć - Syknął zniecierpliwiony moją upartością.
-Zawsze jest jakieś wyjście - Stwierdziłem i po otwarciu maszyny,ruszyliśmy korytarzem do kafejki w której ujrzałem Alex.Siedziała z Zack'iem i Will.Gestykulowała rękoma próbując im coś wyjaśnić.Rick i ja usiedliśmy przy barze,cały czas patrzyłem na Alex,która po chwili też mnie zobaczyła.Uśmiechnęła się blado,a Will i Zack wstali i pewnym krokiem ruszyli w naszą stronę.
-Wiemy o was - Wyznała Will stając jakiś metr przede mną i Rick'iem.
-I o tym,że John też wie - Dodał Zack.
-Muszę z nią pogadać - Ominąłem te dwójkę kierując się do Alex.Nie powinienen był z nią rozmawiać,ale miałem już w dupie te zasady. - Alex - Usiadłem przy jej stoliku,a ta smutna spuściła wzrok,widziałem jej bezsilność na twarzy i w pozycji jej ciała.
-Damon - Szepnęła drżącym głosem - My nie możemy...
-Ciii...Nie dbam już o to - Chwyciłem jej obie ręce,zamykając w żelaznym,ale jednocześnie delikatnym uścisku.
-On wie,co zrobimy? - Spytała z bezsilnością w głosie.
-Coś wymyślimy,okey? Przejdziemy przez to razem - Zapewniłem ją.
W pierwszym momencie,postanowiłem,że poczekam,w końcu chciałem się z nią zobaczyć,ale słysząc głos Danielle od razu skoczyłem na równe nogi i w błyskawicznym tempie znalazłem się na balkonie na wszelki wypadek,gdyby Danielle tu weszła.Z wyskiego balkonu dostrzegłem Rick'a,który wracał z treningu.Wydawał się dość zamyślony.Porozglądałem się ostrożnie i po upewnieniu się,że teren jest czysty.opuściłem balkon,skacząc na ziemię.Rick podskoczył z strachu,a potem lekko pokręcił głową.
-Damon? Byłeś u Alex - Zgadł,no cóż...Znał mnie na wylot.
-Tak,ale nie zastałem jej w pokoju - Wzruszyłem ramionami.
-Rozmawiałem z nią - Zaczął - Chyba jest na mnie zła - Zmarszczyłem czoło na jego słowa.
-Coś ty jej powiedział? - Spytałem nie spuszczając z mojego przyjaciela wzroku.
-No właśnie...Chodź opowiem ci wszystko - Kiwnął głową w geście abym poszedł za nim.
-Czy to coś złego? - Zapytałem idąc za plecami Rick'a.
-Miałem plan.I w sumie zrealizowałem go - Przyznał niechętnie - Alex miała być podróżniczką...tylko dlatego aby być daleko od Ciebie - Wyznał ciężko,a ja zatrzymałem się,podobnie jak Rick.Uderzyłem w niego swoim niedowierzającym i poirytowanym spojrzeniem.
-Że co zrobiłeś? - Syknąłem.
-Jest podróżniczką...
-Wiem - Przerwał mi szybko - Chcesz mi powiedzieć,że ona się tego domyśliła?
-Tak i chyba jest na mnie zła...Ale chciałem dla was jak najlepiej - Próbował wyjaśnić.
-Trochę schrzaniłeś to.Przeprosisz ją później,teraz lepiej powiedz,czy mamy jakiś plan - Wymieniliśmy się spojrzeniami.
-Najpierw musimy porozmawiać z John'em,a raczej...Ty musisz - Podkreśił ostatnie dwa słowa.
-I co mam mu niby powiedzieć? - Zaśmiałem się kpiąco - Nie mam zamiaru go o nic prosić - Zaprotestowałem.
-Sytuacja cię zmusi - Oboje powędrowaliśmy do akdemii.
-Dobra,muszę się czegoś napić - Rzuciłem - Chodźmy do kafejki,a potem pogadam z John'em.
-Lepiej się pośpiesz,on nie będzie czekał - Uprzedził mnie Rick,zawsze był tym bardziej odpowiedzialniejszym.
-Słusznie - Usłyszeliśmy John'a stojącego przed windą do której mieliśmy zamiar wejść.
-Pan ciekawski się pojawił - Powiedziałem z sarkazmem,a John uśmiechnął się znacząco.
-Przemyślałeś moją propozycję? - Odezwał się swobodnym tonem,a Rick posłał mi pytające spojrzenie.
-Jest do bani - Stwierdziłem oschle.
-Masz czas do północy.W przeciwnym razie twoja Alex trafi do lochu,a stamtąd...Sam już wiesz - Zaśmiał się szyderczo.
-Nie waż się jej tknąć - Zawarczałem.
-Nie ty o tym decydujesz,wiesz? - Ironicznie się zaśmiał,a ja drgnąłem aby mu przywalić,ale ręka Rick'a mnie powstrzymała.
-Daj spokój Damon,on chce cię tylko sprowkować - Starał się sprowadzić mnie na ziemie.Wiedział,że John mnie prowokuje.
-Ukarz mnie,ale od niej trzymaj się daleko! - Fuknąłem z wymalowaną wściekłością na twarzy.
-Jeśli chcesz ją chronić,lepiej zaakceptuj moją propozycję - Szepnął patrząc to na mnie to na Rick'a.
-Damon... - Rick lekko chwycił mój łokieć starając się mieć kontrolę nad moim ciałem,które przybrało agresywną pozycję.Miałem ochotę walnąć Johno'wi - Nie warto,uspokój się - Mówił łagodnie próbując mnie uspokoić.
-Czekam - Powiedział John omijając nas szerokim łukiem.
-O czym on do jasnej cholery mówił? - Alarick żądał wyjaśnień.
-Złożył mi propozycję wycofania się z tej relacji - Walnąłem prosto z mostu.
-Ale dał ci szanse.Może warto z niej skorzystać?
-Oszalałeś? Mam Odpuścić miłość do Alex? Nie ma mowy - Poszedłem do windy,a Rick zaraz za mną.
-Damon,grozi jej śmierć,rzekł bym,że nawet Wam grozi śmierć.Pomyślałeś o tym?
-Rick,jestem pewny,że jest inny sposób - Winda się zamknęła i jechaliśmy nią w górę.
-Inny sposób? A widzisz go? Bo ja jakoś nie potrafię go zobaczyć - Syknął zniecierpliwiony moją upartością.
-Zawsze jest jakieś wyjście - Stwierdziłem i po otwarciu maszyny,ruszyliśmy korytarzem do kafejki w której ujrzałem Alex.Siedziała z Zack'iem i Will.Gestykulowała rękoma próbując im coś wyjaśnić.Rick i ja usiedliśmy przy barze,cały czas patrzyłem na Alex,która po chwili też mnie zobaczyła.Uśmiechnęła się blado,a Will i Zack wstali i pewnym krokiem ruszyli w naszą stronę.
-Wiemy o was - Wyznała Will stając jakiś metr przede mną i Rick'iem.
-I o tym,że John też wie - Dodał Zack.
-Muszę z nią pogadać - Ominąłem te dwójkę kierując się do Alex.Nie powinienen był z nią rozmawiać,ale miałem już w dupie te zasady. - Alex - Usiadłem przy jej stoliku,a ta smutna spuściła wzrok,widziałem jej bezsilność na twarzy i w pozycji jej ciała.
-Damon - Szepnęła drżącym głosem - My nie możemy...
-Ciii...Nie dbam już o to - Chwyciłem jej obie ręce,zamykając w żelaznym,ale jednocześnie delikatnym uścisku.
-On wie,co zrobimy? - Spytała z bezsilnością w głosie.
-Coś wymyślimy,okey? Przejdziemy przez to razem - Zapewniłem ją.
***
-Nie powiemy nikomu - Obiecała Will - Chcemy jej dobra i szczęścia.
-To miłe z waszej strony,ale... - I wtedy zza zaplecza dużej meblościanki,służącej do eksponowania alkoholi,wyszła barmanka,od razu dostrzegła Alex siedzącą z Damon'em.Skrzywiła się lekko i pytająco spojrzała na Will,zacka i w końcu na mnie.
-Co do cholery? - Zdziwiła się barmkanka.
-Jeśli coś piśniesz,wyprujemy ci flaki żywcem - Zagroziła Will,a Zack zdumiony wypowiedzią swojej koleżanki kiwnął zmuszony głową na poparcie jej morderczego zamiaru.Westchnąłem ciężko patrząc na przerażoną już teraz barmankę.
-Oni mieli na myśli dyskrecję - Starałem się załagodzić sytuację.
-Zaraz zaraz,ta dwójka to przecież trener Damon i ta pół wilkołaczka,która została podróżniczką,tak? - Patrzyła na nas chcąc się upewnić,czy dobrze myśli.Wszyscy kiwnęliśmy głowami,a Will złapała oddech by znów coś powiedzieć.
-Niech Pani uda,że nic Pani nie widziała,jasne? - Powiedziała stanowczo.
-Rozumiem,że chcecie chronić przyjaciół,ale...
-Nie ma żadnych Ale - Przerwała jej will z lekką irytacją w głosie. - Zachowaj to dla siebie miła kobieto - Rzuciła z nutką sarkazmu.Nikogo oprócz nas nie było w kafejce,więc jedyną nową osobą,która teraz wiedziała,była barmanka phoebe.
-Dobrze - Odparła potulnie - Napijecie się czegoś? - Zaproponowała rozkojarzona całą sytuacją.
-Poproszę orzechowego sheik'a - Zażądała księżniczkowatym tonem wilczyca.
-Ja poproszę to samo - Dopowiedział Zack nieco grzeczniejszym tonem.
-Robi się - Rzuciła z lekkim niezadowoleniem na twarzy idąc na tył baru.
-Tak to się robi - Na twarzy Will wymalował się zwycięski uśmiech.
-Bravo,udało ci się - Pochwalił Zack.
-Słuchajcie...To nie koniec problemów.John nadal wie i może wykorzystać to niekorzystnie wobec Damon'a i Alex - Uprzedziłem ich.
***
-Idź do pokoju,przyjdę gdy się ściemni - Obiecał mi Damon.
-Dobrze - Oboje wstaliśmy od stołu spoglądając na trójkę naszych znajomych.
-Chyba nas zaakceptowali - Stwierdził i przybliżył się do mnie dając mi delikatnego całusa w policzek.
-Chyba tak - Uśmiechnęłam się lekko i złapałam kontakt wzrokowy z Will dając znak,żebyśmy już wyszły.
-My śmigamy - Zakomunikowała Will - Zack,chodź - Szturchnęła go i ominęła Damon'a kierując się ze mną do wyjścia.Posłałam swojemu ukochanemu wampirowi ostatni uśmiech i zaraz po tym ruszyłam za Zack'iem i Will.
-Nie sądziłem nigdy,że ty i Damon możecie być razem - Zdziwił się Zack,gdy weszliśmy oboje do mojego pokoju.Will musiała pójść na dodatkowe zajęcia z profesor Gorgins,jej zaległości w nauce,zmuszały ją do tego,więc zostałam sama z moim kumplem.
-Masz rację,nikt by tego nie podejrzewał - Przyznałam mu rację i położyłam się zmęczona na łóżku.
-Ale wiesz,Damon to dupek...Nie chcę,żeby cię zranił - Wyznał siadając na krześle przy moim biurku.
-Nie jest taki zły jak się wydaje - Szepnęłam z lekkim rozbawieniem w głosie.Znałam go lepiej niż Zack,więc mogłam śmiało stwierdzić,że pozory bardzo myliły. - Poza tym,nie masz pojęcia jaki potrafi być romanytyczny.
-Nawet nie chcę się domyślać - Zaśmiał się pod nosem. - Ale...wiesz,że to niebezpieczne? - Powiedział poważniej.
-Zdaje sobie z tego sprawę,ale...Jeśli się zakochasz,nie jest łatwo zrezygnować z osoby,którą kochasz.
-Nie wiem jak to jest - Wzruszył ramionami.
-Jeszcze zdążysz kogoś poznać - Zapewniłam go.Jakieś pół godziny później,Zack widząc moje zmęczenie,opuścił mój pokój.Szybkim tempem,wskoczyłam pod prysznic,ubrałam piżamę i zmęczona weszłam pod kołdrę,zasypiając w kilka minut.Damon chyba się zjawił,bo czułam jego obecność,nawet gdy spałam.Momentami dotyk,jakieś pocałunki na moim poiczku,spałam bezpieczniej i spokojniej,gdy on tu był.Obudziłam się przed jedynastą,ale nie było już wampira.Wstałam z łóżka i poszłam zamknąć uchylone szklane drzwi na balkon,przez które pewnie tu wszedł,zresztą nie pierwszy raz.Uśmiechnęłam się delikatnie i wróciłam do łóżka.
***
John,ja i Alarick spotkaliśmy się w pobliżu altanki,tam gdzie zawsze spotykałem się z Alex.
Nie chciałem podjąć się propozycji John'a.Zbyt bardzo kochałem Alex,by tak nagle zostawić ją dla głupiego kaprysu tego gnojka.
-Jesteście - Zawołał zadowolony John myśląc pewnie,że zgodzę się na jego propozycję.
-Tak jak się umawialiśmy - Powiedział Rick,staneliśmy od tego potwora jakieś dwa metry.
-A Więc - Jego wzrok mnie otoczył,dźgnęła mnie lekka wściekłość na tego otoż osobnika - Jaka jest twoja decyzja?
-Nie wchodzę w to - Powiedziałem pewnie - Kocham Alex i nie zrezygnuje z miłości do niej - Oświadczyłem bez wahania.
-Jesteś odważny - Przyjrzał mi się z zainteresowaniem i jakąś szatańską intrygą w oczach. - Ale też trochę naiwny.Miałeś wyłączone człowieczeństwo,pojawia się głupia dziewczyna z ziemi i tracisz głowę,ha? - Uniósł się kpiącym śmiechem,a ja zacisnąłem pięści z złości. - Wpadłeś jak śliwka w kompot,rozumiesz? - Uśmiech nie opuszczał jego twarzy,odnosiłem wrażenie,jakby był ucieszony tym,że ja i Alex moglibyśmy być skazani na śmierć.- Włączyłeś człowieczeństwo,przez nią,mam rację? - Szepnął.
-Nawet jeśli,to jakie ma to znaczenie? - Zapytałem cichym warknięciem.
-Takie,że wina może leżeć po jej stronie - Wysyczał szatańsko próbując nastawić mnie przeciw Alex.
-Jak śmiesz!? - Rzuciłem się na niego popcyhając go mocno na ziemie.
-Ah! - Jeknął z bólu uderzając plecami o schody altanki.
-To nie jej wina! - Chwyciłem go za kołnierz jego koszuli pociagając z ziemi na równe nogi.
-Damon - Zawołał Alarick próbując ostudzić atmosferę.
-Nie waż sie jej tknąć! - Wysyczałem trzymając go za ubrania.Przez twarz Johna przemigneła panika i jednocześnie złość,że w tym momencie byłem górą. - Jeśli spadnie jej choć jeden włos z głowy,zabije cię z zimną krwią! - Warczałem przez zęby.
-To lepiej zrób to teraz,bo Alex w pokoju nie jest sama - Wycedził przez zęby,a ja puściłem go gwałownie sprawiając,że John znów upadł na ziemię.Spojrzałem bezsilnie i z lekką paniką na Alarick'a.Posłałem mu nadziejne spojrzenie.
-Leć do niej,ja się nim zajmę - Zapewił mnie,a ja nie czekając na nic, zmarwiony o Alex,pobiegłem wampirzym błyskawicznym tempem do jej pokoju,do którego dostałem się przez balkon.Ujrzałem tam Danielle i dwóch strażników,którzy chwycili ją i skuli kajdankami.
-Alex! - Zawołałem przerażony i cały w strachu o jej los.Ruszyłem ku strażnikom,ale trzeci którego wcześniej nie zauważyłem,chwycił mnie i mocnym ruchem wyłożył mnie na podłogę,unieruchamiając moje ciało jakimś zastrzykiem w łytkę.
-Damon! - Powiedziała z paniką w głosie.Wiedziałem,że chciała mi pomóc,ale nie umiała.
-Panowie to jakaś pomyłka - Lamentowała Danielle - Uwolnijcie ją! - Zażądała.
-John zgłosił złamanie zasady piątej.Przykro nam,ale takie mamy reguły - Objaśnił automnatycznie strażnik.
-Dajcie jej wyjasnić,to na pewno jakiś błąd - Upierała się Danielle.
-Wyjaśni na przesłuchaniu - Fuknął drugi strażnik. - A teraz odsuń się Danielle,musimy ją zabrać.
-Nie! Proszę,nie! - Krzyknęła przerażona Alex ,ale strażnicy zignorowali jej wołanie i wytargali ją siłą z pokoju,a najgorsze było to,że nie mogłem nic na to poradzić.Opadałem z sił,czułem jak wszystko zamazuje mi się przed oczami i już wiedziałem,że wstrzyknięto mi dużą substancję werbeny,substancji,która mnie osłabiała,lecz w ogromnej ilości,mogła nawet zabić.Byłem totalnie bez sił.
-Dajcie jej wyjasnić,to na pewno jakiś błąd - Upierała się Danielle.
-Wyjaśni na przesłuchaniu - Fuknął drugi strażnik. - A teraz odsuń się Danielle,musimy ją zabrać.
-Nie! Proszę,nie! - Krzyknęła przerażona Alex ,ale strażnicy zignorowali jej wołanie i wytargali ją siłą z pokoju,a najgorsze było to,że nie mogłem nic na to poradzić.Opadałem z sił,czułem jak wszystko zamazuje mi się przed oczami i już wiedziałem,że wstrzyknięto mi dużą substancję werbeny,substancji,która mnie osłabiała,lecz w ogromnej ilości,mogła nawet zabić.Byłem totalnie bez sił.
***
Gdy zeszliśmy do lochów znajdujących się pod akademią,przypomniałam sobie,że poznałam tutaj właśnie Caroline i Bonnie.Uśmiechnęłam się blado,ale po chwili ocnknełam się z rozmyśleń przypominając sobie,jak zimno tutaj jest.Dwaj strażnicy,prowadzili mnie pewnym i szybkim krokiem,nie miałam szans ucieczki.Doszliśmy do jednej z cel,która była zabezpieczona kratami.Jeden z strażników pilnował mnie,a drugi otworzył zwinnie kraty spoglodając na mnie sztywym i poważnym wzrokiem.
-Miłej nocy - Zaśmiał się szyderczo strażnik wpychając mnie gwałtownie w głąb celi,po czym szybko zamknął kraty na klucz.
Usiadłam na drewnianej ławie trzęsąc się z zimna.Strażnicy opuścili teren lochów,zapadła cisza,zostałam sama.Westchnęłam ciężko próbując powstrzymać tysiące myśli tłumiące się w mojej głowie.Martwiłam się o Damon'a,tak bardzo się martwiłam.Siedziałam tam sama jakieś 5 minut,góra 8.Nagle usłyszałam,że ktoś wchodzi do lochów.Podskoczyłam podchodząc do krat,by móc dosgtrzec kto tu się dostał.I w momencie gdy zobaczyłam znajomą mi twarz,zamarłam.Dwóch strażnikłów wnosiło tu pół przytomnego Damon'a i umieścili go w sąsiednim lochu za grubą ceglaną scianą,która odgradzała jego cele od mojej.
-Damon! - Wychrypiłam wystraszona,jego głowa lekko drgnęła,posłał mi pół przytomne spojrzenie.
-Alex - Wymamrotał słabym głosem.Musieli dać mu werbenę,jego stan był znacznie osłabiony skoro strażnicy musieli go podtrzymywać,nie mógł stać o własnych siłach. - Ni..c ci nie jest? - Wydusił ledwo z siebie.
-Wszystko w porządku - Powiedziałam nieco bardziej pewnie,nie chciałam żeby się martwił o mnie.
-Przepraszam - Szepnął zmęczony i bez sił.Strażnicy wnieśli go do celi,więc znikł mi z pola widzenia.Był za ścianą obok.
-Damon? - Zawołałam pół głosem jakieś 20 minut później. - Jesteś tam?
-Tak... - Odparł i wydawało mi się,że chyba nieco lepszym głosem niż wcześniej.
-Jak się czujesz? - Spytałam zmartwiona.
-Lepiej,werbena już powoli przestaje działać - Wyznał. - Przepraszam cię,nie chciałem...
-Damon,to nie tylko twoja wina. - Przerwałam mu - To również moja wina.
-Mogłem temu zapobiec - Powiedział zawiedzionym głosem.
-Nie mogłeś - Zaprzeczyłam.
-Mogłem,ale jestem egoistą,zakochanym egoistą - Steknął niezadowolony z tego,co powiedział.
-Nie jesteś egoistą. - Sprzeciwiłam się - Nigdy nie byłeś,być może inni tak twierdzą,ale ja mam inne zdanie,jasne?
-Alex,nie znałaś mnie wcześniej...I chyba nie polubiłabyś mnie,gdybym nadal miał wyłączone człowieczeństwo.
-Dlaczego?
-Bo byłem nieznośny,samolubny,egoistyczny.Nie dbałem o nikogo,byłem potworem. - Wyjawił z lekką odrazą w głosie.
-Kiedy włączyłeś człowieczeństwo? - Spytałam nagle.
-Wtedy,gdy pojawiłaś się w moim życiu Ty - Odparł po chwili milczenia.Zapadała cisza,tym razem o wiele dłuższa.
________________________________________________________________________________________________________________
-Damon! - Wychrypiłam wystraszona,jego głowa lekko drgnęła,posłał mi pół przytomne spojrzenie.
-Alex - Wymamrotał słabym głosem.Musieli dać mu werbenę,jego stan był znacznie osłabiony skoro strażnicy musieli go podtrzymywać,nie mógł stać o własnych siłach. - Ni..c ci nie jest? - Wydusił ledwo z siebie.
-Wszystko w porządku - Powiedziałam nieco bardziej pewnie,nie chciałam żeby się martwił o mnie.
-Przepraszam - Szepnął zmęczony i bez sił.Strażnicy wnieśli go do celi,więc znikł mi z pola widzenia.Był za ścianą obok.
-Damon? - Zawołałam pół głosem jakieś 20 minut później. - Jesteś tam?
-Tak... - Odparł i wydawało mi się,że chyba nieco lepszym głosem niż wcześniej.
-Jak się czujesz? - Spytałam zmartwiona.
-Lepiej,werbena już powoli przestaje działać - Wyznał. - Przepraszam cię,nie chciałem...
-Damon,to nie tylko twoja wina. - Przerwałam mu - To również moja wina.
-Mogłem temu zapobiec - Powiedział zawiedzionym głosem.
-Nie mogłeś - Zaprzeczyłam.
-Mogłem,ale jestem egoistą,zakochanym egoistą - Steknął niezadowolony z tego,co powiedział.
-Nie jesteś egoistą. - Sprzeciwiłam się - Nigdy nie byłeś,być może inni tak twierdzą,ale ja mam inne zdanie,jasne?
-Alex,nie znałaś mnie wcześniej...I chyba nie polubiłabyś mnie,gdybym nadal miał wyłączone człowieczeństwo.
-Dlaczego?
-Bo byłem nieznośny,samolubny,egoistyczny.Nie dbałem o nikogo,byłem potworem. - Wyjawił z lekką odrazą w głosie.
-Kiedy włączyłeś człowieczeństwo? - Spytałam nagle.
-Wtedy,gdy pojawiłaś się w moim życiu Ty - Odparł po chwili milczenia.Zapadała cisza,tym razem o wiele dłuższa.
________________________________________________________________________________________________________________