wtorek, 24 kwietnia 2018

Rozdział 13

-Alison nie rób tego - Powoli czułam,że jestem zmuszona się przemienić.
-Zmiana w niczym ci nie pomoże.Wilcze ziele wygrywa nad takimi jak wy - Syknęła.
-Alison... - Stałam tam nieruchomo.Dzieliło nas jakieś 3 metry - Nie rób tego - Pokręciłam głową.
-Bo co? Zabronisz mi? 
-Ona nie,ale ja tak - Powiedział Damon stojący za nią po czym w ekspresowym tempie przejął jej łuk mierząc nim prosto w stronę Alison.Dziewczyna odsunęła się kilka kroków w moją stronę - Alex..Odsuń się od niej - Rzucił mi znaczące spojrzenie.
-Chcę tylko kamień,to wszystko - Warknęła przewracając oczami.
-Dlaczego tak bardzo ci na nim zależy!? - Krzyknął wampir,a ja stanęłam obok niego.
-Po to żeby ratować rodzinę.Victoria mi nie odpuści.Naprawdę tak trudno to pojąć? 
-Dlaczego niby miała by ci nie odpuścić? - Zmarszczył brwi,nie ufał Alison.
-Jeśli nie dostarczę jej księżycowego kamienia,przemieni mojego ojca w wampira.Wiesz,co to dla nas? 
-To twój problem.Nie nasz - Powiedział Damon nie przejmując się zmartwieniami Alison.
-Wtedy będę musiała go zabić.Łowca nie może być istotą nadprzyrodzoną - Wyjaśniła z lekkim poirytowaniem.
-Nie oddamy kamienia - Oświadczył Damon.Wiedziałam,że nie zmieni zdania.Był stanowczy.
-W takim razie pomóżcie mi ją zabić - Rzuciła bez namysłu.
-Że niby co mamy zrobić? - Skrzywił się Damon - To twoje piwo,więc teraz je wypij - Powiedział sarkastycznie.
-Bawi cię to? Myślałam,że z przyjemnością przebił byś swoją eks kołkiem - Uśmiechnęła się chytrze.
-Że co? Victoria to twoja eks? - Spytałam patrząc na wampira z pytającym wyrazem twarzy.
- yh - Westchnął i opuścił łuk z postaci Alison - Mieliśmy romans przez kilka tygodni.Nic poważnego - Wzruszył ramionami i spojrzał na Alison - Dobra,powiedzmy,że jeśli ją zabije to...Wtedy nie będziesz już potrzebować tego pieprzonego kamienia? 
-Zgadza się.Będziemy kwita - Odparła Argent.
-Idę z wami - Zakomunikowałam,ale ci spojrzeli na mnie z niepewnymi minami.
-Nie,raczej to wykluczone.Jesteś pół wilkołakiem,ta suka wyczuje cię na km.Plan się może spieprzyć - Wyjaśniła Alison.
Nie błagałam o to żeby zabrali mnie ze sobą.Zostałam w hotelu,natomiast oni ruszyli by zabić Victorię.
Czekałam kilka godzin.Około 23:30 już prawie zasypiałam.Leżałam w łóżku powoli przymykając oczy.
Nagle spostrzegłam,że ktoś wchodzi do pokoju.Poczułam perfumy Damon'a,a uśmiech wymalował się na mojej twarzy.
Nie wstawałam,zamiast tego przyglądałam się poczynaniom chłopaka.Ściągnął swoją skórzaną kurtkę,a następnie otworzył barek wyjmując z niego jakieś wchisky i szklankę.Gdy wzrok wampira przeniósł się na mnie,zamknęłam oczy,udając,że grzecznie śpię.
W pewnym momencie materac z mojej wolnej strony łóżka lekko się ugiął,jakby ktoś się kładł powoli na nim.Gdy już poczułam,że Damon obok mnie jest i leży,powoli rozchyliłam powieki.Był wpatrzony we mnie z zamyśonym wyrazem twarzy.Również popatrzyłam w jego oczy starając się rozgryźć jego piękny kolor oczu.Przełknęłam ślinę,moje serce przyśpieszyło.Wampir to wyczuł.
-Udało się? - Wyszeptałam.
-Tak,złapaliśmy ją - Mruknął.
-Martwiłam się o ciebie - Mówiłam pół głosem.Wampir chwycił delikatnie moją rękę nie spuszczając ze mnie wzroku.


-Nie ty powinnaś się martwić.Tak naprawdę...Cały czas myślałem o Tobie - Szepnął,a mnie przeszły ciarki.
-Damon,boje się.
-Alex Handerson - Moje imię z trudem przeszło mu przez gardło - Musisz wiedzieć.Musisz to usłyszeć - Skinęłam głową,a Damon westchnął ciężko - Wiem,że to,co teraz powiem...Jest cholernie egoistyczne,ale...Jestem zakochanym egoistą i....chcę w końcu byś wiedziała,że...Kocham Cię jak nigdy nikogo wcześniej.Nie chcę Cię stracić - Wyszeptał smutnym głosem wzdychając ciężko.
-Damon - Uśmiechnęłam się szczęśliwie i bez zastanowienia  ucałowałam jego usta.Wampir odwzajemnił mój pocałunek.
-Powinienem był uciec od Ciebie jak najdalej,byś była bezpieczna.
-Tylko z Tobą czuje się bezpiecznie - Wyznałam,a chłopak wziął mnie w swoje ramiona,tuląc do swego torsu.
-Nie wiem czy zdołam ukrywać przed światem moje uczucia wobec Ciebie - Szepnął tuląc mnie mocno.Przymknęłam oczy,chłopak rzekł jeszcze kilka słów,ale ja już odpłynęłam w krainę morfeusza.Czułam ciepło jego ciała,ale przede wszystkim,miałam poczucie bezpieczeństwa.Chciałabym żeba ta chwila trwała na zawsze,głupie i niemożliwe moje pragnienie.


5 Czerwca 2010

Rieux mccall zaprowadził mnie do pokoju.Położył moją walizkę obok łóżka ,a na jego twarzy wymalował się uśmiech.
-To twój pokój.Jest monitorowany,prócz łazienki - Wskazał palcem na drzwi na końcu pokoju.
-Kiedy przyjdzie mój Tata? - Spytałam z lekką niecierpliwością w głosie.
-Prawdopodobnie jeszcze dziś.Bez obaw,jeśli będzie trzeba,zadzwonię - Zapewnił mnie.
-Będę tu długo? 
-Nie martw się dziecko,to góra miesiąc.Musimy cię obserować,aby ustalić,czym jesteś - Wyjaśnił doktor Rieux.Spojrzałam na niego z lekką niepewnością,a potem uważnie rozejrzałam się po pokoju.Był przytulny,ale nie duży.Miałam małe biurku z komputerem,nie wielki regał z książkami,łóżko i kącik z zabawkami,który chyba najbardziej w tamtym momencie przyciagnął mój wzrok.Nie powinno to być dziwne,bo byłam dziesięcioletnią  dziewczynką.
-Podoba ci się pokój? - Spytał Rieux
-Tak,może być - Uśmiechnęłam się lekko.
-Obiecuje,że szybko ci zleci ten miesiąc.Będziemy mogli ci pomóc,będzie dobrze mała - Posłał mi pocieszający uśmiech.

\
***

-Po prostu to dziwne.Alex miała misję,a trener Damon? Tak nagle zniknął? Coś tu nie gra - Powiedziała Will,gdy wychodziliśmy z klasy po zakończonych już zajęciach.Spojrzałem na nią zmęczonym wyrazem twarzy.Nie bardzo chciało mi się gadać.
-A ty znowu szukasz igły w stoku siana? - Uśmiechnąłem się lekko kręcąc głową.
-Naprawdę uważasz,że nic ich nie łączy? Dla mnie to podejrzane.
-Will,to nie jest nasza sprawa.Poza tym Alex nie jest taka głupia,żeby latać za Salvator'em - Zakpiłem.
-Nie chcę żeby nasza przyjaciółka miała problemy,Zack - Wyjaśniła.Wiedziałem,że się o nią martwiła,chociaż czasami jednak górowała cecha ciekawości,jaką will w sobie nosiła.Ja byłem inny,nie lubiłem wtykać nosa w nie swoje sprawy.
-Alex ma lepszy gust niż Damon Salvatore.Nie złamała by zasad - Zaśmiałem się mijając w tym samym momencie profesora Johna,który rzucił nam podejrzliwe spojrzenie.Zamilknęliśmy oboje idąc przyśpieszonym krokiem do windy.
-Myślisz,że słyszał? - Szepnęła do mnie Will kiedy już znaleźliśmy się w windzie.
-Chyba tak - Zanim drzwi windy się zamknęły,oboje widzieliśmy profesora Johna,który z daleka patrzył wprost na nas.

***
-Alarick? - Usłyszałem męski głos.Ubrałem koszulkę i poszedłem otworzyć drzwi.Wtedy ujrzałem profesora Johna.
-Cześć John,co tu robisz? - Spytałem lekko zmieszany - Coś nie tak? 
-Nie,ale...Mam jedno pytanie - Skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej - Gdzie jest Damon?
-Damon? - Przełknąłem ślinę.Czułem jakby ktoś zaatakował mnie od tyłu z nienacka.Musiałem wymyślić jakąś bajeczkę,John był ostatnią osobą,która mogła się dowiedzieć,że był teraz właśnie z Alex.Profesor John słynął z tego,że przestrzegał regulaminu bardziej niż ktokolwiek inny w akademii.Gdyby prawda wyszła na jaw,Damon i Alex mieliby przekichane na całej lini.
-Nie widziałem go od kilku dni.Wspomianł coś o jakimś uciekinierze z lochów - Kłamałem - Pewnie wziął sprawy w swoje ręce,jak to on - Zaśmiałem się nerwowo - Przypuszczam,że jest na łowach,ale..Damon nie spowiada mi się,więc...Trudno mi odpowiedzieć na twoje pytanie John.A tak przy okazji...Dlaczego pytasz? - Uśmiechnąłem się lekko,starając się brzmieć naturalnie.
-Przechodziłem obok dwójki uczniów i przypadkowo słyszałem rozmowę tej dwójki.Dziewczyna twierdziła,że damon'a i Alex coś łączy.Jak wiesz,oboje są innej rasy,a regulamin mówi jasno,że takie sytuację nie mogą występować.Wiesz coś o tym?
-John,chyba nie sądzisz,że na podstawie jakiegoś tekstu rzuconego przez nastolatka,można oskarżać Damon'a o takie rzeczy.
-Nie chcę żeby ktoś łamał regulamin,ale i tak będę miał na niego oko.
-Nie widzę potrzeby - Wzruszyłem obojętnie ramionami.
-W porządku.Przekaż mu jak wróci,żeby przyszedł do mnie.Mam do niego killka spraw do uzupełnienia.
-Jasne,przekaże - Wymamrotałem.John odwrócił się na pięcie i odszedł.Zamknąłem drzwi i nerwowo usiadłem na łóżku.
Wiedziałem,że muszę poinformować Damon'a o zaistniałej sytuacji.Damon i Alex muszą się bardziej pilnować z swoją tajemnicą.

***

-Chciałabym pojechać do Kathy i ojca - Powiedziałam leżąc na łóżku obok śpiącego chłopaka.
-Mmm - Mruknął rozchylając lekko powieki - Teraz? 
-Teraz - Przytaknęłam
-Pójsć tam z Tobą? - Spytał lekko zachrypniętym głosem.
-Nie,poradzę sobie.Znam Londyn,nie martw się o mnie - Zaśmiałam się kierując prosto do łazienki.
-W takim razie co mam zrobić? - Przejechał ręką po swoich rozczochranych włosach.
-Pozwiedzaj Londyn - Podsunęłam mu pomysł i zamknęłam drzwi do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,wyczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż.Wychodząc z łazienki ujrzałam Damon'a ścielącego łóżko,na którym oboje spaliśmy tej nocy.Oparłam  się o ścianę zatapiając wzrok w wampira.Nie znałam go z tej strony,damon który ścieli łóżko? Wow,jestem pełna podziwu.Chłopak wyczuł,że jest obserwowany,bo odwrócił swoją głowę w moim kierunku.Jego kąciki ust powędrowały w góre.
-No co? - Spytał z lekkim zdezorientowaniem.
-Ścielisz łóżko - Skwitowałam bacznie go obserwując.
-Ktoś musiał to zrobić - Wyszczerzył zęby w zwycięskim uśmiechu i po skończonym ścielaniu pokonał dystans między nami wbijając swoje usta w moje.Odwzajemniłam jego gest dając swoje ręce na jego szyje.Całowaliśmy się jakąś krótką chwilę,gdy już oderwaliśmy się od siebie,zastygnęłam przy nim,wtulając się w jego tors.Trzymał mnie w swoich ramionach,składając mi delikatne pocałunki na czubku mej głowy.Przymknęłam na moment oczy,czując się nieziemsko.Jakbym była w najbezpieczniejszej przystani na Ziemi.
-Będę czekał tu na Ciebie.Bądź ostrożna - Szepnął do mnie.
-Nie martw się o mnie,poradzę sobie - Wyswobodziłam się z jego objęć i posłałam lekki uśmieszek.
-Do zobaczenia - Rzucił,a ja cmoknęłam jego policzek i opuściłam zwinnymi ruchami pokój hotelowy.
Drżenie rąk ukryłam chowając je w kieszenie. Bicie serca zagłuszyłam muzyką płynącą ze słuchawek. Kłębiące się w mojej głowie, czarne myśli próbowałam zakłócić pozytywnym nastawieniem i tym, że spotkam ojca i Kathy. Ponieważ mimo tego całego zamieszania z zaświatami,naprawdę stęskniłam się za nimi.Nie widziałam ich odkąt trafiłam do zaświatów,brakuje mi ich.
Gestem ręki zatrzymałam taksówkę,która stanęła przed hotelem.Wsiadłam,podając dokładny adres mojego dawnego domu.
Starszy mężczyzna siedzący za kierownicą,ruszył.Jechaliśmy jakieś pół godziny,a wszystko przez nieszczęsne korki.
W czasie drogi poczułam stres,który ogarnął mnie gdy przybliżaliśmy się do miejsca docelowego.Zastanawiałam się nad reakcją Ojca i Kathy.Ucieszą się? A może rozczarują,że wróciłam zbyt szybko.Ściągnęłam słuchwaki i schowałam je do torby.Samochód się zatrzymał.Wręczyłam kierowcy odpowiednią sumę pieniedzy za transport,grzecznie się pożegnałam i szybko opuściłam auto.
Zwiedziłam wzrokiem całą posesję.Nic się tutaj nie zmieniło.Wkroczyłam na teren i doszłam szybkim krokiem na werandę.Wcisnęłam dzwonek do drzwi i zrobiłam kilka kroków w tył czekając aż ktoś otworzy mi drzwi.Minęło kilka minut,aż w końcu drzwi otworzyła Kathy.Zdziwiona spojrzała na mnie i zastygła w zdumieniu do momentu,kiedy zorientowała się,że przed nią stoi Alex Handerson,ta dziewczynka,a teraz już prawie,że kobieta,którą tak dzielnie pomagała ojcu wychować.Uśmiechnięta od razu mnie przytuliła.
-Alex! To naprawdę ty - Kathy momentalnie porwała mnie w swoje objęcia,nie mogąc uwierzyć,że mnie widzi.Zaprosiła mnie do środka,tłumacząc,że Tata jest w szpitalu.Zdecydowałam się,że poczekam na niego.Oczywiście Kochana Kathy zrobiła mi naleśniki z nutellą i bananmi,od zawsze je kochałam,a ona była chyba jedyną osobą,która o tym wiedziała.
Rozmawiałam z Kathy jakieś dobre dwie godziny.Wyjaśniłam jej dlaczego jestem na Ziemi,przy tym opowiadając również historię związaną z Alison.Starsza kobieta przeraźiła się,lecz słuchała mnie jak zwykle z wielką uwagą.Przedstawiłam jej również świat i życie jakie musiałam przebrnąć w zaświatach.Opowiedziałam o akademii i również o Damon'ie,o tym,że nienajlepiej postąpiłam zakochując się w nim.Kathy nie krytykowała mnie,starała się wysłuchać i zrozumieć moje czyny i kroki.Czułam się z nią swobodnie,ufałam jej.
-Ten chłopak cię kocha? - Spytała,a ja poprawiłam się na krześle czując jak promienieje mi twarz.
-Tak.. - Westchnęłam rozmarzona - Oj kocha ,a przynajmniej tak mówił.
-Cieszę się kruszynko - Posłała mi szczery uśmiech.Jakieś pół godziny później przyjechał Tata.Wszedł,ściągnął swój płaszcz wieszając w garderobie go i wszedł jakby nigdy nic do salonu.Na jego widok od razy zerwałam się z krzesła i bez wahania ruszyłam w jego kierunku.Starszy mężczyzna na początek zdumiony przyjrzał się mi,a po chwili rozchylił ręce na boki dając znak,że chcę mnie przytulić.Zrobiłam to.Przytuliłam ojca,a ten uradowany i szczęśliwy zamknął mnie w mocnym uścisku.
-Nie wiem,czy mam halucynację,ale...Tak dobrze cię widzieć - Szepnął przytulając mnie mocno.

_____________________________________________________________________________________________________________________________





























































piątek, 20 kwietnia 2018

Rozdział 12

Zgodnie z danymi otrzymanymi od Danielle,po śniadaniu od razu pojechałam do miejsca zamieszkania złodzieja kamienia.
Wyszłam z taksówki,która podjechała pod kamienicę i adres,który podałam taksówkarzowi.Wręczyłam mu jeszcze w pośpiechu żądaną sumę za podwózkę i od razu weszłam do kamienicy.
Za klatką schodową znajdował się długi korytarz liczący wiele wejść do mieszkań.Przyjarzałam się kartce z adresem i przechadzając się obok drzwi zerkałam na numery,na nich umieszczonych.Krążyłam jakieś kilka minut,w końcu natknęłam się na dokładny adres.Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi jakby nigdy nic.Odpowiedziała mi cisza.Zapukałam drugi raz,a potem trzeci i czwarty.Po chwili powoli drzwi zaczęły się uchylać,gdy w końcu się otworzyły,moim oczom ukazała się czarnowłosa dziewczyna o jasnej karnacji i raczej szczupłej sylwetce.Była nie wiele wyższa odemnie.I że niby ona miała mieć ten cały kamień księżycowy? Parsknęłam w myślach,lecz na twarzy nie dałam znaku,że coś mogło by mnie bawić.Wyglądała na nie groźną osobę.
-Czy my się znamy? Chyba pomyliłaś mieszkania - Stwierdziła na starcie zmierzając mnie wzrokiem od dołu do góry.
-Yh,Nie znamy się,ale najwyraźniej chyba musimy... - Zaczęłam i również zmierzyłam dziewczynę swoim wzrokiem.
-Kim jesteś i czego chcesz? - Zmarszczyła brwi,usłyszałam jak jej serce przyśpiesza.
-Nie musisz wiedzieć kim jestem - Wyostrzyłam ton głosu,tak jak radziła Dan.
-Nie wiem czego chcesz,ale...Odejdź stąd - Ostrzegła mnie.
-Odejdę jak oddasz to,co zabrałaś - Rzuciłam pewnie,a dziewczyna cofnęła się kilka kroków w tył.
-Pieprz się! - Krzyknęła i błyskawicznie siegnęła po pistolet celując nim wprost do mnie.
-Oddaj kamień,a nie zrobię ci krzywdy! - Uniosłam głos.
-Nie zabierzesz mi go.Zbyt wiele poświęciłam,by teraz oddać go jakiejś bezduszenj istocie! 
-Przekonamy się - Moje oczy zaświeciły,a kły ukazały się gdy rozchyliłam usta.Czułam,że jestem silniejsza w tej postaci.
-Pół wilkołak? Myślisz,że mój pistolet ci nie grozi? - Zaśmiała się szyderczo - Nie wiesz z kim pogrywasz.
-Oddaj kamień - Zażądałam kierując się w stronę dziewczynyy.
-Alex! Nie! Odsuń się od niej! - Usłyszałam za uszami głos Damon'a.Dziewczyna rzuciła coś na ziemię,wybuchło natychmiast otaczając mieszkanie płomieniami.Ogień się szybko rozprzestrzeniał.Dziewczyna zniknęła w oparach dymu,zostawiając mnie samą wśród pożaru.Chwyciłam się za klatkę piersiową czując,jakby coś zablokowało mi dostęp powietrza.Duszności,miałam duszności i nie umiałam za żadne skarby świata złapać tchu.Cofałam się do tyłu w stronę drzwi,ale nogi odmawiały posłuszeństwa,jakbym traciła siły,jakby łapał mnie paraliż.Chciałam krzyczeć,ale nie mogłam.Jakbym w gardle miała kulę,która blokuje wszysktko.
-Alex!! - Głos Damon'a dudniał mi w uszach.Miałam omamy?
-Da...Da..- Próbowałam wychrypić jego imię,ale w tych oparach dymu,nie dało się.
-Mam cię - Poczułam,że ktoś chwycił mnie i w błyskawicznym tempie wydostał się ze mną z płonącej już teraz kamienicy - Alex,alex! Nie zamykaj oczu,patrz na mnie! - Spanikowany głos Damon'a brzęczał w moich uszach.Poczułam grunt pod sobą,otworzyłam oczy nabierając nachalnie powietrza w płuca.Kilka sekund,zanim zorientowałam się,że wampir tu był.Leżałam na chodniku,a on kleczący przy mnie trzymał górną część mojego tułowia w swoich ramionach.Spanikowany i przerażony wpatrywał się we mnie z troską w oczach.Mój  obraz się lekko zamazał,a po chwili totalnie wostrzył.Byłam już pewna,że Damon był tu naprawdę.
-Co tu robisz? - Wychrypiłam cichym głosem i zakaszlałam.
-Nie mogłem zostawić cię samej,nie mogłem - Pocałował moje czoło,a po chwili otoczyło nas kilkoro ludzi pytając,czy wszystko ze mną dobrze.Niektórzy nawet chcieli zadzwonić po pogotowie,ale Damon powiedział,że nie trzeba.Zabrał mnie do domu.Byłam słaba,sama nie wiem dlaczego.Całą drogę do domu przespałam.Dopiero obudziłam się w domu,gdy leżałam na łóżku.Czułam się o sto razy lepiej,niż w momencie duszenia się mędzy płomieniami i oparach dymu.Rozejrzałam się do okoła pokoju.Nie było Damon'a.
-Damon? - Zawołałam,a ten po kilku sekundach znalazł się przy moim łóżku swoją nadludzką szbykością.
-Alex,obudziłaś się.Nareszcie - Usiadł na skraju łóżka - Jak się czujesz? 
-Teraz lepiej...Damon,co tu robisz? - Zapytałam oczekując wyjaśnień.
-Martwiłem się o ciebie.Postanowiłem cię odwiedzić,byłem tu wcześniej,ale nie zastałem cię.Pojechałem pod adres,który podał mi Rick.Całe szczęście,że znalazłem się tam w momencie gdy płonęła kamienica,zdołałem cię uratować,mogłaś zginąć.W ogniu był pył z wilczego ziela.Dlatego się dusiłaś i nie mogłaś złapać tchu między plomieniami.Prawda? 
-Tak...To prawda.Dusiłam się jak nigdy - Przyznałam - Boże...co ja teraz powiem Danielle? Dziewczyna uciekła.Nie Złapałam jej ani nie odzyskałam kamienia.Zawiodłam wszystkich,jak ja im teraz popatrzę w oczy? Zaufali mi,a ja zawiodłam ich... - Spuściłam głowę.
-Nie zawiodłaś.Poza tym...Chyba nie chcesz tak szybko się poddać? - Damon chwycił moją dłoń.
-Nie,ale...Chyba nigdy jej nie znajdę - Powiedziałam zrezygnowana.
-Ty może nie,ale...Ja i ty owszem - Szepnął,a ja wlepiłam w niego wzrok.
- Ze co? Jak to?
-Pomogę ci ją złapać - Powiedział całkiem poważnie,a tak przynajmniej to brzmiało.
-Ale...Damon...
-Nie.Już postanowiłem,pomogę ci i nie ma już żadnych "Ale".Dobrze?
-Jesteś pewny? 
-Jestem,nie zostawię cię tu samej z tą łowczynią.
-Zaraz.Wiesz kim ona jest? 
-Tak.To Alison Argent.Jest łowcą wilkołaków...Poluje na nie,dokładnie tak samo jak jej cała rodzina - Wyjaśnił.
-Jak ją złapiemy? - Spytałam z nadzieją,że Damon ma jakiś plan.
-Coś wymyślimy,jak zawsze.Nie martw się...Będzie dobrze - Zapewnił mnie.
-Dziękuje ci - Wyszeptałam łagodnie.
-Każdy zrobił by to samo.Alex? Jesteś głodna? 
-Trochę - Przynzałam.
-Chodź do kuchni.Zrobię coś do jedzenia - Zapronował.

Wieczorem po kolacji,poszłam od razu wziąć gorący prysznic.Damon siedział w salonie i oglądał mecz koszykówki.
Zamknęłam drzwi na klucz,zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic.Siedziałam tam dobre dwadzieścia minut.Gdy wyszłam osuszyłam ciało,nakremowałam się balsamem i weszłam w piżamę,a następnie opuściłam łazienkę.
Zasłoniłam żaluzję i położyłam się do łóżka.Przymknęłam oczy.Obudziłam się gdy usłyszałam Damon'a wchodzącego do pokoju.
-Nie śpisz jeszcze - Spostrzegł i położył się obok mnie na łóżku.
-Właściwie spałam,ale...
-Obudziłem cię? 
-Tak,ale...Nie przepraszaj - Szepnęłam wpatrując się w oczy Damon'a.
-Dlaczego? - Wymruczał wlepiając we mnie swoję niebieskie oczy.
-Bo..- Zastanawiałam się przez krótką chwilę.Damon był tak seksowny,w jakiś sposób przyciągał mnie do siebie jak magnes,działał na mnie w taki sposób,że nie mogłam być wobec niego obojętna.Coś ciągnęło mnie do niego,nie mogłam zaprzeczać dłużej - Chciałabym zasnąć przy Tobie,chociaż jeden raz - Wyznałam zgodnie z prawdą,a w jego oczach aż zabłyszczało.Był chyba zadowolony i nieco zszokowany moją wypowiedzią - Przy tobie,czuje się...Bezpiecznie -  Powiedziałam cicho.
-Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić - Mruknął z szczerym wyrazem na twarzy,a mnie zrobiło cię cieplej na sercu.
-Nie możesz mnie chronić,tak naprawdę...Nie możemy być razem - Z trudem przeszło mi to przez usta.
-Wiem Alex...Ale...nie zmienię tego,że chcę cię chronić - Oznajmił.
-Dlaczego chcesz ryzykować? - Spytałam zmartwiona.
-Dla miłości warto - Na te słowa zmarszczyłam lekko brwi i uniosłam głowę aby mieć lepszy widok na wampira.
-Dla miłości? O czym ty?... 
-Alex,czuję do ciebie coś,czy tego chcesz czy też nie - Wyrzucił to z siebie z lekkim zrezygnowaniem w głosie.Wiedziałam,że nasza relacja zabrnęła za daleko.Czuliśmy do siebie za dużo,by udawać,że się nie znamy,albo co gorsze? Że się nienawidzimy.
-Damon...Mogę zadać ci pytanie? - wampir skinął głową - Kim dla Ciebie jest Bonnie? - Spytałam niepewnie.
-To moja przyjaciółka.Nikt więcej - Objaśnił.
-Nie powiedziałeś mi,że się przyjaźnicie.
-Były lepsze tematy - Skwitował z lekką ironią w głosie.
-Czy ona...Czy ona wie? - Spytałam,a wampir zamyślił się na niedługą chwilę jakby się wahał odpowiedzieć.
-Nie - Odparł w końcu i przybliżył się do mnie - Nikt nie wie,prócz Alarick'a.
-Boisz się? - Zaszeptałam.
-Tak,boję się...Że cię stracę - Mruknął i przysunął mnie do siebie,a ja wygodnie wtuliłam się w jego tors.
-Wiesz,że to w końcu nastąpi,prawda? - Mój głos lekko się załamał.
-Coś wymyślę,obiecuje - Ucałował czubek mojego czoła,a ja przymknęłam powoli powieki i zasypiałam w jego ramionach.Czułam się bezpiecznie,jak nigdy dotąd.Czułam jak co chwilę ręka wampira głaszczę mi włosy,co sprawiało,że bardziej zasypiałam.


-Dzień dobry - Przywitał mnie brunet w momencie,gdy weszłam zaspana do kuchni.
-Hej,co tak pachnie? - Spytałam widząc,że damon smaży coś na patelni.
-Robię ci naleśniki,mam nadzieję,że lubisz.
-Uwielbiam - Przyznałam,a na twarzy chłopaka wymalował się zwycięski uśmiech.
-Mam dobrą wiadomość - Powiedział i nałożył na talerz gotowego już naleśnika i polał go sosem truskawokowym.
-Jaką wiadomość? - Usiadłam na krześle kuchennym.
-Wiem,gdzie jest Alison - Podłożył mi pod nos talerz z naleśnikiem - Ale najpierw zjedz,smacznego.
-Jak ją namierzyłeś? - Zapytałam ciekawa szczegółow.
-Byłem dziś z rana w jej kamienicy.Krążyłem trochę po mieszkaniu...Udało mi się znaleźć kilka ciekawych tropów i pomocnych wskazówek,więc jestem w 90 % przekonany,gdzie teraz może być - Wampir był tak pewny siebie.Uśmiechnęłam się lekko zastanawiając się,co bym zrobiła,gdyby jego tu nie było.Cieszyłam się,że teraz w tym momencie tu był,że mogłam na niego liczyć.
-Mamy jakiś plan? - Spytałam nabijając na widelec kawałek naleśnika.
-Tak,pojedziemy do firmy jej ojca - Rzucił.
-Jak to? Przecież mamy złapać Alison,a co najważniejsze? Odzyskać kamień - Zjadłam kawałek naleśnika.
-Tak,ale Alison nie jest taka głupia.Złapiemy jej ojca,musimy użyć małego szantażu.
-Damon - Zganiłam go wzrokiem - Nie powinniśmy mieszać do tego jej ojca.Jest niewinny.
-Alex,gdy grasz w nieczystą grę,musisz również grać nie fair.Inaczej przegrasz.
-Nie wiem,to jej ojciec...
-Właśnie.Jest najważniejszą osobą w jej życiu. Myślisz,że poświęci jego życie dla jakiegoś głupiego kamienia?
Nie byłam pewna co,do planu wampira,ale musiałam przyznać,że ja nie miałam chyba lepszego pomysłu,dlatego od razu po śniadaniu pojechaliśmy oboje do biura,w którym pracował jej ojciec.Był on w Londynie,oh tak.Moje Miasto.Znałam tutaj każdy zakątek i szczerze mówiąc było miło znów tutaj wrócić.Razem z ciemnowłosym weszliśmy do dużego wieżowca,od razu powędrowaliśmy do sekretarki,która nie chciała nas wpuścić do gabinetu swojego szefa,ale na szczęście wampir użył swoich wampirzych zdolności i swoją hipnozą sprawił,że sekretarka w szybkim tempie,zmieniła zdanie z uśmiechem na ustach.
-Dziękuje,w takim razie,my już pójdziemy - Zakomunikował Damon,a sekretarka posłała nam sympatyczny uśmiech.Oboje ruszyliśmy w stronę wind.Pojechaliśmy na 15 piętro w dość ekspresowym tempie.Po wyjściu automatycznie wparowaliśmy oboje bez pukania do gabinetu Argenta,który siedział na skórzanym obracanym fotelu przy swoim drewnianym eleganckim biurku.
Facet wyglądał na około 40 lat.Miał na sobie ciemny garnitur i wydwał się na racjonalnego biznesmena.
-Przepraszam,ale kto was tu wpuścił? Mówiłem wyraźnie,że jestem zajęty - Oburzył się.
-Tak się składa,że my też.Nie poświęcimy ci całej wieczności - Syknął Damon.
-Co proszę? - Facet zmarszczył brwi i wstał z krzesła posyłając wampirowi wrogie spojrzenie.
-Twoja córeczka,przywłaszczyła sobie coś,co raczej do niej nie należy - Wysyczał wampir.
-Co chcecie od mojej córki? Zaraz wezwę ochronę! - Zagroził.
-Myślę,że nie będzie trzeba - Damon wampirzym,ekspresowym tempem znalazł się przy mężczyźnie.
-Damon! - Zawołałam,gdy ten chwycił go za garnitur i lekko aż podniósł.Złość Damon'a się pogłebiała.
-Alex,weź jego telefon - Powiedział do mnie rozkazującym tonem,a twarz mężczyzny nabrała paniki.
-Nie macie prawa! - Krzyknął biznesmen,a Damon mocno pchnął go do ściany po czym przycisnął ku niej.
Wzięłam telefon Argent'a,wiedziałam co powinnam zrobić teraz.Wampir przedstawił mi plan w drodze do Londynu.Wyszukałam w kontaktach Alison i wcisnęłam jej numer.Dałam na głośno mówiący,sygnał za sygnałem,aż w końcu usłyszałam głos naszej porywaczki księżycowego kamienia.Damon i ja wymieniliśmny się znaczącym spojrzeniem,jego plan powoli działał.
-Tato? Jesteś tam? - Zapytała gdy słyszała ciszę.
-Alison - Odezwałam się łagodnie - Twój tata jest z nami - Poinformowałam.
-Że co? Nie! Nie róbcie mu krzywdy! Nie! - Krzyknęła.
-Musisz oddać kamień - Zażądałam.
-Nic nie rozumiecie! - Wrzasnęła.
-Nie oddasz kamienia? To lepiej szykuj pogrzeb dla swojego tatusia! - Warknął Damon.
Nasz szantaż zadziałał.Po jakichś 30 minutach Alison pojawiła się w biurze swojego ojca,była zdenerwowana.
-Tato! Nic ci nie jest? - Alison podbiegła do Argenta rzucając Damon'owi zabójczy wzrok.
-Wszystko w porządku ze mną,lepiej mi wyjaśnij skąd znasz tych ludzi? - Zapytał ją zdezorientowany ojciec.
-Teraz to nie istotne - Wzruszyła ramionami kierując swoją postać w kierunku nas.
-Dlaczego ukradłaś kamień? - Zapytałam.
-Nie ja to zrobiłam - Syknęła przez zęby.
-Ale brałaś w tym udział.Mogłam przez ciebie wczoraj zginąć - Wypomniałam jej.
-Gdybym nie wzięła kamienia,zostałabym zabita.Zrobilibyście na moim miejscu to samo.Chroniłam siebie i bliskich.Każdy by tak zrobił,ale...Wy nie,prawda? Jesteście bezduszni,dbacie tylko o własne tyłki! Egoistyczne,bezduszne istoty,wcielone zło,powinnam była cie zabić - Fuknęła,a Damon ruszył się z wściekłości.Miał ochotę ją rozszarpać na strzępy,widziałam to po nim.
-Kto dał ci kamień? - Zapytał poirytowany wampir.
-Pewna wampirzyca.Nie mogę nic więcej powiedzieć - Wyciągnęła z kieszeni swojej skórzanej kurtki kamień.
-Musimy wiedzieć...Akademia w zaświatach jej szuka.To istotne Alison,proszę powiedz - Poprosiłam.
-To Victoria Reed - Wyznała patrząc na Damon'a,który wydwał się jakby ją znał.
-Oh nie - Pokręcił niezadowolony głową,a Alison podała mi do ręki kamień.
-Victoria się zemści na wszystkich,już po nas - Burknęła Argent,tymczasem jej ojciec przysłuchiwał się nam.
Po odzyskaniu kamienia oboje opuściliśmy wieżowiec należący do Argenta.Wróciliśmy tej nocy do hotelu,bo byliśmy zbyt zmęczeni by jechać do yellow field.Ciemnowłosy nie odzywał się na temat Victorii,pomimo,że prawdopodobnie ją znał,nie chciał rozmawiać o niej.Zjedliśmy ciepły posiłek i około 17:00 udaliśmy się do pokoju.Wampir był nieobecny,ciągle o czymś myślał i starał się to ukryć,to chyba jednak nie umiał.Wiedziałam,że coś go trapi i męczyło mnie to,że był trochę niedostępny z swoimi zmartwieniami do mnie.
-Damon? Możesz mi w końcu powiedzieć,co się dzieje? - Zapytałam zamykając za sobą drzwi do pokoju.
-Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - Poprosił.
-Widzę,że coś jest nie tak.Martwisz mnie - Wyznałam zmartwiona.
-Mamy kamień,misja zaliczona - Skwitował biernym tonem głosu.
-Damon... 
-Idę się przejść.Wrócę za niedługo - I wyszedł jakby nigdy nic z pokoju.Usiadłam zrezygnowanie na łóżku rozkminiając swoje czarne myśli i niepokoje.Nie chciałam naciskać na Damon'a,ale też nie chciałam być obojętna.Czułam,że coś go trapi,coś o czym nie chce mi powiedzieć.Skierowałam się w stronę łazienki i niespodziewanie usłyszałam otwierające się drzwi.
Odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych i zamarłam,bo zobaczyłam kogoś,kogo się niespodziewałam tutaj.W drzwiach stała Alison Argent  z napiętym wymierzonym wprost we mnie łukiem.Skupiona zrobiła krok ku mnie,nie spuszczając łuku z mej postaci.

_______________________________________________________________________________________________________________



















































niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 11

Pierwsze oznaki tego,że jestem wilkołakiem zaczęły się ukazywać gdy miałam jakieś 6 lat.Mieszkałam wtedy z Tatą i opiekunką Kathy.
Zaczęło się od tego gdy dostałam na gwiazdkę szczeniaka,którego nazwałam Baylor.Psiak już nie żyje,bo biedaczek został potrącony przez samochód,ale miałam go jakieś 3 lata,czyli w sumie niedługi czas.Pamiętam,że nawiązałam z nim niezwykłą więź.
To nie była więź jaką inny człowiek nawiązywał z psem.To było coś głębszego i bliższego.Rozumiałam jego sygnały.Można by powiedzieć,że rozumieliśmy się bez słów.Gdy szczekał,Kathy zawsze zganiała go,rozkazując aby się uciszył,ale Baylor nigdy jej nie słuchał.Nie tylko jej się nie słuchał,słowa Taty również na niego nie działały,jedyną osobą jakiej za każdym razem się słuchał,byłam ja.Nie musiałam mówić,wystarczyło moje spojrzenie w jego stronę,a on robił się potulny jak baranek.Kolejnym zaskakującym faktem były...Koty,które panicznie uciekały na mój widok.Płoszyły się,stroszyły sierść przybierając pozycję do ataku.
Siła też tutaj odgrywała dużą rolę.Jako mała dziewczynka,umiałam podnieść rzeczy,które ledwo podniósłby dwunastoletni chłopak.Bardzo podpadające prawda? Wyczuwałam zapach Taty z około 1 km,to samo tyczyło się Kathy.Miałam wyostrzony słuch,potrafiłam usłyszeć osobę z drugiego końca budynku.Zawsze w ten sposób podsłuchiwałam Tatę lub Kathy.Ich rozmowy nieraz były bardzo ciekawe,jako mała dziewczynka wiedziałam za dużo,totalnie za dużo,nie wiedziałam czemu tak mam,aż do momentu gdy powiedziałam o tym wszystkim Kathy,która już wcześniej zaczęła coś podejrzewać,ale nigdy nic nie powiedziała na ten temat.
Miałam różne koszmary,czasem śniły mi się sny,które się spełniały.Tak jak w przypadku Pani Watson,naszej zmarłej sąsiadki.W noc jej śmierci miałam sen,że Pani Watson umarła.Obudziłam się i pobiegłam do pokoju Kathy,która wówczas u nas spała.Powiedziałam jej z przerażeniem o wszystkim,ale ona mnie uspokoiła,twierdząc,że to tylko zły sen.Nie dziwie jej się,dzieci czasami miewają złe sny,z resztą jak każdy,ale następnego dnia wszystko się zmieniło.Kathy dowiadując się o śmierci naszej sąsiadki,która przyśniła mi się w nocy,przeraziła się i od razu poszła opowiedzieć o wszystkim tacie,ale on uznał,że to jakiś zbieg okoliczności.
Do dziewiątego roku życia ja i Kathy ukrywałyśmy przed Tatą,moje nadzwyczajne zdolności.Kathy podawała mi jakieś zioła przez te lata,dzięki nim,miałam kontrolę nad sobą.Niestety...W dniu moich dziesiątych urodzin odbyłam pierwszą zmianę jako wilkołak.Pamiętam,że stało się to w nocy,spałam i nagle się obudziłam,czując jak kości się poszerzają,a potem pękają by złożyć się w inny kształ.Bardzo bolało,darłam się jak opętana.Myślałam,że moje ciało płonie.Czułam strzelające kości,ból był nie do zniesienia.Paznokcie gwałtownie się wydłużyły zmieniając się w okropne pazury.Na nadgarstku,rękach,dłoniach,wyrastała kłująca nie długa sierść.W sumie to na większości ciała pojawiła się sierść.Włosy zostały,ale układ szczęki był inny,miałam zupełnie inne uzębienie.Pamiętam,że gdy Kathy i Tata weszli do pokoju,byli zszokowani,a potem z tego co mówiła mi Kathy,zemdlałam.
Przez parę dni Tata mnie unikał.Zostawał dłużej w szpitalu,do domu wracał kiedy spałam i znikał zanim zdążyłam się obudzić.zuł
Czułam się samotna,pomimo tego...Że Kathy poświęcała mi dużo czasu,brakowało mi Taty.Był w szoku,nie mógł pogodzić się z myślą,że jego córka jest...istotą nadprzyrodzoną.Dopiero po tygodniu odważył się wejść do mojego pokoju,pytając,czy wiem co się ze mną dzieje.Pamiętam,że odpowiedziałam mu wtedy,że jestem potworem i,że nie chcę taka być.Tata mnie przytulił i obiecał,że postara się coś z tym zrobić,ale wiedziałam,że był bezradny i obawiałam się,że czeka mnie coś złego.Nie myliłam się.Dwa dni później usłyszałam przez przypadek rozmawiającego Tatę z Kathy,była już późna godzina,ale nie mogłam wtedy spać,dlatego uchyliłam drzwi swojego pokoju,by móc lepiej słyszeć konwersację dobiegającą z dołu.Coś mnie zaniepokoiło i słusznie...


5 Czerwca 2010 Rok


-To nie jej wina - Odezwała się Kathy.
-Mieszkam pod jednym dachem z potworem! - Wydarł się pół głosem Ojciec,jego głos był warkliwy.
-Nie mów tak - Zganiła go Kathy.
-To co dzieje się z nią...Nie jest normalne,Kathy.
-Powinniśmy jej pomóc.Jest jej ciężko.
-Kathy,to coś jest jak dzikie zwierzę...Nie wiemy do czego jest zdolne! 
-Nie mów tak o niej.Pomożemy jej...Przejdziemy przez to z nią.
-Widziałaś co stało się z nią ostatnio...? Była jak potwór - Zasyczał.
-Ale jest nadal twoją córką.
-Dlatego odpowiedni ludzie jej pomogą.Wyciągnę ją z tego - Po chwili rozległo się mocne trzaśnięcie drzwiami.Głosy ucichły,dopiero po chwili spostrzegłam,że Tata musiał wyjść z domu.Był wściekły,a ja? Byłam smutna i przygnębiona.Miałam wrażenie,że nikt mnie nie rozumie.Podeszłam do okna.Samochód Taty ruszył z pod garażu i odjechał.Po moich policzkach spłynęło kilka słonych łez.
Dwa Tygodnie później Kathy spakowała moje rzeczy do małej fioletowej walizki,która była jedną z moich ulubionych walizek.Pojechaliśmy we trójkę do ośrodka DPA.Pracowało tam wielu naukowców,którzy zajmowali się sprawami paranormalnymi.Tata tłumaczył mi,że ci ludzie mają mi pomóc,ale jakoś wtedy nie chciałam w to wierzyć.
-Już pora na Ciebie.Doktor chce cię poznać.Idź do gabinetu,poczekam tu na Ciebie - Kathy usiadła w poczekalni i rzuciła mi pocieszające spojrzenie.Niepewnie ruszyłam do gabinetu.Za biurkiem siedział doktor,wyglądał na około czterściedzi lat,na jego biurku leżała sterta kartek i kilka teczek.Schował to wszystko do jednej z szuflady i uniósł wzrok na mnie.
-Cześć Alex - Obrał przyjazny ton głosu uśmiechając się - Siadaj,śmiało - Zachęcił.Stanęłam przy drzwiach i zamknęłam je powoli za sobą spoglądając w milczeniu na doktora - Nazywam się Rieux mccall.Pomyślałem sobie,że byłoby bardzo dobrze,gdybyśmy nieco lepiej się poznali.Twój Tata dzwonił do mnie jakieś dwa tygodnie temu,mówił...że masz problem.Opowiesz mi o nim?
Usiadłam na krześle przy biurku doktora Rieux'a,a on poprawił się na swoim fotelu czekając na moją wypowiedź.
-Mój Tata panu nie mówił? - Zapytałam cicho,a Rieux wziął głęboki oddech i zaczął powoli.
-Alex,moja praca...To badanie różnych dziwnych zjawisk.Próbuje je wyjaśniać.Jak to,co przydarza się Tobie...Prawda,Alex?
-Tak... - Powiedziałam pół głosem.
-Tata mówił,że....Masz jakieś nadnaturalne zdolności.Możesz mi coś o tym powiedzieć?
-Nie wiele pamiętam z przemiany - Odpowiedziałam spuszczając wzrok
-Przemiany?
-Tak,podczas pełni - Odpowiedziałam.
-Od jak dawna Ci się to przydarza? 
-Kathy mówi,że pierwsze oznaki miewałam już kiedy miałam 6 lat.
-Rozumiem.Podczas pełni...Co się dzieje? Czy możesz mi o tym opowiedzieć?
-To stało się w nocy.Spałam i...Obudziłam się.Przez okno mojego pokoju świecił księżyc,oświetlał mi moją twarz.Wtedy poczułam,że robi mi się gorąco.Czułam ból,moje całe ciało zaczęło pokrywać się włosami,a raczej...sierścią.Miałam też większe zęby.
-Jesteś pewna,że to nie był sen? - Spytał podejrzliwym tonem głosu.
-Nie,Kathy i Tata weszli do pokoju,ale...Właśnie w tym momencie zemdlałam.
-Widzieli to,na własne oczy? 
-Tak.Widzieli to - Doktor patrzył na mnie jakby zobaczył ducha,Był chyba przerażony,zszokowany i trudno było mu to poukładać.
-Będziesz musiała zostać pod obserwacją - Oświadczył i wstał od biurka.Wiedziałam,że czeka mnie ciężki czas i szczerze? Byłam przerażona.



-Słuchaj,pierwszą misję jaką będziesz musiała wypełnić...Jest znalezienie księżycowego kamienia - Uprzedziła mnie Danielle gdy obie weszłyśmy do jej niedużego biura - Kamień został skradziony,więc prawdopodobnie ktoś go ma.Mamy pewne tropy,ale niestety nauczyciele są zajęci,nie mamy czasu szukać sprawcy - Wyjaśniła i usiadła przy swoim biurku otwierając jakiś zeszyt.
-Co to za istota? - Spytałam.
-Prawdopodobnie wampir.Zostawiła swój zapach w zaświatach.Czarownice próbowały na jego podstawie ustalić kim dokładnie jest,ale jedyne,czego udało nam się dowiedzieć,to lokalizacja tej istoty.Jest teraz w Yellow Field.
-Yellow Field? Znam te miasteczko.Jest jakieś 60 km od Londynu.
-Tak,to prawda.Myślę,że będzie ci łatwiej.Znasz te tereny - Zauważyła.
-A jeśli nie znajdę tej istoty? 
-Wyślę ci posiłki do pomocy,ale...Na razie postaraj się działać sama,dobrze? Im więcej naszych,tym mniejsze szanse na złapanie jej.Istota może wyczuć,że coś jest nie tak.Najlepiej działać samemu.Ufam ci,wiem,że dasz sobie radę.
-A co jeśli nie dam? - Na mojej twarzy wymalowało się zaniepokojenie.
-Alarick nie bez powodu wybrał cię na podróżniczkę.Wiem,że dasz sobię radę - Zapewniła mnie.
-Mam nadzieję,że uda mi się wam pomóc - Szepnęłam bez przekonania.

Dzień przed teleportacją na ziemię,siedziałam cicho w swoim pokoju,gotowa na wszystko.Miałam cichą nadzieję,że Damon się pojawi.Kilkakrotnie zerkałam na naszyjnik,spoczywający na mojej szyi,a uśmiech z automatu sam malował się na mej twarzy.
-Spakowana? - Spytał Damon,a ja natychmiast odwróciłam się do niego przodem swojej postaci.
-Znowu wskoczyłeś przez okno? - Uśmiechnęłam się,a ten kiwnął głową.
-Owszem - Odpowiedział i spojrzał na moją niedmokniętą walizkę.
-Zamkniesz mi ją? - Poprosiłam - Próbowałam już kilka razy - Powiedziałam zrezygnowanie.
-Jasne - Wampir pewnym krokiem znalazł się przy walizce.Z łatwością ją zamknął do końca i posłał mi triumfalny uśmieszek.
-Dziękuje - Szepnęłam,a mój wzrok przeniósł się na podłogę.
-Alex? - Pokonał dystans jaki nas dzielił.
-Damon... - Zaczęłam gdy ten chciał mnie pocałować.
-Cii...- Wampir spojrzał mi głęboko w oczy gładząc moje policzki.Po chwili ucałował moje czoło - Uważaj na siebie.
-Będę - Zapewniłam z bladym uśmiechem na ustach.Zamknęłam na chwile oczy,poczułam powiew zimnego powietrza i gdy uchyliłam swoje powieki,wampira już nie było.Zamknęłam otwarte okno,następnie położyłam się do łóżka.Długo nie mogłam zasnąć,moje myśli krążąyły w okół wampira,w okół tego jak bardzo wpadłam w pułpakę miłości,która pochłaniała mnie coraz bardziej.

O świcie miałam wyjść przed akademik z swoją walizką.Na zewnątrz przed wejściem,stała Danielle i czarownica Emily.
-Witaj Alex - Przywitała mnie czarownica.Była kotwicą,to ona mnie miała przeleportować na ziemię.
-Dzień dobry.

-Jesteś gotowa? - Spytała Danielle,a ja skinęłam głową.Danielle przytuliła mnie,szepcząc do ucha,że we mnie wierzy.
-Już czas na nas - Poganiała Emily.
-Powodzenia - Szepnęła Danielle,a ja rzuciłam jej ostatnie spojrzenie i podążyłam za Emily.
Opuściłyśmy posesję akademika i weszłyśmy do lasu,Emily przez kilka minut wymawiała jakieś zaklęcie,które nie było mi znane.W końcu ujrzałam światło,które niemalże oślepiło mnie,dlatego obiema rękami zakryłam oczy.Otoczył nas wiatr,który był dość silny.Moje włosy latały we wszystkie strony,aż trudno było mi nabrać powietrza w płuca.Zerknęłam na czarownicę i na swiatło,które przed nią unosiło się jak ogromna kula słoneczna.Poczułam,że unoszę się nad ziemią i lecę wprost ku portalowi.
-Do zobaczenia! - Krzyknęła do mnie i swoją mocą pchnęła mnie w środek rozpalonej światłem kuli.Miałam wrażenie jakbym przepchnęła się przez wrzącą wodę.Z wrażenia aż krzyknęłam lecąc jakimś długim jasnym tunelem.
Nie pamiętam ile to trwało.Obudziłam się w parku przy jakiejś fontannie.Rozejrzałam się do okoła i mozolnie podniosłam swój tyłek z trawnika.W parku nie było żywego ducha,a przynajmniej na ten moment.Stając na równe nogi spostrzegłam jakąś starszą kobietę,która powoli szła ścieżką w stronę bloków mieszkalnych.Bez zastanowienia ruszyłam w jej stronę,by czegoś się dowiedzieć.
-Przepraszam! - Wykrzyknęłam doganiając kobietę.
-Tak? - Przygarniona staruszka uniosła swój wzrok na mnie.
-Czy mogłaby Pani mi powiedzieć,która godzina? - Spytałam dysząc.
-Oczywiście dziecinko,już ci mówię - Popatrzyła na zegarek,który nosiła na swym nadgarstu - Już po 9:00.
-Oh,dziękuje - Uśmiechnęłam się.
-To twoja walizka? - Zapytała patrząc na walizkę,która stała przy fontannie.
-Tak,ja...Przyjechałam właśnie dzisiaj - Wyjaśniłam szybko.
-Skąd jesteś? 
-Z Londynu.Może Pomogę Pani z zakupami? - Zauważyłam jej siatkę z zakupami.
-Oh nie trzeba dziecko.Mam niedaleko do domu.
-Pomogę Pani z przyjemnością.Pójdę po walizkę,zaraz wracam - Wróciłam się po bagaż.Wolna ręka przejęła siatkę tej starszej kobiety.Pomogłam jej zanieść zakupy,nie wchodziłam do środka.Od razu poszłam dalej.W czasie wędrówki po Miasteczku,wyciągnęłam kartkę z adresem mieszkania,które zapewniła mi już wcześniej Danielle.Pytając ludzi,którzy znali doskonale ten teren,doszłam jakoś do miejsca w którym miałam się zatrzymać.Okazało się,że to nie było tylko mieszkanie,ale dom.Stanęłam na posesji i zwiedziłam wzrokiem budynek.Był biały,ale dach był już ciemniejszy.Przyznam szczerze,że wyglądał całkiem przytulanie.



Wyciągnęłam klucze,otrzymane wcześniej przez Danielle i powędrowałam do wejścia.Wcisnęłam klucz do zamka,przekręciłam i powoli weszłam z walizką do środka.
Dom wydawał się rodzinny,raczej nie dla singla,lecz dla osoby,która miała tu jakąś rodzinę.
Nie spytałam Danielle,czy ten dom należał do niej,więc nie mam pojęcia do kogo może należeć,albo należał.W każdym bądź razie dom i jego wnętrze przypadły mi do gustu,wszystko było przytulne i miłe.Duży salon z kanapami mówił za siebie,był bardziej stworzony dla kilku osobowej rodziny.Kuchnia również nie grzeszyła małym miejscem,podobnie jak jadalnia i pokoje na górze.
Zjadłam lekki kolacyjny posiłek i sprawdziłam w zeszycie,który dostałam od Danielle punkty które mam wykonać.Pierwszym punktem,było odnalezienie istoty,drugim jej obserwacja,trzecim już jest punkt zaczepienia,a kolejny już punkt? Nakazuje wręcz odzyskać księżycowy kamień,który został skradziony.Muszę na spokojnie wymyślić skuteczny plan i działać zgodnie z tym jak radziła Dan.Nie mogę panikować,muszę jasno pomyśleć,żeby nie popełnić niepotrzebnych błędów.Nie mogę zawieść akademii,a tymbardziej Danielle i Rick'a.To oni otwarli mi furtkę na jakieś nowe doświadczenia,więc muszę być posłuszna i wdzęczna.
Odłożyłam zeszyt podchodząc do okna za którym zawitała mnie ciemna noc.Dopiero teraz zorientowałam się,jak bardzo różni się niebo w zaświatach od nieba tutaj na ziemi.Niby takie same,a jednak inne.W zaświatach gwiazdy były widoczne o wiele bardziej niż te,które widzą ziemianie.Czy dziwiło mnie to? Nie,po tym co przeszłam,nic już mnie nie zdziwi.Tak myślę...


***

-Damon! - Ciemnowłosa czarownica zawołała,gdy ujrzała mnie wchodzącego do windy.
-Bonnie - Ucieszyłem się na jej widok,a ta dołączyła wchodząc również do windy.
-Hej,szukałam się - Oświadczyła z sympatycznym uśmiechem na ustach.
-Yh,tak..Byłem w altance - Wyjaśniłem zgodnie z prawdą.
-Nadal tam chodzisz? Myślałam,że znudziło ci się chodzenie do tej starej altanki.Nikt tam nie chodzi - Skrzywiła się lekko.
-Właśnie dlatego tam chodzę - Zaśmialiśmy się oboje.
-Nie spotykasz się z swoją tajemniczą wybranką? 
-Bon - Zmierzyłem ją wzrokiem,a ta wyszczerzyła zęby jakby chciała powiedzieć "Żartuje,to nie moja sprawa" 
-Przepraszam,nie chciałam być wścibksa - Speszyła się.
-Bon,nic się nie stało.Obiecuje,że jak tylko będę pewny tej relacji,dowiesz się o wszystkim pierwsza.
-Coś cię chyba trapi - Zauważyła,pomimo tego,że próbowałem to ukryć.
-Może - Wzruszyłem ramionami,a winda się otworzyła.Oboje wydobyliśmy się z niej idąc w stronę kawiarni.
-Damon? Znam cię nie od dziś.Co się dzieje? Mów - Zażądała przyjacielskim głosem.
-Bon,nie martw się.Lepiej powiedz jak ci idą zaklęcia? - Zmieniłem temat wchodząc z czarownicą do kawiarni.
-Coraz lepiej,ale chciałabym poznać też nieco ciemniejszą stronę magii,wydaje się ciekawsza - Myślałem o Alexandrze.O tym,czy daje sobie radę.Chciałbym być teraz przy niej,nie chcę jej zostawiać samej.Wiem,że zna ziemie jak nikt z nas,ale moim zdaniem,nie jest tak bardzo doświadczona,jak naprzykład Rick czy ja.Usiadłem z Bonnie przy stole.Bon cały czas coś mówiła,udawałem,że słucham,ale chyba byłem kiepskim przyjacielem,bo myślami uciekałem do miejsc z Alex.Cholera,czy ja jestem tak bardzo zakochanym egoistą? 

________________________________________________________________________________________________________________