niedziela, 8 kwietnia 2018

Rozdział 10

6 maja 2015 Rok.Londyn 

Od rana biegałam po całym domu pomagając Kathy wysprzątać cały dom.Tata dokładnie dziś wychodził z ośrodka w którym spędził całe cztery tygodnie.
Stęskniłam się za nim i miałam wielką nadzieję,że ten miesiąc na odwyku mu pomógł.Czułam,że moje nadzieje się spełnią,bo gdy rozmawiałam z psychiatrą Taty,on uznał,że mojemu ojcu nieźle idzie i ,że jest pewny iż wyjdzie z nałogu alkoholowego.Tata wbrew pozorom był bardzo inteligentnym człowiekiem i wielu ludzi z Londynu go szanowało,chociaż tak naprawdę nikt nie wiedział,dlaczego mój ojciec wziął sobie miesiąc urlopu.
-Te róże będą idealne - Powiedziała ucieszona Kathy i włożyła do wazonu bukiet czerwonych róż.Kathy uwielbiała kwiaty,dlatego w moim domu często gościły bukiety różnorakich kwiatów.To kathy zawsze pilnowała by ich nie zabrakło, tłumaczyła to tym,że w towarzystwie kwiatów,ona czuje się lepiej.
-Tak,są śliczne - Stwierdziłam szczerze,trzeba było przyznać,że róże prezentowały się dziś znakomicie.
-Słyszałaś to? Ktoś chyba wszedł do domu - Zauważyła,po czym szybko poszła w stronę korytarza,który prowadził do frontowych drzwi - Nareszcie,to twój Tata - Uśmiechnęła się,a ja wybiegłam na korytarz i zobaczyłam tatę.Stał w garderobie i patrzył się na nas ściągając swój czarny płaszcz.
-Cześć - Posłał nam uśmiech.
-Witaj w domu - Powiedziałam,a ojciec przemierzył dystans jaki nas dzielił i mocno mnie przytulił.Ku mojemu zdziwieniu odwzajemniłam uścisk,a Kathy rozpromieniła się na twarzy przyglądając się nam z boku.Staliśmy tam przez jeszcze krótką chwilę,a ja już wiedziałam,że Tata się stęsknił.


Dzisiejszego dnia mieliśmy rocznicę z okazji założenia akademii w zaświatach.Dokładnie 500 lat temu czarownice stworzyły magiczny portal,a niedługo potem powstała akademia.Danielle,powiedziała mi,że początki wyglądały tak,że to czarownice sprowadzały magiczne istoty do zaświatów i akademii,w której uczyły ich doświadczenia i kontroli nad mocami.Niedoświadczone istoty często stwarzały zagrożenie na planecie ludzi,dlatego trzeba było je wykluczyć z życia między ziemianiami.Słyszałam,że można się zrzec swoich nadnaturalnych zdolności i przeznaczenia,ale ponoć taka istota,która staje się zwykłym śmiertelnikiem,ma trudniejsze życie i do końca swych dni,czuje jakąś pustkę w swoim życiu.Sam fakt,że można stać się śmiertelnikiem,jest pocieszający.
-Alex - Z rozmyśleń wyrwała mnie Will.Danielle wyznaczyła nas obie do ustrojenia stolików na wielkiej sali spotkań.W tej ogromnej sali zazwyczaj odbywały się apele,było to pomieszczenie,gdzie wszystkie istoty mogły wchodzić,oczywiście...Regulamin nadal obowiązywał - Ułóż te serwetki na tamtych trzech stolikach - Rzuciła mi polecenie,a ja posłusznie je wykonałam,układając starannie białe serwetki na stole,przy talerzykach.Kilkoro uczniów pomagało ustawić i uruchomić sprzęd na którym miał operować DJ.Inni dekorowali ściany,a parę osób zajęło się kuchnią i jedzeniem.Ten dzień był wolny od treningów i jakikolwiek zajęć,więc chyba nikt nie narzekał.Nie każda istota brała udział w przygotowaniu ceremoni,ale oczywiście ci którzy się angażowai,mieli plusy u innych nauczycieli,a ja musiałam nazbierać trochę plusów.Wyznaczyli mnie jako podróżniczkę i powinnam to naprawdę docenić.
-Gotowe - Oświadczyłam do Will,gdy już skończyłam układać serwetki.
-Świetnie.Chyba zrobiłyśmy wszystkie polecenia Danielle - Zauważyła z entuzjazjmem.
-Wracamy do pokoju? - Spytałam patrząc na ogromny zegar,który wisiał nad drzwiami do sali - Za trzy godziny się zaczyna.
-Racja,chodźmy się powoli szykować - Zaproponowała i obie opuściłyśmy salę wędrując do windy,a nią od razu na swoje piętro.
Will zniknęła do swojego pokoju.Ja również.Wzięłam prysznic i wskoczyłam w wcześniej przygotowaną sukienkę.
Wybrałam na tę okazję ciemnofioletową sukienkę i czarnę szpilki.Włosy rozpuszczone,ale przejechałam po nich prostownicą.
Po skończonym makijażu byłam gotowa by iść tam i uczestniczyć w ceremoni z okazji rocznicy.Trochę ogarnął mnie sres,wiedziałam,że będzie tam Damon.Boje się,że moje zachowanie względem niego może zacząć być podjerzane.Zdaje sobie sprawę,że nikt nie wie,ale mam dziwne przeczucie,że coś może się wymsknąć z pod kontroli...Że coś się stanie nie po naszej myśli.
-Wow,ślicznie wyglądasz - Skomentowała Will wchodząc bez pukania do mojego pokoju.
-Dziękuje,ty również - Uśmiechnęłam się.
Gdy już dotarłyśmy obie do sali,spostrzegłam,że zebrało się na niej wiele uczniów.Każda dziewczyna miała praktycznie sukienkę i szpilki,a chłopacy w większości eleganckie garnitury,jedni z muszkami a inni powabili się na krwat.Na sali były stoliki a po bocznych ścianach sali,długie szwajcarskie stoły z jedzeniem,z daleka można było stwierdzić,że z nie byle jakim jedzeniem.Na suficie wisiały ogomne żyrandole.Na końcu sali widniał napis "500 Rocznica założenia akademii". Spojrzałam na gromadkę nauczycieli stojących pod napisem,między innymi był też tam Damon.Obok niego stał Rick,a zaraz obok Rick'a Profesor Wolfsey i reszta uczących.
Każdy uczeń zajął miejsce przy okrągłym stole.Stołów było kilkanaście,ale szczerze mówiąc byli uczniowie,którzy nie pofatygowali się by dotrzeć na ceremonię,woleli siedzieć w pokoju,albo robić inne rzeczy,więc starczyło miejsca dla każdego.Ja i Will zajęłyśmy miejsce przy stole,gdzie siedział również Zack i kilka naszych znajomych z paczki.Dyrektor Smith wyszedł na podest i zacząć przemowę.Mówił o historii związanej z akademią,powiedział kilka wzruszających słów.Następnie przemówiła profesor Wolfsey,jej wykład skupiał się na jej prywatnym zdaniu o założeniu akademii.Była po stronie uczniów i zależało jej na nas.Wydawało mi się,że jej głos niemal wabił każdego słuchacza,bo zauważyłam,że każdy z uwagą słuchał jej słów.Przemówił jeszcze profeosr Nerkey i profesorka Colgins.Doznałam zdziwienia,gdy zobaczyłam Damon'a na ich wcześniejszym miejscu.Poprawił swoją marynarkę i wyprostował się.Dziewczyny wlepiły w niego wzrok.Tylko Will skrzywiła się posyłając znaczące spojrzenie do Zack'a.
-Wydaje mi się,że akademia to miejsce,gdzie jesteście bezpieczni.Tak naprawdę,powinniśmy się cieszyć,że tu trafiliśmy.Są osoby,które żyjąc na planecie ludzi...doświadczyły swoich mocy właśnie tam.Bez pomocy i nadzoru,musiały i muszą się zmagać z swoją ciemną stroną.Wy wszyscy macie to szczęście,że jesteście pod nadzorem doświadczonych osób.Zatem cieszmy się i okazujmy wdzęczność za to,w jakim punkcie jesteśmy kochani.Chcemy być lepsi,chcemy mieć swoje cele i je spełniać.Wiem i zdaje sobie sprawę,że są tu osoby,które nie umieją do końca zaakceptować sytuacji w jakiej się tu znaleźli.Jest im ciężko z tym,że są w zaświatach,że mają nadnaturalne moce.Woleli by być ludźmi,zwykłymi nieśmiertelnikami.Widzą same wady w nadnaturalnych rzeczach.Czują się po prostu nieszczęśliwi,ale...George Bernard Shaw powiedział: "Szczęście przez całe życie! Nikt by tego nie mógł znieść, to byłoby piekło na ziemi." Starajmy się docenić,to co po prostu zostało nam dane.Nie narzekajmy na to,że jesteśmy nieszczęśliwi.Przyzwyczajmy się do tego,co mamy i doceńmy to,ponieważ...Zawsze może być gorzej moi drodzy.Nie wiemy co wydarzy się jutro,nie mamy wpływu na pewne rzeczy.Dziś mamy tak wiele,a jutro? Co będzie jutro? - Na sali panowała całkowita cisza.Każdy,dosłownie każdy wpatrywał się z uwagą w Damon'a.Ich twarze były pełne podziwu i uznania.Nawet profesorzy byli bardzo zasłuchani w słowa jakie przedstawiał nam Salvatore - Nie znamy przyszłości.Narzekamy codziennie jakie to złe mamy życie,nie zważając na to,że inni mają sto razy gorzej.Gdy staracie się pokazać innym osobom z dobrej strony,zawsze znajdą się tacy,którym się nie spodobacie.Kiedy tak bardzo usiłujecie dogodzić każdej osobie,pojawią się takie,które nie będą zadowolone,stwierdzą,że im nie dogodziliście.Nie ma czegoś takiego,że każdy będzie szczęśliwy dokładnie w ten sam sposób,co druga osoba.
Nawet gdyby wszechświat,dał nam to,czego pragniemy.To i tak nie bylibyśmy szczęśliwi.Szczęśliwi możemy być wtedy,gdy docenimy to,co mamy.Dlatego,doceńmy kochani to,co zostało nam dane.Dziękuje - Jedna osoba wstała,a za raz za nią wszyscy,którzy zaczęli oddawać gromkie brawa i owacje.Ludzie byli zachwyceni jego przemową i ja też.Trzeba było przyznać,że była to genialna przemowa i chyba jedna z najlepszych dzisiejszych przemów.Wampir stał z lekkim uśmiechem na twarzy.Wypatrywał kogoś wzrokiem,aż w końcu nasze oczy się spotkały.Przypatrywał mi się z daleka,a ja posłałam mu szczery uśmiech 
Czas kolacji był chyba najlepszą częścią tej ceremoni.Uczniowie otoczyli szwecki stół,nakładając sobie na talerze jedzenie.Gdy stałam przy bufecie z przekąskami zorientowałam się,że Damon zmierza w moją stronę.Odwróciłam wzrok od niego,a ten wyciągnął czerwoną różę i mi ją wręczył.Zdębiałam gdy trzymałam ją w rękach.Spojrzałam na niego lekko marszcząc brwi,ale ten odsunął się ode mnie.Wziął szklankę i nalał do niej whisky,a następnie jakby nigdy nic odszedł.Stałam tam bojąc się,że ktoś mógłby nas zobaczyć,że ktoś mógł zobaczyć moment,gdy Damon wręcza mi różę.
Odwróciłam głowę,ale nikt nie patrzył w moją stronę.Wszyscy byli zajęci sobą,jedzeniem,albo pogawędkami z innymi.
-Skąd masz te piękną różę? - Zapytał głos dochodzący za moimi uszami.
-Ym - Spojrzałam na chłopaka.To był Matt,który pojawił się tak nagle - Była tutaj - Wyjaśniłam nerwowo.
-Lubisz róże? - Podszedł bliżej mnie przejmując kwiat z mojej ręki i dokładnie mu się przyglądając.
-Tak,są...Ładne.
-I czerwone.Róże symbolizują miłość,nie prawdaż? - Uśmiechnął się.
-Tak - Wymusiłam uśmiech i przełknęłam ślinę.
-Stresujesz się czymś? 
-Nie,ja...Może - Wzruszyłam ramionami przypominając sobie,że matt był wilkołakiem i słyszeł tempo bicia mojego serca.
-Ładnie wyglądasz - Szepnął,a ja czułam,że rumieńce wdarły się na moje policzki.
-Jak podobały ci się przemowy? - Zmieniłam temat zabierając powoli z ręki Matt'a kwiat należący do mnie.
-Były epickie,zwłaszcza przemowa Damon'a Salvatore - Zauważył.
-Tak,to prawda.
-Chociaż wydaje mi się,że...Przemowa Damon'a miała na celu bardziej zwrócenie na siebie uwagi - Zaszydził z niego.
-Dlaczego tak uważasz? - Zmarszczyłam czoło.Matt nie znał go,tak jak ja.Nie miał prawa go obrażać.
-Wampiry zawsze są takie.Nie wolno im ufać.Wizualnie zazwyczaj są piękne.Wiesz dlaczego? 
-Nie - Szepnęłam.
-Bo chcą w ten sposób zwabić do siebie ofiarę.Są jednym chodzącym pozorem - Wycedził przez zęby zaciskając pięści.
-Nie wrzucaj każdego do jednego worka,Matt - Powiedziałam pouczającym tonem głosu.
-A ty? Co sądzisz o wampirach?
-Nie oceniam ich - Wzruszyłam ramionami - Wybacz,pójdę do Will.Pewnie mnie szuka - Ominęłam szybko Matt'a i powędrowałam do Will,która siedziała przy stole i zajadała się jakąś potrawą z szweckiego stołu.Obok niej,siedział Zack.Obserwował inne osoby.
-Smacznego - Powiedziałam do Will.
-Gdzie zniknełaś? - Zapytała z pełną buzią jedzenia.
-Poszłam się napic - Usiadłam,a Zack spojrzał na mnie.
-Widziałem Cię z...- Zawiesił Zack,a ja niemalże podskoczyłam na krześle.Skamieniałam,pewnie widział mnie z wampirem - Z Matt'em - Dokończył po chwili,a ja odetchnęłam z ulgą.Chyba zauważył,że się stresuje,Will też to zauważyła.Oboje zmierzyli mnie wzrokiem.
-Alex... - Zaczęła Will - Wszystko w porządku? 
-Tak - Odparłam szybko - Wszystko okey,ja...Jestem zmęczona - Odgarnęłam porywczo kosmyk włosów za ucho.
-Jesteś jakaś nerwowa - Dostrzegła i wpatrując się we mnie z niepokojem.
-Tak,słyszę bicie twojego serca.Jest przyśpieszone - Dodał Zack lekko marszcząc brwi.
-Coś się stało? Możesz nam powiedzieć - Zapewniła mnie Will łagodnym tonem głosu.
-Nie - Zaprzeczyłam ruchem głowy - Pójdę się położyć,nienajlepiej się czuje - Wstałam impulsywnie od stołu.
-Może pójdę z tobą? Odprowadzę cię - Zaproponowała Will która miała zmartwiony wyraz twarzy.
-Nie trzeba,dam radę.Bawcie się dobrze - Rzuciłam im blady uśmiech i wyszłam z sali kierując się do windy,a z niej od razu do pokoju.


7 Maja 2016 Rok.Londyn 

Tata siedział w salonie popijając swoją ulubioną herbatę imbiorową.Usiadłam na kanapie obok niego i posłałam mu lekki uśmiech.
-Jak tam z Stefanem? - Zapytał odkładając kubek na mały stoliczek przy kanapie.
-W porządku.Przechodzi chemioterapię - Wyznałam - Ale nienajlepiej to znosi.
-Rozumiem.Musimy mieć głęboko nadzieję,że wyjdzie z tego.
-Tak...A ty? Jak ty się czujesz? - Mój wyraz twarzy nabrał zatroskania.
-W porządku.Odwyk był...Trudny,ale wystarczyła silna wola i poradziłem sobie z tym - Uśmiechnął się triumfalnie.
-Teraz musisz się pilnować,wiesz o tym? - Zaznaczyłam ostatnie słowa.
-Wiem Alex...Ale spokojnie.Naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku..
-Coś cię martwi - Stwierdziłam gdy Tata się zamyślił.
-Tak...Zbliżają się twoje 17 urodziny.Wiesz co to oznacza? - Rzucił mi znaczące spojrzenie.Wiedziałam co miał na myśli.Jakieś pół roku temu odwiedziła go czarownica uprzedzając go,że w dniu moich 17 urodzin zabiera mnie do zaświatów.Ojciec od razu mi o tym powiedział.Na początku byłam przerażona,ale potem pogodziłam się z tym,że to musi nastąpić.Zaakceptowałam to pomimo tego,że było mi trudno oswoić się z przyszłością jaka mnie czekała.
-Tato,tak musi być - Powiedziałam cicho - Nie zmienie tego kim jestem - Szepnęłam zrezygnowanym tonem głosu.
-Dlaczego właśnie ty? Przecież...Nie chciałaś takiego życia - Kręcił głową.Był bezsilny.
-Wydaje mi się,że być może w zaświatach....Poznam prawdę i...Dowiem się,dlaczego jestem inna.
-Obawiam się,że możesz nie wrócić tutaj.Wiesz? Zaświaty są poza wszechświatem.To tak jakbyś...Umarła - Zasmucił się.
-Nie umieram Tato - Zapewniłam go - Wrócę.Mam taką nadzieję - Wyszeptałam patrząc z współczuciem na Ojca.

______________________________________________________________________________________________________________________________











                                                              

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz