piątek, 20 kwietnia 2018

Rozdział 12

Zgodnie z danymi otrzymanymi od Danielle,po śniadaniu od razu pojechałam do miejsca zamieszkania złodzieja kamienia.
Wyszłam z taksówki,która podjechała pod kamienicę i adres,który podałam taksówkarzowi.Wręczyłam mu jeszcze w pośpiechu żądaną sumę za podwózkę i od razu weszłam do kamienicy.
Za klatką schodową znajdował się długi korytarz liczący wiele wejść do mieszkań.Przyjarzałam się kartce z adresem i przechadzając się obok drzwi zerkałam na numery,na nich umieszczonych.Krążyłam jakieś kilka minut,w końcu natknęłam się na dokładny adres.Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi jakby nigdy nic.Odpowiedziała mi cisza.Zapukałam drugi raz,a potem trzeci i czwarty.Po chwili powoli drzwi zaczęły się uchylać,gdy w końcu się otworzyły,moim oczom ukazała się czarnowłosa dziewczyna o jasnej karnacji i raczej szczupłej sylwetce.Była nie wiele wyższa odemnie.I że niby ona miała mieć ten cały kamień księżycowy? Parsknęłam w myślach,lecz na twarzy nie dałam znaku,że coś mogło by mnie bawić.Wyglądała na nie groźną osobę.
-Czy my się znamy? Chyba pomyliłaś mieszkania - Stwierdziła na starcie zmierzając mnie wzrokiem od dołu do góry.
-Yh,Nie znamy się,ale najwyraźniej chyba musimy... - Zaczęłam i również zmierzyłam dziewczynę swoim wzrokiem.
-Kim jesteś i czego chcesz? - Zmarszczyła brwi,usłyszałam jak jej serce przyśpiesza.
-Nie musisz wiedzieć kim jestem - Wyostrzyłam ton głosu,tak jak radziła Dan.
-Nie wiem czego chcesz,ale...Odejdź stąd - Ostrzegła mnie.
-Odejdę jak oddasz to,co zabrałaś - Rzuciłam pewnie,a dziewczyna cofnęła się kilka kroków w tył.
-Pieprz się! - Krzyknęła i błyskawicznie siegnęła po pistolet celując nim wprost do mnie.
-Oddaj kamień,a nie zrobię ci krzywdy! - Uniosłam głos.
-Nie zabierzesz mi go.Zbyt wiele poświęciłam,by teraz oddać go jakiejś bezduszenj istocie! 
-Przekonamy się - Moje oczy zaświeciły,a kły ukazały się gdy rozchyliłam usta.Czułam,że jestem silniejsza w tej postaci.
-Pół wilkołak? Myślisz,że mój pistolet ci nie grozi? - Zaśmiała się szyderczo - Nie wiesz z kim pogrywasz.
-Oddaj kamień - Zażądałam kierując się w stronę dziewczynyy.
-Alex! Nie! Odsuń się od niej! - Usłyszałam za uszami głos Damon'a.Dziewczyna rzuciła coś na ziemię,wybuchło natychmiast otaczając mieszkanie płomieniami.Ogień się szybko rozprzestrzeniał.Dziewczyna zniknęła w oparach dymu,zostawiając mnie samą wśród pożaru.Chwyciłam się za klatkę piersiową czując,jakby coś zablokowało mi dostęp powietrza.Duszności,miałam duszności i nie umiałam za żadne skarby świata złapać tchu.Cofałam się do tyłu w stronę drzwi,ale nogi odmawiały posłuszeństwa,jakbym traciła siły,jakby łapał mnie paraliż.Chciałam krzyczeć,ale nie mogłam.Jakbym w gardle miała kulę,która blokuje wszysktko.
-Alex!! - Głos Damon'a dudniał mi w uszach.Miałam omamy?
-Da...Da..- Próbowałam wychrypić jego imię,ale w tych oparach dymu,nie dało się.
-Mam cię - Poczułam,że ktoś chwycił mnie i w błyskawicznym tempie wydostał się ze mną z płonącej już teraz kamienicy - Alex,alex! Nie zamykaj oczu,patrz na mnie! - Spanikowany głos Damon'a brzęczał w moich uszach.Poczułam grunt pod sobą,otworzyłam oczy nabierając nachalnie powietrza w płuca.Kilka sekund,zanim zorientowałam się,że wampir tu był.Leżałam na chodniku,a on kleczący przy mnie trzymał górną część mojego tułowia w swoich ramionach.Spanikowany i przerażony wpatrywał się we mnie z troską w oczach.Mój  obraz się lekko zamazał,a po chwili totalnie wostrzył.Byłam już pewna,że Damon był tu naprawdę.
-Co tu robisz? - Wychrypiłam cichym głosem i zakaszlałam.
-Nie mogłem zostawić cię samej,nie mogłem - Pocałował moje czoło,a po chwili otoczyło nas kilkoro ludzi pytając,czy wszystko ze mną dobrze.Niektórzy nawet chcieli zadzwonić po pogotowie,ale Damon powiedział,że nie trzeba.Zabrał mnie do domu.Byłam słaba,sama nie wiem dlaczego.Całą drogę do domu przespałam.Dopiero obudziłam się w domu,gdy leżałam na łóżku.Czułam się o sto razy lepiej,niż w momencie duszenia się mędzy płomieniami i oparach dymu.Rozejrzałam się do okoła pokoju.Nie było Damon'a.
-Damon? - Zawołałam,a ten po kilku sekundach znalazł się przy moim łóżku swoją nadludzką szbykością.
-Alex,obudziłaś się.Nareszcie - Usiadł na skraju łóżka - Jak się czujesz? 
-Teraz lepiej...Damon,co tu robisz? - Zapytałam oczekując wyjaśnień.
-Martwiłem się o ciebie.Postanowiłem cię odwiedzić,byłem tu wcześniej,ale nie zastałem cię.Pojechałem pod adres,który podał mi Rick.Całe szczęście,że znalazłem się tam w momencie gdy płonęła kamienica,zdołałem cię uratować,mogłaś zginąć.W ogniu był pył z wilczego ziela.Dlatego się dusiłaś i nie mogłaś złapać tchu między plomieniami.Prawda? 
-Tak...To prawda.Dusiłam się jak nigdy - Przyznałam - Boże...co ja teraz powiem Danielle? Dziewczyna uciekła.Nie Złapałam jej ani nie odzyskałam kamienia.Zawiodłam wszystkich,jak ja im teraz popatrzę w oczy? Zaufali mi,a ja zawiodłam ich... - Spuściłam głowę.
-Nie zawiodłaś.Poza tym...Chyba nie chcesz tak szybko się poddać? - Damon chwycił moją dłoń.
-Nie,ale...Chyba nigdy jej nie znajdę - Powiedziałam zrezygnowana.
-Ty może nie,ale...Ja i ty owszem - Szepnął,a ja wlepiłam w niego wzrok.
- Ze co? Jak to?
-Pomogę ci ją złapać - Powiedział całkiem poważnie,a tak przynajmniej to brzmiało.
-Ale...Damon...
-Nie.Już postanowiłem,pomogę ci i nie ma już żadnych "Ale".Dobrze?
-Jesteś pewny? 
-Jestem,nie zostawię cię tu samej z tą łowczynią.
-Zaraz.Wiesz kim ona jest? 
-Tak.To Alison Argent.Jest łowcą wilkołaków...Poluje na nie,dokładnie tak samo jak jej cała rodzina - Wyjaśnił.
-Jak ją złapiemy? - Spytałam z nadzieją,że Damon ma jakiś plan.
-Coś wymyślimy,jak zawsze.Nie martw się...Będzie dobrze - Zapewnił mnie.
-Dziękuje ci - Wyszeptałam łagodnie.
-Każdy zrobił by to samo.Alex? Jesteś głodna? 
-Trochę - Przynzałam.
-Chodź do kuchni.Zrobię coś do jedzenia - Zapronował.

Wieczorem po kolacji,poszłam od razu wziąć gorący prysznic.Damon siedział w salonie i oglądał mecz koszykówki.
Zamknęłam drzwi na klucz,zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic.Siedziałam tam dobre dwadzieścia minut.Gdy wyszłam osuszyłam ciało,nakremowałam się balsamem i weszłam w piżamę,a następnie opuściłam łazienkę.
Zasłoniłam żaluzję i położyłam się do łóżka.Przymknęłam oczy.Obudziłam się gdy usłyszałam Damon'a wchodzącego do pokoju.
-Nie śpisz jeszcze - Spostrzegł i położył się obok mnie na łóżku.
-Właściwie spałam,ale...
-Obudziłem cię? 
-Tak,ale...Nie przepraszaj - Szepnęłam wpatrując się w oczy Damon'a.
-Dlaczego? - Wymruczał wlepiając we mnie swoję niebieskie oczy.
-Bo..- Zastanawiałam się przez krótką chwilę.Damon był tak seksowny,w jakiś sposób przyciągał mnie do siebie jak magnes,działał na mnie w taki sposób,że nie mogłam być wobec niego obojętna.Coś ciągnęło mnie do niego,nie mogłam zaprzeczać dłużej - Chciałabym zasnąć przy Tobie,chociaż jeden raz - Wyznałam zgodnie z prawdą,a w jego oczach aż zabłyszczało.Był chyba zadowolony i nieco zszokowany moją wypowiedzią - Przy tobie,czuje się...Bezpiecznie -  Powiedziałam cicho.
-Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić - Mruknął z szczerym wyrazem na twarzy,a mnie zrobiło cię cieplej na sercu.
-Nie możesz mnie chronić,tak naprawdę...Nie możemy być razem - Z trudem przeszło mi to przez usta.
-Wiem Alex...Ale...nie zmienię tego,że chcę cię chronić - Oznajmił.
-Dlaczego chcesz ryzykować? - Spytałam zmartwiona.
-Dla miłości warto - Na te słowa zmarszczyłam lekko brwi i uniosłam głowę aby mieć lepszy widok na wampira.
-Dla miłości? O czym ty?... 
-Alex,czuję do ciebie coś,czy tego chcesz czy też nie - Wyrzucił to z siebie z lekkim zrezygnowaniem w głosie.Wiedziałam,że nasza relacja zabrnęła za daleko.Czuliśmy do siebie za dużo,by udawać,że się nie znamy,albo co gorsze? Że się nienawidzimy.
-Damon...Mogę zadać ci pytanie? - wampir skinął głową - Kim dla Ciebie jest Bonnie? - Spytałam niepewnie.
-To moja przyjaciółka.Nikt więcej - Objaśnił.
-Nie powiedziałeś mi,że się przyjaźnicie.
-Były lepsze tematy - Skwitował z lekką ironią w głosie.
-Czy ona...Czy ona wie? - Spytałam,a wampir zamyślił się na niedługą chwilę jakby się wahał odpowiedzieć.
-Nie - Odparł w końcu i przybliżył się do mnie - Nikt nie wie,prócz Alarick'a.
-Boisz się? - Zaszeptałam.
-Tak,boję się...Że cię stracę - Mruknął i przysunął mnie do siebie,a ja wygodnie wtuliłam się w jego tors.
-Wiesz,że to w końcu nastąpi,prawda? - Mój głos lekko się załamał.
-Coś wymyślę,obiecuje - Ucałował czubek mojego czoła,a ja przymknęłam powoli powieki i zasypiałam w jego ramionach.Czułam się bezpiecznie,jak nigdy dotąd.Czułam jak co chwilę ręka wampira głaszczę mi włosy,co sprawiało,że bardziej zasypiałam.


-Dzień dobry - Przywitał mnie brunet w momencie,gdy weszłam zaspana do kuchni.
-Hej,co tak pachnie? - Spytałam widząc,że damon smaży coś na patelni.
-Robię ci naleśniki,mam nadzieję,że lubisz.
-Uwielbiam - Przyznałam,a na twarzy chłopaka wymalował się zwycięski uśmiech.
-Mam dobrą wiadomość - Powiedział i nałożył na talerz gotowego już naleśnika i polał go sosem truskawokowym.
-Jaką wiadomość? - Usiadłam na krześle kuchennym.
-Wiem,gdzie jest Alison - Podłożył mi pod nos talerz z naleśnikiem - Ale najpierw zjedz,smacznego.
-Jak ją namierzyłeś? - Zapytałam ciekawa szczegółow.
-Byłem dziś z rana w jej kamienicy.Krążyłem trochę po mieszkaniu...Udało mi się znaleźć kilka ciekawych tropów i pomocnych wskazówek,więc jestem w 90 % przekonany,gdzie teraz może być - Wampir był tak pewny siebie.Uśmiechnęłam się lekko zastanawiając się,co bym zrobiła,gdyby jego tu nie było.Cieszyłam się,że teraz w tym momencie tu był,że mogłam na niego liczyć.
-Mamy jakiś plan? - Spytałam nabijając na widelec kawałek naleśnika.
-Tak,pojedziemy do firmy jej ojca - Rzucił.
-Jak to? Przecież mamy złapać Alison,a co najważniejsze? Odzyskać kamień - Zjadłam kawałek naleśnika.
-Tak,ale Alison nie jest taka głupia.Złapiemy jej ojca,musimy użyć małego szantażu.
-Damon - Zganiłam go wzrokiem - Nie powinniśmy mieszać do tego jej ojca.Jest niewinny.
-Alex,gdy grasz w nieczystą grę,musisz również grać nie fair.Inaczej przegrasz.
-Nie wiem,to jej ojciec...
-Właśnie.Jest najważniejszą osobą w jej życiu. Myślisz,że poświęci jego życie dla jakiegoś głupiego kamienia?
Nie byłam pewna co,do planu wampira,ale musiałam przyznać,że ja nie miałam chyba lepszego pomysłu,dlatego od razu po śniadaniu pojechaliśmy oboje do biura,w którym pracował jej ojciec.Był on w Londynie,oh tak.Moje Miasto.Znałam tutaj każdy zakątek i szczerze mówiąc było miło znów tutaj wrócić.Razem z ciemnowłosym weszliśmy do dużego wieżowca,od razu powędrowaliśmy do sekretarki,która nie chciała nas wpuścić do gabinetu swojego szefa,ale na szczęście wampir użył swoich wampirzych zdolności i swoją hipnozą sprawił,że sekretarka w szybkim tempie,zmieniła zdanie z uśmiechem na ustach.
-Dziękuje,w takim razie,my już pójdziemy - Zakomunikował Damon,a sekretarka posłała nam sympatyczny uśmiech.Oboje ruszyliśmy w stronę wind.Pojechaliśmy na 15 piętro w dość ekspresowym tempie.Po wyjściu automatycznie wparowaliśmy oboje bez pukania do gabinetu Argenta,który siedział na skórzanym obracanym fotelu przy swoim drewnianym eleganckim biurku.
Facet wyglądał na około 40 lat.Miał na sobie ciemny garnitur i wydwał się na racjonalnego biznesmena.
-Przepraszam,ale kto was tu wpuścił? Mówiłem wyraźnie,że jestem zajęty - Oburzył się.
-Tak się składa,że my też.Nie poświęcimy ci całej wieczności - Syknął Damon.
-Co proszę? - Facet zmarszczył brwi i wstał z krzesła posyłając wampirowi wrogie spojrzenie.
-Twoja córeczka,przywłaszczyła sobie coś,co raczej do niej nie należy - Wysyczał wampir.
-Co chcecie od mojej córki? Zaraz wezwę ochronę! - Zagroził.
-Myślę,że nie będzie trzeba - Damon wampirzym,ekspresowym tempem znalazł się przy mężczyźnie.
-Damon! - Zawołałam,gdy ten chwycił go za garnitur i lekko aż podniósł.Złość Damon'a się pogłebiała.
-Alex,weź jego telefon - Powiedział do mnie rozkazującym tonem,a twarz mężczyzny nabrała paniki.
-Nie macie prawa! - Krzyknął biznesmen,a Damon mocno pchnął go do ściany po czym przycisnął ku niej.
Wzięłam telefon Argent'a,wiedziałam co powinnam zrobić teraz.Wampir przedstawił mi plan w drodze do Londynu.Wyszukałam w kontaktach Alison i wcisnęłam jej numer.Dałam na głośno mówiący,sygnał za sygnałem,aż w końcu usłyszałam głos naszej porywaczki księżycowego kamienia.Damon i ja wymieniliśmny się znaczącym spojrzeniem,jego plan powoli działał.
-Tato? Jesteś tam? - Zapytała gdy słyszała ciszę.
-Alison - Odezwałam się łagodnie - Twój tata jest z nami - Poinformowałam.
-Że co? Nie! Nie róbcie mu krzywdy! Nie! - Krzyknęła.
-Musisz oddać kamień - Zażądałam.
-Nic nie rozumiecie! - Wrzasnęła.
-Nie oddasz kamienia? To lepiej szykuj pogrzeb dla swojego tatusia! - Warknął Damon.
Nasz szantaż zadziałał.Po jakichś 30 minutach Alison pojawiła się w biurze swojego ojca,była zdenerwowana.
-Tato! Nic ci nie jest? - Alison podbiegła do Argenta rzucając Damon'owi zabójczy wzrok.
-Wszystko w porządku ze mną,lepiej mi wyjaśnij skąd znasz tych ludzi? - Zapytał ją zdezorientowany ojciec.
-Teraz to nie istotne - Wzruszyła ramionami kierując swoją postać w kierunku nas.
-Dlaczego ukradłaś kamień? - Zapytałam.
-Nie ja to zrobiłam - Syknęła przez zęby.
-Ale brałaś w tym udział.Mogłam przez ciebie wczoraj zginąć - Wypomniałam jej.
-Gdybym nie wzięła kamienia,zostałabym zabita.Zrobilibyście na moim miejscu to samo.Chroniłam siebie i bliskich.Każdy by tak zrobił,ale...Wy nie,prawda? Jesteście bezduszni,dbacie tylko o własne tyłki! Egoistyczne,bezduszne istoty,wcielone zło,powinnam była cie zabić - Fuknęła,a Damon ruszył się z wściekłości.Miał ochotę ją rozszarpać na strzępy,widziałam to po nim.
-Kto dał ci kamień? - Zapytał poirytowany wampir.
-Pewna wampirzyca.Nie mogę nic więcej powiedzieć - Wyciągnęła z kieszeni swojej skórzanej kurtki kamień.
-Musimy wiedzieć...Akademia w zaświatach jej szuka.To istotne Alison,proszę powiedz - Poprosiłam.
-To Victoria Reed - Wyznała patrząc na Damon'a,który wydwał się jakby ją znał.
-Oh nie - Pokręcił niezadowolony głową,a Alison podała mi do ręki kamień.
-Victoria się zemści na wszystkich,już po nas - Burknęła Argent,tymczasem jej ojciec przysłuchiwał się nam.
Po odzyskaniu kamienia oboje opuściliśmy wieżowiec należący do Argenta.Wróciliśmy tej nocy do hotelu,bo byliśmy zbyt zmęczeni by jechać do yellow field.Ciemnowłosy nie odzywał się na temat Victorii,pomimo,że prawdopodobnie ją znał,nie chciał rozmawiać o niej.Zjedliśmy ciepły posiłek i około 17:00 udaliśmy się do pokoju.Wampir był nieobecny,ciągle o czymś myślał i starał się to ukryć,to chyba jednak nie umiał.Wiedziałam,że coś go trapi i męczyło mnie to,że był trochę niedostępny z swoimi zmartwieniami do mnie.
-Damon? Możesz mi w końcu powiedzieć,co się dzieje? - Zapytałam zamykając za sobą drzwi do pokoju.
-Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - Poprosił.
-Widzę,że coś jest nie tak.Martwisz mnie - Wyznałam zmartwiona.
-Mamy kamień,misja zaliczona - Skwitował biernym tonem głosu.
-Damon... 
-Idę się przejść.Wrócę za niedługo - I wyszedł jakby nigdy nic z pokoju.Usiadłam zrezygnowanie na łóżku rozkminiając swoje czarne myśli i niepokoje.Nie chciałam naciskać na Damon'a,ale też nie chciałam być obojętna.Czułam,że coś go trapi,coś o czym nie chce mi powiedzieć.Skierowałam się w stronę łazienki i niespodziewanie usłyszałam otwierające się drzwi.
Odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych i zamarłam,bo zobaczyłam kogoś,kogo się niespodziewałam tutaj.W drzwiach stała Alison Argent  z napiętym wymierzonym wprost we mnie łukiem.Skupiona zrobiła krok ku mnie,nie spuszczając łuku z mej postaci.

_______________________________________________________________________________________________________________



















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz