niedziela, 25 marca 2018

Rozdział 8

Następnego dnia nie byłam w stu procentach przekonana do swojej decyzji,ale w końcu ją podjęłam.Będę podróżnikiem.
Poszłam do gabinetu Danielle i powiedziałam jej o swoim wyborze,mając nadzieję,że wyrwę się stąd szybko i w jakiś sposób zapomnę o wampirze,który tamtej nocy mnie pocałował,a ja się nie opierałam i jak pod jego zaklęciem odwzajemniałam wszystko.Nie mogliśmy się sobie oprzeć,złamaliśmy zasady.Jeśli ktoś się dowie...To będzie po nas,ukatrupią nas.
-Wspaniale! - Ucieszyła się Danielle wstając od biurka - Cieszę się,że podjęłaś decyzję.
-Łatwo nie było,ale...Miałaś rację.
-Naturalnie,będziesz świetnym podróżnikiem.Wypiszę dokumenty jeszcze dzisiaj - I tak właśnie poczułam klimat nowej przygody,nie będę musiała tutaj siedzieć i nie będę musiała martwić się o to czy spotkam Damon'a.Tak będzie dla nas najlepiej - Umówię Cię z profesorem Nerkeyem.Wyjaśni Ci wszystko,co powinnaś wiedzieć.O której kończysz zajęcia? - Danielle wyciągnęła notes.
-Po 15:00 - Odparłam.
-Dobrze.Dasz radę na 15:30 być u niego? 
-Jasne,a jaki numer gabinetu? 
-Yh,sala 32.Na piętrze gdzie masz zajęcia.
Przez całe zajęcia miałam lekkiego stresa.Myślałam o tym co profesor może mi powiedzieć,ale z drugiej strony byłam podekscytowana tym co się działo.Coś nowego,w końcu coś nowego zaczynało wdzierać się w moje życie.Cieszyło mnie to.
O 15:29,dokładnie o tej godzinie stałam przed salą 32 i wahałam się by otworzyć drzwi,w końcu drzwi otworzyły się same.
-Dzień dobry Alexandro - Przywitał mnie profesor i zaprosił do sali.Profesor nie uczył mnie,ale miałam z nim kilka zastępstw.
-Dzień dobry - Usiadłam na krześle ,a profesor mozolnie i powoli usiadł przy biurku,naprzeciw mnie.
-Słyszałem o tym,że będziesz podróżnikiem.
-Tak,podjęłam dziś rano decyzję.
-Doskonale.Jak wiesz...Ja też nim jestem - Wyznał.
-Tak,ktoś mi coś wspominał - Uśmiechnęłam się.
-Zatem,przejdźmy do rzeczy.

-Więc wyjeżdżasz? - Pytanie padło tuż za moimi plecami gdy wyszłam z gabinetu profesora Nerkeya.

-Hm? - Powoli odwróciłam się na pięcie i ujrzałam Bonnie.
-Słyszałam - Wzruszyła ramionami - Nie martw się,nie powiedziałam nikomu.Po prostu słyszałam...
-Bonnie...
-Spokojnie,czarownice i wilkołaki mogą ze sobą rozmawiać.W naszym przypadku nie ma chorego regulaminu - Uprzedziła.
-Dzisiaj podjęłam decyzję - Wyznałam poprawiając kosmyk włosów opadających mi na twarz.
-Więc jednak to nie plotka - Uśmiechnęła się delikatnie.
-Chciałaś mi pogratulować? - Zaśmiałam się cicho.
-Oh,nie wiem czy powinnam.Na twoim miejscu...Byłabym ostrożna - Szepnęła ostrzegającym głosem.
-Ostrożna? Co masz na myśli? - Zapytałam szybko.
-Bycie podróżnikiem to nie tylko same plusy Alex.Po prostu....Bądź ostrożna,proszę - Rzuciła mi troskliwe spojrzenie.
-Będę - Zapewniłam patrząc na Bonnie i na jej księge którą trzymała w dłoniach.
-Pójdę już,mam jeszcze klka zaklęć do powtórzenia - Ominęła mnie i poszła dalej.


***

-Nie możliwe - Kręciłem głową chodząc w kółko po pokoju.Po wiadomości jakiej powiedział mi Rick,czułem,że oszaleje - Wyjeżdza? Myślałem,że poczeka z tym do końca tygodnia... - Walnąłem ręką w biurko z którego spadło pudełko z kilkoma długopisami.
-Nie wiesz czy wyjedzie.Po prostu podjęła decyzję bycia podróżniczką.To różnica - Rzucił z lekkim uśmiechem Rick.
-Nie pomagasz Rick - Zmierzyłem go wzrokiem - To raczej logiczne,że wyjedzie - Uniosłem wściekły ton głosu.
-Dlaczego miałaby wyjechać tak od razu? 
-Bo ma...Pewne powody - Wzruszyłem ramionami i zdałem sobie sprawę,że Rick zna mnie zbyt dobrze by uwierzyć mi.
-Powody? - Poprawił się na fotelu i zmarszczył oczy.Zawsze tak robił,gdy miał podejrzenia - O czymś nie wiem?
-Jakie to ma znaczenie stary? Muszę ją zatrzymać - Powiedziałem nie kryjąc zirytowania.
-Dlaczego? 
-Bo pocałowałem ją - Wyrzuciłem to z siebie,a mina Rick'a skamieniała w zdumieniu i wcale mnie to nie zdziwiło.Wiedziałem,że jest moim przyjacielem,więc mogłem mu ufać,nie wsypał by mnie.Ruszyłem w stronę łóżka i zrezygnowanie usadowiłem się na nim spoglądając na swojego zdziwionego przyjaciela,który w bezdechu się mi przyglądał z miną pełną pytań.Byłem winny mu wyjaśnienia.Wiedziałem,że za parę sekund zasypie mnie lawiną pytań,że będzie oczekiwał wyjaśnień.
-Kiedy? 
-Wczoraj w nocy.Ona...Odwzajemniała to - Tłumaczyłem - To była chwila słabości.
-Całowałeś się z nią? - Wyszeptał z niedowierzaniem.
-Tak - Wycedziłem przez zęby - Nie ważne.Rick,co mam robić? Daj mi jakieś rady! - Wykrzyczałem.
-Okay,spokojnie Damon - Uspokoił mnie - Zadam ci jedno,podstawowe pytanie.
-Jakie? 
-Kochasz ją? - Zastrzelił mnie tym pytaniem.Wstałem z łóżka i podszedłem do okna wpatrując się w krajobraz za nim.
-Chyba tak...Nie wiem.Wiem tyle,że...Coś do niej czuje,ale nie do końca wiem co - Odpowiedziałem po chwili milczenia.
-Może to tylko zwykłe zauroczenie? 
-Nie - Zaprzeczeczyłem od razu - To nie to.Wiem jaka jest różnica między zauroczeniem,a...
-Damon - Przerwał mi - Nie kochasz jej.Pocałunek nic jeszcze nie oznacza - Uświadomił mnie.
-Myślę o niej cały...
-Nie - Ponownie mi przerwał - Daj jej zejść z twoich oczu.Tak będzie lepiej dla was.Wiesz dlaczego? Bo obowiązuje was kodeks,a Ty jako trener wamnpirów powinineś o tym doskonale wiedzieć.Zapomnij o niej,ona może sprowadzić na Ciebie kłopoty.Tego chcesz? - Zapytał zdecydowanym głosem - Wyobrażasz sobie,co byłoby w momencie gdyby ktoś się o was dowiedział? Mógłbyś stracić życie! 
-Powiedz mi coś,czego nie wiem - Syknąłem pod nosem i wyszedłem z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.


***

-To dziwne.Alex niedawno dołączyła do akademii,a już jest podróżniczką - Skomentowała Caroline.
-Wiem,ale to Rick,jej trener wysłał pismo...
-Tak,wiem Bonnie - Oparła się o komodę i spojrzała na mnie.Leżałam na łóżku i przeglądałam grubą księgę czarów.
-Należało jej się.Zasłużyła na to.Wydaje się być dobrą osobą i dość odpowiedzialną.
-Myślę,że coś tu nie gra.Nie wiem co,ale dowiem się tego - Caroline była pewna siebie,zawsze chciała być trzy kroki przed kimś,lepsza,pięknięjsza,lubiła centrum uwagi.Irytowało ją to gdy ktoś dostawał więcej niż ona.Była dobrą osobą,ale często bywała zazdrosna i raczej starała się zawsze.Mówiąc "Starała" Mam na myśli fakt,że zazwyczaj usiłowała byc lepsza od konkurencji.
-Care... - Spojrzałam na nią z lekkim uśmieszkiem.
-Co? - Zerknęła na mnie jakby nie miała pojęcia o co mi chodzi.
-Jesteś zazdrosna - Stwierdziłam będąc pewna tego w stu procentach.
-Ja? - Uniosła brwi pokazując palcem na siebie.Chciała udać,że wcale nie jest i zrobiła niedowierzający wyraz twarzy - Bonnie Bennet,jestem pewna siebie,piękna,silna,znam swoją wartość.Nie bywam chorą zazdrośnicą - Zaprzeczała z sztucznym uśmiechem na twarzy,ale ja znałam te blondwłosą wampirzycę zbyt dobrze,by uwierzyć jej w te słodkie kłamstewka.Caroline wiedziała jaka jest,ale zawsze zaprzeczała prawdzie,a ja to akceptowałam.Była jaka była,ale i tak ją kochałam jak siostrę.
-Care,nie bądź zazdrosna - Zaśmiałam się zamykając księgę czarów.
-Nie jestem - Kręciła głową - Po prostu uważam,że to nie jest do końca Fair.
-W tym świecie nic nie jest fair,zapomniałaś? - Podniosłam się z łóżka i podeszłam do komody,stając zaraz obok nadąsanej Caroline.
-Słuszne spostrzeżenie,ale...Nadal uważam,że...
-Care - Chwyciłam jej ręke - Odpuść.To nie nasza sprawa - Wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego tak szybko dostała tytuł podróżniczki? - Zapytała krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Być może jest jakaś odpowiedź,ale...Nawet jeśli jest...Nie będziemy jej szukać.A teraz,idziemy na kolację.Zgłodniałam - Poinformowałam i po chwili pociągnęłam ją za sobą.Opuściłyśmy pokój i obie poczłapałyśmy do stołówki na kolację.

***

-Chciałaś mi pogratulować? - Zaśmiałam się cicho.
-Oh,nie wiem czy powinnam.Na twoim miejscu...Byłabym ostrożna - Szepnęła ostrzegającym głosem.
-Ostrożna? Co masz na myśli? - Zapytałam szybko.
-Bycie podróżnikiem to nie tylko same plusy Alex.Po prostu....Bądź ostrożna,proszę - Rzuciła mi troskliwe spojrzenie.

Słowa Bonnie,dudniły mi cały czas w uszach.Leżąc na łóżku rozkminiałam różne myśli,ale starałam się w tym wszystkim pomijać Damon'a.Podświadomie myślałam o pocałunku,ale usiłowałam odpychać te wspomnienie.Ucieczka? Kathy zawsze powtarzała,że z problemem trzeba się zmierzyć,nie warto uciekać,bo człowiek wtedy niczego się nie nauczy,ale w tym momencie ucieczka jest konieczna.Nie mogę zmierzyć się z problemem,który jest raczej niezniszczalny,dlatego uciekam.Jakkolwiek by to nie brzmiało...Ucieczka w tym momencie jest czymś ,co ma mi pomóc.Mam wielką nadzieję,że bycie podróżnikiem pomoże mi.

-Nie idziesz na kolację? - Usłyszałam znajomy głos.Podniosłam głowę z poduszki,a moim oczom ukazał się Damon.Stał przy drzwiach,pojawił się tak znikąd.Wstałam z łóżka,skrzyżowałam ręcę na klatce piersiowej i ciężko wzdychnęłam starając się nie patrzeć na wampira,stojącego jakieś dwa metry przede mną.Wbiłam wzrok w drewnianą podłogę i zagryzłam lekko swoje wargi.
-Co tu robisz? - Spytałam cicho nie przestając patrzeć w podłogę,która na ten moment,wydawała się ciekawym obiektem.
-Alex,kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - Zignorował moje pytanie,wpychając za to swoje.
-O czym? - Nadal nie uniosłam głowy i lustrowałam wzrokiem teraz już biały dywan,obok komody.
-O tym,że podjęłaś decyzję - Syknął,ale nie odpwowiedziałam mu na to - Możesz mi odpowiedzieć? - Powiedział po chwili zniecierpliwiony - I patrz jak do Ciebie mówię - Zażądał z podniesionym już tonem głosu,chyba się wkurzył.
-Przepraszam,ale nie mam obowiązku nikomu się spowiadać,zwłaszcza Tobie! - Krzyknęłam,po czym spojrzałam na wampria.
-Chcesz udawać,że nic się nie stało? - Szepnął i powoli zaczął się zbliżać w moim kierunku.
-Nie,po prostu uważam,że nasz pocałunek był dużym błędem - Warknęłam cicho.
-Odwzajemniłaś go - Zmarszczyłam brwi po jego słowach i zrobiłam kilka kroków w tył,by być trochę dalej od niego.
-Chwila słabości - Wytłumaczyłam w szybkim tempie - Pocałunek to nic wielkiego.
-Nie jesteś taka jak inne dziewczyny.Wiem,że traktujesz takie rzeczy poważnie - Zbliżał się coraz bardziej.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć? Damon... Odpuść - Szepnęłam,ale Damon w ułamku sekundy znalazł się przy mnie.Byliśmy znowu blisko,zbyt blisko.Jego głowa zbliżyła się do mojej,poczułam,że czubki naszych nosów się dotykają,a moment później czułam zapach jego perfumów.Następną rzeczą jaką odczułam,była jego dłoń,która złapała lewą stronę mojej tali i przesuwała się ku górze.Powoli ku górze,jak w zwolnionym tempie,chwycił zapinkę do mojego stanika,nawet nie wiem kiedy...Odpiął mi go,a ja nie zdążyłam powiedzieć "Nie" Drugą ręka objęła prawą stronę tali.Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja wiedziałam,że mój biustonosz 
przeprowadził się na podłogę.Kurwa,nie miałam na sobie stanika.Kurwa,Damon przybliżył swoje usta do moich,a teraz? Przycisnąły,jego ciało przywarło do mojego.Czuliśmy jak biły nasze serca.Znwou zaczęliśmy wymieniać się namiętnymi pocałunkami.Ponownie czułam jak jego ręce zwiedzają moje całe ciało,znowu czułam jego pot na czole,jego ciepłe usta i cholerne szybkie bicie serca.Pożądanie znowu się wkardło między nas.Czułam się jak ostatni,najgorszy zbrodniarz tego świata.
-Damon,damon... - Oderwałam się łapiąc powietrze.Mój oddech był szybki,ale Damon'a był nie lepszy.
-Teraz...My - Wysapał całując moją szyję i robiąc mi malinki na niej.
-Nie,przesta...
-Ciii... - Całował moją szyję,ale odepchnęłam go mocno,a on opadł na łóżko.Starałam się racjonalnie myśleć i chyba teraz mi się udało.Wampir uniósł wzrok na moją postać.Wstał z łóżka i oddychał w szybkim tempie.Odsunęłam się i pozbierałam z podłogi swój biustonosz.Zmierzyłam wzrokiem Damon'a i poszłam do łazienki.Założyłam stanik i wróciłam spowrotem do ciemnowłosego.
-Nikt nie powiedział,że odchodzę na zawsze - Szepnęłam do niego stojąc tuż przy drzwiach.
-To znaczy,że wrócisz? - Spytał nadal dyszącym głosem.
-Nie znam przyszłości - Wzruszyłam ramionami.
-A co z nami? 
-Damon...Myślę,że przez jakiś czas...Unikajmy się.Pewne rzeczy zaszły za daleko.
-Próbowaliśmy.Nie wyszło - Zauważył.
-To postarajmy się bardziej.Nie chcę mieć kłopotów Damon - Po tych słowach wyszłam z pokoju.

20 sierpnia 2015 rok.Londyn.

Pojechałam o 20:00 do domu Stefana.Dzwoniłam do jego mamy,a ta powiedziała,że mogę przyjechać,bo Stefan jest już w domu i czuje się lepiej.
 Zielone oczy patrzyły na mnie od momentu gdy weszłam do pokoju Stefana.Widziałam go,a on stał przede mną.
-Alex - Wymusił uśmiech,ale ja z kolei miałam łzy w oczach z tego powodu,że chłopak wyglądał blado i mizernie,jak nigdy dotąd.Martwiłam się widząc go w takim stanie.Schudł kilka kilo,a jego twarz była blada i bardziej koścista niż tydzień temu.Pod oczami worki i cienie,jakby nie spał kilka nocy,a usta? Jego piękny kolor ust stał się bladziutki,a w oczach nie było już radości jaką zawsze mogłam zobaczyć,ten człowiek po prostu cierpiał.
-Stefan - Wyszeptałam - Mój Tata mi powiedział o wszystkim....Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Spytałam łamiącym się głosem.
-Bo bałem się tego co powiesz...Bałem się.Jestem tchórzem,wiem - Mówił załamanym już głosem,a ja dałam upust emocjom.Uroniłam kilka łez - Błagam,nie płacz.Nie znoszę tego widoku - Na jego twarzy malował się ból - Błagam,Alexandro...Nie płacz - Prosił błagalnym i głosem bliskiemu płaczu.
-Jak mam nie płakać,skoro...Widzę Cię w takim stanie? - Szlochałam
-Będzie dobrze - W jego oczach były łzy.Podeszłam bliżej niego i zaczęłam patrzeć w jego oczy,głaskać dłońmi jego policzki i ocierać łzy,które po nich leciały.Chciałam go przytulić,wziąć jego problemy i oddzielić go od tych przykrych rzeczy,ale? Zdawałam sobie sprawę,że jestem bezsilna,że nic nie mogę zrobić,by go uratować i to mnie chyba bolało najbardziej,że jestem bezsilna i on też był bezsilny.Co mogłam zrobić,by mu pomóc? 
______________________________________________________________________________________________________________________________










Rozdział 7

Dzień po Halloween był dniem wolnym od nauki.Spałam chyba do 10:00.Głowa mnie bolała po przebudzeniu i wiedziałam,że mam kaca,strasznego kaca.No cóż...Minusy picia alkoholu niestety prawie zawsze dają nam o sobie znać.Impreza była udana,trzeba było przyznać.Wszyscy się dobrze bawili,a impreza kipiała tej nocy życiem.Szkoda,że dopadł mnie cholerny kac.
Wzięłam szybki prysznic,ubrałam wygodne i luźne zarazem ubrania.Zrobiłam lekki makijaż i poszłam do stołówki na śniadanie.Zamieniłam kilka słów ze znajomymi,każde z nich miało niewyspany wyraz twarzy i chyba to było rzeczą normalną.
-Kocham imprezy,ale nie cierpię kaca - Narzekała Will,a inni siedzacy przy stole z nami kiwali tylko głowami przyznawając jej rację.
-To była twoja pierwsza impreza,prawda? - Dopiero po chwili zorientowałam się,że Nick zadał to pytanie mnie.Spojrzałam na niego.
-Tak - Przytaknęłam - Tutaj,to była moja pierwsza impreza.
-Oj,ktoś tu się chyba nie wyspał - Zaśmiała się Will.
-Chyba tak - Przytaknęłam - Pójdę już do pokoju.Zaraz tu chyba wykituje - Wstałam od stołu i poszłam odnieść talerz na którym nie tknęłam prawie,że nic.W pokoju przejrzałam książki,sprawdzając czy nie mam czegoś na zadanie domowe.
Około godziny 15:30 Danielle zawołała mnie do swojego biura.Położyła mi przed nos na swoje biurko kopertę i uśmiechnęła się znacząco.Patrzyłam się na nią pytającym spojrzeniem czekając na jej słowa,albo jakąkolwiek reakcję czy wyjaśnienia.
-Alex,przeszłaś samą siebie - Ucieszona pochwaliła mnie.
-Samą siebię? Nie rozumiem - Pokręciłam lekko głową w niezrozumieniu.
-Tak.Twoje wyniki w nauce są dość dobre,ale chodzi mi o treningi.Rick bardzo cię pochwaił i wydał pismo wobec Ciebie.
-Pismo? - Zmarszczyłam lekko brwi i patrzyłam się cały czas pytającym wyrazem twarzy na Danielle.
-Tak.Jesteś gotowa.Rick dał Ci przepustkę i masz wielkie szanse na to aby zostać Kotwicą,a nawet podróżnikiem.
-Że co? Niedawno tu przyszłam,a już...
-Tak - Przerwała mi - Rick uważa,że w szybkim czasie zrobiłaś wiele postępów.Bardzo Cię chwalił,mówił,że na treningach radzisz sobie znakomicie i,że bez problemu poradziłabyś sobie w roli podróżnika,lub kotwicy.To wielkie wyróżnienie - Mówiła z fascynacją.
-Kim jest podróżnik? - Spytałam,a Danielle poprawiła się na krześle.
-Podróżnicy mogą przemieszczać się na każdą planetę. Nawet na Ziemię.Dostają często zadania,które muszą wykonać np na Ziemi bądź też innej planecie.Mają przepustkę,dzięki której mogą podróżować.Rzadko kto dostaje taką posadę,ale Rick twierdzi,że ty jako Ziemianka nadawałabyś się do zadań,które mogą ci przypaść na Ziemi.Tylko teraz zależy to już od ciebie,czy się zgodzisz.
-A co z tą kotwicą? - Oparłam swoje łokcie o biurko i czekałam na wypowiedź Danielle.
-Kotwica to inaczej klucz.Kotwica transportuje nowe istoty z innych planet tutaj.Kotwicą,którą tu mamy jest Emily.Ta czarownica,która cię tu przetransportowała.Pamiętasz ją? To ona przyprowadziła Cię do mnie.Pamiętasz ją,prawda?
-Tak - Przytaknęłam przypominając sobie moment w którym pierwszy raz przekroczyłam progi akademika.
-W porządku.Więc teraz już rozumiesz.Na rozpatrzenie decyzji masz tydzień Alex - Wyjaśniła i wstała od swojego biurka.
-Czyli...Mam wybrać? - Wzięłam kopertę do rąk i również wstałam na równe nogi.
-Możesz też odwołać się od tego,ale na twoim miejscu podjęłabym jakąś decyzję.Jesteś wyróżniona.To wielki zaszczyt dla ucznia.
Przez cały następny wieczór leżałam na łóżku i czytałam w kółko pismo,które dostałam od Ricka,mojego trenera.Cieszyło mnie to,ale i też trochę przerażało.

Następnego dnia po śniadaniu od razu poszłam na trening z Rick'iem,który chyba przez jakieś pół godziny gratulował mi,doradzał co powinnam wybrać.Jego zdaniem korzystniejsza dla mnie była przepustka na Ziemię,czyli bycie podróżnikiem,ale sama nie wiedziałam już co wybrać.Te nowe doświadczenia były obce dla mnie,skąd miałam wiedzieć czy się w nich sprawdzę?

-Uważam,że będziesz świetnym podróżnikiem i będziesz miała przepustkę na Ziemię.Powinnaś bez zastanowienia wybrać siebie jako podróżniczkę.Sprawdziłabyś się,jestem tego pewny - Zachęcał mnie cały czas Rick,chodząc w tą i w tamtą.
-Skąd mam to wiedzieć? A jeśli zawalę? - Skrzywiłam się lekko na twarzy na samą myśl o porażce.
-Jesteś inteligentna i szybko się uczysz.Gwarantuje Ci,poradzisz sobie - Posłał mi uśmiech.
-Dziękuje za wsparcie - Odwzajemniłam uśmiech.
-Nie ma za co,zrób jeszcze kilka kółek - Poprosił,a ja pognałam przed siebie wykonując jego polecenie.
Do końca dnia miałam mętlik w głowie.Po skończonych zajęciach poszłam do altanki,siadając na wąskiej ławce.Zawsze przychodziłam tam o tej samej porze,miałam cichą nadzieję,że Damon też tam będzie,ale się nie pojawił,więc wróciłam do pokoju.
Po zamknięciu drzwi,zorientowałam się,że na moim łóżku siedzi Damon.Wzięłam głęboki oddech,nie wiem czemu,ale jego obecność nie zdziwiła mnie.Siedział plecami do mnie i patrzył na ścianę zapełnioną moimi zdjęciami,ale też nie tylko moimi,były tam też zdjęcia mojej rodziny i przyjaciół,powiesiłam je na tej ścianie,bo zawsze jak na nie patrzyłam to jakoś cieplej mi się robiło na sercu,zdjęcia przypominały mi o miłych momentach w życiu i o wydarzeniach,które zapadły mi głęboko w pamięć.
-Ładne zdjęcia - Skomentował nagle Damon.
-Co tu robisz? - Zapytałam łagodnie i przemierzyłam kilka kroków w stronę łóżka.
-Siedzę - Odpowiedział z lekką ironią w głosie.
-Widzę - Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej czekając na jakieś dalsze wyjaśnienia.
-Na dworze było chłodno,pomyślalem,że pora zmienić miejscówkę.
-I wybrałeś sobie mój pokój? - Zaśmiałam się cicho.
-Rzadko otwierasz okno,więc...Jest tu ciepło - Uniósł wzrok na mnie.
-Nie powinieneś tu być - Pokręciłam lekko głową - Wiesz,że jeśli ktoś nas przyłapię...
-Ciii,nikt nawet nie zauważy - Wybełkotał,a ja zrozumiałam,że chyba troszeczkę sobie wypił.
-Damon,czy ty... - Zmarszczyłam lekko brwi - Piłeś? - W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
-Oh Alex...Nie psuj chwili - Wybełkotał cicho.
-Trzeba było nie pić.Idź już,bo zaraz będziemy mieli jakieś kłopoty - Pogoniłam go szeptem.
-Już już,nie wściekaj się tak - Zaśmiał się i podniósł się z łóżka kierując się w moją stronę.
-Damon...
-Chciałem ci pogratulować - Nagle jego nietrzeźwość zanikła,a mowa przestała być nie wyraźna - Zasługujesz na wszystko,co najlepsze.Nie zmarnuj szansy,bo takiej sznasy nie dostaje byle kto - Uśmiechnął się lekko.
-Ale...Skąd...
-Do zobaczenia Eleno - Uśmiechnął się i przeszedł obok mnie,a potem? Zniknął.Wyparował.


Obudziły mnie w nocy jakieś dziwne odgłosy.Spojrzałam na zegarek,było po 3:00.Wstałam z łóżka a do moich uszu dobiegł dziwny szpet mojego imienia.Rozjerzałam się po pokoju,ale byłam w nim sama.Wyszłam powoli z pokoju i podążyłam korytarzem w stronę windy,która niestety w nocy nie działała,więc zeszłam krętymi drewnianymi schodami modląc się żeby nikt mnie nie usłyszał.W uszach cały czas dudniły mi jakieś niezrozumiałe dziwne szpety,a w pewnych momentach mogłam usłyszeć swoje imię.Gdy już pojawiłam się na parterze dostrzegłam,że na ścianach są pochodnie,które chociaż trochę oświetlały mi hol.Zatrzymałam się i rozejrzałam do okoła.Po chwili usłyszałam z piwnicy jakieś śmiechy i niewyraźną konwersację.Podeszłam bliżej wejścia do piwnicy.
-Halo? Jest tam kto? - Zawołałam pół głosem,ale w odpowiedzi usłyszałam tylko jakiś dziwny warkot,a potem znowu jakiś śmiech.Był to kobiecy śmiech.Pewnie jakieś wilkołaki robią sobie jaja.Postanowiłam zejść na dół.Nie wiem czemu,ale nie czułam lęku i po cichu pokonałam schody prowadzące do piwnicy połączonej z lochami i prawdopodobnie z katakumbami.Szłam wzdłóż korytarzy,słysząc jakieś podejrzane kobiece szepty i wyczułam jakieś damskie perfumy.Szłam powoli,ale pewnie,nie bałam się.Nagle zza grubego ceglanego filaru ujrzałam cień.Cień kierował się coraz bardziej w moją stronę,zdawałam sobie sprawę,że ten ktoś zaraz się pojawi przede mną.Moje serce lekko przyśpieszyło,zmarszczyłam lekko oczy i ruszyłam naprzód,a po chwili słyszałam stukot obcasów.
-Buu! - Krzyknęła blond włosa dziewczyna wyskakując jak duch zza filaru.
-Aaa! - Wrzasnęłam przestraszona,a ona zaczęła się śmiać.
-Nabrałaś się - Śmiała się ucieszona chyba tym,że faktycznie dałam się przestraszyć.
-O Boże...Oszalałaś? - Złapałam się za klatkę piersiową czując jak serce mi szybko bije.
-Oh,spokojnie.To tylko żart - Wyjaśniła z ciepłym uśmiechem na twarzy.Za blondynką stanęła jakaś dziewczyna o ciemnej karnacji.
-Przepraszam za nią,ale ona uwielbia robić psikusy i żarty - Wyjaśniła z lekkim uśmiechem starając się usprawiedliwić Blondynkę.
-Przepraszam,nie wiedziałam,że tak bardzo się przestraszysz - Zaśmiała się - A tak w ogóle,jestem Caroline - Blondynka podała mi rękę,a ja ją uścisnęłam i również się przedstawiłam.Blondynka wydawała się być optymistyczną osobą,uśmiech nie znikał z jej twarzy.
-Jestem Bonnie - Nastolatka o ciemnej karnacji i włosach podała mi rękę,którą również uścisnęłam i przedstawiłam się.
-Mogę wiedzieć co tu robicie? - Spytałam patrząc na obie dziewczyny.
-Ym,zaraz... Co tak śmierdzi? - Zapytała Blondwłosa Caroline patrząc na Bonnie,a potem na mnie - Jesteś pół wilkołakiem,prawda? - Zapytała a ja lekko i niepewnie kiwnęłam głową - Oh,wyczułam od razu.Jestem wampirem,ale spokojnie,nie zrobię Ci krzywdy.
-Dobrze wiedzieć - Zaśmiałyśmy się.
-Bonnie jest czarownicą,ale...Przyjaźnimy się.Nie znalazłabym chyba lepszej przyjaciółki - Wyznała.
-Jesteśmy tu,bo... - Zawiesiła Bonnie wymieniając znaczące spojrzenie z Caroline.
-Bo Bonnie ćwiczy nowe zaklęcie - Wyjaśniła - Tyle,że..Zaklęcie jest zakazane tutaj.
-Na waszym miejscu bałabym się,że ktoś mnie złapię.
-Dlatego wychodzimy do mrocznego lasu.Jest kilka metrów za akademią - Szepnęła Caroline - Teraz musisz iść z nami.
-Co? Nie,nigdzie nie idę - Pokręciłam głową i cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Nie chcemy żebyś nas wsypała - Wyjaśniła wampirzyca.
-Nie wsypię was,obiecuje - Rzuciłam dziewczynom błagalne spojrzenie.
-Skąd mamy mieć pewność? Idziesz z nami - Zarządziła Care i chwciła mój nadgarstek pociagając mnie za sobą w stronę schodów.W trójkę wyszłyśmy z akademii i po cichu pobiegłyśmy na tylny dworek akademii.Opierałam się trochę,nie chciałam z nimi iść,bo bałam się problemów jakie mogłyby mnie spotkać,ale dziewczyny nie pozwoliłyby mi wrócić do pokoju.Bały się,że mogę je wsypać,dlatego wolały mnie zabrać ze sobą.Za tylną częścią akademii było puste pole zielonej trawy,a za nią od razu mroczny las.
-Care,może niech Alex wróci do pokoju? - Zaproponowała Bonnie - Jest chyba trochę przerażona - Zauważyła.
-Żeby polazła do kogoś i wypaplała co wyrabiamy? - Zaśmiała się ironicznie Caroline - Absolutnie,nikt nam planów nie zrujnuje.
-Możemy Ci ufać? - Szepnęła do mnie Bonnie,gdy Caroline szła jakiś metr dalej przed nami.
-Tak,nie powiem nic nikomu,ale proszę...Pozwólcie mi już wrócić do pokoju - Prosiłam.
-Przestańcie już paplać - Zganiła nas wampirzyca - Zobaczcie - Wtedy wszystkie zorientowałyśmy się,że weszłyśmy właśnie w mroczny las.Caroline,wyciągnęła z swojej czarnej skórzanej kurtki latarkę i oświeciła ściężke.Ruszyła jako pierwsza,wtedy już wiedziałam,że jest odważna i nie boi się nawet lasu z którego każda normalna osoba dawno by już uciekła.Wampirzyca była zbyt ciekawa by uciekać,wiedziałam,że teraz już nie ma odwrotu i musiałyśmy iść,sprawy zaszły chyba za daleko.
-Słyszycie to? - Szepnęłam idąc tuż przy Bonnie - Czy to był ptak? 
-Yh,kto to wie.Tutaj jest wiele stworzeń - Odpowiedziała Care.Gdy wydostałyśmy się z pomiędzy drzew,ujrzałyśmy wielką dziurę w ziemi.Podeszłyśmy bliżej,okazało się,że dziura miała drabinę po której można było zejść.Spojrzałyśmy na siebie z Bonnie.
-Dobra Bonnie,czy to o tę dziurę Ci chodziło? - Spytała Caroline pewnym tonem głosu.
-Tak,to ta dziura - Przyznała.
-Czy ja dobrze widzę? - Dostrzegłam,że na samym dole dziury są jakieś pochodnie.
-Pochodnie - Szepnęła Caroline - Bon...
-Ktoś tu jest - Poinformowała nas czarownica przyglądając się podejrzliwym wzrokiem w głębie dziury.
-O mój Boże,wracajmy lepiej - Spanikowałam.
-Nie,dokończymy to,co zaczęłyśmy.Bonnie idzie pierwsza - Caroline poklepała ją po plecach - No dalej.
-Okey - Bonnie,zeszła na dół,a za nią Caroline i na końcu ja.Faktycznie nie było tam ciemno,przez pochodnie,które świeciły się na około całej dziury.Bonnie usiadła na ziemi i położyła przed sobą grubą brązową i przestarzałą już księgę z żółtymi stronami.
-Co to za księga? - Zapytałam.
-To księga czarów - Wyjaśniła Caroline,a Bonnie zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie.Mówiła w innym języku,nic nie rozumiałam z słów jakie wymawiała,nawet nie mogłam określić co to był za język,ale nie znałam go.Pochodnie w okół nas bardziej się rozpaliły.Trochę mnie to przerażało,ale nie czułam jakiegoś wielkiego strachu.Caroline,przyglądała się z ciekawością na Bonnie,a ja próbowałam zrozumieć,jaki był cel tego zaklęcia i dlaczego,musiałyśmy aż tutaj przyjść? Nic nie rozumiałam z tego.
-Co to za zaklęcie? 
-Zaklęcie przeszłości.Ta dziura należała kiedyś do przodków rodziny Bonnie,chyba chce zdobyć jakieś informacje dotyczące jej rodziny i klonu czarownic.Nie mogłyśmy tego zrobić w akademii,ktoś mógłby nas złapać,a wtedy byłoby źle,miałybyśmy przekichane - Tłumaczyła wampirzyca patrząc cały czas w stronę Bonnie,która po otwarciu oczy wydobyła z siebie jakiś dźwięk jakby coś ją zabolało.Po chwili zauważyłyśmy,że z jej nosa leci niewielka ilość krwi,ale czarownica nie przerwała zaklęcia.
-Jej nos...To krew,leci jej krew! - Zawołałam do Caroline.
-Bonnie ! - Caroline chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła nią dość mocno - Przestań wymawiać zaklęcie,Bonnie! - Wrzasnęła.
-Aaa! - Czarownica krzyknęła łapiąc się za głowę.Pochodnie zgasły automatycznie.Było ciemno w okół nas.
-Co tu się dzieje? - Jakiś męski głos usłyszałyśmy tuż za nami.Po chwili jedna z pochodni zapaliła się dając trochę światła.
-Trener Damon? - Zapytała Caroline pomagając Bonnie wstać z Ziemi.
-Co wy tu robicie? - Damon spojrzał na Bonnie,potem na Caroline i w końcu na mnie.
-My tylko... - Zaczęła Bonnie ocierając ręką resztki krwi z jej nosa.
-Nie chce tego słuchać - Rzucił Damon - Nie ma prawa was tu być.Nikt wam o tym nie powiedział? - Syknął z lekką irytacją w głosie.
-Ćwiczyłam zaklęcie.To moja wina trenerze - Powiedziała zrezygnowanie Bonnie.
-Nie prawda,to ja nalegałam żeby tu przyjść.To ja je tu przyprowadziłam - Caroline chciała wziąć winę na siebie.
-Nie interesuje mnie to czyj to był pomysł - Warknął,bo wiedział,że posunęłyśmy się za daleko.
-Nie wiedziałyśmy,że tak to się skończy - Tłumaczyła Caroline - Nie chciałyśmy...
-Dlaczego przebywacie z półwilkołakiem? Znacie zasady dziewczyny.
-Musiałyśmy ją wziąć,nie chciałyśmy żeby nas wsypała - Objaśniła wampirzyca.
-Szczególnie Ty Caroline.Nie masz prawa przebywać z tymi istotami - Syknął.
-Tak,przepraszam trenerze - Wzruszyła ramionami.
-Dobrze,wracamy do akademii - Rozkazał.
-Czyli mamy już pozamiatane? - Zapytała czarownica.
-Nie,nic nikomu nie powiem.Udajmy,że tej sytuacji nie było - Powiedział spokojnym już tonem głosu.
-Chodźmy - Szepnęła Care do Bonnie i pomogła jej wejść po drabinie.Bonnie była wykończona po zaczęciu zaklęcia.Ja i Damon staliśmy na przeciw siebie,czekając aż Bonnie i Caroline wydostaną się z dziury.Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i patrzyliśmy na siebie jakąś krótką chwilę.Sytuacja była dziwna,każde z nas chciało coś powiedzieć,ale nie mogliśmy ze sobą rozmawiać.
-Idziecie? - Zawołała Caroline z góry,ale nie odpowiedzieliśmy.Powoli każde z nas dostało się po drabinie i w milczeniu wróciliśmy do akademii całą naszą czwórką.Nikt po drodze się nie odezwał,każdy milczał,rozglądał się na boki,ale ja i Damon co chwilę spoglądaliśmy na siebie,na szczęście dziewczyny nie widziały tego,bo szły przed nami.Czułam,że moja relacja z Damon'em zaczynała być nieco dziwna i coraz bardziej męcząca.Udawaliśmy,graliśmy dobrą minę do złej gry,a cisza miała nam pomóc.

Wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.Podeszłam do okna w celu zasłonięcia go.Usłyszałam czyjść oddech.

-Alex - Ktoś wyszeptał moje imię za moimi plecami.Automatycznie się odwróciłam a moim oczom ukazał się Damon.Wyglądał tak idealnie i...Był tu.Zapomniałam,że był wampirem,wtargnięcie do mojego pokoju było dla niego bułką z masłem.
-Co tu robisz? - Spytałam zmęczonym głosem.
-Chciałem sprawdzić jak się czujesz - Odpowiedział i pokonał dystans jaki nas dzielił.Znalazł się tuż przy mnie,zbyt blisko by nie nazwać tego łamaniem regulaminu.Czułam jego zapach,jego oddech na mojej twarzy i...Jego prawą dłoń,która muskała po moim policzku.Westchhął,a ja wzięłam w tym samym momencie głęboki wdech,nie przestając patrzeć na jego niebieskie oczy.
-Co za irionia losu... - Szepnął - Przeżywali zakazaną miłość, niczym Romeo i Julia. Tkwili w czymś, co tak naprawdę nigdy nie powinno nastąpić - Kąciki jego ust lekko się rozchyliły jakby chciał się uśmiechnąć,ale nie mógł,bo w oczach błyszczało coś na wzór łez.Delikatnie przyłożyłam swoją ręke do jego klatki piersiowej,odczuwając szybkie bicie jego serca.Damon lekko się uśmiechnął.
-Nie możemy - Pokręciłam lekko głową nie mogąc uwierzyć w to,co się teraz dzieje.
-Nikt nie wie,jesteśmy sami.Ty i ja - Szeptał kuszącym głosem.Czułam,że zaraz się poddam.Damon miał rację,byliśmy sami,bez świadków,przy zgaszonym świetle.Tylko ja i on.Oboje chcieliśmy czegoś,co było zakazane.Łamaliśmy zasady,wiedząc o tym oboje.
-Nie powin...
-Ciii - Jego usta delikatnie muskały po mojej szyji.Ogarnęło mnie pożądanie.Nie chciałam by przestawał mnie całować.Chciałam więcej,dlatego oplotłam swoje ręcę wokół jego szyi.Słyszałam w głębi siebie ostrzegawczy głos,ale...Poddałam się i w momencie gdy wampir mnie pocałował,nie wahałam się by odwzajemnić.Całowaliśmy się delikatnie,ale z uczuciem.Jego ręcę powoli przesuwały się po mojej tali,a ja czułam,że pragnę go coraz bardziej.Byliśmy tak blisko,że czułam ciepło jego ciała,które rozpalało w jakiś sposób mnie.Odsunęłam powoli swoje usta od jego ust i z pod przymkniętych powiek,zerknęłam w jego niebieskie oczy.
-Nic nie mów... - Szeptał - Teraz...W tym momencie...Bez regół,zasad.Tylko my - Wyszeptał mi do ucha i chciał wznowić pocałunek.
-Idź już - Poprosiłam cicho,a moje oczy napełniły się łzami.Wiedziałam dlaczego.
-Proszę... Tylko...
-Idź - Powtórzyłam czując jak łzy płyną mi po policzkach.To był koniec,byliśmy w pułapce,bo czuliśmy coś,czego nie powinno być między nami.Nie stłumimy uczuć,przynajmniej nie ja.Wiedziałam,że tak naprawdę przegrałam i byłam winna samej sobie.
-Proszę...Obiecaj,że nie zapomnisz - Poprosił z desperacją w głosie.
-Damon...
-Obiecaj - Zażądał łagodnie.
-Jak mogłabym? - Zaszkochałam w końcu - Oh,Damon... - Cicho zapłakałam.
-Nie płacz...Cii,tylko nie płacz - Przyciągnął mnie do siebie tuląc w swoich ramionach - Nie martw się już,proszę.
-A ty? - Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć - Ty się nie martwisz? 
-Martwię,ale staram się też myśleć jak...Optymista - Odpowiedział,pocałował delikatnie moje czoło - Dobranoc - I wyszedł.

______________________________________________________________________________________________________________










Rozdział 6

Profesor Wolfsey chodziła po klasie wyjaśniając nam dokładną przemianę wilkołaków.Była to jedna z moich ulubionych nauczycielek w tej akademii.Miała intrygującą barwę głosu i do tego zawsze dbała o siebie i swój wygląd zewnętrzny.Poza tym,była sympatyczna i wyglądała raczej na niezależną kobietę.Uczniowie raczej ją lubili,bo rzadko robiła na swojej lekcji sprawdziany.
-Pani Wolfsey? - Demi podniosła ręke.Pani wolfsey przerzuciła automatycznie wzrok na nią.
-Tak Demi? O co chodzi? - Dopuściła ją do głosu.
-Czy istnieje coś takiego jak... - Zawiesiła się na chwilę,a uczniowie odwrócili swoje głowy w jej stronę - Wilcze Zielę? - Pani Wolfsey od razu wzięła głęboki oddech.Na jej twarzy wymalowało się lekkie zakłopotanie,albo niechęć na odpowiedź.
-Um,Demi...Skąd to pytanie? - Zapytała nauczycielka.
-Wyczytałam w książce z biblioteki - Wyjaśniła automatycznie czekając na odpowiedź nauczycielki.
-Cóż,powinnieście wiedzieć - Bąknęła ciszej Pani Wolfsey - Jest to roślina trująca dla wilkołaków.Pochodzi z rodziny roślin jaskrowatych.Zazwyczaj nazywa się ją mordownikiem,zważając na jej silne,trujące właściwości.Kwiat liczy od 100 do około 300 gatunków tego wilczego ziela.Jedne są śmiertelne,a drugie są na tyle silne,że...Osłabiają ofiarę.Jednym z najpopularniejszych z gatunków jest Aconitum napellus L.Jest bardzo silnym gatunkiem,więc radzę go unikać jak ognia - Profesorka po wyjaśneniu udała się do biurka i wzięła w obie ręcę grubą księgę i zaczęła ją w pośpiechu przeglądać.Między uczniami zaczęły być słyszalne szepty.
-Pani Wolfsey ? Czy Wilcze Ziele jest w zaświatach? - To pytanie padło od Mike'a.
-Nie,Strażnicy usuwają tego typu rzeczy z zaświatów by nie stwarzać zagorżenia dla istot.Podobnie było w przypadku werbeny,która raczej was nie dotyczy.Werbena działa w tym samym celu co wilcze ziele.Ma zabijać lub osłabiać ofiarę.
-A gdzie dokładnie rośnie wilcze ziele? - To pytanie padło od Kathy,która siedziała na końcu klasy.
-Wilcze Ziele rośnie na planecie Ziemskiej,na półkuli północnej.
-A werbena? Co to takiego jest? 
-Werbena,działa niekorzystnie na wampiry.Wilkołaki w dawnych czasach bronili się nią przed nimi,z kolei wampiry wykorzystywały przeciw nam wilcze ziele.Był to sposób z obydwu stron.Hmm,wracając do lekcji...Czy każdy ma odrobioną pracę domową?


Idąc na trening nie spodziewałam się,że wpadnę na Damon'a,ale tak właśnie się stało.Wpadłam wprost na niego tuż przy wyjściu z akademii.On lekko się zachwiał i automatycznie łapiąc moją koszulkę  pociagnął mnie ze sobą na podłogę,na której znaleźliśmy się oboje.Psia krew,przez ułamek sekundy spoczywałam na jego ciele.Uczniowie mijali nas,a i ch spojrzenia nie były przychylne i miłe.Szybkim ruchem podniosłam się jakoś stając na równe nogi.Damon zaraz po mnie postąpił podobnie.Otrzebał koszulkę i poprawił swoją skórzaną kurtkę.Nasze spojrzenia się zetknęły,oboje byliśmy trochę zmieszani i nie bardzo wiedzieliśmy co powiedzieć,chociaż każde z nas chciało coś powiedzieć,to chyba się powstrzymywaliśmy przed jakąkolwiek wymianą zdań.

-Czy wszystko w porządku Damon'ie? - Zapytał Profesor John podchodząc do nas bliżej.
-Tak - Fuknął,a jego wyraz twarzy nabrał lekkiej wściekłości - Zderzyliśmy się niechcący - Wycedził przez zęby.Wyczułam złość w jego głosie.Zmaraszczyłam brwi przyglądając się Damon'owi.To był wypadek,nie wpadłam na niego specjalnie.
-Na pewno? - Wzrok profesora Johna padł na mnie.Chyba czekał na moje wyjaśnienie.
-To było nie celowe - Powiedziałam nerwowo starając się nie patrzeć już na Damon'a.
-Hm,w porządku.Regulaminu trzeba przestrzegać.Żadnego kontaktu...Rozumiecie,prawda? - Uśmiechnął się lekko i przebielgle,w jego oczach pojawiła się nutka intrygi,zauważyłam ją gdy wymieniłam się spojrzeniem z profesorem John'em.Był bardzo konsekwetną osobą,dla niego przestrzeganie regulaminu było święte i bardzo ostro traktował istoty,które go nie przestrzegały.
-To trzymajcie psy na smyczy - Wysyczał z morderczym wyrazem twarzy omijając mnie i idąc w stronę schodów należących do wampirów.Przełknęłam ślinę,a moje serce zaczęło ze strachu szybciej bić.Co mu się stało? Dlaczego w tak złośliwy sposoób zareagował? Profesor John zaśmiał się pod nosem,ale i tak to usłyszałam.Szybkim krokiem wyszłam z akademii czując jak złośći smutek we mnie narastają.Jeśli to był prawdziwy Damon,to przegiął na maxa.Zachował się jak obojętny dupek i w dodatku...Nazwał mnie psem! Jak tak w ogóle można do kogoś powiedzieć? Zachował się wrednie.Upokorzył mnie.



***

-Przegiąłeś na całej lini stary - Skomentował Rick po tym jak opowiedziałem mu o sytuacji z John'em.
-Wiem,ale musiałem stworzyć pozory.John nie jest głupi,podejrzewałby coś gdybym był miły dla wilkołaka,więc...
-Postanowiłeś wprowadzić go w błąd,będąc nie miłym wobec Alex? 
-Dokładnie - Przytaknąłem,a Rick lekko pokręcił głową - Widziałem jego wzrok.Podejrzewał coś...
-Nie mógł podejrzewać niczego - Zacisnął wargi siadając zrezygnowanie na fotelu - Tylko wpadliscie na siebie.
-Przez chwilę leżeliśmy,ona na mnie...Potem wymieniliśmy znaczące spojrzenia.John,musiał to widzieć.Podszedł do nas.
-Gdyby John coś podejrzewał,inaczej by załatwił sprawę.Poza tym...Nie panikuj.Nic się nie stało,Damon - Uspokojał mnie,Rick.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.Oboje wiedzieliśmy,że John może drążyć sprawę.Znaliśmy go,wiedzieliśmy na co go stać.
-Co teraz? - Spytałem z nadzieją w oczach,że Rick da mi mądra radę.
-Nie możesz się z nią widywać.Udawaj,że jej nie znasz - Rzekł patrząc na mnie z lekkim współczuciem.
-Chyba nie sądzisz,że John coś podejrzewa...
-Damon...
-Przed chwilą powiedziałeś,że nie mógł niczego podejrzewać! - Uniosłem głos.
-Damon,uspokój się...To tylko dla bezpieczeństwa.Waszego bezpieczeństwa - Powiedział spokojnie patrząc na podłogę.
Po tym jak skończyłem trening z grupą uczniów akademii,udałem się do pokoju.Wziąłem prysznic,a gdy się ściemniło postanowiłem pójść,właśnie do niej...Alex zasłużyła na przeprosiny.Nie zrozumiała tego,co miałem na myśli.Muszę wyjaśnić.Muszę.




***

Byłam w altance jakieś 20 minut.Codziennie tam przychodziłam,uważałam to miejsce za miejsce spokoju.

Gdy wycofałam się z altanki nie spodziewałam się osoby którą spotkam.Czarnowłosy wampir stał na przeciw mnie.
-Chyba się mnie nie spodziewałaś,co? - Mruknął,a przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
-Co tu robisz? - Zapytałam z kamienną twarzą i odsunęłam się od niego dwa kroki w tył,by stworzyć między nami dystans.
-Przecież wiesz,że to moja miejscówka...Mówiłem Ci - Spojrzeliśmy na siebie - Obserwowałem Cię - Zaczął po chwili - To jak patrzysz na świat,jak patrzysz na rzeczywistość,jesteś inna.Czemu ukrywasz,że nie chcesz tej relacji..? - Zapytał pół głosem.
-To się musi skończyć.Jeśli nie przestaniesz,będę musiała Cię zgłosić - Zagroziłam i chciałam go ominąć,ale mnie zatrzymał.
-Przestań się tak zachowywać - Wyszeptał - Porozmawiaj ze mną.Nie unikaj mnie - Poprosił patrząc na mnie.
-Nie możemy rozmawiać rozumiesz? - Powiedziałam stanowczo starając się utrzymać poważny wyraz twarzy.
-Rozumiem,ale...Przepraszam Cię Alex za dzisiaj. - Wzięłam głęboki oddech i odwracając się do niego plecami wypuściłam spokojnie i powoli powietrze.Ruszyłam do wnętrza altanki i usiadłam na dość wąskiej drewnianej ławce,która znajdowała się w samym środku altanki.Spostrzegłam,że na niebie zaczynają się pojawiać pierwsze gwiazdy.
-Nigdy nie mówiłaś mi swojej historii - Wymamrotał siadając po tych słowach obok mnie.
-Jest prosta.Trafiłam tu dlatego,bo jestem nadnatura...
-Nie tę historię - Przerwał mi.Moja głowa skierowała się ku niemu.Posłałam mu pytający wyraz twarzy - Prawdziwą historię - Wyszeptał przyglądając mi się cały czas.Zastanawiałam się przez krótką chwilę o co mu chodziło i rozgryzłam to dość szybko.Wbiłam wzrok przed siebie i odpłynęłam chwilami do przeszłości.Nie wiedziałam jak zacząć,więc po prostu zaczęłam.
-Byłam nastolatką mieszkającą w Londynie.Mieszkałam tam z Ojcem i Kathy.Moja mama umarła przy porodzie.
-Rozumiem - Zamilknęliśmy - Chyba powinnaś skończyć to,co zaczęłaś - Przypomniał mi
-Chyba nie chcę mówić o moim życiu na Ziemi.Nie dziś,nie teraz...
-W takim razie,powiedz czego chcesz od życia? 
-Może inaczej...Czego chciałam od życia - Poprawiłam go.
-Więc czego chciałaś? - Zapytał.
-Chciałam wyjść za mąż,mieć rodzinę i dobrą pracę
-To wszystko? 
-Tak.
-Chyba się mylisz.Wydaje mi się,że pragniesz czegoś więcej,ale po prostu jeszcze o tym nie wiesz - Stwierdził.
-Teraz te marzenia nie są już ważne.Tutaj jest inaczej niż na Ziemi - Mówiłam bez entuzjazmu.
-Zawsze jest nadzieja.Musisz ją mieć i trzymać przy sobie.
-Wiem... - Wiedziałam,że łamię zasady.Zdawałam sobie sprawę,że siedzenie tutaj teraz z tym wampirem może sprowadzić na mnie kłopoty,ale chciałam tam siedzieć,część mnie mówiła mi,żebym wstała i poszła,ale druga część...Pchała mnie w przeciwną stronę.
-Muszę już iść - Podniosłam się z ławki stając na równe nogi.
-Musisz,czy chcesz? - Mruknął łagodnie.
-Damon...Nie zadawaj mi pytań.Powinieneś zrozumieć - Odgarnęłam kosmyki włosów z twarzy.
-Myślisz,że nie rozumiem? - Jego wargi lekko się rozchyliły.
-Chyba rozumiesz to zbyt dobrze - Szepnęłam patrząc na jego twarz.
-Masz rację,Ale...Okłamujesz się trochę - Stwierdził spokojnie,a ja zmarszczyłam lekko brwi.
-Nie prawda...Po prostu,staram się trzymać z dala od kłopotów - Wyjaśniłam bez zastanowienia.
-Chyba nic nie rozumiesz... - Bąknął pod nosem.
-Rozumiem wszystko,dobranoc - Ruszyłam dalej,by wyjść z altanki.
-Od niektórych rzeczy nie uciekniesz - Powiedział gdy oddalałam się od niego,ale już nie odwróciłam się.

Kolejnego dnia Pani profesor Dawkins poprosiła naszą grupę o pomoc w przygotowaniu dekoracji na imprezę halloweenową.Tutaj te święto obchodzili wszyscy,było dla nich bardzo ważne.Śmieszne było to,że w imprezie każdy mógł wziąć udział,był to jedyny dzień w którym istoty mogły być "Razem" mam na myśli to,że w tym jedynym dniu regulamin był bardzo ograniczony i złamanie go w dniu Halloween nie było już tak bardzo karane jak złamanie regulaminu podczas zwykłego dnia w zaświatach.Impreza miała się odbyć za budynkiem akademiku,na zewnątrz w stronę mrocznego lasu.Było tam dużo miejsca i z tego co słyszałam,były tam świetne imprezy.
-Na pewno Ci się spodoba - Zachęcała mnie Will,moja koleżanka z grupy pół wilkołaków.
-Myślisz,że będzie dużo osób? - Zapytałam.Przechadzałyśmy się obie korytarzem wracając z skończonych już zajęć.Skrócili nam je,z powodu Halloween i bardzo dobrze,dziś wyjątkowo nie chciało mi się siedzieć na zajęciach,moje myśli krążyły w okół Damon'a,nie wiem czemu.Nie znałam odpowiedzi na to pytanie,ale ja naprawdę o nim myślałam,czy to było normalne?
-No pewnie,że tak.Na tę imprezę przychodzą prawie wszyscy,nawet niektórzy nauczyciele.Te święto w świecie magii jest bardzo istotne - Wyjaśniła bez zastanowienia się.
-Nie wiedziałam,że te święto jest takie ważne - Wymamrotałam pod nosem.
-Jest jest,a najlepsze jest to,że ten regulamin nie obowiązuje już w stu procentach podczas Halloween.
-Tak,czytałam o tym na ogłoszeniu - Zatrzymaliśmy się przy drzwiach pokoju Will.
-To co? Widzimy się za dwie godziny? 
-Tak - Potwierdziłam - Pewnie,że tak - Kiwnęłam głową,a Will odpowiedziała uśmiechem i weszła do swojego pokoju,zamykając drzwi.
Powolnym krokiem weszłam do pokoju.Skierowałam się do szafy i zaczęłam przeglądać jej zawartość.Nie miałam pojęcia co ubiorę,ale chciałam tego dnia czuć się dobrze i pięknie.Przez następne 3 godziny pomagałam naszej grupie w przygotowaniu dekoracji na imprezę.Damon też tam był,ale nie zbliżał się do mnie.Wymieniliśmy kilkakrotnie kontakt wzrokowy,ale nikt nawet nie spostrzegł tego.
Za akademikiem było wszystko już gotowe.Stały dwa namioty pod którymi były bary z napojami i jakimś jedzeniem.Niedaleko baru był nie duży podest gdzie prawdopodobnie miały się odbyć tańce,za podestem był DJ i jego sprzęt a w okół sceny tanecznej były ustawione stoliki przy których można było coś zjeść lub się napić.Oprócz tego na terenie całej imprezy były co kilka metrów porozmieszczane słupki na których były zawieszone lampiony,które w nocy na pewno będą wszystko oświetlać.Gdzie by się ktoś się obrócił to widział dynie.Było ich tam tak dużo,że ich zapach był niemal wszędzie,na dodatek każda dynia miała inne wycięcia.Najlepszą atrakcją podczas tej imprezy był dom strachów.Uczniowie zrobili go sami wraz z nauczycielami,do dzisiaj zastanawiam się jak to możliwe,że uczniowie zorganizowali coś tak fantastycznego.Oprócz strasznego domu były budki z watą cukrową i fast-foodami,które praktycznie wszyscy uwielbiali jeść.Ponadto znajdowały się też budki z słodyczami,gdzie były największe kolejki.Tak twierdziły dziewczyny z mojej grupy.Uczniowie chętnie brali udział w tej imprezie.Była dla nich ważna.
Okołó 19:00 miało się wszystko zaczynać.Już przed 17 poszłam do pokoju i naszykowałam sobie ubrania,które miałam założyć.Wzięłam prysznic i zaczęłam robić sobie makijaż.Tym razem trochę mocniejszy niż zazwyczaj,ale nie przesadzałam.Włosy postanowiłam tylko wyprostować,nie miałam głowy do robienia sobie jakiejś odlotowej fryzury.Nałożyłam na nogi balsam,a potem szybkimi ruchami wsmarowałam go,po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.Narzuciłam na siebie szlafrok i poszłam otworzyć.
-Hej! - Krzyknęła z entuzjazmem Will - Jak tam przygotowania na imprezę? - Zapytała z wyszczerzonymi zębami.
-W porządku.Jakoś mi idzie.Wejdziesz? 
-Tak - Przeszła próg i zamknęła za sobą drzwi.
-Jesteś przebrana za wampira? - Zaśmiałam się.
-Tak,nigdy nim nie będę,a w Halloween mogę się poczuć jak wampir - Rzuciła z ironią w głosie.
-Ta,przecież my nie znosimy wampirów - Pokręciłam głową z lekkim uśmieszkiem
-Wilkołaki,my jesteśmy jeszcze pół wilkołakami - Podkreśliła ostatnie dwa słowa.
-Racja,chociaż nigdy nie zrozumiem jaka jest między tym różnica - Zaśmiałyśmy się.
Godzinę później byłam już w zupełności cała gotowa.Przebrałam się za pielęgniarkę,a strój pożyczony był od Will.Wybiła 19:00,razem z Will zjechałyśmy windą na parter,a potem wyszłyśmy z akademika i wkroczyłyśmy na teren imprezy.Było już tam sporo towarzystwa, niektórzy stali pod budkami czekając na jedzenie,drudzy zaś siedzieli grupkami przy stolikach namiętnie o czymś rozmawiając.Inni z kolei starali swoich sił na parkiecie.Mogłabym tak wymieniać bez końca.Każdy miał swoje zajęcie.Rozglądałam się razem z Will za naszą grupką znajomych.Mijając uczniów,dostrzegłam,że każda istota ma inny zapach.Nie umiałam ich jeszcze rozpoznawać tak dobrze,jak inni,dlatego gdy napotkałam nowy zapach jakiejś istoty,pytałam Will co to za istota,a ona mi mówiła.To było całkiem zabawne.Niektóre istoty patrzyły na Ciebie z byka.W przypadku wampirów i wilkołaków było to bardzo częste.
-Może coś do picia? - Zapytała Will próbując przebić swój głos przez głośno grającą muzykę.
-Może potem - Odpowiedziałam w ten sam sposób.
-Okey,pójdę poszukać dziewczyn - Powiedziała mi do ucha i poszła znikając mi całkowicie z oczu.
Stałam tam przez chwilkę obserwując inne osoby,nagle poczułam czyjś dotyk na moim łokciu.
-Zatańczymy? - Zapytał szarmancko wysoki brunet o zielonych oczach.
-Ym,jasne - Zgodziłam się i pozwoliłam mu się porwać na parkiet.
-Cieszę się,że Cię tu widzę - Powiedział chłopak obejmując mnie w pasie.
-Skąd mnie znasz? - Zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Widywałem Cię tu nieraz.Jesteś świeża,prawda? 
-Świeża? - Przeraziłam się,ale chłopak na to tylko się uśmiechnął.
-Miałem na myśli...Nowa - Wyjaśnił spokojnie.
-Tak - Przyznałam kładąc rękę na ramieniu bruneta,a drugą trzymając jego rękę.
-Jak Ci się tutaj podoba? - Spytał,gdy kołysaliśmy się w rytm spokojnej wtedy jeszcze muzyki.
-Chyba nie ma aż tak źle,jak się wcześniej zapowiadało - Zachichotałam lekko pod nosem.
-Jesteś ziemianką,prawda? 
-Byłam - Poprawiłam go - Chyba już nie jestem skoro jestem tutaj - Szepnęłam,a chłopak delikatnie mną obrócił.



***

Siedziałem przy barku popijając swoje Whisky.Patrzyłem jak Matt tańczy z Alex i poczułem ukłucie zazdrości.Zdecydowanie trzymał za nisko rękę na jej plecach.Pieprzony zbok.Miałem ochotę podejść i wyrwać ją z jego objęć,ale wiedziałem,że narażę siebie i ją.Nie chciałem jej robić problemów,ale złość na ich widok narastała we mnie coraz bardziej.Co chwilę zerkałem w ich stronę,patrząc się na Alexandrę.Wyglądała tak pięknie...Różniła się od innych dziewczyn.Tryskała od niej dobroć i czystość.Była inna,wyjątkowa.
Dlaczego Matt się jej uczepił? I dlaczego patrzył na nią jak na obiekt pożądania? Przecież na pewno nie ma u niej szans.Wypiłem do końca Whisky i poprosiłem barmana o koleją szklankę.Gdy już ją otrzymałem,upiłem łyka,a po chwili spostrzegłem,że w moją stronę kieruje się Alex.Zmarszczyłem brwi na widok gapiącego się na nią Matt'a,który kierował się do budki z fast foodami.
-Cześć - Przywitała mnie z lekkim uśmiechem siadając na krześle barowym zaraz przy mnie.
-Myślałem,że nie przepadasz za siedzeniem przy barze.
-Od czasu do czasu lubię - Przyznała i gestem ręki zawołała barmana - Poproszę krwawą Marry.
-Co się stało,że tu siedzisz? Myślałem,że mnie unikasz.
-Dziś regulamin nie obowiązuje.Nic nam nie zrobią - Wzruszyła ramionami nie przejmując się już.
-No tak,racja - Patrzyłem na jej usta,a potem na jej drobny nosek.A potem zatrzymałem swój wzrok na jej brązowych oczach.
-Dziękuje - Podziękowała barmanowi za drinka zaczynając go powoli pić.

-Jak się bawisz? - Spytałem nie spuszczając swoich oczu z Alex.
-Świetnie,staram wlepić się w tłum - Zaśmiała się słodko,a mnie przeszedł miły dreszcz po całym ciele.
-Tańczyłaś ze Matt'em.Skąd go znasz? - Zacząłem ostrożnie.
-Ym,właściwie to dopiero dziś go poznałam.Jest miły - Uznała i upiła kolejny łyk drinka.
-Myślę,że nie powinnaś się z nim zadawać...Lubi łamać kobiece serca - Skłamałem na swoją korzyść.
-Oh,dzięki za ostrzeżenie - Zaśmiała się - Ale tylko tańczyliśmy - Sprostowała.
-Ale wolałbym żebyś trzymała się z daleka od niego - Zabrzmiałem trochę poważniej.
-Dlaczego? Czyżbyś się martwił? - Dostrzegłem,że jej kąciki ust unoszą się powoli ku górze.
-Nie,ja po prostu nie chcę żebyś cierpiała,przez jakiegoś dupka - Starałem się utrzymać obojętny wyraz twarzy.
-Matt nie jest dupkiem.Jest naprawdę miły i szarmancki - Stwierdziła z uśmiechem na twarzy.
-Tańczyliście tylko jedną piosenkę.To nic nie znaczy - Powiedziałem biernym tonem głosu starając się uwierzyć w to,że mam rację,ale chyba nie miałem,bo uśmiech nie schodził z jej twarzy,obawiałem się tego,że Matt ją oczarował i,że...Teraz jest już jego.
-Matt... - Zaczęła,ale po chwili zawiesiła wpatrując się w zawartość swojej szklanki.
-Podoba Ci się? - Spytałem próbując brzmieć biernie i obojętnie.
-Co to za pytanie? - Przeniosła swój wzrok na mnie.
-Proste.
-Nie zamierzam odpowiadać na takie pytania - Pokręciła lekko głową i znów upiła kilka łyków trunku ze szklanki.
-Przepraszam,To nie mój interes - Wzruszyłem ramionami i odwróciłem głowę w drugą stronę.
-Pójdę coś przekąsić - Dopiła drinka po czym odeszła od baru idąc gdzieś w stronę budek z jedzeniem.


***

Czekając w kolejce do budki z fast-foodami wymieniałam się spojrzeniami z Matt'em,który cały czas lustrował mnie wzrokiem.Czułamn to i musiałam przyznać,że było to cholernie miłe.Matt cały czas się uśmiechał do mnie i co chwilę miałam wrażenie,że zaraz tu podejdzie,ale nie zrobił tego.Stał kilka metrów dalej i patrzył na mnie,posyłał uśmiechy lub puszczał oczko.Był przystojny i wydawał się naporawdę miły,chociaż tak naprawdę nie znałam go dobrze...W sumie to mogłabnym powiedzieć,że...Nie znałam go prawie w ogóle,ale uczucie gdy Matt lustrował mnie wzrokiem,było miłe,ciepłe,fascynujące i wyjątkowe.
-Gapi się na Ciebie - Szepnęła mi do ucha Will,która również zauważyła jego oczy patrzące na mnie.
-Myślisz,że mu się podobam? - Zachihotałyśmy obie.
-Pewnie,że tak.On na ciebie leci - Szepnęła mi do ucha uśmiechając się promiennie.
-Ciekawe czy zagada jeszcze do mnie - Dostrzegłam,że Damon gwałtownie wstaje i odchodzi szybkim krokiem od baru.
-Jest cholernie przystojny - Skomentowała Will.Mówiła coś jeszcze,ale ja patrzyłam tylko dokąd zmierza Damon.Wydawał się zdenerowany,nie wiedziałam co mu się stało,ale widziałam,że ma zły humor,bo jego wyraz twarzy to zdradzał.Chciałam za nim pobiec,ale uznałam,że to za bardzo mogło by się rzucić w oczy,a nie chciałam się potem nikomu z tego tłumaczyć.

***


Czułem,że cały się trzęse ze wściekłości.Byłem zazdrosny o Alex i teraz już to po prostu wiedziałem.
Alex i ja nie powinniśmy czuć niczego do siebie.Z jej strony było to łatwe,z mojej strony było to chyba nie wykonalne.Ta dziewczyna zrobiła coś ze mną niezwykłego.Nie umiałem z niej zrezgynować,nie umiałem odpuścić.Czułem,że zależy mi na niej coraz bardziej,pomimo tego,że nie znaliśmy się długo,ja chciałem wykrzyczeć jej prosto w oczy,że jestem w niej zakochany.
-Damon? - Za plecami dobiegł mnie głos Rick'a.Odwróciłem się powoli.
-Co jest? 
-Dlaczego jesteś tutaj,a nie na imprezie? - Spytał,a ja spostrzegłem w tym momencie,że oddaliłem się od obszaru imprezy Haloween.
-Nie wiem,chyba potrzebowałem chwili spokoju - Wyjaśniłem szybko i wymuszając uśmiech.
-Spokoju? kochasz Halloween,przestań bredzić - Wyśmiał mnie trochę.
-Nie tym razem - Pokręciłem głową,a mój wyraz twarzy skamieniał.
-Coś się stało - Ocenił przyglądając mi się.Znał mnie na wylot.Jak brata,chociaż nim nie był.
-Można tak powiedzieć - Szepnąłem,ale nie byłem pewny czy to usłyszał.
-Chcesz pogadać o tym? 
-Nie - Odpowiedziałem po chwili zastanowienia.Nie chciałem tej nocy poruszać tematu Alex.Rick,na pewno by mnie zrozumiał.Był prawdziwym przyjacielem,ale...Nie chciałem słuchać jego rad,na temat tego,jak niebezpieczna jest znajomość z Alex,z dziewczyną od której powinienem trzymać się daleko.Wiedziałem o tym,wiedziałem,że jestem kompletnym idiotą,zakochanym idiotą.
-Damon,nie zamartwiaj się.Idź się rozerwać - Doradzał pocieszającym tonem,ale bez pozytywnych rezultatów,bo i tak nadal byłem zły na siebie i cały świat.Byłem wściekły,że nie mogę przekroczyć granicy,że dziewczyna,której zaczynałem coraz bardziej pragnąć,jest czymś zakazanym i czymś totalnie nieosiągalnym,czymś od czego muszę uciekać.Dlaczego to przytrafiło się właśnie mnie...?
-Wracam na zabawę,mam nadzieję,że dołączysz - Poklepał mnie po ramieniu,a po chwili już go nie było.Zostałem sam.
Zacisnąłem usta,a drżące ręce schowałem do kieszeni swojej skórzanej kurtki.Czy właśnie się zakochiwałem?


__________________________________________________________________________________________________________________