piątek, 23 marca 2018

Rozdział 1

W naszym świecie każda istota jest wyjątkowa.Powiedziałam "W naszym" bo mam na myśli fakt,iż nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy ludźmi...Hmm,okay...Wyjaśnię bardziej.Teoretycznie mamy postać ludzką,ale w rzeczywistości za tym wyglądem zewnętrznym kryje się więcej.Wielu z nadprzyrodzonych przedostaje się do świata ludzi,czyli na planetę Ziemską przez magiczny portal.Tak naprawdę magiczny portal jest zakazany dla nadprzyrodzonych.Nie wolno nam go przekraczać,chociaż wszyscy wiedzą,że znajdą się tacy,którzy robią to bez żadnych wyrzutów sumienia.Pewnie jesteście ciekawi po co w takim razie ten portal.Portal został stworzony przez złe czarownice kilkaset tysięcy lat temu,ale od tamtego czasu pilnują go strażnicy stojący na czele zaświatów.Zaświaty? To nasze miejsce zwane potocznie Magiczną planetą na której żyjemy.W naszym miejscu wszystko jest skomplikowane dla ludzi,a tłumaczenie tego co my wiemy,zajęło by wieki.Ludzie tego nigdy nie zrozumieją.
Hmm,chciałabym opowiedzieć więcej,ale chyba zanudzilibyście się na śmierć,więc przejdźmy do rzeczy.
Mam na imię Alexandra Handerson i mam dwadzieścia lat,a dziś opowiem historię o...A z resztą...Sami się przekonacie.


Minęłam olbrzymie drzewo i targając ze sobą swoją grubą,ciężką czarną walizkę dotarłam w końcu do bram za którymi stał ogromny,duży budynek.
-Przerażająco - Mruknęłam pod nosem odwracając głowę w stronę czarownicy,która mnie przetransportowała przez portal.
-Tutaj będziesz się uczyć i mieszkać - Oznajmiła Emily i magicznym ruchem ręki sprawiła,że bramy natychmiastowo,ale i powoli zaczęły się otwierać,
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech.Brama bardzo skrzypiała,a atmosfera w tym miejscu przyprawiała mnie o ciarki.
-Chodźmy - Rzuciła Emily i ruszyła tuż przede mną.Emily nie powiedziała ile ma lat,ale obstawiałam,że jest po trzydziestce.Była niska,miała ciemną karnację i ciemne oczy,a jej włosy były czarne i długie,Mogłabym ją porównać do hiszpanki,albo jakiejś latynoski.
Pewnie sie zastanawiacie czemu tutaj jestem? Już tłumaczę.Gdy byłam dzieckiem odkryto u mnie jakieś nadprzyrodzone siły,a po jakimś czasie mojego ojca odwiedziła czarownica uświadamiając go,że po moich 17-urodzinach zjawi się ona na planecie ludzi tylko po to,by mnie zabrać do zaświatów.Moja mama umarła w trakcie mojego porodu,więc tak naprawdę nie miałam dobrych relacji z ojcem i jemu chyba było obojętne to czy zostanę z nim czy też zniknę z jego życia.
Czarownica,czyli Emily wyznała mi,że moja mama była istotą nadprzyrodzoną,ale nic więcej mi na ten temat nie powiedziała.
-Pośpiesz się,Alexandro! - Wyrwała mnie z zamyśleń,poganiającym głosem.
-Już idę - Przyśpieszyłam trochę,a po kilku sekundach znalazłam się przed ogromnymi,ciężkimi metalowymi drzwiami.
-To tutaj - Oświadczyła spoglądając w moją stronę,a potem zwiedziła wzrokiem całą posesję na której znajdowałyśmy się.Była ogromna.
-Jak tu cicho.Oprócz wiatru to nic tu nie słychać - Moje oczy zwiedzały posesję.Ogromną posesję.
-Przyzwyczaisz się,Alexandro - Po tych słowach czarownica się odwróciła w stronę wielkich drzwi,przyłożyła do nich swoją rękę,a drzwi samoistnie się otworzyły.To było przerażające,bo poczułam strach,chociaż zupełnie niepotrzebnie.
Po wejściu do środka moją uwagę przykuły schody z lewej strony.Schody były kamienne,a nad nimi był wyryty duży napis.
-Wampiry? - Przeczytałam napis na głos i spojrzałam na czarownicę,a ta kiwnęła głową i pokazała palcem na prawą stronę.Tam znajdowały się dokładnie takie same schody,ale napis nad nimi był już inny.Wilkołaki,tak,to właśnie tam pisało.
-Wampiry i wilkołaki się nie lubią.To naturalni wrogowie,dlatego są podzieleni - Wyjaśniła.
-A co tam jest? - Wskazałam na windę która była w środkowej ścianie.
-Tą windą dostaje się reszta istot.Każda istota ma numer na który ma przyzwolenie....
-Zaraz,masz na myśli numery pięter? - Spojrzałam na nią pytająco.
-Tak,mamy ich 10,a na tej ścianie jest lista i istoty,które mają przydzielone piętra.
Po tych słowach pozwoliłam sobie na podejście do listy znajdującej się przy drzwiach windy.

Pierwsze piętro - Wróżki,czarodziejki.
Drugie piętro - Czarownice,wiedźmy
Trzecie piętro - Zombie
czwarte piętro - Syreny,nimfy wodne.
Piąte piętro - Elfy 
Szóste piętro - Pół wampiry.
Siódme piętro - Pół wilkołaki.
Ósme piętro - Istoty z rodzin królewskich.
Dziewiąte piętro - Pokoje nauczycieli i opiekunów.
Dziesiąte piętro - Basen,biblioteka,stołówka,siłownia,Kafejka.

Gdy przeczytałam te 10 punktów,wróciłam do punktu 7 mianowicie...Do piętra pół wilkołaków,którym byłam.
-Już czas udać się do pokoju - Po jej słowach winda się otworzyła.Weszłyśmy do niej,a po kilku sekundach byłyśmy na 7 piętrze.
Po otwarciu się windy zobaczyłam kobietę która powitała mnie serdecznym uśmiechem.Emily spojrzała na nią.
-Witamy Cię - Kobieta ruchem ręki zachęciła żebym wyszła z windy i podążyła za nią,ale ja tymczasem odwróciłam się do Emily.
-Nie mogę z Tobą iść,to nie jest moje piętro.Dalej pójdziesz z danielle - Wyjaśniła,a ja niepewnie wyszłam z windy.
-Jestem danielle - Kobieta podała mi rękę,a ja dopiero po kilku sekundach ją uścisnęłam i zdobyłam się na nieśmiały uśmiech,
-Alexandra Handerson - Przedstawiłam się
-Handerson,znajome nazwisko...- Szepnęła,a po chwili ruszyła w głąb długiego korytarzu - Chodź - Powiedziała idąc przede mną,.
Korytarz był długi,a po każdej stronie znajdowały się co jakieś cztery metry drzwi,najwyraźniej były to pokoje uczniów,znaczy...Tych istot,które zamieszkiwały ten ogromny budynek.Na tym piętrze zamieszkiwały pół wilkołaki,a ja byłam jednym z nich.
Danielle zatrzymała się przy biurku za którym siedziała kobieta w okularach.Biurko przypominało coś na wzór recepcji w hotelu.
-Alex? Pozwól na chwilę - Zawołała mnie Danielle,a ja podeszłam do recepcji,jeśli tak mogę to w ogóle nazwać.
-Dzień dobry - Przywitała mnie kobieta siedząca za tym biurkiem.Miała włosy spięte w kok,a na nosie czarne okrągłe okulary.
-Dzień dobry - Odpowiedziałam 
-Alexandra Handerson.Ma siedemnaście lat i jest pół wilkołakiem - Wytłumaczyła Danielle kobiecie w okularach.
-Mhm,przygotowałaś jej dokumenty? 
-Tak,mam je tutaj - Wyciągnęła z czerwonej teczki dwie kartki A4 - Um,Hayley? - Zciszyła głos - Widziałaś Nicka? 
-Tak,ostatnio dwa dni temu,Ulotnił się wczoraj - Kobieta o imieniu Hayley wyciągnęła rękę do Danielle - Dokumenty.
-Jasne ,proszę - Wręczyła,a Hayley w zamian podała jej kluczyk do ręki.
-Pokój powinien jej przypaść do gustu - Uśmiechnęła się,a danielle kiwnęła głową dając mi znak abyśmy ruszyły dalej.
-To była recepcjonistka? - Zapytałam dla pewności.
-Można to tak nazwać.Pełni funkcję tylko na tym piętrze.Jest pół wilkołakiem,dlatego tu pracuje,ale kiedyś była tutaj uczennicą.
-Mhm,rozumiem - Zapadła cisza,do momentu gdy znalazłyśmy się pod drzwiami mojego pokoju.
-To twój klucz - Podała mi go - Nie będziesz mieszkać sama,ale bez obaw,pół wilkołaki nie są groźne - Uśmiechnęła się.
-Powiedzmy - Wcisnęłam klucz do zamka i go przekręciłam.
-Wpadnę do Ciebie za jakieś dwie godziny przed kolacją.Wyjaśnię ci zasady jakie będą Cię obowiązywały.
-Dobrze - Po czym odwróciła się i udała  w przeciwną stronę,a ja weszłam do środka pokoju.Hmm,dwa łóżka,brązowe ściany i drewniane drzwi do....przypuszczam,że tam była łazienka.Postawiłam walizkę przy najładniej pościelonym łóżku i podeszłam do okna.
Chmury wyglądały zupełnie inaczej niż na planecie ludzi.Tak jakby,były bardziej żywe...

-Ej,śpiąca królewno - Usłyszałam stanowczy kobiecy głos - Wstawaj,kolacja nie będzie czekać.
-Hm,co się...- Otworzyłam oczy i ujrzałam dziewczynę,która odsunęła się od łóżka i bacznie mnie obserwowała.Zdałam sobie sprawę,że musiałam przysnąć na chwilę,ale nie pamiętam momentu kiedy się położyłam.
-Alexandra Handerson? - Uniosła brwi i spojrzała na mnie wzrokiem wkurzenia.
-Um,tak - Poprawiłam kosmyk włosów opadający mi na twarz i wstałam pośpiesznie z łóżka.
-Danielle mówiła,że jesteś ziemianką.
-Bo trochę prawdy w tym jest,ale...Jestem pół wilkołakiem - Oznajmiłam,ale wyraz twarzy tej dziewczyny się nie zmienił.Wyglądała na trochę wkurzoną,jakbym jej coś zrobiła,chociaż tak naprawdę nie znałam jej i nie miałam pojęcia kim jest.
-Tak dla jasności,jestem Mandy i będziemy dzielić ten pokój.
-Tak? To świetnie - Uśmiechnęłam się sympatycznie,ale Mandy nie odwzajemniła tego uśmiechu.
-Chodźmy już,jestem głodna - Nie czekając na mnie,wyszła z pokoju,a ja szybkim krokiem podążyłam za nią,
-Och,tu jesteś - Wpadłyśmy w drodze na Danielle,która od razu do mnie podeszła - Miałam do ciebie wpaść,ale byłam zajęta.
-W porządku i tak spałam.
-Widzę,że ty i mandy się poznałyście już.
-Jak widać,a teraz wybaczcie,ale jestem strasznie głodna,więc...Czołem - Zasalutowała Mandy po czym poszła dalej sama,
-Ona zawsze taka jest - Skwitowała Danielle.
-Jaka? 
-No właśnie taka...Taka jakby wiecznie była zła,ale spokojnie,u niej to już norma - Przyznała Danielle,a potem poszłam z nią na stołówkę.
Danielle nie była uczennicą.Była chyba opiekunem na tym piętrze,ale jej wygląd był młody,była naprawdę śliczną kobietą.
Wzięłam tacę z jedzeniem i zaczęłam szukać miejsca,ale każde miejsce na tej stołówce było już zajęte,prócz...Miejsca gdzie siedziała Mandy.Hmm...Nie wiem czy powinnam się do niej dosiadać,mam wrażenie,że ta dziewczyna mnie nie polubiła...No cóż,będzie musiała w takim razie znieść moje towarzystwo,bo chyba nie mam innego wyjścia jak po prostu dosiadka do jej stolika.
-Nie znalazłam miejsca - Uprzedziłam Mandy stojąc przy jej stoliku.Nie była zadowolona,znów patrzyła na mnie byczym wzrokiem.
-Po prostu siadaj i udawaj,że się nie znamy - Burknęła pod nosem i wzięła do ust kawałek dobrze wypieczonego steku.
Kiwnęłam głową i zabrałam się do jedzenia.Kątem oka zerkałam na Mandy.Zauważyłam,że na barkach i rękach ma liczne blizny.
-Co Ci się stało? - Wypaliłam bez zastanowienia.Mandy spostrzegła,że zauważyłam blizny i zmierzyła mnie wzrokiem.
-Życie tutaj nie jest takie proste,zwłaszcza wtedy gdy odbierają Ci coś co kochasz - Po tych słowach Mandy wzięła talerz i wzburzona szybkimi ruchami poszła go odnieść do okienka w którym oddawało się puste naczynia.Obserwowałam ją cały czas,aż po chwili wyszła ze stołówki trzaskając drzwiami.Danielle siedząca trzy stoliki dalej rzuciła mi pytające spojrzenie,ale ja wzruszyłam tylko ramionami.Nie miałam pojęcia o co chodziło Mandy i czemu się tak zdenerwowała? Przecież,ja tylko zadałam jedno pytanie.
Po wyjściu ze stołówki usłyszałam za sobą znajomy mi już głos.
-Alex,czekaj - Odwróciłam się na pięcie i zorientowałam się,że to Danielle mnie woła.
-Tak? 
-Słuchaj,jutro przyjdę po śniadaniu i omówimy na spokojnie regulamin.Dziś pewnie już jesteś zmęczona.
-Trochę - Przyznałam.
-Idź już się położyć,przyjdę do ciebie o 9:00,a i...Jeszcze jedno.Nie przejmuj się swoją lokatorką,dobrze?
-Nie przejmuje,ja po prostu nie wiem co jej zrobiłam.
-Ona się buntuje po prostu,ale tutaj wszyscy są już przyzwyczajeni do niej.Nieważne,muszę już iść,Dobranoc Alex.
-Dobranoc - I ruszyłam powolnym krokiem do pokoju.Czułam,że zmęczenie zatruwała cały mój organizm.
Po wejściu do pokoju zobaczyłam swoją współlokatorkę leżącą na łóżku.
-Mandy? - Usiadłam na swoim łóżku - Przepraszam jeśli Cię czymś uraziłam.
-Możemy o tym nie rozmawiać? 
-Jasne,chcesz skorzystać pierwsza z łazienki? - Zaproponowałam.
-Nie,Idź pierwsza.
-No dobra - Wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki.
Po wyjściu z prysznica na swoje ciało kremem nawilżającym,a potem wskoczyłam w piżamę i czesałam swoje mokre włosy przed lustrem.Nagle usłyszałam zza drzwi łazienki jakieś niewyraźne szepty.Podeszłam na palcach do drzwi.
-Nie powinieneś tu być! - Krzyknęła Mandy,ale jej krzyk szybko zamienił się w pół głos - Idź stąd zanim...
-Nie.Najpierw porozmawiaj ze mną - Mówił w pośpiechu jakiś męski głos.
-Porozmawiać? O czym!? O tym,że złamaliśmy zasady!?- Krzyczała,ale pół głosem,a po chwili już tylko słyszałam szepty.
-O nas,o tym co się stało.Proszę,porozmawiajmy - Prosił mężczyzna.
-Nie.Wyjdź...Dla naszego dobra - Zapadła cisza,a potem ktoś otworzył drzwi i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Opuściłam łazienkę,a moim oczom ukazała się Mandy stojąca na środku pokoju.Po jej policzkach leciały łzy.
-Mandy? - Szepnęłam,a potem zauważyłam czerwoną różę leżącą na podłodze u jej stóp.
-Nie wierzę,że to się dzieje - Wysyczała z łzami w oczach,ale i z lekkim zdenerwowaniem.
-Co się stało..? - Zapytałam stojąc jak wryta przy drzwiach łazienki - Czemu płaczesz? 
-Nie płaczę ! - Podniosła głos,ocierając łzy z swoich policzek.
-Przecież widzę...Ktoś tu był,prawda? 
-I co? - Powiedziała już spokojnym tonem głosu.
-Emily,ta czarownica,która mnie tu przetransportowała mówiła,że nie wolno...
-I co z tego? - Przerwała mi - Doniesiesz na mnie? - Zaśmiała się pogardliwie.
-Nie - Wymamrotałam - Ale coś się stało.Kto tu był? 
-Ktoś kogo nie powinno tu być - Po tych słowach,dziewczyna wzięła swoją piżamę z komody i zmierzała do łazienki.
-Poczekaj - Zatrzymałam ją - Co tu się dzieje? - Zapytałam nieco stanowczym tonem.
-To nie dotyczy Ciebie.I nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy! - Ominęła mnie zamykając się w łazience.
Odpuściłam i położyłam się do łóżka.Nie wiedziałam co się dzieje,ale? Przypuszczałam,że w tym miejscu jest wiele sekretów,wiele mrocznych tajemnic,muszę wiedzieć co tu się dzieje,muszę.

Rok wcześniej.11 Marca,2015 rok.Londyn


Weszłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz.Ściągnęłam swoją kurtkę,powiesiłam ją w garderobie i ruszyłam ku kuchni.

-Och,panienka już wróciła - Powiedziała Kathy,opiekunka tego domu.Prała,sprzątała,gotowała i robiła wszystkie inne rzeczy.Tata miał takie przekonanie,że ta starsza kobieta mogła mi zastąpić matkę,ale niestety tak nie było.Lubiłam Kathy,bo była życzliwa,sympatyczna i kochana,ale...Nigdy nie mogłam poczuć się jak jej córka,pomimo tego,że od kilku lat nam pomagała,to nigdy nie potrafiłabym nazwać jej mamą.Mój Ojciec był wdowcem od dnia moich narodzin i do dzisiaj jest sam,nie znalazł nikogo pomimo swojego młodego wieku i dobrego wykształcenia.Z zawodu był Lekarzem,jednym z najlepszych lekarzy w Londynie.
-Tak,jest coś do jedzenia? - Zapytałam zaglądając do lodówki.Byłam strasznie głodna.
-Tak,zrobiłam dziś ryż z warzywami i kurczakiem i zupę pomidorową - Oznajmiła ciepłym głosem.
-Chętnie skuszę się na ryż z warzywami i kurczakiem - Powiedziałam z rozkoszą,a Kathy od razu zaczęła mi nakładać z garnka jedzenie na talerz.Czułam jak burczy mi w brzuchu.Usiadłam przy stole i czekałam aż starsza miła kobieta poda mi obiad.
-Jak było na treningu? - Zapytała jak to zwykle robiła.Kathy była jedyną osobą w tym domu,która interesowała się moim życiem.
-Bardzo dobrze,mieliśmy dziś nowy układ,ale chyba załapałam go,więc...Jest okay - Stwierdziłam,a Kathy postawiła na stół talerz z ryżem,warzywami i kurczakiem - Bycie cheerleaderką to mój żywioł - Chwyciłam w prawą rękę widelec i zaczęłam nim jeść posiłek.
-To świetnie,a jak w szkole? Miałaś chyba...Jakiś sprawdzian,prawda? - Usiadła naprzeciw mnie czekając na moją odpowiedź.
-Chodzi Ci o historię? Ten egzamin,a tak....Zdałam go,na szczęście - Uśmiechnęłyśmy się obie do siebie.
-Cieszę się - Wymamrotała z ciepłym uśmiechem przypatrując mi się jak jem jej pyszny obiad.
-Czy Tata już wrócił? - Zapytałam,a przez twarz Kathy przenika zakłopotanie.
-Nie... - Wyszeptała z współczuciem i żalem w głosie - Chyba musimy porozmawiać.
-Coś się stało? Tata jest znów w szpitalu? Myślałam,że weźmie dziś wolne,w końcu...Jest Piątek.
-Panienka chyba powinna o czymś wiedzieć - Rzekła cicho.Jej ton głosu mnie zaniepokoił.
-Co się stało? - Zapytałam przerywając jedzenie posiłku.W tym momencie uważnie patrzyłam na kobietę.
-Odchodzę - Wyszeptała,a po chwili wbiła wzrok w podłogę.Była przygnębiona,ale teraz i ja również.
-Co? Ale dlaczego? - Zapytałam z niedowierzaniem w głosie.
-Twój ojciec....- Kathy położyła swoją dłoń na moim nadgarstku jakby chciała dodać mi otuchy,ale...Nie rozumiałam o co jej do końca chodziło.Czułam niepokój - Twój ojciec jest alkoholikiem - Dokończyła nie spuszczając ze mnie swojego smutnego wzroku - Przykro mi dziecinko,że musiałaś się dowiedzieć o tym ode mnie,ale...Któż inny by Ci powiedział kochanie? - Mówiła troskliwym głosem.
-Nie,to nie może być prawda - Pokręciłam głową i lekko się uśmiechnęłam mając nadzieję,że Kathy robi sobie jakieś jaja,ale...Nie....Ona nie żartowała i ja doskonale o tym wiedziałam.Znałam Kathy dość dobrze i znałam jej każdy wyraz twarzy.W tym momencie,jej twarz była smutna,nie było jej do śmiechu.Już po kilku sekundach wiedziałam,że to musi być prawda.
-Ukrywał to przed tobą,ale nie przede mną.Domyśliłam się już dawno,powinnaś o tym wiedzieć Alex - Szepnęła.
-Od jak dawna o tym wiesz? - Spytałam zdesperowana.Miałam ochotę się rozpłakać tu i teraz,przed Kathy.
-Od trzech miesięcy.W końcu któregoś wieczoru porozmawiałam z nim i powiedziałam,że odchodzę.
-Jak mogłam tego nie zauważyć? - Kręciłam głową,czułam się oszukana,chociaż nie winiłam Kathy,a ojca,który nic mi nie powiedział.
-Nikt nie mógł.Twój ojciec nie przyznaje się do bycia alkoholikiem,ale...Te puste butelki za jego łóżkiem - Spuściła głowę.
-Oh - Wzięłam głęboki oddech i czułam,że zaraz się rozpłaczę - Przepraszam Cię - Wstałam i po prostu uciekłam do pokoju w którym się zamknęłam i rozpłakałam.Dlaczego płakałam? Bo ta informacja była bolesna i uderzała we mnie jak huragan.Nie miałam matki,bo umarła przy porodzie,a ojciec podświadomie mnie za to winił i nie kochał mnie.Nie kochał mnie,bo winił mnie za śmierć mamy,która zmarła w dniu moich narodzin,ale przecież...Co ja za to mogłam? Oh,czasem myślę,że niepotrzebnie    przyszłam na ten świat.
Wyciągnęłam z kieszeni swojej bluzy telefon i zadzwoniłam do Stefana,swojego chłopaka.Czułam,że go teraz potrzebuje.Chciałam żeby przyszedł i mnie przytulił i powiedział,że wszystko będzie dobrze.Potrzebowałam jego,jego rad i miłych słów z jego ust.
Jakieś pół godziny później Stefan był już u mnie.Leżeliśmy oboje na łóżku,a on tulił mnie mocno w swoich ramionach,starając się mnie uspokoić.Cały czas głaskał mnie po włosach i całował po policzku mówiąc,że będzie dobrze i,że płacz tutaj nie pomoże.Miał rację,ale ja nie mogłam przestać płakać,ale było mi o niebo lepiej ze świadomością,że on tu jest,że jest przy mnie,że ja w tym momencie nie jestem sama z tym wszystkim,że mogę się do niego przytulać i żalić tak długo jak tylko będę chciała.
-Cii,nie płacz laleczko - Szeptał mi do ucha troskliwie i lekko przytulał do swojego torsu.
-Łatwo ci mówić.Masz rodzinę,ojca,matkę i siostrę oraz brata,a ja? Ja nie mam nikogo - Jeszcze mocniej zaszlochałam.
-Masz mnie skarbie - Powiedział to patrząc mi w oczy - Nie płacz już,bo nie jesteś sama.Zawszę będę przy Tobie - Szeptał ciepło.
-Obiecujesz? - Zapytałam ocierając palcami swoje łzy z policzków.
-Obiecuje Kochanie.Nigdy Cię nie zostawię,nigdy - Jego oczy i twarz były takie szczere.Wierzyłam mu całą sobą.

_________________________________________________________________________________________________________________



































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz