-Zmiana w niczym ci nie pomoże.Wilcze ziele wygrywa nad takimi jak wy - Syknęła.
-Alison... - Stałam tam nieruchomo.Dzieliło nas jakieś 3 metry - Nie rób tego - Pokręciłam głową.
-Bo co? Zabronisz mi?
-Ona nie,ale ja tak - Powiedział Damon stojący za nią po czym w ekspresowym tempie przejął jej łuk mierząc nim prosto w stronę Alison.Dziewczyna odsunęła się kilka kroków w moją stronę - Alex..Odsuń się od niej - Rzucił mi znaczące spojrzenie.
-Chcę tylko kamień,to wszystko - Warknęła przewracając oczami.
-Dlaczego tak bardzo ci na nim zależy!? - Krzyknął wampir,a ja stanęłam obok niego.
-Po to żeby ratować rodzinę.Victoria mi nie odpuści.Naprawdę tak trudno to pojąć?
-Dlaczego niby miała by ci nie odpuścić? - Zmarszczył brwi,nie ufał Alison.
-Jeśli nie dostarczę jej księżycowego kamienia,przemieni mojego ojca w wampira.Wiesz,co to dla nas?
-To twój problem.Nie nasz - Powiedział Damon nie przejmując się zmartwieniami Alison.
-Wtedy będę musiała go zabić.Łowca nie może być istotą nadprzyrodzoną - Wyjaśniła z lekkim poirytowaniem.
-Nie oddamy kamienia - Oświadczył Damon.Wiedziałam,że nie zmieni zdania.Był stanowczy.
-W takim razie pomóżcie mi ją zabić - Rzuciła bez namysłu.
-Że niby co mamy zrobić? - Skrzywił się Damon - To twoje piwo,więc teraz je wypij - Powiedział sarkastycznie.
-Bawi cię to? Myślałam,że z przyjemnością przebił byś swoją eks kołkiem - Uśmiechnęła się chytrze.
-Że co? Victoria to twoja eks? - Spytałam patrząc na wampira z pytającym wyrazem twarzy.
- yh - Westchnął i opuścił łuk z postaci Alison - Mieliśmy romans przez kilka tygodni.Nic poważnego - Wzruszył ramionami i spojrzał na Alison - Dobra,powiedzmy,że jeśli ją zabije to...Wtedy nie będziesz już potrzebować tego pieprzonego kamienia?
-Zgadza się.Będziemy kwita - Odparła Argent.
-Idę z wami - Zakomunikowałam,ale ci spojrzeli na mnie z niepewnymi minami.
-Nie,raczej to wykluczone.Jesteś pół wilkołakiem,ta suka wyczuje cię na km.Plan się może spieprzyć - Wyjaśniła Alison.
Nie błagałam o to żeby zabrali mnie ze sobą.Zostałam w hotelu,natomiast oni ruszyli by zabić Victorię.
Czekałam kilka godzin.Około 23:30 już prawie zasypiałam.Leżałam w łóżku powoli przymykając oczy.
Nagle spostrzegłam,że ktoś wchodzi do pokoju.Poczułam perfumy Damon'a,a uśmiech wymalował się na mojej twarzy.
Nie wstawałam,zamiast tego przyglądałam się poczynaniom chłopaka.Ściągnął swoją skórzaną kurtkę,a następnie otworzył barek wyjmując z niego jakieś wchisky i szklankę.Gdy wzrok wampira przeniósł się na mnie,zamknęłam oczy,udając,że grzecznie śpię.
W pewnym momencie materac z mojej wolnej strony łóżka lekko się ugiął,jakby ktoś się kładł powoli na nim.Gdy już poczułam,że Damon obok mnie jest i leży,powoli rozchyliłam powieki.Był wpatrzony we mnie z zamyśonym wyrazem twarzy.Również popatrzyłam w jego oczy starając się rozgryźć jego piękny kolor oczu.Przełknęłam ślinę,moje serce przyśpieszyło.Wampir to wyczuł.
-Udało się? - Wyszeptałam.
-Tak,złapaliśmy ją - Mruknął.
-Martwiłam się o ciebie - Mówiłam pół głosem.Wampir chwycił delikatnie moją rękę nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Nie ty powinnaś się martwić.Tak naprawdę...Cały czas myślałem o Tobie - Szepnął,a mnie przeszły ciarki.
-Damon,boje się.
-Alex Handerson - Moje imię z trudem przeszło mu przez gardło - Musisz wiedzieć.Musisz to usłyszeć - Skinęłam głową,a Damon westchnął ciężko - Wiem,że to,co teraz powiem...Jest cholernie egoistyczne,ale...Jestem zakochanym egoistą i....chcę w końcu byś wiedziała,że...Kocham Cię jak nigdy nikogo wcześniej.Nie chcę Cię stracić - Wyszeptał smutnym głosem wzdychając ciężko.
-Damon - Uśmiechnęłam się szczęśliwie i bez zastanowienia ucałowałam jego usta.Wampir odwzajemnił mój pocałunek.
-Powinienem był uciec od Ciebie jak najdalej,byś była bezpieczna.
-Tylko z Tobą czuje się bezpiecznie - Wyznałam,a chłopak wziął mnie w swoje ramiona,tuląc do swego torsu.
-Nie wiem czy zdołam ukrywać przed światem moje uczucia wobec Ciebie - Szepnął tuląc mnie mocno.Przymknęłam oczy,chłopak rzekł jeszcze kilka słów,ale ja już odpłynęłam w krainę morfeusza.Czułam ciepło jego ciała,ale przede wszystkim,miałam poczucie bezpieczeństwa.Chciałabym żeba ta chwila trwała na zawsze,głupie i niemożliwe moje pragnienie.
5 Czerwca 2010
Rieux mccall zaprowadził mnie do pokoju.Położył moją walizkę obok łóżka ,a na jego twarzy wymalował się uśmiech.
-To twój pokój.Jest monitorowany,prócz łazienki - Wskazał palcem na drzwi na końcu pokoju.
-Kiedy przyjdzie mój Tata? - Spytałam z lekką niecierpliwością w głosie.
-Prawdopodobnie jeszcze dziś.Bez obaw,jeśli będzie trzeba,zadzwonię - Zapewnił mnie.
-Będę tu długo?
-Nie martw się dziecko,to góra miesiąc.Musimy cię obserować,aby ustalić,czym jesteś - Wyjaśnił doktor Rieux.Spojrzałam na niego z lekką niepewnością,a potem uważnie rozejrzałam się po pokoju.Był przytulny,ale nie duży.Miałam małe biurku z komputerem,nie wielki regał z książkami,łóżko i kącik z zabawkami,który chyba najbardziej w tamtym momencie przyciagnął mój wzrok.Nie powinno to być dziwne,bo byłam dziesięcioletnią dziewczynką.
-Podoba ci się pokój? - Spytał Rieux
-Tak,może być - Uśmiechnęłam się lekko.
-Obiecuje,że szybko ci zleci ten miesiąc.Będziemy mogli ci pomóc,będzie dobrze mała - Posłał mi pocieszający uśmiech.
\
***
-Po prostu to dziwne.Alex miała misję,a trener Damon? Tak nagle zniknął? Coś tu nie gra - Powiedziała Will,gdy wychodziliśmy z klasy po zakończonych już zajęciach.Spojrzałem na nią zmęczonym wyrazem twarzy.Nie bardzo chciało mi się gadać.
-A ty znowu szukasz igły w stoku siana? - Uśmiechnąłem się lekko kręcąc głową.
-Naprawdę uważasz,że nic ich nie łączy? Dla mnie to podejrzane.
-Will,to nie jest nasza sprawa.Poza tym Alex nie jest taka głupia,żeby latać za Salvator'em - Zakpiłem.
-Nie chcę żeby nasza przyjaciółka miała problemy,Zack - Wyjaśniła.Wiedziałem,że się o nią martwiła,chociaż czasami jednak górowała cecha ciekawości,jaką will w sobie nosiła.Ja byłem inny,nie lubiłem wtykać nosa w nie swoje sprawy.
-Alex ma lepszy gust niż Damon Salvatore.Nie złamała by zasad - Zaśmiałem się mijając w tym samym momencie profesora Johna,który rzucił nam podejrzliwe spojrzenie.Zamilknęliśmy oboje idąc przyśpieszonym krokiem do windy.
-Myślisz,że słyszał? - Szepnęła do mnie Will kiedy już znaleźliśmy się w windzie.
-Chyba tak - Zanim drzwi windy się zamknęły,oboje widzieliśmy profesora Johna,który z daleka patrzył wprost na nas.
***
-Alarick? - Usłyszałem męski głos.Ubrałem koszulkę i poszedłem otworzyć drzwi.Wtedy ujrzałem profesora Johna.
-Cześć John,co tu robisz? - Spytałem lekko zmieszany - Coś nie tak?
-Nie,ale...Mam jedno pytanie - Skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej - Gdzie jest Damon?
-Damon? - Przełknąłem ślinę.Czułem jakby ktoś zaatakował mnie od tyłu z nienacka.Musiałem wymyślić jakąś bajeczkę,John był ostatnią osobą,która mogła się dowiedzieć,że był teraz właśnie z Alex.Profesor John słynął z tego,że przestrzegał regulaminu bardziej niż ktokolwiek inny w akademii.Gdyby prawda wyszła na jaw,Damon i Alex mieliby przekichane na całej lini.
-Nie widziałem go od kilku dni.Wspomianł coś o jakimś uciekinierze z lochów - Kłamałem - Pewnie wziął sprawy w swoje ręce,jak to on - Zaśmiałem się nerwowo - Przypuszczam,że jest na łowach,ale..Damon nie spowiada mi się,więc...Trudno mi odpowiedzieć na twoje pytanie John.A tak przy okazji...Dlaczego pytasz? - Uśmiechnąłem się lekko,starając się brzmieć naturalnie.
-Przechodziłem obok dwójki uczniów i przypadkowo słyszałem rozmowę tej dwójki.Dziewczyna twierdziła,że damon'a i Alex coś łączy.Jak wiesz,oboje są innej rasy,a regulamin mówi jasno,że takie sytuację nie mogą występować.Wiesz coś o tym?
-John,chyba nie sądzisz,że na podstawie jakiegoś tekstu rzuconego przez nastolatka,można oskarżać Damon'a o takie rzeczy.
-Nie chcę żeby ktoś łamał regulamin,ale i tak będę miał na niego oko.
-Nie widzę potrzeby - Wzruszyłem obojętnie ramionami.
-W porządku.Przekaż mu jak wróci,żeby przyszedł do mnie.Mam do niego killka spraw do uzupełnienia.
-Jasne,przekaże - Wymamrotałem.John odwrócił się na pięcie i odszedł.Zamknąłem drzwi i nerwowo usiadłem na łóżku.
Wiedziałem,że muszę poinformować Damon'a o zaistniałej sytuacji.Damon i Alex muszą się bardziej pilnować z swoją tajemnicą.
***
-Chciałabym pojechać do Kathy i ojca - Powiedziałam leżąc na łóżku obok śpiącego chłopaka.
-Mmm - Mruknął rozchylając lekko powieki - Teraz?
-Teraz - Przytaknęłam
-Pójsć tam z Tobą? - Spytał lekko zachrypniętym głosem.
-Nie,poradzę sobie.Znam Londyn,nie martw się o mnie - Zaśmiałam się kierując prosto do łazienki.
-W takim razie co mam zrobić? - Przejechał ręką po swoich rozczochranych włosach.
-Pozwiedzaj Londyn - Podsunęłam mu pomysł i zamknęłam drzwi do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,wyczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż.Wychodząc z łazienki ujrzałam Damon'a ścielącego łóżko,na którym oboje spaliśmy tej nocy.Oparłam się o ścianę zatapiając wzrok w wampira.Nie znałam go z tej strony,damon który ścieli łóżko? Wow,jestem pełna podziwu.Chłopak wyczuł,że jest obserwowany,bo odwrócił swoją głowę w moim kierunku.Jego kąciki ust powędrowały w góre.
-No co? - Spytał z lekkim zdezorientowaniem.
-Ścielisz łóżko - Skwitowałam bacznie go obserwując.
-Ktoś musiał to zrobić - Wyszczerzył zęby w zwycięskim uśmiechu i po skończonym ścielaniu pokonał dystans między nami wbijając swoje usta w moje.Odwzajemniłam jego gest dając swoje ręce na jego szyje.Całowaliśmy się jakąś krótką chwilę,gdy już oderwaliśmy się od siebie,zastygnęłam przy nim,wtulając się w jego tors.Trzymał mnie w swoich ramionach,składając mi delikatne pocałunki na czubku mej głowy.Przymknęłam na moment oczy,czując się nieziemsko.Jakbym była w najbezpieczniejszej przystani na Ziemi.
-Będę czekał tu na Ciebie.Bądź ostrożna - Szepnął do mnie.
-Nie martw się o mnie,poradzę sobie - Wyswobodziłam się z jego objęć i posłałam lekki uśmieszek.
-Do zobaczenia - Rzucił,a ja cmoknęłam jego policzek i opuściłam zwinnymi ruchami pokój hotelowy.
Drżenie rąk ukryłam chowając je w kieszenie. Bicie serca zagłuszyłam muzyką płynącą ze słuchawek. Kłębiące się w mojej głowie, czarne myśli próbowałam zakłócić pozytywnym nastawieniem i tym, że spotkam ojca i Kathy. Ponieważ mimo tego całego zamieszania z zaświatami,naprawdę stęskniłam się za nimi.Nie widziałam ich odkąt trafiłam do zaświatów,brakuje mi ich.
Gestem ręki zatrzymałam taksówkę,która stanęła przed hotelem.Wsiadłam,podając dokładny adres mojego dawnego domu.
Starszy mężczyzna siedzący za kierownicą,ruszył.Jechaliśmy jakieś pół godziny,a wszystko przez nieszczęsne korki.
W czasie drogi poczułam stres,który ogarnął mnie gdy przybliżaliśmy się do miejsca docelowego.Zastanawiałam się nad reakcją Ojca i Kathy.Ucieszą się? A może rozczarują,że wróciłam zbyt szybko.Ściągnęłam słuchwaki i schowałam je do torby.Samochód się zatrzymał.Wręczyłam kierowcy odpowiednią sumę pieniedzy za transport,grzecznie się pożegnałam i szybko opuściłam auto.
Zwiedziłam wzrokiem całą posesję.Nic się tutaj nie zmieniło.Wkroczyłam na teren i doszłam szybkim krokiem na werandę.Wcisnęłam dzwonek do drzwi i zrobiłam kilka kroków w tył czekając aż ktoś otworzy mi drzwi.Minęło kilka minut,aż w końcu drzwi otworzyła Kathy.Zdziwiona spojrzała na mnie i zastygła w zdumieniu do momentu,kiedy zorientowała się,że przed nią stoi Alex Handerson,ta dziewczynka,a teraz już prawie,że kobieta,którą tak dzielnie pomagała ojcu wychować.Uśmiechnięta od razu mnie przytuliła.
-Alex! To naprawdę ty - Kathy momentalnie porwała mnie w swoje objęcia,nie mogąc uwierzyć,że mnie widzi.Zaprosiła mnie do środka,tłumacząc,że Tata jest w szpitalu.Zdecydowałam się,że poczekam na niego.Oczywiście Kochana Kathy zrobiła mi naleśniki z nutellą i bananmi,od zawsze je kochałam,a ona była chyba jedyną osobą,która o tym wiedziała.
Rozmawiałam z Kathy jakieś dobre dwie godziny.Wyjaśniłam jej dlaczego jestem na Ziemi,przy tym opowiadając również historię związaną z Alison.Starsza kobieta przeraźiła się,lecz słuchała mnie jak zwykle z wielką uwagą.Przedstawiłam jej również świat i życie jakie musiałam przebrnąć w zaświatach.Opowiedziałam o akademii i również o Damon'ie,o tym,że nienajlepiej postąpiłam zakochując się w nim.Kathy nie krytykowała mnie,starała się wysłuchać i zrozumieć moje czyny i kroki.Czułam się z nią swobodnie,ufałam jej.
-Ten chłopak cię kocha? - Spytała,a ja poprawiłam się na krześle czując jak promienieje mi twarz.
-Tak.. - Westchnęłam rozmarzona - Oj kocha ,a przynajmniej tak mówił.
-Cieszę się kruszynko - Posłała mi szczery uśmiech.Jakieś pół godziny później przyjechał Tata.Wszedł,ściągnął swój płaszcz wieszając w garderobie go i wszedł jakby nigdy nic do salonu.Na jego widok od razy zerwałam się z krzesła i bez wahania ruszyłam w jego kierunku.Starszy mężczyzna na początek zdumiony przyjrzał się mi,a po chwili rozchylił ręce na boki dając znak,że chcę mnie przytulić.Zrobiłam to.Przytuliłam ojca,a ten uradowany i szczęśliwy zamknął mnie w mocnym uścisku.
-Nie wiem,czy mam halucynację,ale...Tak dobrze cię widzieć - Szepnął przytulając mnie mocno.
_____________________________________________________________________________________________________________________________