czwartek, 10 maja 2018

Rozdział 14 cz2

Stała jak wryta.Dopiero po jakiejś krótkiej chwili dostrzegłam,że zamrugała oczami i złapała oddech.
-Czy ty i Damon...Łączy was coś? - Zapytała nagle,jakby ta informacja dotarła do niej dopiero teraz.
-Tak - Przytaknęłam - Ale zakochałam się.A potem straciłam kontrolę - Tłumaczyłam się przed nią gorączkowo.
-Dobra nie tłumacz się - Uspokoiła mnie - Alex...Wy nie możecie...Przecież...
-Wiem - Wydukałam z łzami w oczach - Wiem,ale...Jest już za późno - Szepnęłam,a Will widząc mój załamany stan od razu mnie przytuliła chcąc dodać mi tym otuchy.Rozpłakałam się przed nią,bo nie widziałam już wyjścia z sytuacji.
-Ciii...będzie dobrze.Znajdziemy jakiś sposób - Głaskała mnie po włosach.
-Nie znajdziemy - Mówiłam beznajdzieinie - John się domyślił.Na pewno wie coś więcej,O mój Boże.. - Zaszlochałam jeszcze bardziej.Will próbowała mnie uspokoić.Głaskała mnie po włosach szepcząc,że będzie dobrze,ale ja nie byłam w stanie w to uwierzyć.
-Słuchaj,Zack na pewno coś wymyśli.Jestem tego pewna - Powiedziała myśląc pewnie,że podbuduje mnie tym,ale przeraziły mnie jej słowa i spanikowałam jeszcze bardziej niż kilka sekund temu.Odskoczyłam od niej jak oparzona i złapałam się za głowę.
-Nie,nie,nie...Żaden Zack ani nikt inny nie może się o tym dowiedzieć - Zaprotestowałam automatycznie.
-Myślisz,że Zack mógłby Cię wyzdradzić? Przecież to twój kumpel - Zaznaczyła ostatnie słowa.
-Wiem,ale...nie mam pojęcia komu mogę ufać.
-Jemu na pewno możesz - Zapewniła mnie kładąc swoją ręke na moim ramieniu.
-Sama już nie wiem,przerasta mnie to wszystko.
-Nie martw się,znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji.
Usiadłam zmęczona tym wszystkim na łóżko,a Will dołączyła do mnie.Wiedziałam,że mogę jej ufać i szczerze mówiąc? Cieszę się,że nie skrytykowała mnie,a zamiast tego wyciągnęła ręke i postarała się w jakiś sposób mi pomóc.Poza tym ulżyło mi,że jednak ktoś z zewnątrz się dowiedział o moim problemie.


***

Szedłem korytarzem ciagnąc za sobą swoją walizkę.Czułem na sobie spojrzenia dziewczyn i szepty na mój temat.
Kilka osób chichotało myśląc zapewne,że jestem głuchy i nic nie słyszę,cóż...Były w dużym błędzie,słuch miałem doskonały.
-Dzień dobry Panie Salvatore - Przywitała mnie uczennica z którą się minąłem na korytarzu.
-Dzień dobry Chelsey - Posłałem jej sympatyczny uśmiech,a ta zachichotała pod nosem.Zmarszczyłem lekko brwi zastanawiając się,czy uśmiechanie się do uczennic,nie wysyła im dwuznacznych sygnałów.No cóż...Chciałem być tylko miły,z resztą jak zawsze.
Czasami czułem się na korytarzu dla wampirów jak jakaś gwiazda na czerwonym dywanie.Co wydawało się dziwne.Doszedłem do drzwi,otworzyłem je i znalazłem się w pokoju.W moje oczy od razu rzucił się Rick,który szykował się pewnie na trening,bo miał na sobie swój sportowy strój.Zdobyłem się na przyjacielski uśmiech i odłożyłem swoją ciężką walizkę koło mojej komody.
-Cześć stary - Powitałem go,a ten westchnął ciężko.
-Mam złe wieści - Palnął na starcie powodując pytający wyraz mojej twarzy.
-Co się stało? - Uniosłem brwi.
-John tu był - Oznajmił - Damon...
-Czego chciał? - Skrzywiłem się na słowa mojego przyjaciela.
-Podejrzewa coś o Tobie i Alex.Powiedział...Że masz do niego pójść,chce z Tobą pogadać.
-Cholera,dobra.Oganrnę to potem.Jestem umówiony z Alex i muszę się z nią zobaczyć - Rzuciłem pośpiesznie.
-Damon...- Chciał chyba zacząć swoje kazanie i dawanie dobrych rad,ale powstrzymałem go.
-Rick - Wtrąciłem - Porozmwiamy potem,muszę iść - Nie czekając na jego wypowiedź,opuściłem pokój i szybkim tempem powędrowałem do altanki,gdzie umówiłem się z Alex.Ku mojemu zdziwieniu kiedy zbliżałem się do altanki,ujrzałem męską postać opierającą się o balustradę.Przyjrzałem się uważniej,wiedziałem juz kto tam stał.To był nikt inny,jak John.Pewnym krokiem ruszyłem w jego stronę,a gdy już doszedłem,postanowiłem zatrzymać się jakieś dwa metry od niego.
-Damon,damon,damon... - Powtórzył z szatańską intrygą w głosie.
-Dlaczego tutaj jesteś? - Spytałem,ale w odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech John'a.
-To samo pytanie,mógłbym zadać Tobie,czyżnie? - Powieidział po czym odwrócił się w moją stronę.
-Tak się składa,że oprócz mnie nikt tu nie przychodzi - Palnąłem bez zastanowienia a oczy John'a zamrugały kilka razy.Przekrzywił lekko głowę przygladając mi się,jakby chciał wyczytać ze mnie coś więcej. - Więc? Co tu robisz? - Spytałem ponownie.
-Chyba się spóźniłeś - Szepnął mrużąc podejrzliwie oczy.
-Co masz na myśli? 
-Czytałeś kiedyś...Romea i Julię? - Spytał pewnym siebie tonem głosu.O co mu chodziło? Pokręciłem głową myśląc nad tym,gdzie jest Alex.Pewnie nie przyszła,bo zobaczyła tu John'a...No tak.Od zawsze wiedziałem,że jest intelignetną dziewczyną. - No wiesz,ta historia....Dramat o zakazanej miłości.Pewnie kojarzysz - Stwierdził nie spuszczając ze mnie wzroku - Kojarzysz? 
-Jakie to ma znaczenie? - Spytałem wyraźnie znudzony rozmową z John'em.Nigdy za nim nie przepadałem.
-Dwie osoby,które nigdy nie powinny się w sobie zakochać... - Zaczął opowiadać z ekstytacją w głosie - I nagle bum,pojawia się między nimi coś,co jest zakazane.Czyż to nie smutne,że ich romans się kończy tak tragicznie? - Był sarkastyczny i teatralnie próbował pokazać,że go to rusza,ale znałem go i wiedziałem,że za tą grą kryje się ironia,która w środku go bawiła.
-Nie czytam melanchonijnych romansów - Burknąłem.
-A może powinieneś? - Wyczuwałem w jego głosie fałszerstwo - Wiesz jak kończy się ten dramat? - Uśmiechnął się szyderczo,a ja gniewnie wbiłem w niego wzrok zaciskając mocno pięści u rąk.Zdałem sobie sprawę,co ma na myśli i do czego zmierza.
-Nie musisz kończyć - Warknąłem.
-Daj mi te przyjemność - Powiedział swobodnie i dość uprzejmie,ale nadal wiedziałem,że to tylko gra.
-Przyjemność? - Prychnąłem pod nosem,ale mój wyraz twarzy znów stał się poważny.
-Powiedzenia tego,co czeka Ciebie i Alex - Walnął prosto z mostu,a złość we mnie zaczęła narastać.
-Tknij ją,a rozszarpię ci gardło na strzępy! - Zagroziłem mu groźnym głosem powstrzymując się od tego aby zaatakować.
-Zabawne - Zaśmiał się diabelsko - Czyli jednak miałem rację - Był opanowany i spokojny,to mnie wkurzało jeszcze bardziej.
-Nie waż się jej dotykać - Warknąłem wściekły,ale to rozbawiło John'a.
-O tym akurat nie ty decydujesz - Rzucił nie przestając się szyderczo uśmiechać.
-Zniszczę cię,jeśli zrobisz jej krzywdę! - Fuknąłem płonąc z złości jaką czułem do John'a,ale i do siebie.Czułem się przechytrzony tym,że ten skurwysyn jakimś sposobem się dowiedział o mnie I Alex.Myślałem,że wszystko idzie jak z płatka,że wszystko jest pod kontrolą,tymczasem ku mojemu zdziwieniu było zupełnie inaczej.Cholera jasna,mam ochotę rozerwać go na strzępy.
-Na twoim miejscu wycofałbym się z tej relacji.Masz jeszcze szanse.
-Pieprz się do jasnej cholery - Burknąłem i odszedłem od Johna idąc w kierunku,z którego wcześniej tu przyszedłem.



*** 

-Damon - Zatrzymałem go na korytarzu prowadzącego do naszego pokoju.Czułem,że jest zły i trząs się z wściekłości.
-John chyba zna prawdę - Fuknął zły.
-O cholera,co powiedział? - Spytałem,ale mój przyjaciel ominął mnie i poszedł pośpiesznie do pokoju.
-Kurwa,że też on musi o tym wiedzieć! - Zaczął przeklinać pod nosem.Wszedłem za nim do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Czyli rozmawiał z tobą - Zauważyłem całkiem spokojnie.
-Tak,wyobraź sobie,że czekał w altance.Dokładnie tam,gdzie zawsze spotykałem się z Alex! - Mówił sflustrowany.
-Co ci dokładnie powiedział?? - Wypytywałem.
-Porównał nas do Romea i Julii,wyobrażasz sobie? - Uniósł się rozjuszony.
-Ale nie powiedział ci bezpośrednio,że o was wie.Może to tylko podejrzenia,nie denerwuj się tak - Starałem się go uspokoić.
-Rick,co ty chrzanisz? To głupia gra słów,ale on wie,jestem tego pewny - Syknął przez zęby.
-Sytuacja nie wygląda ciekawie.Damon...Dogadaj się z nim - Próbowałem doradzić,chociaż sam nie wiedziałem,czy moje rady są dobre.Po minie mojego kumpla można było wyczytać to,że nie bardzo spodobała mu się ta rada.
-Dogadać? - Spojrzał na mnie jak na ostatniego idiotę.
-Damon,John może cię zniszczyć,może warto byłoby iść na jakiś kompromis? - Próbowałem ratować swojego zdania.
-Kompromis? I kto na tym ucierpi? Na pewno Alex i Ja,więc nie dziękuje,schowaj się z takimi radami - Warknął.
-Chciałem tylko pomóc - Unoosłem ręce w geście poddania się.
-Nieważne,muszę zobaczyć się z Alex - Rzucił na jednym oddechu,chciał się z nią widzieć,za wszelką cenę.
-Teraz? Nie wiem czy to dobry pomysł...John...
-Nie intersuje mnie ten gnojek i te pieprzone zasady - Burknął - Muszę się z nią zobaczyć - Postanowił rządnie.
-Nie siedź za długo.Postaram się wymyślić jakiś plan B - Oznajmiłem,ale mój przyjaciel bez odpowiedzi opuścił nasz pokój.


***

Will jakieś 5 minut temu zniknęła w celu pogadania z Zack'iem.Ja w tym czasie ostrożnie wyszłam z pokoju i poszłam od razu do windy.Zjechałam na parter i zatrzymałam się sztywnie patrząc na schody należące do wampirów.Miałam cichą nadzieję,że ujrzę Damon'a,ale zamiast niego zobaczyłam Alarick'a,mojego trenera.Oboje znacząco spojrzeliśmy na siebie.
-Alex... - Kwinął głową abym zanim podążyła,po czym wyszedł z budynku.Ruszyłam w jego ślady uświadamiając sobie,że Rick kieruje się na boisko,na którym trenuje mnie i inne istoty.Zatrzymał się z ciężkim oddechem.Podeszłam niepewnie stając zaraz obok niego.
-Gdzie on jest? - Powiedziałam drżącym głosem,bojąc się odpowiedzi Alarick'a.
-Poszedł chyba szukać Ciebie,ale..Zanim się z nim spotkasz...- Zaczął powoli.Zerknęłam na niego niepewnie - John z nim rozmawiał - Wyznał,a ja podskoczyłam z przerażenia - Podejrzewamy,że wie o was.Alex...Musicie to skończyć - Poczułam jakby Rick chciał rozwalić mój cały świat,ale pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy,że takie słowa delikatnie mnie niszczyły - Tak będzie lepiej.
-Więc o wszystkim wiesz,Damon ci powiedział? - Spytałam głupio,przecież to było jasne.
-Wiem,ale zachowałem te inforamcję dla siebie - mówił opanowanym głosem.
-Wiesz,że to nie jest takie łatwe - Zaznaczyłam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Ale wykonalne - Uniósł lekko głos.Spojrzałam na niego marszcząc lekko czoło - Czego oczekiwałaś? Alex wybierasz między życiem a śmiercią,podobnie jak twój chłopak.Nie ma nad czym się zastanawiać.Lepiej skończcie z tym,dla własnego dobra - Mówił głośniej.
-Mam iść na łatwiznę? - Oburzyłam się - Rick,ja kocham go.Myślisz,że tak po prostu rzucę to wszystko?! 
-Jeśli tego oczekuje John,powinnaś to wykonać,zanim ogłosi to całej akademii.
-Nie wierze - Pokręciłam głową - I ty to mówisz? Jesteś za nim? - Pytałam z irytacją.
-Nie Alex,jestem za wami i chcę dla was jak najlepiej - Tłumaczył się,ale nie przyjmowałam już do wiadomości jego słów.Myślałam,że Rick pomoże nam w sposób korzystny dla nas,a nie dla John'a - Daj sobie pomóc.Nie stawiaj oporu,bo...
-Bo co? Powiedziałeś kiedyś,że trzeba walczyć o swoje! - Przypomniałam mu urażona tym jak się teraz zachowywał.
-Tak,ale nie w takiej sytuacji! Alex...Jeśli nie odetniesz się od niego,masz pewną śmierć - Powiedział zrezygnowanie,a ja miałam wrażenie,że cały świat osuwa mi się spod nóg.Jeśli Rick nie widzi nadziei,to czy ja mam prawo ją mieć? 
-To dlatego złożyłeś te pismo,żebym była podróżniczką? - Palnęłam oskarżycielsko paraliżując na kilka sekund Rick'a. - Chciałeś żebym była na ziemi,bo oczekiwałeś tego,że Damon i ja będziemy osobno,czyż nie!? - Krzyknęłam prowokacyjnie,a Rick wziął głęboki oddech - Tylko dlatego złożyłeś papiery,wmawiając,że jestem dobra,że robię postępy,że nadaje się idealnie na tę pieprzoną podróżniczkę,a to wszystko po to żebym była daleko od niego! - Wrzasnęłam gniewnie,a Rick przymierzył się by coś powiedzieć.
-Alex daj mi wyjaśnić... - Zaczął i gdy położył ręke na moim ramieniu,odsoczyłam od niego jak oparzona.
-Nie,nie dotykaj mnie - Burknęłam robiąc kilka kroków w tył tym samym tworząc dystans między mną a moim trenerem.
-Nic nie rozumiesz - Stwerdził łagodnie,a ja zaczęłam rozkminiać,jak Rick w takich chwilach umiał być tak opanowany?
-Okłamałeś mnie - Obwiniłam go z złością,ale i ze smutkiem oraz zawiedzeniem w oczach.
-Pomyślałaś przez chwilę dlaczego? - Patrzył na mnie uważnie.
-Nie chcę wiedzieć - Ominęłam Rick'a.
-Alex,poczekaj - Zawołał za mną.
-Zostaw mnie w spokoju ! - Rzuciłam na odczepne i pędem wróciłam do akademii.Byłam wkurzona,a raczej mocno wkurwiona.Myślałam,że Rick naprawdę docenia moje starania i postępy,tymczasem bodźcem do dania mi roli podróżniczki,była sama miłość do Damon'a.Jak mam czuć się z tym dobrze? Weszłam do windy,ale nie pojechałam nią na 6 piętro,lecz na 10.


***

Wskoczyłem na balkon pokoju Alex i za pomocą uchylonego okna,dostałem się do środka pokoju.
Rozejrzałem się i ku mojemu zdziwieniu,nie zastałem Alex tu.Skrzywiłem się na jej nie obencość i Usiadłem zrezygnowanie na łóżku.
W pierwszym momencie,postanowiłem,że poczekam,w końcu chciałem się z nią zobaczyć,ale słysząc głos Danielle od razu skoczyłem na równe nogi i w błyskawicznym tempie znalazłem się na balkonie na wszelki wypadek,gdyby Danielle tu weszła.Z wyskiego balkonu dostrzegłem Rick'a,który wracał z treningu.Wydawał się dość zamyślony.Porozglądałem się ostrożnie i po upewnieniu się,że teren jest czysty.opuściłem balkon,skacząc na ziemię.Rick podskoczył z strachu,a potem lekko pokręcił głową.
-Damon? Byłeś u Alex - Zgadł,no cóż...Znał mnie na wylot.
-Tak,ale nie zastałem jej w pokoju - Wzruszyłem ramionami.
-Rozmawiałem z nią - Zaczął - Chyba jest na mnie zła - Zmarszczyłem czoło na jego słowa.
-Coś ty jej powiedział? - Spytałem nie spuszczając z mojego przyjaciela wzroku.
-No właśnie...Chodź opowiem ci wszystko - Kiwnął głową w geście abym poszedł za nim.
-Czy to coś złego? - Zapytałem idąc za plecami Rick'a.
-Miałem plan.I w sumie zrealizowałem go - Przyznał niechętnie - Alex miała być podróżniczką...tylko dlatego aby być daleko od Ciebie - Wyznał ciężko,a ja zatrzymałem się,podobnie jak Rick.Uderzyłem w niego swoim niedowierzającym i poirytowanym spojrzeniem.
-Że co zrobiłeś? - Syknąłem.
-Jest podróżniczką...
-Wiem - Przerwał mi szybko - Chcesz mi powiedzieć,że ona się tego domyśliła? 
-Tak i chyba jest na mnie zła...Ale chciałem dla was jak najlepiej - Próbował wyjaśnić.
-Trochę schrzaniłeś to.Przeprosisz ją później,teraz lepiej powiedz,czy mamy jakiś plan - Wymieniliśmy się spojrzeniami.
-Najpierw musimy porozmawiać z John'em,a raczej...Ty musisz - Podkreśił ostatnie dwa słowa.
-I co mam mu niby powiedzieć? - Zaśmiałem się kpiąco - Nie mam zamiaru go o nic prosić - Zaprotestowałem.
-Sytuacja cię zmusi - Oboje powędrowaliśmy do akdemii.
-Dobra,muszę się czegoś napić - Rzuciłem - Chodźmy do kafejki,a potem pogadam z John'em.
-Lepiej się pośpiesz,on nie będzie czekał - Uprzedził mnie Rick,zawsze był tym bardziej odpowiedzialniejszym.
-Słusznie - Usłyszeliśmy John'a stojącego przed windą do której mieliśmy zamiar wejść.
-Pan ciekawski się pojawił - Powiedziałem z sarkazmem,a John uśmiechnął się znacząco.
-Przemyślałeś moją propozycję? - Odezwał się swobodnym tonem,a Rick posłał mi pytające spojrzenie.
-Jest do bani - Stwierdziłem oschle.
-Masz czas do północy.W przeciwnym razie twoja Alex trafi do lochu,a stamtąd...Sam już wiesz - Zaśmiał się szyderczo.
-Nie waż się jej tknąć - Zawarczałem.
-Nie ty o tym decydujesz,wiesz? - Ironicznie się zaśmiał,a ja drgnąłem aby mu przywalić,ale ręka Rick'a mnie powstrzymała.
-Daj spokój Damon,on chce cię tylko sprowkować - Starał się sprowadzić mnie na ziemie.Wiedział,że John mnie prowokuje.
-Ukarz mnie,ale od niej trzymaj się daleko! - Fuknąłem z wymalowaną wściekłością na twarzy.
-Jeśli chcesz ją chronić,lepiej zaakceptuj moją propozycję - Szepnął patrząc to na mnie to na Rick'a.
-Damon... - Rick lekko chwycił mój łokieć starając się mieć kontrolę nad moim ciałem,które przybrało agresywną pozycję.Miałem ochotę walnąć Johno'wi - Nie warto,uspokój się - Mówił łagodnie próbując mnie uspokoić.
-Czekam - Powiedział John omijając nas szerokim łukiem.
-O czym on do jasnej cholery mówił? - Alarick żądał wyjaśnień.
-Złożył mi propozycję wycofania się z tej relacji - Walnąłem prosto z mostu.
-Ale dał ci szanse.Może warto z niej skorzystać? 
-Oszalałeś? Mam Odpuścić miłość do Alex? Nie ma mowy - Poszedłem do windy,a Rick zaraz za mną.
-Damon,grozi jej śmierć,rzekł bym,że nawet Wam grozi śmierć.Pomyślałeś o tym?
-Rick,jestem pewny,że jest inny sposób - Winda się zamknęła i jechaliśmy nią w górę.
-Inny sposób? A widzisz go? Bo ja jakoś nie potrafię go zobaczyć - Syknął zniecierpliwiony moją upartością.
-Zawsze jest jakieś wyjście - Stwierdziłem i po otwarciu maszyny,ruszyliśmy korytarzem do kafejki w której ujrzałem Alex.Siedziała z Zack'iem i Will.Gestykulowała rękoma próbując im coś wyjaśnić.Rick i ja usiedliśmy przy barze,cały czas patrzyłem na Alex,która po chwili też mnie zobaczyła.Uśmiechnęła się blado,a Will i Zack wstali i pewnym krokiem ruszyli w naszą stronę.
-Wiemy o was - Wyznała Will stając jakiś metr przede mną i Rick'iem.
-I o tym,że John też wie - Dodał Zack.
-Muszę z nią pogadać - Ominąłem te dwójkę kierując się do Alex.Nie powinienen był z nią rozmawiać,ale miałem już w dupie te zasady. - Alex - Usiadłem przy jej stoliku,a ta smutna spuściła wzrok,widziałem jej bezsilność na twarzy i w pozycji jej ciała.
-Damon - Szepnęła drżącym głosem - My nie możemy...
-Ciii...Nie dbam już o to - Chwyciłem jej obie ręce,zamykając w żelaznym,ale jednocześnie delikatnym uścisku.
-On wie,co zrobimy? - Spytała z bezsilnością w głosie.
-Coś wymyślimy,okey? Przejdziemy przez to razem - Zapewniłem ją.


***
-Nie powiemy nikomu - Obiecała Will - Chcemy jej dobra i szczęścia.
-To miłe z waszej strony,ale... - I wtedy zza zaplecza dużej meblościanki,służącej do eksponowania alkoholi,wyszła barmanka,od razu dostrzegła Alex siedzącą z Damon'em.Skrzywiła się lekko i pytająco spojrzała na Will,zacka i w końcu na mnie.
-Co do cholery? - Zdziwiła się barmkanka.
-Jeśli coś piśniesz,wyprujemy ci flaki żywcem - Zagroziła Will,a Zack zdumiony wypowiedzią swojej koleżanki kiwnął zmuszony głową na poparcie jej morderczego zamiaru.Westchnąłem ciężko patrząc na przerażoną już teraz barmankę.
-Oni mieli na myśli dyskrecję - Starałem się załagodzić sytuację.
-Zaraz zaraz,ta dwójka to przecież trener Damon i ta pół wilkołaczka,która została podróżniczką,tak? - Patrzyła na nas chcąc się upewnić,czy dobrze myśli.Wszyscy kiwnęliśmy głowami,a Will złapała oddech by znów coś powiedzieć.
-Niech Pani uda,że nic Pani nie widziała,jasne? - Powiedziała stanowczo.
-Rozumiem,że chcecie chronić przyjaciół,ale...
-Nie ma żadnych Ale - Przerwała jej will z lekką irytacją w głosie. - Zachowaj to dla siebie miła kobieto - Rzuciła z nutką sarkazmu.Nikogo oprócz nas nie było w kafejce,więc jedyną nową osobą,która teraz wiedziała,była barmanka phoebe.
-Dobrze - Odparła potulnie - Napijecie się czegoś? - Zaproponowała rozkojarzona całą sytuacją.
-Poproszę orzechowego sheik'a - Zażądała księżniczkowatym tonem wilczyca.
-Ja poproszę to samo - Dopowiedział Zack nieco grzeczniejszym tonem.
-Robi się - Rzuciła z lekkim niezadowoleniem na twarzy idąc na tył baru.
-Tak to się robi - Na twarzy Will wymalował się zwycięski uśmiech.
-Bravo,udało ci się - Pochwalił Zack.
-Słuchajcie...To nie koniec problemów.John nadal wie i może wykorzystać to niekorzystnie wobec Damon'a i Alex - Uprzedziłem ich.


***
-Idź do pokoju,przyjdę gdy się ściemni - Obiecał mi Damon.
-Dobrze - Oboje wstaliśmy od stołu spoglądając na trójkę naszych znajomych.
-Chyba nas zaakceptowali - Stwierdził i przybliżył się do mnie dając mi delikatnego całusa w policzek.
-Chyba tak - Uśmiechnęłam się lekko i złapałam kontakt wzrokowy z Will dając znak,żebyśmy już wyszły.
-My śmigamy - Zakomunikowała Will - Zack,chodź - Szturchnęła go i ominęła Damon'a kierując się ze mną do wyjścia.Posłałam swojemu ukochanemu wampirowi ostatni uśmiech i zaraz po tym ruszyłam za Zack'iem i Will.
-Nie sądziłem nigdy,że ty i Damon możecie być razem - Zdziwił się Zack,gdy weszliśmy oboje do mojego pokoju.Will musiała pójść na dodatkowe zajęcia z profesor Gorgins,jej zaległości w nauce,zmuszały ją do tego,więc zostałam sama z moim kumplem.
-Masz rację,nikt by tego nie podejrzewał - Przyznałam mu rację i położyłam się zmęczona na łóżku.
-Ale wiesz,Damon to dupek...Nie chcę,żeby cię zranił - Wyznał siadając na krześle przy moim biurku.
-Nie jest taki zły jak się wydaje - Szepnęłam z lekkim rozbawieniem w głosie.Znałam go lepiej niż Zack,więc mogłam śmiało stwierdzić,że pozory bardzo myliły. - Poza tym,nie masz pojęcia jaki potrafi być romanytyczny.
-Nawet nie chcę się domyślać - Zaśmiał się pod nosem. - Ale...wiesz,że to niebezpieczne? - Powiedział poważniej.
-Zdaje sobie z tego sprawę,ale...Jeśli się zakochasz,nie jest łatwo zrezygnować z osoby,którą kochasz.
-Nie wiem jak to jest - Wzruszył ramionami.
-Jeszcze zdążysz kogoś poznać - Zapewniłam go.Jakieś pół godziny później,Zack widząc moje zmęczenie,opuścił mój pokój.Szybkim tempem,wskoczyłam pod prysznic,ubrałam piżamę i zmęczona weszłam pod kołdrę,zasypiając w kilka minut.Damon chyba się zjawił,bo czułam jego obecność,nawet gdy spałam.Momentami dotyk,jakieś pocałunki na moim poiczku,spałam bezpieczniej i spokojniej,gdy on tu był.Obudziłam się przed jedynastą,ale nie było już wampira.Wstałam z łóżka i poszłam zamknąć uchylone szklane drzwi na balkon,przez które pewnie tu wszedł,zresztą nie pierwszy raz.Uśmiechnęłam się delikatnie i wróciłam do łóżka.

***

John,ja i Alarick spotkaliśmy się w pobliżu altanki,tam gdzie zawsze spotykałem się z Alex.
Nie chciałem podjąć się propozycji John'a.Zbyt bardzo kochałem Alex,by tak nagle zostawić ją dla głupiego kaprysu tego gnojka.
-Jesteście - Zawołał zadowolony John myśląc pewnie,że zgodzę się na jego propozycję.
-Tak jak się umawialiśmy - Powiedział Rick,staneliśmy od tego potwora jakieś dwa metry.
-A Więc - Jego wzrok mnie otoczył,dźgnęła mnie lekka wściekłość na tego otoż osobnika - Jaka jest twoja decyzja?
-Nie wchodzę w to - Powiedziałem pewnie - Kocham Alex i nie zrezygnuje z miłości do niej - Oświadczyłem bez wahania.
-Jesteś odważny - Przyjrzał mi się z zainteresowaniem i jakąś szatańską intrygą w oczach. - Ale też trochę naiwny.Miałeś wyłączone człowieczeństwo,pojawia się głupia dziewczyna z ziemi i tracisz głowę,ha? - Uniósł się kpiącym śmiechem,a ja zacisnąłem pięści z złości. - Wpadłeś jak śliwka w kompot,rozumiesz? - Uśmiech nie opuszczał jego twarzy,odnosiłem wrażenie,jakby był ucieszony tym,że ja i Alex moglibyśmy być skazani na śmierć.- Włączyłeś człowieczeństwo,przez nią,mam rację? - Szepnął.
-Nawet jeśli,to jakie ma to znaczenie? - Zapytałem cichym warknięciem.
-Takie,że wina może leżeć po jej stronie - Wysyczał szatańsko próbując nastawić mnie przeciw Alex.
-Jak śmiesz!? - Rzuciłem się na niego popcyhając go mocno na ziemie.
-Ah! - Jeknął z bólu uderzając plecami o schody altanki.
-To nie jej wina! - Chwyciłem go za kołnierz jego koszuli pociagając z ziemi na równe nogi.
-Damon - Zawołał Alarick próbując ostudzić atmosferę.
-Nie waż sie jej tknąć! - Wysyczałem trzymając go za ubrania.Przez twarz Johna przemigneła panika i jednocześnie złość,że w tym momencie byłem górą. - Jeśli spadnie jej choć jeden włos z głowy,zabije cię z zimną krwią! - Warczałem przez zęby.
-To lepiej zrób to teraz,bo Alex w pokoju nie jest sama - Wycedził przez zęby,a ja puściłem go gwałownie sprawiając,że John znów upadł na ziemię.Spojrzałem bezsilnie i z lekką paniką na Alarick'a.Posłałem mu nadziejne spojrzenie.
-Leć do niej,ja się nim zajmę - Zapewił mnie,a ja nie czekając na nic, zmarwiony o Alex,pobiegłem wampirzym błyskawicznym tempem do jej pokoju,do którego dostałem się przez balkon.Ujrzałem tam Danielle i dwóch strażników,którzy chwycili ją i skuli kajdankami.
-Alex! - Zawołałem przerażony i cały w strachu o jej los.Ruszyłem ku strażnikom,ale trzeci którego wcześniej nie zauważyłem,chwycił mnie i mocnym ruchem wyłożył mnie na podłogę,unieruchamiając moje ciało jakimś zastrzykiem w łytkę.
-Damon! - Powiedziała z paniką w głosie.Wiedziałem,że chciała mi pomóc,ale nie umiała.
-Panowie to jakaś pomyłka - Lamentowała Danielle - Uwolnijcie ją! - Zażądała.
-John zgłosił złamanie zasady piątej.Przykro nam,ale takie mamy reguły - Objaśnił automnatycznie strażnik.
-Dajcie jej wyjasnić,to na pewno jakiś błąd - Upierała się Danielle.
-Wyjaśni na przesłuchaniu - Fuknął drugi strażnik. - A teraz odsuń się Danielle,musimy ją zabrać.
-Nie! Proszę,nie! - Krzyknęła przerażona Alex ,ale strażnicy zignorowali jej wołanie i wytargali ją siłą z pokoju,a najgorsze było to,że nie mogłem nic na to poradzić.Opadałem z sił,czułem jak wszystko zamazuje mi się przed oczami i już wiedziałem,że wstrzyknięto mi dużą substancję werbeny,substancji,która mnie osłabiała,lecz w ogromnej ilości,mogła nawet zabić.Byłem totalnie bez sił.


***

Gdy zeszliśmy do lochów znajdujących się pod akademią,przypomniałam sobie,że poznałam tutaj właśnie Caroline i Bonnie.Uśmiechnęłam się blado,ale po chwili ocnknełam się z rozmyśleń przypominając sobie,jak zimno tutaj jest.Dwaj strażnicy,prowadzili mnie pewnym i szybkim krokiem,nie miałam szans ucieczki.Doszliśmy do jednej z cel,która była zabezpieczona kratami.Jeden z strażników pilnował mnie,a drugi otworzył zwinnie kraty spoglodając na mnie sztywym i poważnym wzrokiem.
-Miłej nocy - Zaśmiał się szyderczo strażnik wpychając mnie gwałtownie w głąb celi,po czym szybko zamknął kraty na klucz.
Usiadłam na drewnianej ławie trzęsąc się z zimna.Strażnicy opuścili teren lochów,zapadła cisza,zostałam sama.Westchnęłam ciężko próbując powstrzymać tysiące myśli tłumiące się w mojej głowie.Martwiłam się o Damon'a,tak bardzo się martwiłam.Siedziałam tam sama jakieś 5 minut,góra 8.Nagle usłyszałam,że ktoś wchodzi do lochów.Podskoczyłam podchodząc do krat,by móc dosgtrzec kto tu się dostał.I w momencie gdy zobaczyłam znajomą mi twarz,zamarłam.Dwóch strażnikłów wnosiło tu pół przytomnego Damon'a i umieścili go w sąsiednim lochu za grubą ceglaną scianą,która odgradzała jego cele od mojej.
-Damon! - Wychrypiłam wystraszona,jego głowa lekko drgnęła,posłał mi pół przytomne spojrzenie.
-Alex - Wymamrotał słabym głosem.Musieli dać mu werbenę,jego stan był znacznie osłabiony skoro strażnicy musieli go podtrzymywać,nie mógł stać o własnych siłach. - Ni..c ci nie jest? - Wydusił ledwo z siebie.
-Wszystko w porządku - Powiedziałam nieco bardziej pewnie,nie chciałam żeby się martwił o mnie.
-Przepraszam - Szepnął zmęczony i bez sił.Strażnicy wnieśli go do celi,więc znikł mi z pola widzenia.Był za ścianą obok.
-Damon? - Zawołałam pół głosem jakieś 20 minut później. - Jesteś tam? 
-Tak... - Odparł i wydawało mi się,że chyba nieco lepszym głosem niż wcześniej.
-Jak się czujesz? - Spytałam zmartwiona.
-Lepiej,werbena już powoli przestaje działać - Wyznał. - Przepraszam cię,nie chciałem...
-Damon,to nie tylko twoja wina. - Przerwałam mu - To również moja wina.
-Mogłem temu zapobiec - Powiedział zawiedzionym głosem.
-Nie mogłeś - Zaprzeczyłam.
-Mogłem,ale jestem egoistą,zakochanym egoistą - Steknął niezadowolony z tego,co powiedział.
-Nie jesteś egoistą. - Sprzeciwiłam się - Nigdy nie byłeś,być może inni tak twierdzą,ale ja mam inne zdanie,jasne?
-Alex,nie znałaś mnie wcześniej...I chyba nie polubiłabyś mnie,gdybym nadal miał wyłączone człowieczeństwo.
-Dlaczego? 
-Bo byłem nieznośny,samolubny,egoistyczny.Nie dbałem o nikogo,byłem potworem. - Wyjawił z lekką odrazą w głosie.
-Kiedy włączyłeś człowieczeństwo? - Spytałam nagle.
-Wtedy,gdy pojawiłaś się w moim życiu Ty - Odparł po chwili milczenia.Zapadała cisza,tym razem o wiele dłuższa.

________________________________________________________________________________________________________________




































































































wtorek, 1 maja 2018

Rozdział 14 cz1

29 Czerwca 2016

Gdy zatrzymaliśmy się przed moim domem,światła w salonie wciąż się paliły i widziałam za zasłonami Tatę.
Przypuszczałam,że czekał na mnie.Dziś miałam spędzić ostatni wieczór z nim jak i z Stefan'em.
Dokładnie jutro o świcie,miała się tu zjawić niejaka czarownica Emily,która miała mnie zabrać do zaświatów przez magiczny portal.Stefan wyszedł z samochodu,a ja wzięłam głęboki oddech czując wielką tremę,przed powiedzeniem Stefanowi prawdy o tym,że za chwilę prawdopobnie się rozstaniemy.Chłopak machnął ręką do mojego ojca,a następnie otworzył drzwi od mojej strony i jak na dżentelmena przystało,pomógł mi wysiąść z pojazdu.Rzuciłam mu w podziękowaniu ciepły uśmiech i oboje skierowaliśmy się do werandy z wejściowymi drzwiami.Staneliśmy przed nimi patrząc na siebie z uśmiechami na twarzy.
-Wieczór się udał - Przyznał entuzjastycznie.
-Tak,było wspaniale - Mój uśmiech zbladł.
-Chciałaś mi wcześniej o czymś powiedzieć,prawda? - Przyjrzał mi się.
-Tak... - Westchnęłam ciężko - Wyjeżdżam - Powiedziałam jakby nigdy nic,czując,że świat Stefan'a zaraz się zawali.
-Co? Nie rozumiem.Dokąd? - Niepokój otoczył mojego chłopaka.
-To skomplikowane - Wzruszyłam ramionami.Nie miałam pojęcia jak wyjaśnić mu te całą sytuację.
-Alex,o czym ty mówisz? 
-Muszę wyjechać na pewien czas.
-Nie widzę wielkiego problemu - Zaśmiał się - Przecież możemy się komunikować przez intenet.Lepiej powiedz,dokąd mi uciekasz kochanie? - Chłopak z temperamentem i uśmiechem na ustach patrzył na mnie,a ja bezradnie przymknęłam oczy i spuściłam głowę.
-Nie,to nie jest wyjazd tego typu - Zaprzeczyłam - Nie powinnam ci nic więcej mówić - Zrezygnowana posłałam mu spojrzenie pełne smutku i złości na samą siebie.Stefan stał jak wryty,zmarszczył zmieszany brwi próbując zrozumieć,co chcę powiedzieć.
-Alex? Ja nie wiem w dalszym ciągu...
-Stefan - Wtrąciłam się ,a mój ukochany zamilknął dopuszczając mnie do głosu.Przełknęłam ślinę,słyszałam przyśpieszone bicie serca Stefan'a.Przez myśli,przebiegły mi w ekspresowym tempie nasze wspomnienia i miłe chwile.Chłopak był tak zaniepokojony,że prawie wstrzymał oddech wpatrując swoje oczy we mnie,cierpliwie i z strachem czekając na moją wypowiedź i wyjaśnienia.
-Alex... - Moje imię z trudem przeszło mu przez gardło.Wiedział,że coś jest nie tak,że nie mam dobrych wieści.
-Kocham Cię Stefan,wiesz o tym? - Szepnęłam drzącym głosem,a łzy napłynęły mi do oczu.
-Proszę nie płacz - Rzucił błagalnie - Dokąd wyjeżdżasz?
-Nie mogę ci powiedzieć - Zaszlochałam w końcu,a chłopak momentalnie wziął mnie w swoje ramiona.
-Cii - Przytulił mnie mocno starając się mnie uspokpić.Płakałam coraz bardziej i bardziej.Wiedziałam,że go zranię,ale to było chyba nieuniknkone.Wiedziałam,że zostaawiam go w trudnym dla niego czasie.Stefan miał raka,a ja? Miałam zostawić go,odejść tak po prostu w zaświaty.Czułam się z tym źle i nie byłam gotowa odejść bez kogoś kogo kocham,lecz nie miałam wyboru.
-Nie musisz mi mówić,ale... - Stefan przybliżył swoją twarz do mojej,zatapiając swoje oczy w moich - Obiecaj,że wrócisz.
-Kocham Cię,tak bardzo cię kocham Stefan,tak bardzo cię kocham - Powtarzałam zdesperowanym głosem.
-Więc obiecaj,że wrócisz - Poprosił błagalnie,a ja skinęłam niepewnie głową.Przytulił mnie,a ja znowu się rozpłakałam.



Objaśniłam ojcu mój tymczasowy powrót na Ziemię.Był ucieszony i jednocześnie mocno zdziwiony.
Zamówiliśmy meksykańskie jedzenie,mieliśmy je po jakichś 30 minutach.Zasiedliśmy w trójkę do stołu,by wspólnie zjeść posiłek.Kathy była zachwycona tym jak radzę sobie w akademii,Tacie natomiast nadal było trudno uwierzyć w to jak szybko odnalazłam się w zaświatach i faktem,że dostałam tytuł podróżniczki.Ciężko było mu to pojąć i poniekąt wcale mu się nie dziwiłam.
-Nasza dziewczynka dorosła - Zauważyła Kathy posyłając w moją stronę ciepły i serdeczny uśmiech.
-Tak,to prawda - Przyznał Ojciec - Jak się czujesz w zaświatach? Odpowiada ci takie życie?
-Nie w stu procentach,ale można przywyknąć.Poza tym...- Zawiesiłam i zerknęłam na obydwu.
-Tak? - Ojciec zatrzymał swój wzrok na mojej postaci.
-Jestem tam po to,aby nauczyć się żyć z tym co mam - Wyznałam w końcu,ale mina ojca zrzedła.
-To dobrze,że tam trafiłaś - Poparła mnie Kathy,ale wyraz twarzy Taty nie był zadowolony.
-Tato? - Wbiłam w niego swoje oczy próbując zrozumieć,co powiedziałam nie tak.
-Nie powinnaś się cieszyć z tego,że tam trafiłaś - Powiedział krytykującym głosem - Nie chciałaś tego życia.
-To nie tak - Pokręciłam przecząco głową - Uważam,że przeniesienie się do zaświatów,wcale nie było takie złe.Nauczyłam się czegoś,zrozumiałam kim naprawdę jestem.Powinieneś się cieszyć,że uporałam się z tym problemem Tato - Upomniałam go.
-Nie popieram tego,że jesteś wilkołakiem - Zaczął.
-Pół wilkołakiem - Poprawiłam go natychmiast - Jeszcze - Dodałam po chwili.
-To bez znaczenia.Masz zupełnie inne życie...Po prostu wciąż trudno mi pojąć,dlaczego nie możesz być normalna.
-Nie zmienisz tego kim jestem Tato - Wzruszyłam ramionami,a Kathy zwróciła swój wzrok ku mnie.
-Zmieniając temat.Widziałem dziś Stefan'a - Poinformował poprawiając się na krześle.
-Pozmywam naczynia - Szepnęła Kathy i zwinęła się dość szybko do kuchni zostawiając mnie z ojcem samą.
-Nie chcę o tym rozmawiać - Wyprostowałam plecy wbijając wzrok w kolana.
-Dlaczego? Zerwaliście,ale...Wydaje mi się,że Stefan nadal o Tobie nie zapomniał - Zauważył.
-Ruszyliśmy oboje naprzód,nie chcę wracać do przeszłości - Zaprotestowałam łagodnie.
-Alex...Porozmawiaj z nim chociaż,on na to zasłużył.
-Nie mogę - Pokręciłam głową - Nie potrafię spojrzeć mu w oczy.
-Spróbuj chociaż mu wyjaśnić - Doradził cichym tonem głosu ojciec.
-I co mam mu powiedzieć? Że nie dotrzymałam obietnicy? Znienawidzi mnie - Skrzywiłam się współczując sobie już na starcie.
-Oh do jasnej...  - Ojciec oprzytomniał i błyskawicznie wyczytał z mej twarzy,co kłębiło mi się w głowie - Poznałaś kogoś?
-Tak - Wyszeptałam - Nie przewidziałam tego.
Po dwudziestominutowej rozmowie z ojcem,przekonałam swój umysł i ciało do tego,by spotkać się z Stefan'em.
Byłam mu winna wyjaśnienia.Po tym wszystkim,co dla mnie zrobił....Powinien znać prawdę.Pożegnałam się z Kathy i ojcem,obiecując,że jeszcze kiedyś tu wrócę.Wsiadłam w taksówkę i pojechałam nią pod adres domu Stefan'a.
Gdy pojazd odjechał,zorientowałam się,że stoje tuż przed domem mojego chłopaka,a raczej eks chłopaka.Najgorsze jest to,że złożyłam mu obietnicę,którą w bezszczelny i nieodpowiedzialny sposób złamałam.Spędziłam tyle czasu u Ojca i Kathy,że na dworze zaczęło się powoli ściemniać.Westchnęłam i powędrowałam w kierunku wejściowych drzwi.Wcisnęłam dzwonek i cierpliwie czekałam na właściciela domu.W końcu drzwi otworzył sam Stefan. Na widok chłopaka podskoczyłam z przyśpieszonym biciem serca.
-Alex? - Zdumiony uśmiechnął się - Wróciłaś... - Wyszeptał,a radość wymalowała mu się na twarzy.
-Stefan - Wymusiłam blady niewyraźny uśmiech.Zmierzyłam go od stóp do czubka głowy,wyprzystojniał.
-Wróciłaś - Powtórzył z niedowierzeniem i ruszył ku mnie.Nim zdążyłam coś powiedzieć,Stefan ekspresowo objął mnie swoimi ramionami mocno przytulając do swojej klatki piersiowej.Sztywno i niepewnie objęłam go w pasie.Pozwoliłam oprzeć lekko swą głowę do jego torsu.Przez ułamek sekundy,mogłam się poczuć jakbym wróciła do czasów przeszłych,gdy jeszcze byliśmy razem.Staliśmy tak przez jakąś dobrą minutę,a gdy w końcu odkleiliśmy się od siebie,zerknęłam na niego z współczującym tak naprawdę wyrazem twarzy,bo pomyślałam sobie o tym,że zaraz pewnie wyznam prawdę,łamiąc mu serce i wychodząc przy tym na okrutną sukę bez serca.I bardziej było mi szkoda jego,niż mnie samej.Nie mogłam zostać tutaj,nasz związek nie miałby sensu.Chciałam dla niego szczęścia,a nie miałby go gdybym znikała,pojawiając się raz na jakiś czas.To byłoby trudne i raczej nie realne w praktyce,więc co zostaje mi innego? Muszę mu zabrać nadzieje,pozwolić mu na inne życie.Na życie beze mnie.
-Tak bardzo się cieszę,że wróciłaś.Dotrzymałaś słowa - Powiedział przybliżając swą twarz do mojej,jakby miał zamiar mnie pocałować.Odchyliłam się do tyłu,a swoją ręke przyłożyłam do jego torsu próbując lekko go odepchnąć i powstrzymać przed pocałunkiem.Stefan rzucił mi zaniepokojone spojrzenie,a ja spuściłam wzrok starając się powiedzieć coś na swoją obronę.
-Stefan - Wymamrotałam - Musimy porozmawiać.Powinineś coś wiedzieć - Uniosłam wzrok na chłopaka.
-Dobrze - Odparł spokojnym tonem.
-Wróciłam,ale...Wróciłam się pożegnać - Wyznałam pół głosem.Chłopak stanął jak wryty.W jego oczach zawitało rozczarowanie i zawiedzenie.Wiedziałam,że czuł się oszukany,mogłam to wyczytać z jego wyrazu twarzy.Wziął głęboki oddech i westchnął ciężko,zacisnął usta,w jego oczach mignęło coś na wzór łez.Nie patrzył już na mnie.Wbił wzrok w coś,co było za moimi plecami.
-Czekałem na Ciebie - Przyznał obojętnym głosem.
-Ja chciałam cię przeprosić.Powinnam była...
-Nie - Przerwał mi - Nie przepraszaj - Nadal nie mieliśmy kontaktu wzrokowego.
-Ja...Nie chciałam cię zranić - Szepnęłam łamiącym się głosem.Było mi głupio i czułam się winna.
-Poznałaś kogoś? - Spytał tak nagle.
-To nie istotne - Wzruszyłam ramionami.
-Czyli...To ostateczny koniec? - W końcu spojrzał na mnie.
-Stefan.. - Skinęłam głową - Nasz związek był piękny.Byłeś moją pierwszą miłością,kochałam cię i zawsze w jakiś sposób będę,ale...Są rzeczy,które nie pozwolą mi tu zostać.Muszę odejść - Głos mi drżał,a tempo serca przyśpieszyło - Chcę żebyś żył swoim życiem i był szczęśliwy - Powiedziałam zgodnie z prawdą - musisz teraz żyć beze mnie.Wybacz,że tak wyszło,Stefan.
-Nie jestem na Ciebie zły.Bardziej smutny,ale...Wiesz? Kocham Cię tak mocno,że pozwolę Ci odejść - Szepnął.
-Co? - Jego miłość była naprawdę silna.Pozwolił mi odejść,bo moje szczęście było ważniejsze od jego szczęścia.Bez wahania przytuliłam go mocno,a ten to odwzajemnił.Mocno tulił mnie swoimi muskularnymi ramionami - Bądź szczśliwy Stefan - Szepnęłam.
-Dobrze było cię zobaczyć,chociażby ten ostatni raz.

Wróciłam do hotelu.Przez całą drogę powrotną,miałam łzy w oczach.Stefan pod koniec naszego krótkiego spotkania wyznał mi,że zostało mu jakieś 9 miesięcy życia.Rozpłakałam się przed nim,ale on się zaśmiał twierdząc,że nie boi się śmierci i,że zdążył się przygotować na najgorsze.Mogłam go za to bardziej podziwiać i mieć nadzieje,że wykorzysta swoje ostatnie dni jak najlepiej dla siebie.Wchodząc do pokoju,ujrzałam postać Damon'a stojącego przy oknie.Był bez koszulki,w samych bokserkach.
-Nie śpisz? - Spytałam zdawając sobie sprawę,że minęła już 23:00
-Wolałem zaczekać na Ciebie - Odwrócił się i skierował tuż do mnie - Jak było?
-W porządku - Odparłam.Wampir objął mnie w pasie.
-Brakowało mi Ciebie.
-To tylko jeden dzień beze mnie - Zauważyłam.
-No właśnie,a tak bardzo mi cie brakowało - Mruknął.
-Pokaż jak bardzo - Szepnęłam spuszczając wzrok na wargi ciemnowłosego.
-Właśnie tak - Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.Bez wahania odwzajemniłam,a chłopak zaczął pozbywać się moich ubrań.Uniósł mnie i dochodząc ze mną do krawędzi łóżka,położył mnie powoli,a następnie znów pocałował.
Tej nocy kochaliśmy się poraz pierwszy.To było niezapomniane,subtelne oraz romantyczne.Tylko ja i Damon,pod przykrywką nocy.
Oboje potrzebowaliśmy tego.A przynajmniej ja,byłam tak roztargniona emocjonalnie,że w tym momencie niczego więcej nie było mi potrzeba,jak tylko Damon'a.Mojego przystojnego Damon'a który działał na mnie jak najlepsze lekarstwo.

Rano obudziłam się jako pierwsza.Po namiętnej nocy z wampirem,czułam się bardziej zmęczona niż po kilkugodzinnym treningu z Rick'iem który był i tak w miarę wyczerpujący.Zerknęłam na śpiącego Damon'a,a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.Podniosłam swoje cztery litery i tak jak Pan Bóg mnie stworzył,pobiegłam do łazienki zabierając szybko ze sobą swoją czarną bieliznę leżąca koło łóżka.Wróciliśmy do Yellow Field jakieś 2 godziny po przebudzeniu Damon'a.Tak naprawdę,misja została wykonana,mogliśmy wracać do zaświatów wraz z kamieniem,jaki udało nam się odzyskać.Oczywiście,muisieliśmy zrobić to osobno.Nie mogliśmy wrócić razem do zaświatów,bo to byłoby podejrzane.Musieliśmy obmyśleć jakiś plan powrotu.
-Taki plan jest najlepszy - Skwitowałam,po przedstawieniu mojej wizji powrotu do zaświatów.
-Osobno? Jesteś pewna? - Wampir rozsiadł się na skórzanej kanapie w salonie,dołączyłam od razu do niego.
-Tak,jestem pewna.Ja wrócę jeszcze dziś,a ty jutro.Co za problem? - Uniosłam lekko brwi.
-No dobrze.Jak chcesz - Uśmiechnął się zgadzając się z moim zdaniem.
-Spakuj rzeczy,ja posprzątam mieszkanie - Uprzedził.
-Damon? Ten księżycowy kamień...Możesz mi powiedzieć o nim coś więcej? 
-Wilkołaki używają go podczas pełni.Nie wszystkie,zazwyczaj te,które mają problem z kontrolą podczas pełni.
-To dlatego dałeś mi ten naszyjnik? - Dotknęłam wisiorka na mojej szyi.
-Tak,na wszelki wypadek,wolałem...Żeby cię chronił - Powiedział to z nutką tajemniczości na twarzy.
-To bardzo miły gest z twojej strony - Uśmiechnęłam się promiennie składając na policzku wampira ciepły cmok.

Damon pożegnał mnie namiętnym pocałunkiem i po wymówieniu odpowiedniego zaklęcia,które poznałam dzięki Emily,mogłam wrócić do zaświatów.Minęło kilka sekund,silny podmuch wiatru,oślepiające światło i bum,jestem w zaświatach,dokładnie w tym samym miejscu,co w momencie,gdy Emily teleportowała mnie na Ziemię.Rozejrzałam się do okoła,poprawiłam rozczochrane od wiatru włosy i upewniłam się,czy mam kamień w prawej ręce.Mam,westchnęłam z ulgą i nie czekając na nic powędrowałam bez pośpiechu do bram akademii.Doszłam do ogormnych drzwi,przyłożyłam do nich swoją rękę czując jakby coś wyssało ze mnie odrobinę energi,drzwi samoistnie się otworzyły.Westchnęłam i ujrzałam uczniów przechadzających się po korytarzu akademii.
Ruszyłam w głąb niego.Kilka dziwnych spojrzeń w moją stronę,nie uraziło mnie.Parę osób coś szeptało za moimi plecami,ale nie bardzo mnie to interesowało.Weszłam do windy i pojechałam nią na szóste piętro,a następnie po opuszczeniu maszyny,udałam się do gabinetu Danielle,która na mój widok od razu wyszczerzyła zęby pytając,czy się udało odzyskać kamień.
-Tak - Przytaknęłam i położyłam księżycowy kamień na jej biurko z triumfalnym uśmiechem.
-To cudownie! Wiedziałam,że ci się uda - Mówiła zafascynowana moją sukcesywną pracą,zaczerwieniłam się lekko,bo zdawałam sobie sprawę,że z pomocą Damon'a tak naprawdę udało mi się odzyskać ten kamień.Bez niego,pewnie wróciłabym z tym kamieniem po długim czasie,albo wcale bym nie wróciła,udowadniając wszystkim,jak bardzo beznajdziejna potrafię być.
-Cieszę się,że mogłam pomóc - Powiedziałam łagodnie.
-Dowiedziałaś się,kto ukradł ten kamień? - Danielle uważnie mi się przyjrzała jakby chciała wybadać odpowiedź z mojej twarzy.
-Tak to... - Zawiesiłam,przypominając sobie,że Alison przechowywała ten kamień,tylko po to by przeżyć i uchronić najbliższych.Nie mogłam zwalić winy na nią,pomimo tego,że chciała mnie zabić - To Victoria Reed - Wyrzuciłam to z siebie w końcu.
-A niech to - Twarz Danielle zrobiła się od razu wkurzona i nadęta - Ta sprytna szmata zrobi wszystko,by przeżyć.
-Znasz ją? - Spytałam przypominając sobie,że Damon też ją zna.
-Tak,chodziła kiedyś do akademii,ale zrobiła kilka niefajnych rzeczy i została wyrzucona.Prawdopodobnie żyje gdzieś na Ziemi.Strażnicy zaświatów...Próbowali jej szukać,ale ona jest sprytną uciekinierką.Nie łatwo ją złapać.Jak ci się udało?
-Ja...To znaczy...Tak naprawdę nie spotkałam się z nią.Miała kogoś,kto przechowywał jej kamień - Wyjaśniłam.
-Rozumiem,no dobrze.To już nie istotne.Ważne jest to,żeby złapać Victorię,to się musi skończyć.
-Mam zrobić to sama? - Oplątało mnie zwątpienie.Zdałam sobie sprawę,że złapanie kogoś takiego jak Victoria może być nie lada wyzwaniem i chyba zaczynałam wątpić w siebie,że będę w stanie ją złapać.Była silną wampirzycą,która miała za sobą jakiś bagaż doświadczeń,ja? Nie byłam w pełni wilkołakiem,uczyłam się dopiero tych wszystkich rzeczy,jakie każdy wilkołak musiał opanować.
-Zapewne dam ci kogoś do pomocy - Oświadczyła krzyżując ręce na klatce piersiowej - Ale... - Danielle urwała,przymknęła oczy jakby musiała coś przemyśleć.Gdy je otworzyła zrezygnowanie spojrzała na moją postać.Była trochę zaniepokojona,coś ją trapiło.
-Danielle,o co chodzi? - Spytałam mając już dość jej niepokojącego milczenia.
-Nie będziesz mogła chyba złapać Victorii...Ona jest wampirem,a ty pół wilkołakiem... - I znowu koszmar wrócił.Z jednej strony ulżyło mi,nie będę musiała ganiać jakiejś wampirzycy,ale z drugiej? Słowa Danielle przypomniały mi o tym,że miłość miedzy Damon'em a mną była nierealna i przegrana,czyż nie? Spuściłam głowę zupełnie nie słuchając już tego,co kontynuowała Danielle.Przez mysli przebiegały mi urywki chwil spędzonych z wampirem.I pomyśleć,że tak nagle mam to zabić? Jak mogę zabić coś,co tak bardzo szanuje i kocham? A gdyby tak uciec? Rzucić tym wszystkim i uciec? Schować się przed wszystkimi jak szara mysz pod miotłą.
-Alex? - Z rozmyśleń wyrwała mnie Danielle.Ożywiłam się patrząc na nią zdezorientowana.
-Przepraszam.Zamyśliłam się - Wytłumaczyłam.
-Więc wracając do tematu... Myślę,że najlepszym rozwiązaniem... - Życie często podkłada nam kłody pod nogi,ale przecież,chodzi o to,żeby je przeskakiwać i żyć dalej.Są też takie również kłody,których nie jesteśmy w stanie przeskoczyć.
Wyszłam z gabinetu Danielle.W powrotnej drodze do pokoju,zauważyłam Zack'a i Will.Szli uśmiechnięci w moją stronę.
-Alex! - Krzyknął chłopak machając mi dodatkowo ręką.
-Alex! - Dołączyła się Will i ruszyła natychmiast w moją stronę.Przytuliła mnie mocno.
-Hej - Odwzajemniłam jej uścisk,a gdy odkleiłyśmy się od siebie zauważyłam,że ścięła włosy.
-Jak było? - Spytał Zack z entuzjastycznym głosem.
-Nienajgorzej - Skwitowałam z lekkim uśmiechem - Misja wykonana poprawnie - Zaśmiałam się.
-Chodźmy do kafejki - Zaproponowała Will.
-Jasne.Idźcie już,dołącze do was,zaniosę tylko walizkę do pokoju - Zakomunikowałam im i po kilku minutach drogi przez korytaż,byłam już w swoim pokoju.Umieściełam walizkę pod łóżkiem,zerknęłam w lustro,poprawiłam włosy i opuściłam pokój,kierując się do kafejki.Gdy już do niej dotarłam,dołączyłam do moich przyjaciół,którzy zaczęli zadawać mi pytania.Opowiedziałam im wszystko,lecz pominęłam wątki związane z Damon'em.Coraz bardziej kłuło mnie to,że muszę udawać,że nie mam nic z nim wspólnego.Czy to nie zaczyna robić się chore? Mam wrażenie,że wpadam w jakąś paranoję.

Następnego dnia zamiast na zajęcia,poszłam do altanki.Czekałam na Damon'a.Powiedziałam Will,aby przekazała nauczycielom,że źle się czułam.Byłam pewna,że mogę na nią liczyć,więc potajemnie i dość sprawnie,dostałam się do mojej oazy spokoju.
Usiadłam na ławie,cierpliwie czekając aż pojawi się Damon.Czekałam godzinę,może dwie.W końcu usłyszałam za plecami czyjeś kroki.Odwróciłam się i ku mojemu zdziwieniu...Zobaczyłam Profesora Johna.Zbliżał się w dość szybkim tempie,aż w końcu wszedł do altanki.Był ode mnie jakiś metr.Uniosłam wzrok na jego wysoką postać i podejrzliwy wyraz twarzy.
-Nie jesteś na zajęciach? - Spytał donośnym tonem głosu.
-Nie,ja...Źle się dziś czułam.Wróciłam wczroaj z...
-Rozumiem - Wtrącił się - Więc,odpoczywasz? - Zerknął na mnie badawczo.
-Tak,to miejsce...Jest moją oazą spokoju - Uśmiechnęłam się lekko.
-Ta altanka? Wydawało mi się,że trener Damon Salvatore,często tu przychodzi - Zastrzelił mnie.Przełknęłam ślinę,ogarnął mnie strach,czy on coś wiedział? Poczułam,że się pocę,a serce bije w przyśpieszonym tempie,oddech stawał się cięższy.Bałam się spojrzeć na niego,w oczach można ujrzeć prawdę,co jeżeli teraz,prawda wyjdzie na jaw? Wzięłam głęboki wdech starając się opanować drżenie moich rąk.Wypuszczam oddech i staram się przejąć kontrolę nad swoim ciałem i umysłem.
-Nie wiedziałam,że Trener Damon Salvatore tu też przychodzi - Kłamałam,ale starałam się brzmieć wiarygodnie.
-Wiesz kiedy wróci do zaświatów. - Powiedział spokojnie opierając się o balustradę altanki,
-Dlaczego mnie Pan o to pyta? - Spytałam niewinnie.
-A nie intersuje cię to ani trochę? - Spytał z drwiącym uśmiechem.Zmarszczyłam lekko brwi.
-Nie wiem o co Panu chodzi - Podniosłam się z ławki w celu opuszczenia altanki - Muszę już iść.
-Uciekasz od tematu? Masz coś do ukrycia? - Przymrużył podejrzliwie oczy.
-Do widzenia Profesorze - Powiedziałam ignorując jego pytania i ominęłam go.
-Słyszę bicie twojego serca,coś ukrywasz - Drążył temat,zatrzymałam się zaciskając zęby.
-Może się Pan łaskawie odczepić? - Rzuciłam opryskliwie - Nie ma Pan prawa mi narzucać takich rzeczy - Mówiłam stojąc tyłem do niego.Wsłuchałam się w jego kroki,a kilka sekund później profesor John stanął tuż przede mną.Popatrzeliśmy na siebie,a ja nie mogłam ukryć strachu.Jak mam dalej prowadzić te rozmowę? Nie dam rady kłamać.On nie jest głupi,domyśli się pewnie,że kręce.
-Co Cię łączy z Damon'em? - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej lustrując mnie wzrokiem.
-Proszę Pana...Musiał Pan pomylić osoby - Rzuciłam pewnym tonem głosu - Nie mam nic wspólnego z Panem Salvator'e i nawet gdyby był ostatnią osobą na tym świecie,nie odezwała bym się do niego,a wie Pan dlaczego? Bo jest pieprzonym egoistą,który myśli tylko o swoim tyłku! - Fuknęłam z automatu,a w myślach pogratulowałam sobie za tak błyskotliwą odpowiedź,chociaż z drugiej strony,czułam się jak najgorsza kłamczucha,która z zimną krwią kłamała w żywe oczy.A przecież wcale nie chciałam kłamać.
-Mam nadzieję,że moje podejrzenia...Są nie słuszne - Wycedził przez zęby.
-Do widzenia - Ponownie go ominęłam i szybkim tempem poczłapałam do akademika,kipiało ode mnie zdenerwowaniem,sama nie wiem z jakiego powodu,czy z tego,że profesor John był tak wścibski i zaczął się czegoś domyślać,czy z tego,że teraz ja i Damon musimy się bardziej pilnować,niż kiedykolwiek wcześniej.Przeklnęłam na samą myśl o tym,że zaczyna coś nie grać.
W drodze do mojego pokoju,zatrzymała mnie Will.Widziała,że jestem poirytowana i nawet nie pytała mnie,co się stało.
-Musimy porozmawiać - Wypaliła z lekkim zakłopotaniem na buzi.
-O co chodzi? - Wzdychnęłam ciężko próbując być miła,ale chyba nie bardzo mi się to udawało.
-To ważne - Powiedziała z nadzieją.
-Dobrze,chodź - Wpuściłam ją do pokoju - Nie masz zajęć? - Zapytałam gdy już znalazłyśmy się w pokoju.
-Mam,ale...Urwałam się - Wyjaśniła szybko - Alex...Widziałam,że rozmawiasz z profesorem John'em - Zaczęła,a ja złapałam się gorączkowo za głowę.No świetnie,najpierw ten wścipski pieprzony profesor,a teraz jeszcze ona? - Czy to ma związek z Damon'em? 
-Will...Uspokój się.On tylko pytał jak było na ziemi.To tyle - Uciełam ściągając z siebie swoją dżinsową kurtkę.
-Bo...Gdy byłaś na ziemi,on... - Zawiesiła chowając twarz za dłońmi.
-Will,o co chodzi? Spójrz na mnie - Poprosiłam,a dziewczyna odsłoniła twarz patrząc na mnie z współczuciem.
-Rozmawiałam z Zack'iem.Powiedziałam mu,że wydaje mi się,że łączy cię coś z Damon'em i...Profesor John to usłyszał.Jak zobaczyłam cię z nim dziś,to...Pomyślałam,że coś jest na rzeczy - Zamknęłam oczy,a czas się zatrzymał.Zamurowało mnie i dopiero teraz zdałam sobie sprawę,że spieprzyłam na całej lini.Nawet moja dobra kumpela zczaiła się,że między mną a wampirem coś jest i nie myliła się.To wszystko zaszło za daleko.I najgorsze jest to,że jedynymi osoba jakie są tu winne, to ja i Damon.
-Cholera - Pokręciłam nerwowo głową nie mogąc uwierzyć,że to się dzieje naprawdę.
-Ale nie martw się...To nie prawda,tak? Nic nie łączy cię z tym psychopatą - Roześmiała się Will nie zdając sobie spawy z tego jaka jest prawda.Zaczęłam chodzić po całym pokoju,od jednej ściany,do drugiej.Will przyjrzała mi się marszcząc przy tym czoło.
-To nie może być prawda - Szepnęłam do siebie,zupełnie nie myśląc,że mam obok siebie Will.
-Alex? Co jest? - Dziewczyna chwyciła mój nadgarstek i lekko mną potrząsnęła - Ej,powiedz mi.
-Will.... - Zaczęłam.Byłam zrezygnowana - Ja...Nie wiem od czego mam zacząć - Szepnęłam.
-Nie...Nie,nie nie....Nie mów,że moje podejrzenia były prawdą - Kręciła głową - Alex...
-Obiecaj,że nikomu nic nie powiesz,obiecaj mi to.Obiecaj - Prosiłam zdesperowanym głosem.Oczy Will automatycznie się powiększyły,stała jak słup soli patrząc na mnie z niedowierzaniem,a ja miałam ochotę się rozpłakać tu i teraz - Powiedz coś...Will...

_______________________________________________________________________________________________________________