Wyszłam z pokoju zamykając drzwi na klucz.Idąc do windy spotkałam po drodze Zack'a,kolegę z mojej grupy pół wilkołaków.
-Hej - Machnął mi ręką a na jego twarzy wymalował się serdeczny uśmiech.
-Zack! - Odwzajemniłam uśmiech.
-Jak tam? - Zapytał dorównując mi kroku.Człapaliśmy w stronę windy obok siebie.
-W porządku.Nawet się dziś wyspałam - Przyznałam zgodnie z prawdą.
-Słuchaj,czy to prawda? Że...Będziesz podróżniczką? - Uważnie mi się przyjrzał mrużąc podejrzliwie oczy.
-Oh,czyli cała akademia już o tym plotkuje?
-Można tak powiedzieć,ale...To chyba dobrze - Uśmiech nie znikał z twarzy brunetowi.
-Zack? - Zatrzymałam się kilka metrów przed windą i wlepiłam wzrok w podłogę.
-Co jest? - Również się zatrzymał spoglądając na mnie z pytającym wyrazem twarzy.
-Czy to źle,że się trochę boję? - Mruknęłam pod nosem.
-Bycia podróżniczką? - Spytał przybliżając się w moją stronę.
-Tak.Mam wrażenie,że mogę nie podołać - Uniosłam swój wzrok na Zack'a.
-Hej,przestań tak mówić.Nie bez powodu wybrali cię na podróżniczkę - Starał się dodać mi otuchy - Dziś pełnia - Przypomniał mi.
-Zapomniałam - Wzruszyłam zrezygnowanie ramionami.
-Rick pewnie będzie chciał mnie mieć na oku dzisiejszej nocy.
-Nic nowego.Jesteś nowa - Podkreślił ostatnie słowo - Ale,dasz sobie radę - Stwierdził.
-Mam nadzieję,ostatnia pełnia jaką miałam była na ziemi.Kathy musiała mnie zakuć łańcuchami.Wyobrażasz sobie? - Brunet od razu wybuchł śmiechem.Razem weszliśmy do windy - Ale musiała tak zrobić,inaczej rozszarpała bym Tatę i ją na strzępy.
-Nie pamiętasz tego co dzieje się podczas pełni? - Zapytał gdy drzwi windy się zamknęły.
-Nie,a powinnam? - Spytałam a twarz Zack'a pokryło zaniepokojenie.
-Powinnaś.Gdy wilkołak nie pamięta tego co dzieje się podczas pełni,nie ma kontroli nad tym co robi,a gdy nie ma kontroli...
-Jest niebezpieczny - Dokończyłam za niego.
-Jest zdolny do zabicia bez kontroli co zabija,lub kogo - Dodał.
-Jak mam nad tym panować? - Czułam,że zaczyna mnie ogaranić lęk.
-Mogę Ci pomóc,ale najpierw porozmawiaj o tym z Rick'iem - Doradził mi i w tym momencie drzwi windy się otworzyły.
-Idziecie na zajęcia? - Spytała Lily stojąc przed windą.Oboje kiwnęliśmy głowami i opuściliśmy windę,kierując się do sali.
Po zajęciach poszłam do Rick'a.Miał jeszcze trening,ale zależało mi na tym,aby jeszcze przed pełnią wiedzieć na czym dokładnie stoje.Zack,miał rację.Rick jest doświadczony i napewno da mi mądre rady na temat tego,dlaczego nie pamiętam moich przemian.
-Dzień dobry - Przywitałam go na co on odpowiedział ciepłym uśmiechem.
-Jak dobrze pamiętam,trening mamy za godzinę - Zauważył.
-Tak,wiem...Ale dręczy mnie coś.
-Słucham,co się stało?
-Dziś pełnia,a ja...Nie pamiętam moich przemian.Zack...Twierdzi,że nie mam kontroli - Wyznałam.
-Słusznie.Nie masz kontroli,ale...Nie martw się.Nauczę cię wszystkiego - Zapewnił łagodnym tonem głosu.
-Naprawdę? Ale...Co jeśli...
-Jak wyglądała twoja przemiana na ziemi? - Spytał krzyżując ręcę na swojej klatce piersiowej.
-Zakuwali mnie w łańcuchy,ale nie pamiętam tego co działo się po przemianie.
-Rozumiem.Przyjdź do mnie za godzinę,dokończymy rozmowę.
-Mhm - Kiwnęłam głową.
-Muszę iść,mam jeszcze trening.Wybacz - Rick oddalił się w stronę grupki uczniów mających z nim trening.
Odwróciłam się i skierowałam w stronę budynku.Podczas drogi do akademii,ujrzałam Damon'a,który szedł zapewne do Rick'a.On z daleka go już wypatrywał.Chciałam powiedzieć mu "Hej" Ale nie mogłam wykazać wobec niego żadnej reakcji.Przechodząc obok wampira patrzyłam na wprost,przed siebie.Nie wiem czy czarnowłosy patrzył na mnie,ale nie zdziwiło by mnie,gdyby spojrzał.
Około 19:30 miałam iść do Rick'a.Miał mi pomóc zapanować nad przemianą i działaniem pełni,która dziś miała nastąpić.
-Gotowa? - Spytał Rick w momencie gdy przyszłam do jego gabinetu.
-Tak - Powiedziałam z wahaniem.
-Przemianę odbędziesz w mojej obecności,ale...W lochach.Dobrze?
-Mhm,dobrze - Wiedziałam,że mogę mu ufać.Rick jest doświadczonym trenerem i silną istotą nadprzyrodzoną,wiedziałam co robi.
-Zatem chodźmy - Trener podniósł się z krzesła na którym przed chwilą siedział i wyszedł z gabinetu,a ja podążyłam zaraz za nim.Oboje zjechaliśmy windą do lochów.Rick kazał mi usiąść na betonowej szerokiej ławie,która była przymocowana do muru.
-Nie martw się,będę tu cały czas - Uspokoił mnie widząc jak cała się trzęse z przerażenia.
-Co jeśli...Coś pójdzie nie tak? - Wybiegałam od razu w czarny scenariusz.
-Bez obaw.Mury lochów są z prochu,który osłabia wilkołaki.Mam na myśli jarzęb.Nic złego się nie wydarzy,Alex - Zapewniał.
-Mam nadzieję,że to przetrwam - Powiedziałam cicho do siebie.
-Przetrwasz... - Powiedział przypatrując się z uwagą na mój wisiorek,który spoczywał na mojej szyi.
-Coś nie tak? - Zapytałam lekko marszcząc czoło.
-Skąd masz ten naszyjnik? - Popatrzył na mnie,a ja zamarłam.Przypomniało mi się,że Damon mi go podarował.
-Mam coś dla ciebie - Powiedział po chwili milczenia i wyjął coś z kieszeni swojej skórzanej kurtki.
-Co? - Zaciekawiona spojrzałam na jego rękę w której pojawił się naszyjnik,zwyczajny,ale miał coś w sobie intrygującego.
-Będzie pasował do Ciebie idealnie - Uśmiechnął się i bez zastanowienia założył mi go na szyję.
-Damon - Wyszeptałam bez zastanowienia.
-Tak myślałem.Nie martw się...Wiem,że mieliście ze sobą kontakt,nie powiem nikomu.
-Naprawdę? - Wyszeptałam,a Rick przytaknął.
-Nie wsypał bym swojego przyjaciela - Wyznał i to mnie trochę uspokoiło.Jeszcze bardziej ufałam Alarickowi.
-Ten naszyjnik ma w sobie kamień księżycowy - Stwerdził.
-To coś znaczy?
-Dzięki niemu wilkołaki potrafią blokować działanie Księżyca, tym samym umożliwiając sobie kontrolę podczas pełni.
-Naprawdę? - Wlepiłam niedowierzający wzrok na Alarick'a,który znacząco się uśmiechnął.
-Tak,jesteś bezpieczna.Nie musisz się bać,że stracisz kontrolę Alex.
Alarick nie kazał mi zostać w lochu.Mogłam śmiało wrócić do pokoju.Jego słowa się potwierdziły,kamień który miałam w naszyjniku,podarowanym przez Damon'a zablokował działanie księżyca i co prawda,przemieniłam się w wilkołaka,ale miałam kontrolę.Pamiętałam całą przemianę i co najważniejsze? Mogłam się przemienić wtedy,kiedy miałam na to ochotę.
Prysznic wzięłam dość późno.Gdy już przebrałam się w piżamę,umyłam zęby,rozczesałam włosy i szłam w stronę łóżka.
-Dzień minął Ci spokojnie? - Znajomy głos zabrzmiał za moimi uszami.Damon? Pomyślałam odwracając się.
-Damon - Stwierdziłam kiedy już ujrzałam go stojącego przy otwartym oknie,przez które pewnie wskoczył,swoimi wampirzymi zdolnościami.Wciąż mnie czasem zaskakiwał.Miałam też wrażenie,że nie umiemy od siebie uciec,a przecież to konieczne - Wiesz...
-Tak,wiem.Nie powinno mnie tu być - Powiedział to w teatralny sposób pokazując wyrazem twarzy,że moje uwagi są już nudne.
-Oh,nie jesteś głupi.Wiesz co mam na myśli - Skrzyżowałam ręce na swojej klatce piersiowej.
-Wiem - Uśmiechnął się łobuzersko.
-Damon...Dziękuje - Wymamrotałam.
-Za co? - Zapytał głupio,jakby nie wiedział co mam na myśli,ale ja wiedziałam,że się droczy.
-Wiesz o czym mówię - Uśmiechnęłam się.
-Nie wiem - Wzruszył ramionami wciąż udając,że nie wie o niczym.
-Dziękuje za naszyjnik - Wyrzuciłam to w końcu z siebie,a wampirowi wymalował się na twarzy zwycięski uśmieszek.
-Cała przyjemność po mojej stronie Pani Handerson.
-Nie wygłupiaj się - Pokręciłam głową starając się być poważna,ale przy Damoni'e uśmiech nie chciał zniknąć.
-Cieszę się,że mogłem pomóc - Mruknął po chwili ciszy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś.Skąd miałeś ten kamień? Alarick mówił,że nie łatwo go zdobyć.
-Mam swoje sposoby - Po chwili usłyszeliśmy czyjeś kroki - To Danielle,muszę iść - Uśmiechnął się blado i znikł mi z przed oczu.
-Alex ? - Zawołała Danielle pukając do moich drzwi.Natychmiast je otwarłam.
-Tak?
-Przepraszam,że tak późno,ale...Mogłabym dokumenty twoje? Muszę je rozpatrzeć na jutro.
-Mhm,już daje - Poszłam do biurka i wyciągnęłam z niego teczkę z moimi dokumentami - Proszę - Podałam ją Danielle.
-Dziękuje.Przyjdź jutro do mojego gabinetu o 8:00.Dobrze?
-Mam zajęcia - Uprzedziłam ją.
-Spokojnie,usprawiedliwie cię potem.Tylko bądź o 8:00 - Po tych słowach Danielle odwróciła się na pięcie i odeszła.
4 Kwietnia 2015 rok.Londyn
Mój Tata od trzech dni był na odwyku.To Kathy go na to namówiła i została u nas tylko ze względu na mnie.To było bardzo miłe z jej strony.
Dzisiejszego wieczoru Kathy nocowała w swoim domu,kilka ulic dalej od naszego.Ja korzystając z okazji zaprosiłam Stefana do siebie na kolację.Bardzo chciałam żeby przyszedł,nie chciałam siedzieć sama w domu,zastanawiając się nad tym co robi teraz Tata i czy ma się dobrze.Byłam osobą,która nie potrafiła się nie przejmować,więc pewnie cały wieczór myślałabym tylko o Tacie,nie miałam z nim bliskiego kontaktu,ale jednak pomimo wszystko był moim ojcem,a ja jego córką.Byliśmy rodziną,zdawałam sobie z tego sprawę,ale czasem miałam wrażenie jakbym nie była jego córką,a zwykłym ciężarem.
Podniosłam się z kanapy po usłyszeniu dzwonka.Poszłam otworzyć drzwi,za którymi zastałam Stefana z pięknym bukietem kwiatów.
-Kwiaty? Jakie piękne - Ucieszyłam się.
-Są dla najpiękniejszej dziewczyny jaką znam - Powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Oh,naprawdę? - Zaśmiałam się i zaprosiłam gestem ręki chłopaka do środka.
-Mhm,naprawdę - Stefan wszedł i od razu pocałował moje usta - Tęskniłem.
-Ja również,nawet nie wiesz jak bardzo - Uśmiechy z naszych twarzy nie schodziły.Uwielbiałam te pozytywne chwile spędzone z Stefanem.
-Ale jak to? Trener Rick wysłał pismo zgodnie z zasadami - Powiedziała Danielle,która była za tym abym została podróżniczką.Oparła swoje ręce o biurko i zmierzyła swoim wzrokiem profesor Colgins.Te kobiety chyba się nie lubiły,bo wymieniły nie przyjazne spojrzenia - Alex zna Ziemię jak nikt z nas.Mamy kilka misji na Ziemi,które musimy zakończyć - Wysyczała.
-Mamy trójkę uczniów,którzy są ziemianami,dlaczego oni nie mogli by tego załatwić?
-Bo nie są prodróżnikami.Poza tym...Dwoje z nich nie zaliczyło semestru,a trzeci nie ma kontroli w piciu krwi,więc nie sądzę,aby byli dobrymi podróżnikami - Warknęła z lekką irytacją w głosie Danielle,a czarownica Colgins spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczętami i zmierzyła mnie od dołu do góry jakby chciała przeskanować każdy kawałek mojego ciała.
-Naprawdę uważasz,że te dziewczę może podołać tym misjom? Nie sadzę żeby sobie poradziła - Profesor Colgins odwróciła się do nas plecami i spojrzała w okno po którym spływały krople porannego deszczu.Danielle spojrzała na mnie,a ja na nią.
-Daj jej szansę...Jestem pewna,że sobie da radę.Znam ją lepiej niż ty - Dan nie zmieniała swojego przekonującego głosu.
-Tajemnica zaświatów jest bardzo istotna.Podróżnicy nie mogą się wydać.Skąd mam wiedzieć,czy nie wyda nas?
-Zdążyłam ją poznać.Alex jest wiarygodną osobą - Na te słowa zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Nie mamy pewności.Nikt mi nie da gwarancji...Że tajemnica będzie dotrzymana - Warknęła.
-Obiecuje,że będzie dobrze.Po prostu...Daj jej szansę - Poprosiła raz jeszcze Danielle.
-Dobrze - Odpowiedziała po chwili milczenia odwracając swoją postać w naszą stronę. - Ale jeśl coś pójdzie nie tak...Poniesie konswkwencje i osobiście już tego dopilnuje - Ostrzegła nas - Wypiszę jutro dokumenty.Przyjdź o 8:30.Będę czekać.
-Dziękuje - Szepnęła Danielle uśmiechajac się z dumnym wyrazem twarzy.Czuła satysfakcję.Podziękowałam Danielle,rozdzieliłyśmy się,każda z nas wróciła do swoich codziennych obowiązków.Miałam właśnie lekcję z Profesor Wolfsey,więc nie czułam niechęci pójscia na zajęcia.Jak już wcześniej wspominałam,była to moja ulubiona nauczycielka,większość uczniów ją bardzo lubiło.
-Damon - Wyszeptałam bez zastanowienia.
-Tak myślałem.Nie martw się...Wiem,że mieliście ze sobą kontakt,nie powiem nikomu.
-Naprawdę? - Wyszeptałam,a Rick przytaknął.
-Nie wsypał bym swojego przyjaciela - Wyznał i to mnie trochę uspokoiło.Jeszcze bardziej ufałam Alarickowi.
-Ten naszyjnik ma w sobie kamień księżycowy - Stwerdził.
-To coś znaczy?
-Dzięki niemu wilkołaki potrafią blokować działanie Księżyca, tym samym umożliwiając sobie kontrolę podczas pełni.
-Naprawdę? - Wlepiłam niedowierzający wzrok na Alarick'a,który znacząco się uśmiechnął.
-Tak,jesteś bezpieczna.Nie musisz się bać,że stracisz kontrolę Alex.
Alarick nie kazał mi zostać w lochu.Mogłam śmiało wrócić do pokoju.Jego słowa się potwierdziły,kamień który miałam w naszyjniku,podarowanym przez Damon'a zablokował działanie księżyca i co prawda,przemieniłam się w wilkołaka,ale miałam kontrolę.Pamiętałam całą przemianę i co najważniejsze? Mogłam się przemienić wtedy,kiedy miałam na to ochotę.
Prysznic wzięłam dość późno.Gdy już przebrałam się w piżamę,umyłam zęby,rozczesałam włosy i szłam w stronę łóżka.
-Dzień minął Ci spokojnie? - Znajomy głos zabrzmiał za moimi uszami.Damon? Pomyślałam odwracając się.
-Damon - Stwierdziłam kiedy już ujrzałam go stojącego przy otwartym oknie,przez które pewnie wskoczył,swoimi wampirzymi zdolnościami.Wciąż mnie czasem zaskakiwał.Miałam też wrażenie,że nie umiemy od siebie uciec,a przecież to konieczne - Wiesz...
-Tak,wiem.Nie powinno mnie tu być - Powiedział to w teatralny sposób pokazując wyrazem twarzy,że moje uwagi są już nudne.
-Oh,nie jesteś głupi.Wiesz co mam na myśli - Skrzyżowałam ręce na swojej klatce piersiowej.
-Wiem - Uśmiechnął się łobuzersko.
-Damon...Dziękuje - Wymamrotałam.
-Za co? - Zapytał głupio,jakby nie wiedział co mam na myśli,ale ja wiedziałam,że się droczy.
-Wiesz o czym mówię - Uśmiechnęłam się.
-Nie wiem - Wzruszył ramionami wciąż udając,że nie wie o niczym.
-Dziękuje za naszyjnik - Wyrzuciłam to w końcu z siebie,a wampirowi wymalował się na twarzy zwycięski uśmieszek.
-Cała przyjemność po mojej stronie Pani Handerson.
-Nie wygłupiaj się - Pokręciłam głową starając się być poważna,ale przy Damoni'e uśmiech nie chciał zniknąć.
-Cieszę się,że mogłem pomóc - Mruknął po chwili ciszy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś.Skąd miałeś ten kamień? Alarick mówił,że nie łatwo go zdobyć.
-Mam swoje sposoby - Po chwili usłyszeliśmy czyjeś kroki - To Danielle,muszę iść - Uśmiechnął się blado i znikł mi z przed oczu.
-Alex ? - Zawołała Danielle pukając do moich drzwi.Natychmiast je otwarłam.
-Tak?
-Przepraszam,że tak późno,ale...Mogłabym dokumenty twoje? Muszę je rozpatrzeć na jutro.
-Mhm,już daje - Poszłam do biurka i wyciągnęłam z niego teczkę z moimi dokumentami - Proszę - Podałam ją Danielle.
-Dziękuje.Przyjdź jutro do mojego gabinetu o 8:00.Dobrze?
-Mam zajęcia - Uprzedziłam ją.
-Spokojnie,usprawiedliwie cię potem.Tylko bądź o 8:00 - Po tych słowach Danielle odwróciła się na pięcie i odeszła.
4 Kwietnia 2015 rok.Londyn
Mój Tata od trzech dni był na odwyku.To Kathy go na to namówiła i została u nas tylko ze względu na mnie.To było bardzo miłe z jej strony.
Dzisiejszego wieczoru Kathy nocowała w swoim domu,kilka ulic dalej od naszego.Ja korzystając z okazji zaprosiłam Stefana do siebie na kolację.Bardzo chciałam żeby przyszedł,nie chciałam siedzieć sama w domu,zastanawiając się nad tym co robi teraz Tata i czy ma się dobrze.Byłam osobą,która nie potrafiła się nie przejmować,więc pewnie cały wieczór myślałabym tylko o Tacie,nie miałam z nim bliskiego kontaktu,ale jednak pomimo wszystko był moim ojcem,a ja jego córką.Byliśmy rodziną,zdawałam sobie z tego sprawę,ale czasem miałam wrażenie jakbym nie była jego córką,a zwykłym ciężarem.
Podniosłam się z kanapy po usłyszeniu dzwonka.Poszłam otworzyć drzwi,za którymi zastałam Stefana z pięknym bukietem kwiatów.
-Kwiaty? Jakie piękne - Ucieszyłam się.
-Są dla najpiękniejszej dziewczyny jaką znam - Powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Oh,naprawdę? - Zaśmiałam się i zaprosiłam gestem ręki chłopaka do środka.
-Mhm,naprawdę - Stefan wszedł i od razu pocałował moje usta - Tęskniłem.
-Ja również,nawet nie wiesz jak bardzo - Uśmiechy z naszych twarzy nie schodziły.Uwielbiałam te pozytywne chwile spędzone z Stefanem.
Tak jak prosiła mnie Danielle,przybyłam do jej gabinetu równo o 8:00.Obie poszłyśmy do sali,gdzie czekała na nas profesor Colgins.
-Nie może wyruszyć sama.Nie jest doświadczonym wilkołakiem...W dodatku,jest pół wilkołakiem - Stwierdziła donośnym głosem profesor Colgins wstając od swojego ciemnego drewnianego biurka.Była stuletnią czarownicą i miała swoje mocne zasady.-Ale jak to? Trener Rick wysłał pismo zgodnie z zasadami - Powiedziała Danielle,która była za tym abym została podróżniczką.Oparła swoje ręce o biurko i zmierzyła swoim wzrokiem profesor Colgins.Te kobiety chyba się nie lubiły,bo wymieniły nie przyjazne spojrzenia - Alex zna Ziemię jak nikt z nas.Mamy kilka misji na Ziemi,które musimy zakończyć - Wysyczała.
-Mamy trójkę uczniów,którzy są ziemianami,dlaczego oni nie mogli by tego załatwić?
-Bo nie są prodróżnikami.Poza tym...Dwoje z nich nie zaliczyło semestru,a trzeci nie ma kontroli w piciu krwi,więc nie sądzę,aby byli dobrymi podróżnikami - Warknęła z lekką irytacją w głosie Danielle,a czarownica Colgins spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczętami i zmierzyła mnie od dołu do góry jakby chciała przeskanować każdy kawałek mojego ciała.
-Naprawdę uważasz,że te dziewczę może podołać tym misjom? Nie sadzę żeby sobie poradziła - Profesor Colgins odwróciła się do nas plecami i spojrzała w okno po którym spływały krople porannego deszczu.Danielle spojrzała na mnie,a ja na nią.
-Daj jej szansę...Jestem pewna,że sobie da radę.Znam ją lepiej niż ty - Dan nie zmieniała swojego przekonującego głosu.
-Tajemnica zaświatów jest bardzo istotna.Podróżnicy nie mogą się wydać.Skąd mam wiedzieć,czy nie wyda nas?
-Zdążyłam ją poznać.Alex jest wiarygodną osobą - Na te słowa zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Nie mamy pewności.Nikt mi nie da gwarancji...Że tajemnica będzie dotrzymana - Warknęła.
-Obiecuje,że będzie dobrze.Po prostu...Daj jej szansę - Poprosiła raz jeszcze Danielle.
-Dobrze - Odpowiedziała po chwili milczenia odwracając swoją postać w naszą stronę. - Ale jeśl coś pójdzie nie tak...Poniesie konswkwencje i osobiście już tego dopilnuje - Ostrzegła nas - Wypiszę jutro dokumenty.Przyjdź o 8:30.Będę czekać.
-Dziękuje - Szepnęła Danielle uśmiechajac się z dumnym wyrazem twarzy.Czuła satysfakcję.Podziękowałam Danielle,rozdzieliłyśmy się,każda z nas wróciła do swoich codziennych obowiązków.Miałam właśnie lekcję z Profesor Wolfsey,więc nie czułam niechęci pójscia na zajęcia.Jak już wcześniej wspominałam,była to moja ulubiona nauczycielka,większość uczniów ją bardzo lubiło.
7 Kwietnia 2015 rok.Londyn
We wtorek po lekcjach wyszłam z szkoły dość szybkim krokiem.Miałam dziś jechać z Kathy do Taty,chciałyśmy go odwiedzić.Zatrzymałam się gdy dostrzegłam,że zaczął padać deszcz.Przeklęłam pod nosem,bo nie miałam parasola,a przecież jak wyjdę na ten deszcz,to przemoknę do suchej nitki.
-Coś się stało? - Usłyszałam za plecami znajomy głos.To był głos Stefana.
-Ym,deszcz...Nie mam parasolki - Powiedziałam z lekkim rozbawieniem na ustach,a po chwili poczułam jego ręce na swoich biodrach.
-Mam parasolkę w swojej szafce szkolnej.Przyniosę Ci - Szepnął - Poczekaj tu,zaraz wracam - Cmoknął mój policzek i wrócił się do budynku.Stałam przez chwilę na werandzie szkolnej i czekałam na Stefana patrząc jak krople deszczu moczą ulice i wszystko dookoła,co nie było zadaszone.Po kilku minutach zjawił się mój chłopak z czarną parasolką w ręku,którą mi od razu dał - Rycerz ocalił ponownie życie pięknej księżniczce - Zaśmiał się.
-Racja,jesteś moim rycerzem na białym koniu - Zawiesiłam mu swoje ręce na szyi.
-No,może nie koniecznie na białym - Rzucił żartobliwie - I co ty byś beze mnie zrobiła,hm?
-Nie wiem - Zaśmiałam się i pocałowałam jego usta,a on odwzajemnił pocałunek.Nasze całowanie,przerwał dźwięk klaksonu samochodowego.Oboje oderwaliśmy się od siebie i zerknęliśmy na auto w którym siedziała Kathy.Machała do mnie ręką i dawała jakieś znaki,żebym przyszła do auta.
-Chyba ktoś chce mi Cię zabrać - Powiedział Stefan z ciepłym uśmiechem na ustach.
-Zadzwonię jak tylko wrócę do domu.Kocham Cię - Oznajmiłam,a chłopak przytaknął.
-I ja Ciebie kocham - Cmoknął raz jeszcze moje usta,a gdy już oderwaliśmy się od siebie,udałam się do samochodu Kathy.
Gdy dotarłam na 10 piętro,podążyłam do kafejki w której zastałam Damon'a i Bonnie.
Spojrzałam na tę dwójkę która siedziała przy jednym z stolików.Damon popijał whisky,a Bonnie zajadała się nie dużą kanapką.Zawzięcie o czymś rozmawawiali.Wlepiłam wzrok w wampira czując motyle w brzuchu.Ciemnowłosy obrócił się w moją stronę tylko na kilka sekund,po czym wrócił do rozmowy z czarownicą.
-Alex! - Z stolika obok Bonnie i Damon'a zawołała mnie Will.Od razu ruszyłam w jej stronę siadając tuż przy niej.
-Hej - Przywitałam ją kątem oka patrząc na wampira,który też sekundowo przeżucał wzrok na mnie.
-Zack będzie za jakieś 5 minut - Poinformowała mnie.
-Świetnie - Uśmiechnęłam się.
-Byłaś u Danielle?
-Tak,mam wszystkie dokumenty związane...
-Naprawdę? - Wtrąciła - Czyli jednak będziesz podróżniczką? - Zapytała entuzjastycznie.
-Tak - przyznałam - Nauczyciele się zgodzili.W sumie...Niektórzy nie chcieli,ale...Ja i Danielle byłyśmy przekonujące - Uśmiechnęłam się zwycięsko.
-Cieszę się twoim szczęściem.To cudownie,że dostałaś taką posadę.To wielkie wyróżnienie - Wychwaliła Will.
-Wiem,nadal nie jestem pewna,co do tego wszystkiego - Wzruszyłam ramionami i spostrzegłam,że Damon patrzy w moją stronę.
-Damon? - Czarownica położyła swoją ręke na jego nadgarstku,a mnie ukłuło uczucie zazdrości.
-Tak? - Ocknął się,obracając znów do czarownicy.Spostrzegł,że jej ręka spoczywa na jego ręce.
-Mówię do Ciebie,zamyśliłeś się? - Zaśmiała się,a zmieszany Damon nerwowo wzdychnął.
-Tak,wybacz - Wziął rękę i wstał od stołu.
-Bycie podróżnikiem to fajna rzecz.Naprawdę masz,co do tego wątpliwości? - Usłyszałam od Will odrywając się od podsłuchiwanej rozmowy Bonnie i Damon'a.
-Hm,co?
-Pytałam,czy masz wątpliwości z tym,aby być podróżniczką. - Damon i czarownica pożeganali się.Wampir wyszedł z kafejki.
-Nie,to nie tak - Pokręciłam głową - Po prostu nie wiem,co mnie czeka tak naprawdę.
-Ja myślę,że sobie poradzisz - Zapewniła mnie.Czarownica po kilku minutach również wyszła z kafejki mijając się przy wyjściu z Zack'iem.
-Hej laski - Machnął nam idąc pośpiesznie do naszego stolka,przy którym zostało ostatnie wolne krzesło.Czekało na Zack'a.
-Cześć spóźnialski - Powitała go Will,a chłopak usiadł na wolnym krześle.
-Przepraszam,trening mi się przedłużył - Wytłumaczył.
-Zack? Mogę cię o coś zapytać? - Wypaliłam.
-Jasne,o co chodzi?
-Kim Bonnie Bennet jest dla Damon'a Salvatore? - Wyszeptałam niemalże.
-Yh,wydaje mi się,że są przyjaciółmi...A dlaczego pytasz? - Will przyjrzała mi się wraz z kolegą obok niej,.
-Ona jest czarownicą,a on wampirem...Czyli mogli by być parą? - nieustępowałam.Chciałam wiedzieć..
-Tak - Przyznał - Ale nie są.Z tego co słyszałem,są przyjaciółmi.Poza tym,Trener Damon ma wyłączone człowieczeństwo,a przynajmniej miał.Nie sądzę,że jest zdolny do miłości - Powiedział z lekkim uśmieszkiem na ustach.
-Człowieczeństwo? Co masz na myśli?
-Błagam was.Chcecie dyskutować o tak nudnym osobniku? - Skrytykowała znudzona Will.
-Racja,lepiej zamówmy coś do picia - Zaproponował Zack i gęstem ręki zawołał Kelnerkę.
-Wiecie...Zwijam się.Zapomniałam,że muszę jeszcze iść do Danielle - Podskoczyłam z krzesła i automatycznie opuściłam kawiarnię.
-Alex...- Zawołała za mną Will,ale nie zatrzymałam się i skierowałam się do windy.
***
-Co ją ugryzło? Dziwnie się zachowuje - Skomentowała Will.
-Oj tam,pewnie jest zajęta tą całą papierkową robotą.Wiesz,jest teraz podróżniczką - Przypomniałem jej.
-Zack,gdy ją poznawałam była inna.Poza tym...Czy nie dziwi cię jej pytanie,które ci zadała?
-Kim Bonnie jest dla Damon'a? - Zaśmiałem się - Alex po prostu zastanawiała się,czy czarownica i wampir mogli by być parą.
-A ja myślę czasem,że coś ich łączy - Palnęła nachylając głowę bliżej mnie.
-Co? - Skrzywiłem się na samą myśl o tym,że Alex mogła by złamać zasady i być z kimś takim jak Damon Salvatore.
-Sama nie wiem.Ostatnio gdy byłam u niej w pokoju...Wyczułam zapach wampira - Wyznała ciszej.
-Will,pewnie coś ci się pomieszało.Wampiry nie mają wstępu na piętro wilkołaków.Poza tym,jesteś młodym pół wilkołakiem i zapach nie jest jeszcze taki dokładny.Może nas często mylić,jesteśmy jeszcze mało doświadczeni - Wyjaśniłem jej.
-Czyli uważasz,że czułam zapach z piętra wampirów? - Zmarszczyłam czoło.
-Tak,zapewne tak było.
-Nie Zack,jestem pewna,że zapach był właśnie z jej pokoju - Uparła się przy swoim zdaniu.
-A niby dlaczego coś miałoby ją łączyć z Damon'em? - Spytałem,a kelnerka przyniosła nam nasze zamówione wcześniej napoje.
-Bo widziałam dziś jak na niego patrzyła - Szepnęła po tym jak kelnerka odeszła od naszego stolika.
-Daj spokój - Parsknąłem cicho śmiechem - Damon jest przystojnym facetem.Może mieć każdą laskę,poza tym...Wiele dziewczyn w akademii się za nim ogląda.Nic dziwnego,że i Alex ma na niego chrapkę.Tylko patrzyła na niego,to nic złego - Usprawiedliwiałem ją.
-Być może miałbyś rację,ale...Damon też na nią patrzył.Nie dziwi cię to?
-Damon to facet...Alex jest ładną dziewczyną,więc? Nie uważam,że to coś dziwnego,że na nią spojrzał - Naświetliłem swój pogląd.
-No tak,jesteś facetem i nie zrozumiesz pewnych rzeczy - Skwitowała z lekkim oburzeniem.
-Szukasz drugiego dna.Alex nie byłaby taka głupia,żeby zakochiwać się w kimś,kto nie jest jej dany - Sprostowałem w końcu.
-Kobieca intuicja podpowiada mi co innego - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-Albo intuicja niedoświadczonego wilkołaka - Roześmiałem się upijając łyk swojego napoju.
-Sama już nie wiem - Wzruszyła ramionami - Po prostu mam wrażenie,że coś się w niej zmieniło.
-Ludzie się zmieniają,a Alex...Ma teraz nowy cel i ma trochę sporo na głowie - Wyjaśniłem.
-Nie wiem,chyba masz rację.Zapomnij o moim podejrzeniu.Mam intucję do bani - Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
***
-Hej Care - Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Jesteś,gdzie tak długo się podziewałaś?
-Byłam z Damon'em - Wyznałam zrzucając z siebie swój brązowy sweter.
-Oh,nieziemsko przystojny Damon - Rozmarzyła się Caroline,a ja spojrzałam na nią wzrokiem "Zejdź na ziemię"
-Daj spokój,wiesz,że jesteśmy jak brat i siostra - Wyjaśniłam poraz setny.
-Czyli nie byłabyś zła...Gdybym zajęła się nim? - Wymruczała.
-Care - Syknęłam zganiającym tonem - Lepiej zajmij się nauką,a nie chłopakami.
-O czym rozmawialiście? - Jak zawsze była ciekawa szczegółów.
-O tym,że zakochał się - Wyznałam patrząc jak za oknem robi się ciemno.
-Naprawdę? - Uniosła zdziwiona brwi podchodząc bliżej mnie - Kto to?
-Nie powiedział.Nie chciał zapeszać - Wyjaśniłam z lekkim uśmiechem.
-Oh,no wiesz... - Zrobiła niezadowoloną minkę - Mogłaś coś z niego wyciagnąć.
-Care,daj spokój - Moja przyjacoiłka,zawsze była ciekawska,aż za bardzo.
-Bonnie,byłabym przeszczęśliwa gdyby Damon Salvatore podkochiwał się we mnie - Odgarnęła teatralnie swoje blond włosy.
-Myślę,że gdybyś tą osobą była ty...Powiedział by mi o tym.Nie ważne,idę pod prysznic,jestem zmęczona - Poinformowałam.
__________________________________________________________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz