Wzięłam szybki prysznic,ubrałam wygodne i luźne zarazem ubrania.Zrobiłam lekki makijaż i poszłam do stołówki na śniadanie.Zamieniłam kilka słów ze znajomymi,każde z nich miało niewyspany wyraz twarzy i chyba to było rzeczą normalną.
-Kocham imprezy,ale nie cierpię kaca - Narzekała Will,a inni siedzacy przy stole z nami kiwali tylko głowami przyznawając jej rację.
-To była twoja pierwsza impreza,prawda? - Dopiero po chwili zorientowałam się,że Nick zadał to pytanie mnie.Spojrzałam na niego.
-Tak - Przytaknęłam - Tutaj,to była moja pierwsza impreza.
-Oj,ktoś tu się chyba nie wyspał - Zaśmiała się Will.
-Chyba tak - Przytaknęłam - Pójdę już do pokoju.Zaraz tu chyba wykituje - Wstałam od stołu i poszłam odnieść talerz na którym nie tknęłam prawie,że nic.W pokoju przejrzałam książki,sprawdzając czy nie mam czegoś na zadanie domowe.
Około godziny 15:30 Danielle zawołała mnie do swojego biura.Położyła mi przed nos na swoje biurko kopertę i uśmiechnęła się znacząco.Patrzyłam się na nią pytającym spojrzeniem czekając na jej słowa,albo jakąkolwiek reakcję czy wyjaśnienia.
-Alex,przeszłaś samą siebie - Ucieszona pochwaliła mnie.
-Samą siebię? Nie rozumiem - Pokręciłam lekko głową w niezrozumieniu.
-Tak.Twoje wyniki w nauce są dość dobre,ale chodzi mi o treningi.Rick bardzo cię pochwaił i wydał pismo wobec Ciebie.
-Pismo? - Zmarszczyłam lekko brwi i patrzyłam się cały czas pytającym wyrazem twarzy na Danielle.
-Tak.Jesteś gotowa.Rick dał Ci przepustkę i masz wielkie szanse na to aby zostać Kotwicą,a nawet podróżnikiem.
-Że co? Niedawno tu przyszłam,a już...
-Tak - Przerwała mi - Rick uważa,że w szybkim czasie zrobiłaś wiele postępów.Bardzo Cię chwalił,mówił,że na treningach radzisz sobie znakomicie i,że bez problemu poradziłabyś sobie w roli podróżnika,lub kotwicy.To wielkie wyróżnienie - Mówiła z fascynacją.
-Kim jest podróżnik? - Spytałam,a Danielle poprawiła się na krześle.
-Podróżnicy mogą przemieszczać się na każdą planetę. Nawet na Ziemię.Dostają często zadania,które muszą wykonać np na Ziemi bądź też innej planecie.Mają przepustkę,dzięki której mogą podróżować.Rzadko kto dostaje taką posadę,ale Rick twierdzi,że ty jako Ziemianka nadawałabyś się do zadań,które mogą ci przypaść na Ziemi.Tylko teraz zależy to już od ciebie,czy się zgodzisz.
-A co z tą kotwicą? - Oparłam swoje łokcie o biurko i czekałam na wypowiedź Danielle.
-Kotwica to inaczej klucz.Kotwica transportuje nowe istoty z innych planet tutaj.Kotwicą,którą tu mamy jest Emily.Ta czarownica,która cię tu przetransportowała.Pamiętasz ją? To ona przyprowadziła Cię do mnie.Pamiętasz ją,prawda?
-Tak - Przytaknęłam przypominając sobie moment w którym pierwszy raz przekroczyłam progi akademika.
-W porządku.Więc teraz już rozumiesz.Na rozpatrzenie decyzji masz tydzień Alex - Wyjaśniła i wstała od swojego biurka.
-Czyli...Mam wybrać? - Wzięłam kopertę do rąk i również wstałam na równe nogi.
-Możesz też odwołać się od tego,ale na twoim miejscu podjęłabym jakąś decyzję.Jesteś wyróżniona.To wielki zaszczyt dla ucznia.
Przez cały następny wieczór leżałam na łóżku i czytałam w kółko pismo,które dostałam od Ricka,mojego trenera.Cieszyło mnie to,ale i też trochę przerażało.
Następnego dnia po śniadaniu od razu poszłam na trening z Rick'iem,który chyba przez jakieś pół godziny gratulował mi,doradzał co powinnam wybrać.Jego zdaniem korzystniejsza dla mnie była przepustka na Ziemię,czyli bycie podróżnikiem,ale sama nie wiedziałam już co wybrać.Te nowe doświadczenia były obce dla mnie,skąd miałam wiedzieć czy się w nich sprawdzę?
-Uważam,że będziesz świetnym podróżnikiem i będziesz miała przepustkę na Ziemię.Powinnaś bez zastanowienia wybrać siebie jako podróżniczkę.Sprawdziłabyś się,jestem tego pewny - Zachęcał mnie cały czas Rick,chodząc w tą i w tamtą.
-Skąd mam to wiedzieć? A jeśli zawalę? - Skrzywiłam się lekko na twarzy na samą myśl o porażce.
-Jesteś inteligentna i szybko się uczysz.Gwarantuje Ci,poradzisz sobie - Posłał mi uśmiech.
-Dziękuje za wsparcie - Odwzajemniłam uśmiech.
-Nie ma za co,zrób jeszcze kilka kółek - Poprosił,a ja pognałam przed siebie wykonując jego polecenie.
Do końca dnia miałam mętlik w głowie.Po skończonych zajęciach poszłam do altanki,siadając na wąskiej ławce.Zawsze przychodziłam tam o tej samej porze,miałam cichą nadzieję,że Damon też tam będzie,ale się nie pojawił,więc wróciłam do pokoju.
Po zamknięciu drzwi,zorientowałam się,że na moim łóżku siedzi Damon.Wzięłam głęboki oddech,nie wiem czemu,ale jego obecność nie zdziwiła mnie.Siedział plecami do mnie i patrzył na ścianę zapełnioną moimi zdjęciami,ale też nie tylko moimi,były tam też zdjęcia mojej rodziny i przyjaciół,powiesiłam je na tej ścianie,bo zawsze jak na nie patrzyłam to jakoś cieplej mi się robiło na sercu,zdjęcia przypominały mi o miłych momentach w życiu i o wydarzeniach,które zapadły mi głęboko w pamięć.
-Ładne zdjęcia - Skomentował nagle Damon.
-Co tu robisz? - Zapytałam łagodnie i przemierzyłam kilka kroków w stronę łóżka.
-Siedzę - Odpowiedział z lekką ironią w głosie.
-Widzę - Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej czekając na jakieś dalsze wyjaśnienia.
-Na dworze było chłodno,pomyślalem,że pora zmienić miejscówkę.
-I wybrałeś sobie mój pokój? - Zaśmiałam się cicho.
-Rzadko otwierasz okno,więc...Jest tu ciepło - Uniósł wzrok na mnie.
-Nie powinieneś tu być - Pokręciłam lekko głową - Wiesz,że jeśli ktoś nas przyłapię...
-Ciii,nikt nawet nie zauważy - Wybełkotał,a ja zrozumiałam,że chyba troszeczkę sobie wypił.
-Damon,czy ty... - Zmarszczyłam lekko brwi - Piłeś? - W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
-Oh Alex...Nie psuj chwili - Wybełkotał cicho.
-Trzeba było nie pić.Idź już,bo zaraz będziemy mieli jakieś kłopoty - Pogoniłam go szeptem.
-Już już,nie wściekaj się tak - Zaśmiał się i podniósł się z łóżka kierując się w moją stronę.
-Damon...
-Chciałem ci pogratulować - Nagle jego nietrzeźwość zanikła,a mowa przestała być nie wyraźna - Zasługujesz na wszystko,co najlepsze.Nie zmarnuj szansy,bo takiej sznasy nie dostaje byle kto - Uśmiechnął się lekko.
-Ale...Skąd...
-Do zobaczenia Eleno - Uśmiechnął się i przeszedł obok mnie,a potem? Zniknął.Wyparował.
Około godziny 15:30 Danielle zawołała mnie do swojego biura.Położyła mi przed nos na swoje biurko kopertę i uśmiechnęła się znacząco.Patrzyłam się na nią pytającym spojrzeniem czekając na jej słowa,albo jakąkolwiek reakcję czy wyjaśnienia.
-Alex,przeszłaś samą siebie - Ucieszona pochwaliła mnie.
-Samą siebię? Nie rozumiem - Pokręciłam lekko głową w niezrozumieniu.
-Tak.Twoje wyniki w nauce są dość dobre,ale chodzi mi o treningi.Rick bardzo cię pochwaił i wydał pismo wobec Ciebie.
-Pismo? - Zmarszczyłam lekko brwi i patrzyłam się cały czas pytającym wyrazem twarzy na Danielle.
-Tak.Jesteś gotowa.Rick dał Ci przepustkę i masz wielkie szanse na to aby zostać Kotwicą,a nawet podróżnikiem.
-Że co? Niedawno tu przyszłam,a już...
-Tak - Przerwała mi - Rick uważa,że w szybkim czasie zrobiłaś wiele postępów.Bardzo Cię chwalił,mówił,że na treningach radzisz sobie znakomicie i,że bez problemu poradziłabyś sobie w roli podróżnika,lub kotwicy.To wielkie wyróżnienie - Mówiła z fascynacją.
-Kim jest podróżnik? - Spytałam,a Danielle poprawiła się na krześle.
-Podróżnicy mogą przemieszczać się na każdą planetę. Nawet na Ziemię.Dostają często zadania,które muszą wykonać np na Ziemi bądź też innej planecie.Mają przepustkę,dzięki której mogą podróżować.Rzadko kto dostaje taką posadę,ale Rick twierdzi,że ty jako Ziemianka nadawałabyś się do zadań,które mogą ci przypaść na Ziemi.Tylko teraz zależy to już od ciebie,czy się zgodzisz.
-A co z tą kotwicą? - Oparłam swoje łokcie o biurko i czekałam na wypowiedź Danielle.
-Kotwica to inaczej klucz.Kotwica transportuje nowe istoty z innych planet tutaj.Kotwicą,którą tu mamy jest Emily.Ta czarownica,która cię tu przetransportowała.Pamiętasz ją? To ona przyprowadziła Cię do mnie.Pamiętasz ją,prawda?
-Tak - Przytaknęłam przypominając sobie moment w którym pierwszy raz przekroczyłam progi akademika.
-W porządku.Więc teraz już rozumiesz.Na rozpatrzenie decyzji masz tydzień Alex - Wyjaśniła i wstała od swojego biurka.
-Czyli...Mam wybrać? - Wzięłam kopertę do rąk i również wstałam na równe nogi.
-Możesz też odwołać się od tego,ale na twoim miejscu podjęłabym jakąś decyzję.Jesteś wyróżniona.To wielki zaszczyt dla ucznia.
Przez cały następny wieczór leżałam na łóżku i czytałam w kółko pismo,które dostałam od Ricka,mojego trenera.Cieszyło mnie to,ale i też trochę przerażało.
Następnego dnia po śniadaniu od razu poszłam na trening z Rick'iem,który chyba przez jakieś pół godziny gratulował mi,doradzał co powinnam wybrać.Jego zdaniem korzystniejsza dla mnie była przepustka na Ziemię,czyli bycie podróżnikiem,ale sama nie wiedziałam już co wybrać.Te nowe doświadczenia były obce dla mnie,skąd miałam wiedzieć czy się w nich sprawdzę?
-Uważam,że będziesz świetnym podróżnikiem i będziesz miała przepustkę na Ziemię.Powinnaś bez zastanowienia wybrać siebie jako podróżniczkę.Sprawdziłabyś się,jestem tego pewny - Zachęcał mnie cały czas Rick,chodząc w tą i w tamtą.
-Skąd mam to wiedzieć? A jeśli zawalę? - Skrzywiłam się lekko na twarzy na samą myśl o porażce.
-Jesteś inteligentna i szybko się uczysz.Gwarantuje Ci,poradzisz sobie - Posłał mi uśmiech.
-Dziękuje za wsparcie - Odwzajemniłam uśmiech.
-Nie ma za co,zrób jeszcze kilka kółek - Poprosił,a ja pognałam przed siebie wykonując jego polecenie.
Do końca dnia miałam mętlik w głowie.Po skończonych zajęciach poszłam do altanki,siadając na wąskiej ławce.Zawsze przychodziłam tam o tej samej porze,miałam cichą nadzieję,że Damon też tam będzie,ale się nie pojawił,więc wróciłam do pokoju.
Po zamknięciu drzwi,zorientowałam się,że na moim łóżku siedzi Damon.Wzięłam głęboki oddech,nie wiem czemu,ale jego obecność nie zdziwiła mnie.Siedział plecami do mnie i patrzył na ścianę zapełnioną moimi zdjęciami,ale też nie tylko moimi,były tam też zdjęcia mojej rodziny i przyjaciół,powiesiłam je na tej ścianie,bo zawsze jak na nie patrzyłam to jakoś cieplej mi się robiło na sercu,zdjęcia przypominały mi o miłych momentach w życiu i o wydarzeniach,które zapadły mi głęboko w pamięć.
-Ładne zdjęcia - Skomentował nagle Damon.
-Co tu robisz? - Zapytałam łagodnie i przemierzyłam kilka kroków w stronę łóżka.
-Siedzę - Odpowiedział z lekką ironią w głosie.
-Widzę - Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej czekając na jakieś dalsze wyjaśnienia.
-Na dworze było chłodno,pomyślalem,że pora zmienić miejscówkę.
-I wybrałeś sobie mój pokój? - Zaśmiałam się cicho.
-Rzadko otwierasz okno,więc...Jest tu ciepło - Uniósł wzrok na mnie.
-Nie powinieneś tu być - Pokręciłam lekko głową - Wiesz,że jeśli ktoś nas przyłapię...
-Ciii,nikt nawet nie zauważy - Wybełkotał,a ja zrozumiałam,że chyba troszeczkę sobie wypił.
-Damon,czy ty... - Zmarszczyłam lekko brwi - Piłeś? - W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
-Oh Alex...Nie psuj chwili - Wybełkotał cicho.
-Trzeba było nie pić.Idź już,bo zaraz będziemy mieli jakieś kłopoty - Pogoniłam go szeptem.
-Już już,nie wściekaj się tak - Zaśmiał się i podniósł się z łóżka kierując się w moją stronę.
-Damon...
-Chciałem ci pogratulować - Nagle jego nietrzeźwość zanikła,a mowa przestała być nie wyraźna - Zasługujesz na wszystko,co najlepsze.Nie zmarnuj szansy,bo takiej sznasy nie dostaje byle kto - Uśmiechnął się lekko.
-Ale...Skąd...
-Do zobaczenia Eleno - Uśmiechnął się i przeszedł obok mnie,a potem? Zniknął.Wyparował.
Obudziły mnie w nocy jakieś dziwne odgłosy.Spojrzałam na zegarek,było po 3:00.Wstałam z łóżka a do moich uszu dobiegł dziwny szpet mojego imienia.Rozjerzałam się po pokoju,ale byłam w nim sama.Wyszłam powoli z pokoju i podążyłam korytarzem w stronę windy,która niestety w nocy nie działała,więc zeszłam krętymi drewnianymi schodami modląc się żeby nikt mnie nie usłyszał.W uszach cały czas dudniły mi jakieś niezrozumiałe dziwne szpety,a w pewnych momentach mogłam usłyszeć swoje imię.Gdy już pojawiłam się na parterze dostrzegłam,że na ścianach są pochodnie,które chociaż trochę oświetlały mi hol.Zatrzymałam się i rozejrzałam do okoła.Po chwili usłyszałam z piwnicy jakieś śmiechy i niewyraźną konwersację.Podeszłam bliżej wejścia do piwnicy.
-Halo? Jest tam kto? - Zawołałam pół głosem,ale w odpowiedzi usłyszałam tylko jakiś dziwny warkot,a potem znowu jakiś śmiech.Był to kobiecy śmiech.Pewnie jakieś wilkołaki robią sobie jaja.Postanowiłam zejść na dół.Nie wiem czemu,ale nie czułam lęku i po cichu pokonałam schody prowadzące do piwnicy połączonej z lochami i prawdopodobnie z katakumbami.Szłam wzdłóż korytarzy,słysząc jakieś podejrzane kobiece szepty i wyczułam jakieś damskie perfumy.Szłam powoli,ale pewnie,nie bałam się.Nagle zza grubego ceglanego filaru ujrzałam cień.Cień kierował się coraz bardziej w moją stronę,zdawałam sobie sprawę,że ten ktoś zaraz się pojawi przede mną.Moje serce lekko przyśpieszyło,zmarszczyłam lekko oczy i ruszyłam naprzód,a po chwili słyszałam stukot obcasów.
-Buu! - Krzyknęła blond włosa dziewczyna wyskakując jak duch zza filaru.
-Aaa! - Wrzasnęłam przestraszona,a ona zaczęła się śmiać.
-Nabrałaś się - Śmiała się ucieszona chyba tym,że faktycznie dałam się przestraszyć.
-O Boże...Oszalałaś? - Złapałam się za klatkę piersiową czując jak serce mi szybko bije.
-Oh,spokojnie.To tylko żart - Wyjaśniła z ciepłym uśmiechem na twarzy.Za blondynką stanęła jakaś dziewczyna o ciemnej karnacji.
-Przepraszam za nią,ale ona uwielbia robić psikusy i żarty - Wyjaśniła z lekkim uśmiechem starając się usprawiedliwić Blondynkę.
-Przepraszam,nie wiedziałam,że tak bardzo się przestraszysz - Zaśmiała się - A tak w ogóle,jestem Caroline - Blondynka podała mi rękę,a ja ją uścisnęłam i również się przedstawiłam.Blondynka wydawała się być optymistyczną osobą,uśmiech nie znikał z jej twarzy.
-Jestem Bonnie - Nastolatka o ciemnej karnacji i włosach podała mi rękę,którą również uścisnęłam i przedstawiłam się.
-Mogę wiedzieć co tu robicie? - Spytałam patrząc na obie dziewczyny.
-Ym,zaraz... Co tak śmierdzi? - Zapytała Blondwłosa Caroline patrząc na Bonnie,a potem na mnie - Jesteś pół wilkołakiem,prawda? - Zapytała a ja lekko i niepewnie kiwnęłam głową - Oh,wyczułam od razu.Jestem wampirem,ale spokojnie,nie zrobię Ci krzywdy.
-Dobrze wiedzieć - Zaśmiałyśmy się.
-Bonnie jest czarownicą,ale...Przyjaźnimy się.Nie znalazłabym chyba lepszej przyjaciółki - Wyznała.
-Jesteśmy tu,bo... - Zawiesiła Bonnie wymieniając znaczące spojrzenie z Caroline.
-Bo Bonnie ćwiczy nowe zaklęcie - Wyjaśniła - Tyle,że..Zaklęcie jest zakazane tutaj.
-Na waszym miejscu bałabym się,że ktoś mnie złapię.
-Dlatego wychodzimy do mrocznego lasu.Jest kilka metrów za akademią - Szepnęła Caroline - Teraz musisz iść z nami.
-Co? Nie,nigdzie nie idę - Pokręciłam głową i cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Nie chcemy żebyś nas wsypała - Wyjaśniła wampirzyca.
-Nie wsypię was,obiecuje - Rzuciłam dziewczynom błagalne spojrzenie.
-Skąd mamy mieć pewność? Idziesz z nami - Zarządziła Care i chwciła mój nadgarstek pociagając mnie za sobą w stronę schodów.W trójkę wyszłyśmy z akademii i po cichu pobiegłyśmy na tylny dworek akademii.Opierałam się trochę,nie chciałam z nimi iść,bo bałam się problemów jakie mogłyby mnie spotkać,ale dziewczyny nie pozwoliłyby mi wrócić do pokoju.Bały się,że mogę je wsypać,dlatego wolały mnie zabrać ze sobą.Za tylną częścią akademii było puste pole zielonej trawy,a za nią od razu mroczny las.
-Care,może niech Alex wróci do pokoju? - Zaproponowała Bonnie - Jest chyba trochę przerażona - Zauważyła.
-Żeby polazła do kogoś i wypaplała co wyrabiamy? - Zaśmiała się ironicznie Caroline - Absolutnie,nikt nam planów nie zrujnuje.
-Możemy Ci ufać? - Szepnęła do mnie Bonnie,gdy Caroline szła jakiś metr dalej przed nami.
-Tak,nie powiem nic nikomu,ale proszę...Pozwólcie mi już wrócić do pokoju - Prosiłam.
-Przestańcie już paplać - Zganiła nas wampirzyca - Zobaczcie - Wtedy wszystkie zorientowałyśmy się,że weszłyśmy właśnie w mroczny las.Caroline,wyciągnęła z swojej czarnej skórzanej kurtki latarkę i oświeciła ściężke.Ruszyła jako pierwsza,wtedy już wiedziałam,że jest odważna i nie boi się nawet lasu z którego każda normalna osoba dawno by już uciekła.Wampirzyca była zbyt ciekawa by uciekać,wiedziałam,że teraz już nie ma odwrotu i musiałyśmy iść,sprawy zaszły chyba za daleko.
-Słyszycie to? - Szepnęłam idąc tuż przy Bonnie - Czy to był ptak?
-Yh,kto to wie.Tutaj jest wiele stworzeń - Odpowiedziała Care.Gdy wydostałyśmy się z pomiędzy drzew,ujrzałyśmy wielką dziurę w ziemi.Podeszłyśmy bliżej,okazało się,że dziura miała drabinę po której można było zejść.Spojrzałyśmy na siebie z Bonnie.
-Dobra Bonnie,czy to o tę dziurę Ci chodziło? - Spytała Caroline pewnym tonem głosu.
-Tak,to ta dziura - Przyznała.
-Czy ja dobrze widzę? - Dostrzegłam,że na samym dole dziury są jakieś pochodnie.
-Pochodnie - Szepnęła Caroline - Bon...
-Ktoś tu jest - Poinformowała nas czarownica przyglądając się podejrzliwym wzrokiem w głębie dziury.
-O mój Boże,wracajmy lepiej - Spanikowałam.
-Nie,dokończymy to,co zaczęłyśmy.Bonnie idzie pierwsza - Caroline poklepała ją po plecach - No dalej.
-Okey - Bonnie,zeszła na dół,a za nią Caroline i na końcu ja.Faktycznie nie było tam ciemno,przez pochodnie,które świeciły się na około całej dziury.Bonnie usiadła na ziemi i położyła przed sobą grubą brązową i przestarzałą już księgę z żółtymi stronami.
-Co to za księga? - Zapytałam.
-To księga czarów - Wyjaśniła Caroline,a Bonnie zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie.Mówiła w innym języku,nic nie rozumiałam z słów jakie wymawiała,nawet nie mogłam określić co to był za język,ale nie znałam go.Pochodnie w okół nas bardziej się rozpaliły.Trochę mnie to przerażało,ale nie czułam jakiegoś wielkiego strachu.Caroline,przyglądała się z ciekawością na Bonnie,a ja próbowałam zrozumieć,jaki był cel tego zaklęcia i dlaczego,musiałyśmy aż tutaj przyjść? Nic nie rozumiałam z tego.
-Co to za zaklęcie?
-Zaklęcie przeszłości.Ta dziura należała kiedyś do przodków rodziny Bonnie,chyba chce zdobyć jakieś informacje dotyczące jej rodziny i klonu czarownic.Nie mogłyśmy tego zrobić w akademii,ktoś mógłby nas złapać,a wtedy byłoby źle,miałybyśmy przekichane - Tłumaczyła wampirzyca patrząc cały czas w stronę Bonnie,która po otwarciu oczy wydobyła z siebie jakiś dźwięk jakby coś ją zabolało.Po chwili zauważyłyśmy,że z jej nosa leci niewielka ilość krwi,ale czarownica nie przerwała zaklęcia.
-Jej nos...To krew,leci jej krew! - Zawołałam do Caroline.
-Bonnie ! - Caroline chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła nią dość mocno - Przestań wymawiać zaklęcie,Bonnie! - Wrzasnęła.
-Aaa! - Czarownica krzyknęła łapiąc się za głowę.Pochodnie zgasły automatycznie.Było ciemno w okół nas.
-Co tu się dzieje? - Jakiś męski głos usłyszałyśmy tuż za nami.Po chwili jedna z pochodni zapaliła się dając trochę światła.
-Trener Damon? - Zapytała Caroline pomagając Bonnie wstać z Ziemi.
-Co wy tu robicie? - Damon spojrzał na Bonnie,potem na Caroline i w końcu na mnie.
-My tylko... - Zaczęła Bonnie ocierając ręką resztki krwi z jej nosa.
-Nie chce tego słuchać - Rzucił Damon - Nie ma prawa was tu być.Nikt wam o tym nie powiedział? - Syknął z lekką irytacją w głosie.
-Ćwiczyłam zaklęcie.To moja wina trenerze - Powiedziała zrezygnowanie Bonnie.
-Nie prawda,to ja nalegałam żeby tu przyjść.To ja je tu przyprowadziłam - Caroline chciała wziąć winę na siebie.
-Nie interesuje mnie to czyj to był pomysł - Warknął,bo wiedział,że posunęłyśmy się za daleko.
-Nie wiedziałyśmy,że tak to się skończy - Tłumaczyła Caroline - Nie chciałyśmy...
-Dlaczego przebywacie z półwilkołakiem? Znacie zasady dziewczyny.
-Musiałyśmy ją wziąć,nie chciałyśmy żeby nas wsypała - Objaśniła wampirzyca.
-Szczególnie Ty Caroline.Nie masz prawa przebywać z tymi istotami - Syknął.
-Tak,przepraszam trenerze - Wzruszyła ramionami.
-Dobrze,wracamy do akademii - Rozkazał.
-Czyli mamy już pozamiatane? - Zapytała czarownica.
-Nie,nic nikomu nie powiem.Udajmy,że tej sytuacji nie było - Powiedział spokojnym już tonem głosu.
-Chodźmy - Szepnęła Care do Bonnie i pomogła jej wejść po drabinie.Bonnie była wykończona po zaczęciu zaklęcia.Ja i Damon staliśmy na przeciw siebie,czekając aż Bonnie i Caroline wydostaną się z dziury.Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i patrzyliśmy na siebie jakąś krótką chwilę.Sytuacja była dziwna,każde z nas chciało coś powiedzieć,ale nie mogliśmy ze sobą rozmawiać.
-Idziecie? - Zawołała Caroline z góry,ale nie odpowiedzieliśmy.Powoli każde z nas dostało się po drabinie i w milczeniu wróciliśmy do akademii całą naszą czwórką.Nikt po drodze się nie odezwał,każdy milczał,rozglądał się na boki,ale ja i Damon co chwilę spoglądaliśmy na siebie,na szczęście dziewczyny nie widziały tego,bo szły przed nami.Czułam,że moja relacja z Damon'em zaczynała być nieco dziwna i coraz bardziej męcząca.Udawaliśmy,graliśmy dobrą minę do złej gry,a cisza miała nam pomóc.
Wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.Podeszłam do okna w celu zasłonięcia go.Usłyszałam czyjść oddech.
-Alex - Ktoś wyszeptał moje imię za moimi plecami.Automatycznie się odwróciłam a moim oczom ukazał się Damon.Wyglądał tak idealnie i...Był tu.Zapomniałam,że był wampirem,wtargnięcie do mojego pokoju było dla niego bułką z masłem.
-Co tu robisz? - Spytałam zmęczonym głosem.
-Chciałem sprawdzić jak się czujesz - Odpowiedział i pokonał dystans jaki nas dzielił.Znalazł się tuż przy mnie,zbyt blisko by nie nazwać tego łamaniem regulaminu.Czułam jego zapach,jego oddech na mojej twarzy i...Jego prawą dłoń,która muskała po moim policzku.Westchhął,a ja wzięłam w tym samym momencie głęboki wdech,nie przestając patrzeć na jego niebieskie oczy.
-Co za irionia losu... - Szepnął - Przeżywali zakazaną miłość, niczym Romeo i Julia. Tkwili w czymś, co tak naprawdę nigdy nie powinno nastąpić - Kąciki jego ust lekko się rozchyliły jakby chciał się uśmiechnąć,ale nie mógł,bo w oczach błyszczało coś na wzór łez.Delikatnie przyłożyłam swoją ręke do jego klatki piersiowej,odczuwając szybkie bicie jego serca.Damon lekko się uśmiechnął.
-Nie możemy - Pokręciłam lekko głową nie mogąc uwierzyć w to,co się teraz dzieje.
-Nikt nie wie,jesteśmy sami.Ty i ja - Szeptał kuszącym głosem.Czułam,że zaraz się poddam.Damon miał rację,byliśmy sami,bez świadków,przy zgaszonym świetle.Tylko ja i on.Oboje chcieliśmy czegoś,co było zakazane.Łamaliśmy zasady,wiedząc o tym oboje.
-Nie powin...
-Ciii - Jego usta delikatnie muskały po mojej szyji.Ogarnęło mnie pożądanie.Nie chciałam by przestawał mnie całować.Chciałam więcej,dlatego oplotłam swoje ręcę wokół jego szyi.Słyszałam w głębi siebie ostrzegawczy głos,ale...Poddałam się i w momencie gdy wampir mnie pocałował,nie wahałam się by odwzajemnić.Całowaliśmy się delikatnie,ale z uczuciem.Jego ręcę powoli przesuwały się po mojej tali,a ja czułam,że pragnę go coraz bardziej.Byliśmy tak blisko,że czułam ciepło jego ciała,które rozpalało w jakiś sposób mnie.Odsunęłam powoli swoje usta od jego ust i z pod przymkniętych powiek,zerknęłam w jego niebieskie oczy.
-Nic nie mów... - Szeptał - Teraz...W tym momencie...Bez regół,zasad.Tylko my - Wyszeptał mi do ucha i chciał wznowić pocałunek.
-Idź już - Poprosiłam cicho,a moje oczy napełniły się łzami.Wiedziałam dlaczego.
-Proszę... Tylko...
-Idź - Powtórzyłam czując jak łzy płyną mi po policzkach.To był koniec,byliśmy w pułapce,bo czuliśmy coś,czego nie powinno być między nami.Nie stłumimy uczuć,przynajmniej nie ja.Wiedziałam,że tak naprawdę przegrałam i byłam winna samej sobie.
-Proszę...Obiecaj,że nie zapomnisz - Poprosił z desperacją w głosie.
-Damon...
-Obiecaj - Zażądał łagodnie.
-Jak mogłabym? - Zaszkochałam w końcu - Oh,Damon... - Cicho zapłakałam.
-Nie płacz...Cii,tylko nie płacz - Przyciągnął mnie do siebie tuląc w swoich ramionach - Nie martw się już,proszę.
-A ty? - Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć - Ty się nie martwisz?
-Martwię,ale staram się też myśleć jak...Optymista - Odpowiedział,pocałował delikatnie moje czoło - Dobranoc - I wyszedł.
______________________________________________________________________________________________________________
-Jesteśmy tu,bo... - Zawiesiła Bonnie wymieniając znaczące spojrzenie z Caroline.
-Bo Bonnie ćwiczy nowe zaklęcie - Wyjaśniła - Tyle,że..Zaklęcie jest zakazane tutaj.
-Na waszym miejscu bałabym się,że ktoś mnie złapię.
-Dlatego wychodzimy do mrocznego lasu.Jest kilka metrów za akademią - Szepnęła Caroline - Teraz musisz iść z nami.
-Co? Nie,nigdzie nie idę - Pokręciłam głową i cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Nie chcemy żebyś nas wsypała - Wyjaśniła wampirzyca.
-Nie wsypię was,obiecuje - Rzuciłam dziewczynom błagalne spojrzenie.
-Skąd mamy mieć pewność? Idziesz z nami - Zarządziła Care i chwciła mój nadgarstek pociagając mnie za sobą w stronę schodów.W trójkę wyszłyśmy z akademii i po cichu pobiegłyśmy na tylny dworek akademii.Opierałam się trochę,nie chciałam z nimi iść,bo bałam się problemów jakie mogłyby mnie spotkać,ale dziewczyny nie pozwoliłyby mi wrócić do pokoju.Bały się,że mogę je wsypać,dlatego wolały mnie zabrać ze sobą.Za tylną częścią akademii było puste pole zielonej trawy,a za nią od razu mroczny las.
-Care,może niech Alex wróci do pokoju? - Zaproponowała Bonnie - Jest chyba trochę przerażona - Zauważyła.
-Żeby polazła do kogoś i wypaplała co wyrabiamy? - Zaśmiała się ironicznie Caroline - Absolutnie,nikt nam planów nie zrujnuje.
-Możemy Ci ufać? - Szepnęła do mnie Bonnie,gdy Caroline szła jakiś metr dalej przed nami.
-Tak,nie powiem nic nikomu,ale proszę...Pozwólcie mi już wrócić do pokoju - Prosiłam.
-Przestańcie już paplać - Zganiła nas wampirzyca - Zobaczcie - Wtedy wszystkie zorientowałyśmy się,że weszłyśmy właśnie w mroczny las.Caroline,wyciągnęła z swojej czarnej skórzanej kurtki latarkę i oświeciła ściężke.Ruszyła jako pierwsza,wtedy już wiedziałam,że jest odważna i nie boi się nawet lasu z którego każda normalna osoba dawno by już uciekła.Wampirzyca była zbyt ciekawa by uciekać,wiedziałam,że teraz już nie ma odwrotu i musiałyśmy iść,sprawy zaszły chyba za daleko.
-Słyszycie to? - Szepnęłam idąc tuż przy Bonnie - Czy to był ptak?
-Yh,kto to wie.Tutaj jest wiele stworzeń - Odpowiedziała Care.Gdy wydostałyśmy się z pomiędzy drzew,ujrzałyśmy wielką dziurę w ziemi.Podeszłyśmy bliżej,okazało się,że dziura miała drabinę po której można było zejść.Spojrzałyśmy na siebie z Bonnie.
-Dobra Bonnie,czy to o tę dziurę Ci chodziło? - Spytała Caroline pewnym tonem głosu.
-Tak,to ta dziura - Przyznała.
-Czy ja dobrze widzę? - Dostrzegłam,że na samym dole dziury są jakieś pochodnie.
-Pochodnie - Szepnęła Caroline - Bon...
-Ktoś tu jest - Poinformowała nas czarownica przyglądając się podejrzliwym wzrokiem w głębie dziury.
-O mój Boże,wracajmy lepiej - Spanikowałam.
-Nie,dokończymy to,co zaczęłyśmy.Bonnie idzie pierwsza - Caroline poklepała ją po plecach - No dalej.
-Okey - Bonnie,zeszła na dół,a za nią Caroline i na końcu ja.Faktycznie nie było tam ciemno,przez pochodnie,które świeciły się na około całej dziury.Bonnie usiadła na ziemi i położyła przed sobą grubą brązową i przestarzałą już księgę z żółtymi stronami.
-Co to za księga? - Zapytałam.
-To księga czarów - Wyjaśniła Caroline,a Bonnie zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie.Mówiła w innym języku,nic nie rozumiałam z słów jakie wymawiała,nawet nie mogłam określić co to był za język,ale nie znałam go.Pochodnie w okół nas bardziej się rozpaliły.Trochę mnie to przerażało,ale nie czułam jakiegoś wielkiego strachu.Caroline,przyglądała się z ciekawością na Bonnie,a ja próbowałam zrozumieć,jaki był cel tego zaklęcia i dlaczego,musiałyśmy aż tutaj przyjść? Nic nie rozumiałam z tego.
-Co to za zaklęcie?
-Zaklęcie przeszłości.Ta dziura należała kiedyś do przodków rodziny Bonnie,chyba chce zdobyć jakieś informacje dotyczące jej rodziny i klonu czarownic.Nie mogłyśmy tego zrobić w akademii,ktoś mógłby nas złapać,a wtedy byłoby źle,miałybyśmy przekichane - Tłumaczyła wampirzyca patrząc cały czas w stronę Bonnie,która po otwarciu oczy wydobyła z siebie jakiś dźwięk jakby coś ją zabolało.Po chwili zauważyłyśmy,że z jej nosa leci niewielka ilość krwi,ale czarownica nie przerwała zaklęcia.
-Jej nos...To krew,leci jej krew! - Zawołałam do Caroline.
-Bonnie ! - Caroline chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła nią dość mocno - Przestań wymawiać zaklęcie,Bonnie! - Wrzasnęła.
-Aaa! - Czarownica krzyknęła łapiąc się za głowę.Pochodnie zgasły automatycznie.Było ciemno w okół nas.
-Co tu się dzieje? - Jakiś męski głos usłyszałyśmy tuż za nami.Po chwili jedna z pochodni zapaliła się dając trochę światła.
-Trener Damon? - Zapytała Caroline pomagając Bonnie wstać z Ziemi.
-Co wy tu robicie? - Damon spojrzał na Bonnie,potem na Caroline i w końcu na mnie.
-My tylko... - Zaczęła Bonnie ocierając ręką resztki krwi z jej nosa.
-Nie chce tego słuchać - Rzucił Damon - Nie ma prawa was tu być.Nikt wam o tym nie powiedział? - Syknął z lekką irytacją w głosie.
-Ćwiczyłam zaklęcie.To moja wina trenerze - Powiedziała zrezygnowanie Bonnie.
-Nie prawda,to ja nalegałam żeby tu przyjść.To ja je tu przyprowadziłam - Caroline chciała wziąć winę na siebie.
-Nie interesuje mnie to czyj to był pomysł - Warknął,bo wiedział,że posunęłyśmy się za daleko.
-Nie wiedziałyśmy,że tak to się skończy - Tłumaczyła Caroline - Nie chciałyśmy...
-Dlaczego przebywacie z półwilkołakiem? Znacie zasady dziewczyny.
-Musiałyśmy ją wziąć,nie chciałyśmy żeby nas wsypała - Objaśniła wampirzyca.
-Szczególnie Ty Caroline.Nie masz prawa przebywać z tymi istotami - Syknął.
-Tak,przepraszam trenerze - Wzruszyła ramionami.
-Dobrze,wracamy do akademii - Rozkazał.
-Czyli mamy już pozamiatane? - Zapytała czarownica.
-Nie,nic nikomu nie powiem.Udajmy,że tej sytuacji nie było - Powiedział spokojnym już tonem głosu.
-Chodźmy - Szepnęła Care do Bonnie i pomogła jej wejść po drabinie.Bonnie była wykończona po zaczęciu zaklęcia.Ja i Damon staliśmy na przeciw siebie,czekając aż Bonnie i Caroline wydostaną się z dziury.Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i patrzyliśmy na siebie jakąś krótką chwilę.Sytuacja była dziwna,każde z nas chciało coś powiedzieć,ale nie mogliśmy ze sobą rozmawiać.
-Idziecie? - Zawołała Caroline z góry,ale nie odpowiedzieliśmy.Powoli każde z nas dostało się po drabinie i w milczeniu wróciliśmy do akademii całą naszą czwórką.Nikt po drodze się nie odezwał,każdy milczał,rozglądał się na boki,ale ja i Damon co chwilę spoglądaliśmy na siebie,na szczęście dziewczyny nie widziały tego,bo szły przed nami.Czułam,że moja relacja z Damon'em zaczynała być nieco dziwna i coraz bardziej męcząca.Udawaliśmy,graliśmy dobrą minę do złej gry,a cisza miała nam pomóc.
Wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.Podeszłam do okna w celu zasłonięcia go.Usłyszałam czyjść oddech.
-Alex - Ktoś wyszeptał moje imię za moimi plecami.Automatycznie się odwróciłam a moim oczom ukazał się Damon.Wyglądał tak idealnie i...Był tu.Zapomniałam,że był wampirem,wtargnięcie do mojego pokoju było dla niego bułką z masłem.
-Co tu robisz? - Spytałam zmęczonym głosem.
-Chciałem sprawdzić jak się czujesz - Odpowiedział i pokonał dystans jaki nas dzielił.Znalazł się tuż przy mnie,zbyt blisko by nie nazwać tego łamaniem regulaminu.Czułam jego zapach,jego oddech na mojej twarzy i...Jego prawą dłoń,która muskała po moim policzku.Westchhął,a ja wzięłam w tym samym momencie głęboki wdech,nie przestając patrzeć na jego niebieskie oczy.
-Co za irionia losu... - Szepnął - Przeżywali zakazaną miłość, niczym Romeo i Julia. Tkwili w czymś, co tak naprawdę nigdy nie powinno nastąpić - Kąciki jego ust lekko się rozchyliły jakby chciał się uśmiechnąć,ale nie mógł,bo w oczach błyszczało coś na wzór łez.Delikatnie przyłożyłam swoją ręke do jego klatki piersiowej,odczuwając szybkie bicie jego serca.Damon lekko się uśmiechnął.
-Nie możemy - Pokręciłam lekko głową nie mogąc uwierzyć w to,co się teraz dzieje.
-Nikt nie wie,jesteśmy sami.Ty i ja - Szeptał kuszącym głosem.Czułam,że zaraz się poddam.Damon miał rację,byliśmy sami,bez świadków,przy zgaszonym świetle.Tylko ja i on.Oboje chcieliśmy czegoś,co było zakazane.Łamaliśmy zasady,wiedząc o tym oboje.
-Nie powin...
-Ciii - Jego usta delikatnie muskały po mojej szyji.Ogarnęło mnie pożądanie.Nie chciałam by przestawał mnie całować.Chciałam więcej,dlatego oplotłam swoje ręcę wokół jego szyi.Słyszałam w głębi siebie ostrzegawczy głos,ale...Poddałam się i w momencie gdy wampir mnie pocałował,nie wahałam się by odwzajemnić.Całowaliśmy się delikatnie,ale z uczuciem.Jego ręcę powoli przesuwały się po mojej tali,a ja czułam,że pragnę go coraz bardziej.Byliśmy tak blisko,że czułam ciepło jego ciała,które rozpalało w jakiś sposób mnie.Odsunęłam powoli swoje usta od jego ust i z pod przymkniętych powiek,zerknęłam w jego niebieskie oczy.
-Nic nie mów... - Szeptał - Teraz...W tym momencie...Bez regół,zasad.Tylko my - Wyszeptał mi do ucha i chciał wznowić pocałunek.
-Idź już - Poprosiłam cicho,a moje oczy napełniły się łzami.Wiedziałam dlaczego.
-Proszę... Tylko...
-Idź - Powtórzyłam czując jak łzy płyną mi po policzkach.To był koniec,byliśmy w pułapce,bo czuliśmy coś,czego nie powinno być między nami.Nie stłumimy uczuć,przynajmniej nie ja.Wiedziałam,że tak naprawdę przegrałam i byłam winna samej sobie.
-Proszę...Obiecaj,że nie zapomnisz - Poprosił z desperacją w głosie.
-Damon...
-Obiecaj - Zażądał łagodnie.
-Jak mogłabym? - Zaszkochałam w końcu - Oh,Damon... - Cicho zapłakałam.
-Nie płacz...Cii,tylko nie płacz - Przyciągnął mnie do siebie tuląc w swoich ramionach - Nie martw się już,proszę.
-A ty? - Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć - Ty się nie martwisz?
-Martwię,ale staram się też myśleć jak...Optymista - Odpowiedział,pocałował delikatnie moje czoło - Dobranoc - I wyszedł.
______________________________________________________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz